Jeśli ministra Barbara Nowacka sądzi, że nauczycielom
wystarczy fakt odsunięcia formacji Zjednoczonej Prawicy od władzy w resorcie
edukacji, to się głęboko myli. Lekceważenie wykształconych kadr oświatowych
jest coraz bardziej widoczne w traktowaniu ich tak, jakby były
półinteligentami. To, że resort oddano w zarząd lewicy i skądinąd bardzo
sympatycznej kobiety-posłanki, nie ma żadnego wpływu na zmianę w szkolnictwie
publicznym.
Wprost odwrotnie. Nauczyciele widzą i dobrze rozumieją, że
przemeblowanie w strukturach władzy i zastąpienie ideologicznych arogantów w urzędach i
terenowym nadzorze pedagogicznym akceptowanymi w mediach społecznościowych (i
zapewne także w szkołach) inwersyjnie równie partyjnymi nauczycielami, nie będzie skutkować masowym poparciem istniejącego chaosu, ignorancji i braku strategii koniecznych reform. Nauczyciele czytają
nie tylko bankowe potwierdzenia wysokości ich niskich wynagrodzeń, ale także monitorują
wypowiedzi ministry i jej zastępczyń oraz podejmowane decyzje władz oświatowych różnych szczebli.
Ministra nie posiadała wiedzy na temat koniecznych reform szkolnych w momencie obejmowania urzędu. Zdaje się, że sama była zaskoczona tym, że musi objąć MEN, a skoro tak, to zapewne doradzają jej ci, którzy ją otaczają, w tym niemożliwi do zwolnienia pracownicy MEN. Oni przeżyli i przetrzymają każdego kolejnego ministra. Zapewne opowiadają sobie o nich najśmieszniejsze historyjki. Wiedzą, jak postępować, by trwać, podsuwając ministrze pomysły, które odrzucali poprzednicy a w nowych "sreberkach" jawią się jako oryginalne. Wykonają zlecenie na każdą decyzję zwierzchniczek, by dotrwać do emerytury. Od tego tam są.
Niemalże codziennie zapowiada się na nowy rok szkolny coraz więcej "nowalijek", jak np. całkowity zakaz zastępstw dla nauczycieli specjalistów. Słusznie, bo skoro zastępstwa są prowadzone przez niekompetentnych nauczycieli, to lepiej puścić dzieci do domu. Po co mają siedzieć w klasach i nudzić się? Czekam z niecierpliwością na kolejne "potworki dydaktyczne". Skoro dotychczas nie było, to też nadal nie będzie środków finansowych na pokrycie kosztów wyjazdów nauczycieli z uczniami na jedno-czy kilkudniowe wycieczki. W firmach płaci się za wyjazd w delegację, tylko nie w szkolnictwie. Niech rodzice uczniów pokrywają koszty hotelu i wyżywienia nauczycieli-opiekunów.
Ministerstwo dąży do tego, by zatrudniać w szkołach psychologów. Słusznie. W upadłej szkółce wyższej w stolicy wykształcono ich tysiące, więc trzeba im zapewnić miejsca pracy. Dobrze wykształcony psycholog nie zatrudni się w szkole publicznej za minimalną pensję krajową. Co innego nauczyciele obowiązkowych przedmiotów egzaminacyjnych. Tym ponoć mają być podwyższone stawki wynagrodzeń, żeby w ogóle chcieli pracować w szkolnictwie.
Niektórzy nauczyciele i rodzice uczniów mają problem z zorientowaniem się, co jest fejkiem, a co zapowiedzią realnych zmian. Im więcej wypuści się w czasie wakacji takich "gadżetów" do mediów, tym szybciej uzyska się opinię na ich temat. Niektóre portale już serwują sondaże typu:
Czy należy podwyższać płace nauczycielom?
Tak
Nie
Nie mam zdania.
Czy rodzice powinni otrzymywać bon edukacyjny w wysokości 800+ na pokrycie kosztów korepetycji dla swojego dziecka uczęszczającego do klasy maturalnej?
Czy dawać bezpłatnie podręczniki uczniom szkół ponadpodstawowych?
Czy objąć testami psychologicznymi wszystkich nauczycieli?
Czy poddać sprawdzianom kondycyjnym i sprawnościowym nauczycieli wychowania fizycznego?
itp., itd.