23 sierpnia 2013

Nie mylmy kształcenia nauczycielskiego ze studiowaniem na pedagogice























Jeszcze w sierpniu na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej" ukazał się artykuł Justyny Sucheckiej pod tytułem "Upadek pedagogiki. Nauczycielami zostaną osoby, które ledwo zdały maturę". W wersji online miał jednak nieco łagodniejszą treść, bowiem został zatytułowany: "Pedagogika zaprasza. Nawet ten, kto ledwo zdał maturę może zostać nauczycielem"

Tekst ten był powielany wraz z tytułem o upadku pedagogiki w wydaniach różnych gazet. Tak kręci się spirala bełtania ludziom w głowach.

Za tydzień zaczyna się kolejny rok szkolny. Po przeczytaniu niekompetentnie i nierzetelnie napisanego artykułu zastanawiałem się nad tym, w którym z państw Unii Europejskiej tak poniewiera się środowiskiem nauczycielskim, tak perfidnie manipuluje opinią publiczną? Doprawdy, byłem już w różnych krajach. Czytam na bieżąco prasę niemiecką, czeską i słowacką, ale tak paskudnie szykanujących nauczycieli artykułów nie spotkałem. Nie "pluje się" na elity mające kształcić elity. Nie usprawiedliwiają tego patologiczne postaci, które nie stanowią w tym środowisku nawet jednego promila całej populacji.

Jakie kompleksy muszą mieć nie tylko niektórzy polscy dziennikarze czy urzędnicy MNiSW (bo w tym artykule wypowiadał się nawet jeden z nich), ale i jakie urazy z własnej edukacji szkolnej, skoro są w stanie bezceremonialnie, bez pokrycia w faktach, degradować polskich nauczycieli przy każdej nadarzającej się okazji? Autorka powinna wykupić sobie za honorarium udział w studiach podyplomowych na Uniwersytecie Warszawskim, żeby się trochę douczyć. Może też pojechać na Białoruś lub na Ukrainę, na Kubę czy do Rosji, bo jeszcze tam obraża się nieposłusznych wobec władzy nauczycieli.

Tytuł artykułu: Upadek pedagogiki sugeruje, że mamy oto do czynienia z upadkiem pedagogiki jako nauki, dyscypliny naukowej. Skądże znowu. Ona pedagogiki nie zna, nie ma o niej pojęcia. Trudno zatem, by wieściła upadek czegoś, co jest jej obce. Egzemplifikacją jest pierwsze zdanie tekstu tego "artykułu", które brzmi:

"Na dziennych studiach pedagogicznych w całym kraju pozostały tysiące wolnych miejsc. Na niektóre uczelnie dostaną się nawet ci, którzy ledwo zdali maturę. Efekt? Dzieci będą uczyć coraz słabsi nauczyciele. Kryzys dopadł pedagogikę - studia, po których w szkołach znajdą pracę nauczyciele teoretycznie najlepiej przygotowani do zajęć z dziećmi, czyli pedagodzy przedszkolni i nauczyciele w podstawówkach.

Prof. DSW Mirosława Nowak-Dziemianowicz musiała pouczyć ignorantkę w wywiadzie dla GW, że istnieje zasadnicza różnica między studiami nauczycielskimi (dla nauczycieli) a studiami pedagogicznymi. Na kierunku pedagogika prowadzona jest tylko i wyłącznie jedna specjalność, która ma charakter ściśle nauczycielski, bowiem dotyczy edukacji wczesnoszkolnej (przedszkolnej i kształcenia zintegrowanego w klasach I-III szkoły podstawowej).

Natomiast nauczycieli kształcenia przedmiotowego w klasach IV-VI szkół podstawowych, w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych edukuje się poza kierunkiem pedagogicznym. Wydziały pedagogiczne w większości uniwersytetów i akademii (nawet pedagogicznych) nie mają nic wspólnego z tym kształceniem. Unika się wysokiej klasy specjalistów z pedagogiki i psychologii w przygotowywaniu kandydatów do tej profesji mimo tego, że z tych właśnie dyscyplin każdy nauczyciel powinien otrzymać określone minimum wiedzy i umiejętności. Oba resorty - MNiSW oraz MEN odrzuciły projekt środowisk pedagogicznych zwiększenia liczby godzin na zajęcia warsztatowe, metodyczne, konwersatoryjne, który mógł skończyć w naszym kraju z prymitywnym, minimalistycznym i pozaprofesjonalnym przekazywaniem wiedzy z psychologii i pedagogiki kandydatom do zawodu nauczycielskiego właśnie z wydziałów niepedagogicznych - humanistycznych, społecznych, matematyczno-fizycznych, przyrodniczych, nauk o ziemi itd.
Dobra, kwalifikowana edukacja musi kosztować, ale kogo to obchodzi? Lepiej jest zatrudnić do prowadzenia zajęć z pedagogiki czy psychologii na niepedagogicznych kierunkach uratowanych od rotacji asystentów, wykładowców, niż zaoferować prowadzenie zajęć z nauk o wychowaniu i kształceniu oraz z podstaw psychologii ogólnej, społecznej, a nawet klinicznej odpowiednio pedagogom i psychologom, którzy na wydziałach pedagogicznych sukcesywnie podnoszą swoje kwalifikacje, prowadzą badania naukowe i mają praktyczne doświadczenie w oświacie.

