
Muszę przyznać, że fascynują mnie nowe określenia, jakimi zręcznie posługują się ideolodzy oświatowi, którzy nie chcą wprost napisać czy wyrazić w innej formie, o co chodzi w proponowanych przez nich rozwiązaniach programowych, metodycznych czy/i organizacyjnych w edukacji publicznej? Jedną z czytelniczek zaniepokoił program skierowany do przedszkoli pt."Równościowe przedszkole. Jak uczynić wychowanie przedszkolne wrażliwym na płeć", autorstwa Anny Dzierzgowskiej, Joanny Piotrowskiej i Ewy Rutkowskiej. Jak stwierdza - "Wszystkie panie są działaczkami FEMINOTEKI, ideologicznej organizacji genderowej, propagującej tzw. równość płci. Ministerstwo nie wypowiedziało się na ten temat, w związku z tym pojawia się pytanie: kto i na jakiej podstawie ocenia programy przedszkolne i kto dopuszcza do tego, by pedagodzy wykorzystywali je w praktyce? Na jakiej podstawie program, który proponuje takie treści, uzyskał fundusze unijne?"
Trzeba zatem przypomnieć, że to ministra Katarzyna Hall zlikwidowała odgórne dopuszczanie do użytku szkolnego programów szkolnych przez urzędników MEN i jego ekspertów. Wydała w tym celu ROZPORZĄDZENIE MINISTRA EDUKACJI NARODOWEJ z dnia 8 czerwca 2009 r. w sprawie dopuszczania do użytku w szkole programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania oraz dopuszczania do użytku szkolnego podręczników. Z jego treści wynika, że o dopuszczeniu do użytku w danej placówce (przedszkolu, szkole) programu wychowania lub programów nauczania decyduje dyrektor przedszkola/szkoły, po zasięgnięciu opinii rady pedagogicznej. Przyjęte programy stanowią (przed-)szkolny zestaw programów kształcenia i/lub wychowania.
Proces ten został wzmocniony nowelizacją z dnia 19 marca 2009 r. ustawy o systemie oświaty (art.22a), gdzie zapisano generalną zasadę dopuszczania programów wychowania przedszkolnego i programów nauczania do użytku w danej szkole przez dyrektora placówki.
Powstaje w ten sposób szkolny zestaw programów kształcenia, który obowiązuje na dany rok szkolny (łącznie z podręcznikami, których zestaw upublicznia się co roku do 15.06.), a procedura w tym zakresie jest powtarzana co roku. Ministra K. Szumilas zmodyfikowała ten warunek, by owe programy i podręczniki obowiązywały nie krócej, niż 3 lata.
Jeżeli zatem rodzice sądzą, że realizowane w szkołach programy, w tym także wyżej wymieniony, są zatwierdzane przez resort edukacji, to są w błędzie. Właśnie dlatego powinny działać w szkołach rady szkół, by nauczyciele, rodzice i uczniowie wspólnie opiniowali programy i podręczniki, jakie są dopuszczane w ich środowisku szkolnym do realizacji.
Mam wrażenie, że rodzice nie mają o tym zielonego pojęcia i traktują zakomunikowane im przez nauczycieli programy oraz podręczniki jako obowiązujące w szkole na podstawie nadzoru ich jakości ze strony władzy państwowej. Nie ma tego nadzoru. Chyba, że - jak miało to miejsce w ostatnich tygodniach w mediach - ktoś ujawni związaną z kwalifikującym postępowaniem "nieczystość" towarzyszących temu interesów (np. dla pozyskania od wydawnictwa multimedialnego sprzętu niektórzy dyrektorzy godzili się na zawieranie trzyletnich umów, gwarantujących wyłączność realizowania w ich szkołach programów i podręczników sponsora) albo wskaże na skandaliczne błędy merytoryczne w użytkowanych podręcznikach.
Zwracam zarazem uwagę na to, że to polski rząd zaakceptował i zatwierdził w priorytetach pozyskiwania środków unijnych realizację programów lewicowych idei UE m.in. z perspektywy równości szans kobiet i mężczyzn. Uzasadnia się to przestrzeganiem horyzontalnej zasady równości szans osób ze względu na ich płeć w Europejskim Funduszu Społecznym, który wynika z zapisów Traktatu Amsterdamskiego oraz Rozporządzeń Rady Europy. To one regulują wdrażanie EFS we wszystkich krajach członkowskich Unii Europejskiej. Jest to zatem obowiązek prawny, zapisany i podpisany przez polski rząd koalicyjny (w 2006 r.) w umowach wiążących wszystkie instytucje zaangażowane w realizację PO KL w Polsce i korzystające ze środków EFS.
Polityka równości płci musi być zatem uwzględniana w głównym nurcie wszystkich procesów politycznych, priorytetów i działań, na wszystkich ich etapach - od planowania, poprzez realizację i ewaluację, by przeciwdziałać zjawiskom dyskryminacji. Polski rząd zobowiązał się do wdrażania projektów promujących równość kobiet i mężczyzn nie tylko w administracji czy sądownictwie, ale także w edukacji poprzez promowanie "niestereotypowego przekazu w programach nauczania". Toteż mamy to niestereotypowe wdrażanie ideologicznie lewicowych programów edukacyjnych (genderowy mainstreaming), zaś ci, którzy sięgnęli lub zamierzają pozyskać fundusze z unijnej kasy muszą liczyć się z tym, że nie zostaną one zakwalifikowane czy rozliczone, jeżeli są to:
- projekty "ślepe" na zasadę równości szans kobiet i mężczyzn, tzn., że nie została w tych projektach uwzględniona kategoria płci, przez co wzmacniają one ponoć nierówności i dyskryminację;
- projekty "neutralne" , tzn. takie, które w przeciwieństwie do powyższych, odnoszą się do kwestii równości, ale tylko w warstwie deklaratywnej. Projekty takie nie uwzględniają specyfiki płciowej w edukacji i nie proponują żadnych, konkretnych działań o charakterze zaangażowanym genderowo.
Może zatem rodzice obudzą się ze snu i zaczną interesować tym, jakie będą realizowane w roku szkolnym programy i podręczniki kształcenia w szkole publicznej, do której uczęszcza ich dziecko. Nie chodzi tu bowiem o zajęcie przez nich stanowiska w sprawie dobrowolnego uczęszczania dziecka na lekcje z przysposobienia do życia w rodzinie/wychowania seksualnego czy z religii/etyki. W szkołach oferuje się dodatkowe zajęcia pozalekcyjne, koła zainteresowań, w których także dopuszczane są do użytku wewnątrzszkolnego zatwierdzone przez dyrektora programy.