Publicyści prasy prawicowej usiłują
wmawiać opinii publicznej, że w III Rzeczpospolitej mamy do czynienia z
niewydolnością obecnego systemu akademickiego, a więc jego głębokim kryzysem.
Tym samym krytykują politykę rządu prawicowej koalicji w latach 2015-2021.
Jednym z nich jest dr Józef Wieczorek, który nie powołuje się w
swoim ostatnim artykule pt. Skąd się wzięły obecne kadry
akademickie? (WNET 2021 nr 10, s. 17) na chociażby
scjentometryczne raporty w tym zakresie (zob. badania prof. Marka Kwieka) czy
na sprawozdania MEiN.
Być może nie wie, że do pisania o
środowisku akademickim i jego naukowych osiągnięciach lub porażkach trzeba
najpierw rzeczowo się przygotować, poznać realia, by nie tworzyć o nim
fałszywego obrazu. Nie wystarczą bowiem utyskiwania na rzekomy stan
fatalnych kadr z okresu PRL, skoro te już dawno nie mają dla obecnego rozwoju
polskiej nauki szczególnego znaczenia. Większość odeszła z uczelni na
emeryturę, a wśród nich także wybitni uczeni.
Mamy w Polsce kadry odpowiadające stanowi ok.10 proc. naukowców jak w najlepszych uniwersytetach świata, których
publikacje są najwyżej oceniane, o czym wielokrotnie pisałem w blogu,
przywołując wyniki międzynarodowych badań.
Tymczasem publicysta J.
Wieczorek narzeka na akademickie kadry, które musiały mieć jakiś wpływ
na jego drogę naukową w okresie PRL, skoro dzięki nim uzyskał stopień doktora
na Uniwersytecie Jagiellońskim. W PRL musiał mieć bowiem PRL-owskiego
promotora, recenzentów i członków rady wydziału. Nie wypadł zatem "spod
ogona" przedwojennych kadr profesorskich, gdyż te, jak trafnie o tym
pisze, zostały albo wymordowane przez Niemców, albo wykończone przez
bolszewickie rządy okresu stalinowskiego.
Ma też zapewne osobiste doświadczenie i
być może nawet bolesną pamięć tego okresu, której pod koniec artykułu
jednak sam zaprzecza pisząc: W PRL wydatki na naukę były wielokrotnie
mniejsze, zarabialiśmy jakieś 100 razy mniej niż obecnie (kilkanaście -
kilkadziesiąt dolarów miesięcznie), a poziom nauki był podobny, a nawet w wielu
dziedzinach lepszy.
To w końcu, jak to było z tym
PRL-em, skoro najpierw stwierdza, że: Polska domena akademicka poniosła
ogromne starty osobowe i materialne podczas II wojny światowej, i to zarówno ze
strony okupanta niemieckiego jak i "wyzwoliciela" sowieckiego.
Niestety w zniewolonej PRL tych strat nie zdołała odbudować. Kadry akademickie,
które uchroniły się przed zagładą, podlegały procesom
"oczyszczającym" od samego początku Polski Ludowej, aby nie wpływały
negatywnie na młodzież akademicką, która maiła budować nowy, postępowy
ustrój.
Czytelnicy mają być przekonani, że w
okresie transformacji III RP, mimo iż ta trwa już trzydziesty drugi rok,
została zachowana ciągłość prawna i personalna w środowiskach akademickich. Ma
rację, że [n]ie dokonano lustracji ani tym bardziej
dekomunizacji, poza swoistą dekomunizacją uczelnianych historii poprzez
usuwanie z nich terminów "komunizm" czy "PZPR", a także
takich wydarzeń jak stan wojenny. Pisałem o tym, że tak
historycy, socjolodzy, filozofowie, jak i psycholodzy nadal ukrywają
destrukcyjną partyjnie aktywność swoich promotorów, recenzentów czy
popleczników ich karier.
No i co z tego? Czy to znaczy, że stali
się reproduktorami bolszewickiej nauki humanistycznej lub ideologicznej/socjalistycznej
doktryny? Jego zdaniem współcześni młodzi naukowcy odtwarzają sowiecką myśl
naukową, przez co nie są uznawani na świecie. Co za bzdura.
Artykuł J. Wieczorka jest potoczną
publicystyką, narzekactwem, które nie znajduje poważnych argumentów, skoro nie
przytacza się w nim konkretnych faktów. Ogólnikowe poglądy tego autora są w tym
artykule niespójne, pozbawione rzeczowej argumentacji. Autorowi nie podoba się,
że naukowcy, dzisiejsi nauczyciele akademiccy, których rzekomo
postsocjalistycznych karier sam nie przywołuje, nie egzemplifikuje, nie powinni
upominać się o godne płace, o środki na badania naukowe, bo... są to jeszcze
gorsze kadry, niż te w ... PRL!
Ba, J. Wieczorek sugeruje, by w związku z
powyższym przestać troszczyć się o finansowanie szkolnictwa wyższego: Co
ciekawe, polskie uczelnie nie są otwarte na naukowców, którzy przy nikłym
finansowaniu budżetowym, a nawet bez finansowania potrafią osiągnąć w nauce
więcej niż etatowi pracownicy. Dr J. Wieczorek nie wie, że powstały
szkoły doktorskie, w których doktoranci otrzymują nie tylko stypendia, ale
także mogą ubiegać się o konieczne środki na badania własne? Nie muszą już
żebrać na ulicy, ale też nie powinni być nisko opłacani.
Po co mydlić społeczeństwu oczy takimi
bzdurami? Gdzie są ci wybitni naukowcy, młodzi, nieskażeni PRL i jego
reprodukcją, którzy są gotowi pracować naukowo za darmo? Poproszę o ich adres.
Chętnie włączę ich do procesu badawczego, skoro są gotowi pracować dla idei,
jak obecna prawicowa władza.
Podejście do rzekomego kryzysu kadrowego w
szkołach wyższych przypomina mi nieco wypowiedź prof. Ryszarda Legutki, który w
swoim artykule pt. Profesorowie i prokuratorzy ("Życie" z dn.
19-20 grudnia 1998, s. 7) pisał: (…) w opinii tych, którzy pamiętają
przeszłe czyny, za dużo jest w historii ich życia pychy, a za mało żalu, za
dużo poczucia misji, a za mało pokory. Jednocześnie te same cechy sprawiają, iż
stali się oni, przynajmniej niektórzy z nich, akademickimi gwiazdami
uwodzącymi kolejne pokolenia młodzieży. (…) Jest skądinąd zastanawiające,
że młodsze pokolenie – głosząc pochwałę buntu – wcale nie zbuntowało się
przeciw swoim nauczycielom., lecz zawsze lojalnie przy nich trwa.
Może zatem, zamiast narzekać na stan
obecnych kadr akademickich, autor tak fałszowanej rzeczywistości akademickiej
skupi się na faktach i od nich zacznie rzetelną analizę. W Polsce A.D. 2021 nie
finansuje się akademickiej patologii. Natomiast zapewne płaci się za takie
publicystyczne teksty w dofinansowywanej z budżetu państwa prasie.