Słusznie zatem profesor DSW we Wrocławiu - M. Nowak-Dziemianowicz stwierdziła w swojej rozmowie z red. Aleksandrą Pezdą :

"A przecież sama metodyka nauczycielom nie wystarczy. Muszą mieć wiedzę pedagogiczną, psychologiczną i socjologiczną. Inaczej nie pomogą uczniom rozwijać się i rozpoznawać swoich mocnych stron, możliwości i uzdolnień. Żeby być dobrym nauczycielem, dziś nie wystarczy być dobrym chemikiem."

Niestety, ignorancja panuje nie tylko w resorcie nauki i szkolnictwa wyższego, w którym pedagogika ma skrytego wroga, kogoś, kto robi wszystko, by ją lekceważyć, ale także wśród szacownych psychologów, socjologów lub marnych akademików, którzy mają wciąż w swojej pamięci, w dużej mierze nędzną - i tu się z nimi w pełni zgadzam - pedagogikę socjalistyczną. Mogliby jednak zadać sobie trud sięgnięcia po rozprawy średniego i młodego pokolenia, które reprezentuje już inne nauki pedagogiczne.

Niech lepiej Polska Komisja Akredytacyjna zacznie publikować na swojej stronie raporty z akredytacji kierunku pedagogika, a zatem niech ktoś wreszcie zacznie wykonywać tam swoje obowiązki, bo ostatnie dane są sprzed dwóch lat. Tymczasem wiele wyższych szkół prywatnych nie spełnia minimalnych nawet wymagań do kształcenia na tym kierunku! Niektóre, nawet wydawałoby się z treści stron internetowych tych szkół, "renomowane" (zapewne tylko już z nazwy) tzw. "wsp", utraciły swoją cnotę, skoro w wyniku tegorocznej oceny jakości kształcenia otrzymały ocenę warunkową lub negatywną, a - jak słusznie pisze o tym jedna z komentatorek tego bloga - kłamstwo informacyjne króluje w ich medialnym wizerunku.

Niech wreszcie PKA i NIK zaczną kontrolować (byle-)jakość kształcenia nie tylko w niektórych uczelniach prywatnych, ale także publicznych, gdzie edukacja nauczycieli woła o pomstę do nieba!

Jak to jest możliwe, że po tylu latach doświadczeń - PKA wyraża zgodę na uruchamianie nowych kierunków studiów w szkolnictwie prywatnym jedynie na podstawie... przedłożonej dokumentacji i oświadczeń?! Czy ktoś wreszcie zacznie sprawdzać kłamstwa, jakie są w nich zawarte? Czy ministra prof. Barbara Kudrycka nie zamierza skończyć z ułatwianiem biznesowi kreowania nowych kierunków, w ramach których informatyki będzie uczył geograf, a wiedzy o mediach - biolog? Nie, ponieważ w resortach rządu Donalda Tuska zatrudnia się - wbrew opublikowanym zasadom konkursu czy przetargu - osoby, które nie spełniają podstawowych kryteriów!

Kiedy skończy się to przyzwalanie na wprowadzanie młodych pokoleń w przestrzeń oszustwa, wyłudzeń i cwaniactwa, które nie ma nic wspólnego z przygotowywaniem do zawodu rzeczywiście wysokiej klasy specjalistów? Właściciele tych szkółek przecież doskonale wiedzą, że po uzyskaniu zgody mają co najmniej 3 lata na wysysanie kasy od naiwnych, bo nikt nie przeprowadzi w ich szkółkach kontroli.

To się nie skończy, bo niektórzy politycy i urzędnicy mają w tym także swój prywatny interes.

Są jeszcze wolne miejsca w uczelniach publicznych na kierunku pedagogika. Nieprzychylna pedagogice opinia na temat rzekomo niższej wartości wykształcenia na tym kierunku studiów, może dotyczyć dużej części wyższych szkół prywatnych, ale nie uczelni publicznych, w których prowadzi się badania naukowe, zatrudnia profesjonalne kadry akademickie systematycznie podnoszące swoje kwalifikacje naukowo-badawcze i dydaktyczne. To, że niektórzy mają jakieś osobiste problemy z pedagogiką i usiłują ją za wszelką cenę wymazać z mapy nauk humanistycznych i społecznych, jest tylko i wyłącznie świadectwem ich żenującej ignorancji, być może własnych kompleksów lub innych dysfunkcji.