Zaczynam od cytatu z 1981 r.:
Etyka solidarności rodziła się w przedziwnym krajobrazie. Dobrze pamiętam
dzień, w którym powstał jej pierwszy rozdział. Było to jeszcze przed pierwszą
legalizacją "Solidarności", w pogodny dzień październikowy, rano. Na
Wawelu zjawili się przywódcy "Solidarności" z Lechem Wałęsą na czele,
by uczestniczyć we Mszy św. , którą odprawiał ks. prałat Stanisław Czartoryski,
potomek słynnego rodu. Usiedli przed konfesją Św. Stanisława, biskupa krakowskiego
i męczennika. Siedzieli wciśnięci między sarkofagi polskich królów, jakby
chcieli wziąć w siebie część ich wielkości.
Byliśmy pełni niepokoju. Był to przecież dopiero 1980 rok. Ale w głębi
duszy każdy czuł: tym razem musi się udać. Gdy zaniosłem tekst kazania do
redakcji "Tygodnika Powszechnego", red. Mieczysław Pszon powiedział:
"pisz dalej". Gdy inni strajkowali, manifestowali, kłócili się o
należne im prawa... ja pisałem. Tak z tygodnia na tydzień rodziła się niniejsza
książeczka. Gdy jesienią roku 1981 zaczęła się druga tura Zjazdu
"Solidarności", książeczka znalazła się w rękach delegatów" [J. Tischner,
Etyka solidarności, 1981].
Dzisiaj, po czterdziestu latach od tych wydarzeń - inny jest Wawel,
inne są msze św., inni rzekomi założyciele i przywódcy
"Solidarności", inne niepokoje, inni biskupi modlący się już nie
między sarkofagami królów, inni kłócący się o należna im prawa....
.
A co WY piszecie? O czym piszecie? Komu i czemu służycie? Co się stało z
polską licencją na etykę solidarności? Jak to jest możliwe, że przemeblowano
WAM głowy, skonfiskowano godność? Jak mogli hierarchowie Kościoła katolickiego
dopuścić do niszczenia wielkiego dorobku swoich poprzedników, dziedzictwa
Kardynała Tysiąclecia - Stefana Wyszyńskiego i św. Jana
Pawła II w walce o wolność polskiego państwa, narodu, społeczeństwa, o
godność dzieci i obywateli?
Ks prof. Józef Tischner dopisał na początku lat 90. XX w. do "Etyki
solidarności" drugą część pt. ""Homo sovieticus" (Krakó:
Znak 1992), odsłaniając nie tylko istotę syndromu sowczłowieka w naszym
społeczeństwie, w tym także w jego warstwach władzy.
Niezwykle trafnie ujął w niej naznaczenie każdego Polaka ideologiczną
doktryną komunizmu, pisząc metaforycznie: Płynęliśmy wszyscy i każdy
czuje się zamoczony. Jeden mniej, drugi więcej. Mimo że nie istnieje idealne
wcielenie „sowczłowieka”, możemy zarysować jego idealny obraz i pytać, na ile
jesteśmy doń podobni [tamże, s. 125].
Naznaczany zniewalaniem w edukacji, pracy oraz pozbawiany przez władze
wolności i godności naród doświadczał krzywd, poniżenia i utraty kontaktu z
państwami demokracji zachodniej. Komunizujący totalitaryzm
legitymizował totalitarną, autorytarną edukację, która przenikała z materią
ideologii marksistowsko-leninowskiej, monistycznej, ortodoksyjnej do wszystkich
sfer życia społecznego.
Potwierdza się teza pedagoga humanistycznego nurtu okresu II RP - Janusza
Korczaka, że żaden nauczyciel i wychowawca nie może obdarzyć dzieci
wolnością, skoro sam jest zniewolony. Nadzieję i godność przywracał swoją myślą
Tischner pisząc:
Po pożegnaniu z komunizmem człowiek wita się z samym sobą. Uświadamia sobie
swą wolność. Wybiera ją jako podstawową wartość, od której może zacząć się
etyka. (…) Jako podmiot praw i obowiązków, jest odpowiedzialny za siebie. Nie
jest niewolnikiem. Dopiero teraz może zdecydować, komu będzie służył, ale już
nie jako niewolnik, lecz jako wolny [tamże].
Nie sądzę, że pożegnaliśmy się z komunizmem. Nie rozstaliśmy się z destrukcją kodu moralnego w państwie, także w oświacie i nauce.