Przypadkowo natrafiłem w jednym z nadmorskich miasteczek na zorganizowana w szkole podstawowej wystawę poświęconą zabawkom z okresu PRL. Zgromadzone na niej eksponaty, które obejmowały fazę życia subiektywnie uwolnioną od ideologizacji. Dzieciństwo jest bowiem tym czasem w życiu każdego z nas, który jest niemalże totalnie wyobcowany od życia politycznego pokolenia dorosłych.
Nie pamiętam niczego z okresu wczesnego dzieciństwa (a nawet wczesnoszkolnego), co mogłoby wpisać się w moją świadomość jako wydarzenie polityczne. Na świecie nie było już Stalina, a o Gomułce dowiedziałem się dopiero w ósmej klasie szkoły podstawowej. Wystawa zabawek wywołała jednak wspomnienia, na co zapewne liczyli jej organizatorzy pobierając dość słoną opłatę za możliwość jej zwiedzenia.
Dzięki tej ekspozycji przypomniałem sobie wszystkie zabawki, gry i pomoce dydaktyczne, które miałem w domu, którymi bawiłem się na podwórku z moimi rówieśnikami lub korzystałem z nich w przedszkolu i w toku wczesnej edukacji. Aż łza zakręciła się w oku, ale nie z nostalgii za tamtym ustrojem, tylko za tym szczególnym czasem wyjątkowej wolności, naiwności, pasji, zaciekawienia, itp., którego trudno jest pozbawić każdego z nas.
Na moich dzieciach wystawa nie zrobiła specjalnego wrażenia. Zwiedzały ją ze mną czując, że jest to jakoś dla mnie ważne. Może tylko wręczona im przez pracownika wystawy mała tabliczka z płyty pilśniowej wzbudziła zainteresowanie, kiedy dowiedziały się, że będą mogły wypalić na niej specjalnym, a wysoce rozgrzanym urządzeniem (wypalarką produkcji ZSRR), cokolwiek na pamiątkę pobytu w tym miejscu.
Wystawa została przygotowana profesjonalnie, zawierając kilka wyróżnionych w przestrzeni miejsc, gablot, stolików ze zgromadzonymi na/w nich eksponatami. Był tu dział z pluszowymi przytulankami, autkami, kolejkami, lalkami i akcesoriami do wyposażenia domków dla nich (pokoiki dla lalek, kuchnia, pralnia, prasowalnia), ale i gry planszowe, zespołowe, strategiczne, logiczne, manipulacyjne, konstrukcyjne, sprawnościowe czy przyrządy do majsterkowania wraz z całą gamą poradników, wzorników i modeli.
Można było zobaczyć także ówczesne media: telewizor, telefony, łoki-toki, radioodbiornik, projektory do wyświetlania bajek, epidiaskop, a nawet jeden z pierwszych komputerów domowych do gier: „Commodore-64”. Był też sprzęt sportowy – przykręcane do butów łyżwy, narty i rolki. Był to także czas kolekcjonerstwa: znaczków pocztowych, nalepek z pudełek od zapałek (filumenistyka), etykiet czekolad, opakowań od gum do żucia z historyjkami „Kaczora Donalda”, ołowianych żołnierzyków i plastikowych kolarzy. Ci ostatni ze względu na cieszący się ogromną popularnością kolarski Wyścig Pokoju.
W sklepach przeważa chińska tandeta. Kiedy bowiem znaleźliśmy się w miejscu wakacyjnego pobytu zapytałem biegające po terenie maluchy, w co zamierzają się bawić. Odpowiedź pewnej czteroletniej dziewczynki nie zaskoczyła mnie, bo brzmiała: „Zaraz przyniosę swój tablet”. I przyniosła, by pokazać, że może w nim rysować i zamalowywać eksponowane na ekranie wzory. Też mi sztuka…