Wraz z kończącymi się zajęciami w semestrze
letnim odbywają się w uczelniach konferencje, seminaria i podsumowania prac
badawczych młodych naukowców. Nie sposób być wszędzie i uczestniczyć we
wszystkim. Zdumiewa jednak dający się zaobserwować pośpiech, koncentracja na
ilości prezentacji a nie wnikania w jakość kilku oraz, co gorsza, bezmyślny
bezkrytycyzm ze strony prowadzących takie obrady czy sesje.
Zajrzałem
do jednej z sekcji doktorantów, w której niemalże dziesięć osób miało zreferować w ciągu 90
minut własne projekty badawcze - ich założenia teoretyczne, metodologiczne i
wyniki. Łatwo można wyliczyć, że na osobę przypadało zaledwie 9 minut. Co można
powiedzieć w tak krótkim czasie i po co, skoro z założenia ma być krótko i
pobieżnie?
Prowadząca w ogóle nie reaguje, nie komentuje, nie zwraca uwagi na fundamentalne błędy
głównie w części badawczej osób referujących wyniki własnych badań. Muszą zdążyć ze swoją
prezentacją, by uznano ich aktywny udział w konferencji dla doktorantów. Owszem, prowadząca obrady była aktywna, ale bez możliwości podzielenia się z referującymi jakąkolwiek
informacją zwrotną, bez uczulenia ich na błędy, niedociągnięcia.
W
efekcie takiego udziału doktoranci niczego się nie nauczą natomiast nabierają przekonania, że wszystko jest w porządku, skoro nie było żadnych uwag,
polemiki, dyskusji. Nie było, bo zabrakło czasu. Czy to ma jednak
usprawiedliwiać utrwalanie dobrego samopoczucia referujących, które zostanie
zaburzone rzetelną recenzją w czasie postępowania o nadanie stopnia doktora,
doktora habilitowanego czy tytułu profesora. Chyba, że w tych postępowaniach
recenzujący także nie będą mieli czasu albo zlekceważą czy nie rozpoznają
zawartych w pracy błędów.
Jak
się okazuje, jednostkami akademickimi, które w nazwie i swojej misji mają
metodologię badań, zatrudnione są niekompetentne osoby. W uniwersytetach
lekceważy się rzetelną ocenę prac naukowych tych, którzy powinni być liderami,
przewodnikami dla młodych w opanowaniu przez nich warsztatu badawczego. Skoro
sami go nie posiadają, są ignorantami, to zapewne i z tej przyczyny pozytywnie
oceniają prace awansowe, które są obciążone poważnymi błędami
metodologicznymi.
Ktoś
zamieścił w sieci zdjęcie z podsumowania zajęć w szkole doktorskiej jednego z
uniwersytetów badawczych. Widać na nim zadowolone gremium profesorów i doktoranta referującego własny projekt badawczy. Jednak przyglądając się bliżej
upublicznionemu slajdowi dostrzeżemy, że błędnie sformułował
główny problem badawczy a jeszcze gorzej problemy szczegółowe. Zapewne nie rozumie, że istnieje różnica między
pytaniami dopełnienia a pytaniami zależnościowymi i rozstrzygnięcia. Promotorem jest osoba ze
stopniem doktora habilitowanego uniwersytetu badawczego. Czyżby w podobnych warunkach uzyskała swój
awans?