Marcin
Milczarski zachęcił do zwierzeń socjologa Piotra Sztompkę. Wiek XXI zapewne
będzie za kilkadziesiąt lat analizowany przez naukoznawców jako Stulecie
(auto-)biografistyki. Nie ma już takich księgarń, w których by nie wydzielono
regału „Biografie”, gdyż książek o tej tematyce jest już kilkaset w każdej księgarni. Doszła do tego zbioru rozmowa z
wybitnym uczonym określanym mianem polskiego noblisty nauk społecznych na temat
jego życiowej drogi.
Każdy,
kto interesuje się psychologią egzystencjalną, psychologią biegu życia,
andragogiką czy geragogiką znajdzie w introspekcyjnej narracji przesłanki tego,
jak niektóre osoby osiągają sukces zawodowy, co go determinowało, od czego był
zależny a co stanowiło bariery, przeszkody w dążeniu do upragnionych celów.
Mimo, iż interviewer jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie
Jagiellońskim, którego profesorem jest jego rozmówca, to podporządkował treść
wypowiedzi biegowi życia P. Sztompki, pracując
nad książką aż dwanaście lat.
We
„Wstępie” M. Milczarski uzasadnia powód podjęcia się tego zadania przyznając,
że jego wywiad-rzeka jest swoistego rodzaju pomnikiem rozmówcy, którego twórczość
naukowa zachęciła go do podjęcia socjologicznych studiów właśnie w Krakowie. Pozyskał
zaufanie profesora i przekonał go o potrzebie dokonania swoistego podsumowania
własnego życia, na co ten nie od razu przystał, ale zaproponował własne motto
dla tego projektu, które stanowi także samousprawiedliwienie udziału w nim
właśnie teraz, po 55 latach aktywności naukowo-badawczej i dydaktycznej, a
brzmi ono:
„Śmierć
jest jak naciśnięcie klawisza „delete” w komputerze. Nagle wymazane zostają
wszystkie wspomnienia i refleksje, marzenia i sny, radości i smutki, sukcesy i
porażki, euforie i traumy, obrazy wizje,
nadzieje i plany. Ciach i nie ma! DLATEGO WARTO ZROBIĆ KOPIĘ ZAPASOWĄ” (s.5).
Gorąco
polecam ten tytuł nie tylko studentom socjologii, ale także politykom nauki,
naukoznawcom, politologom i pedagogom, bo chociaż życie P. Sztompki jest, jak
każdego z nas, indywidualne, niepowtarzalne, wyjątkowe, odmienne, to jednak są
w przekazie na jego temat treści, które świadczą o badanych przez nas
prawidłowościach życia społecznego i indywidualnego, osób (w sensie
statystycznym) wybitnych i przeciętnych, eksponowanych i marginalizowanych,
zasłużonych i wykluczanych.
Rozmowa
z socjologiem staje się przecież okazją do poszerzenia naszej wiedzy na temat
stanu rozwoju tej nauki, kluczowych w niej postaci, możliwości odkrywania
nowych fenomenów oraz nierozstrzygniętych problemów badawczych. Sztompka
odsłania przed czytelnikami słabe i mocne strony swoich dokonań, dzieli się
wspomnieniami spotkań z innymi uczonymi, których nazwiska znamy tylko z ich
dzieł, a nie będziemy już mieli sami takiej szansy, nadając im blasku
wiarygodności, a nawet wyjaśniając kontekst powstałych koncepcji, idei czy
poglądów.
Wywiad–rzeka jest rzeczywiście poprowadzony zgodnie z prądem faz ludzkiego życia,
ale pod prąd stereotypom potocznego myślenia o społeczeństwie. Zostajemy
zaproszeni we wstępnej części do rodzinnego domu, środowiska codziennego życia
profesora, by w „Interludium” poznać w siedmiu częściach „dekalog sukcesu” , a
całość dopełniają eseje P. Sztompki: „Dziesięć tez o socjologii” oraz
„Socjologia jako magistra vitae”. Historycy myśli społecznej, w tym socjologii znajdą
w tym wywiadzie wiele niezwykle interesujących faktów, informacji o zdarzeniach
w świecie nauki i o wzajemnych relacjach międzypokoleniowych, które przechodzą
różne fazy od zachwytu, przez współpracę do zerwania kontaktów.
Przytoczone
przez Sztompkę anegdoty z jego pobytów zagranicznych potwierdzają, jak wielkie
mogą uzyskać wsparcie w relacjach z politykami władzy lub z jakiego powodu może
grozić im wyeliminowanie ich z pracy naukowej. W totalitarnej Polsce Ludowej
nasz socjolog mógł przetrwać, gdyż – jak sam przyznaje – pisał o sprawach
abstrakcyjnych, które nie miały wiele wspólnego z realiami życia Polaków.
Młodzież
akademicka nie przyjmie dziesięciu tez
tego socjologa, mających rzekomo wskazywać na zmienne skutkujące sukcesem w
nauce, gdyż są wpisane w indywidualną biografię tego uczonego i środowiskowe
oraz społeczne okoliczności, które są niepowtarzalne, a zatem nie mogą
wyznaczać stałych prawidłowości w tym zakresie. Brzmią one zresztą banalnie –
do czego sam się przyznaje (s. 111) - i nieprzekonywująco, co wcale nie podważa
ich wiarygodności, ale nie pozwala na ich generalizację i transfer do
następnych pokoleń. Przykładowo, od czego ponoć zależy sukces w nauce
(podkreśl.moje):
1) „10
procent natchnienia i 90 procent potu”. Nie ma sukcesu w nauce bez
wytężonej, nieustannej, konsekwentnej, upartej pracy. Nie wierzcie we
wrodzone talenty…” (tamże).
2) „trzeba
być zawsze optymistą, a jeśli z tym się nie urodziliśmy, to trzeba się
optymizmu nauczyć, wytrenować, trzeba go sobie wpoić” (tamże).
3) „Nie
trzeba się wstydzić sukcesu (…) kariera Nikodema Dyzmy nie jest w nauce
czymś niespotykanym. Także w PAN” (s. 112).
4) „Trzeba
wyznaczać sobie cele najbardziej
ambitne, na oko nierealne” (tamże).
5) „Trzeba
mieć mistrza, kogoś, kto staje się wzorem osobowym, nie tylko jako
uczony, ale także jako człowiek” (s. 113).
6) „Czynnik
szczęścia i niezasłużonej szansy to oczywiście urodzenie się w pewnym
kraju, w pewnym momencie historii i w pewnej rodzinie (s. 113).
Interesujący
się historią Polaków, których korzenie rodzinne są związane z obecnym
terytorium Ukrainy, dowiedzą się, że rodzina matki socjologa pochodziła z Kresów
Wschodnich, z Czeromina, sama kończąc powszechną edukację w Kijowie, zaś ojciec
pochodził z Wołynia, z Bogusławka pod Łuckiem, a był wybitnym pianistą. Tak oto
w życiorysie kolejnego a wybitnego uczonego nauk społecznych odnajdujemy
wspólnotę losów obu nardów – polskiego i ukraińskiego.
Nie
streszczam wywiadu-rzeki, bo każdy może w nim zanurzyć się, jeśli chce
dowiedzieć się czegoś o Mistrzu polskiej socjologii współczesnej, socjologii jako nauce i o jej innych, wybitnych postaciach oraz wydarzeniach.