(źródło: facebook_1761474132667_7388158000545030168)
Współczesny
populizm w polityce oświatowej Barbary Nowackiej i Instytutu Badań
Edukacyjnych-PIB nie objawia się jedynie w propagandowo nośnych hasłach, ale
przybiera postać „uelastyczniania” systemu oszczędzania na edukacji
najmłodszych pokoleń. Mogło by się wydawać, że MEN ogłaszając projekt
możliwego zatrudniania w przedszkolach osób bez profesjonalnego wykształcenia
zależało na „ułatwiania dostępu do zawodu” czy „racjonalizowania kadr”.
Wprawdzie brzmiało to niewinnie, ale niosło ze sobą ideologiczną treść, że każdy
może być nauczycielem, a przedszkole to nie miejsce profesjonalnie
kierowanego wychowania lecz przechowalnia dzieci.
Projekt
Ministerstwa Edukacji Narodowej z kwietnia 2025 roku, który legitymizował
zatrudnianie w przedszkolach osób bez pełnych kwalifikacji nauczycielskich,
jest właśnie tego symbolem. Oficjalnie mówiono o „uelastycznieniu”, w praktyce
zaś wiązało się to z obniżeniem standardów zawodowych i rozmontowaniem
profesjonalnego etosu nauczyciela przedszkola.
Populizm
w oświacie ma swoje charakterystyczne mechanizmy. Zawsze opiera się na deprecjacji
wiedzy naukowej, koniecznych kompetencji i doświadczenia, a zarazem na
udawanej bliskości z „ludem”. W tej logice nauczyciel przedszkola nie jest już
ekspertem od wczesnej edukacji, przygotowywaniu dzieci do dojrzałości szkolnej,
tylko „sympatyczną opiekunką do zabawy”, bo wystarczą „serce i intuicja”.
Skoro tak, to po co pięć lat studiów, po co metodyka wychowania przedszkolnego,
po co znajomość psychologicznych podstaw rozwoju dziecka?
Takie
myślenie jest przejawem nie tylko ekonomicznego cynizmu (bo łatwiej zatrudnić
kogoś tańszego), ale także świadomym wytwarzaniem narracji, że wczesna
edukacja nie wymaga profesjonalizmu. Populizm zawsze redukuje złożoność
świata do prostych haseł, które trafią do ludu, a w tym przypadku sprowadzało
wychowanie przedszkolne do roli świetlicowej opieki.
„Każdy
może uczyć” jest hasłem wygodnym dla władzy oszczędzającej na
edukacji. Dla kierownictwa MEN takie przeświadczenie jest politycznie
wygodne. Uspokaja opinię publiczną, że dzieciom nic się nie stanie. Daje
samorządom pozorną elastyczność, a zarazem przesuwa uwagę z problemu
wynagrodzeń i prestiżu zawodu na pozornie „racjonalne” reformy kadrowe. Forma
politycznego bezpieczeństwa pozwala reagować na kryzys kadrowy bez sięgania do
budżetu. Nie trzeba podnosić płac, gdyż wystarczy zmienić definicję
przydatności do pracy w tej placówce.
To
klasyczna strategia populistyczna: zamiast rozwiązywać problem,
redefiniuje się go tak, by nie wymagał nakładów finansowych. W ten sposób
polityka oświatowa staje się propagandą, za pośrednictwem której rządzący
pokazują, że „reagują na kryzys”, choć w rzeczywistości tylko maskują
erozję systemu. Zamiast zadbać o rangę nauczycieli przedszkolnych, władza
zamierzała rozmontować ich tożsamość zawodową.
Na
szczęście środowisko nauczycielskie i zdecydowana większość naukowców
oprotestowała zamiar MEN obniżenia wymagań wobec tej kategorii
nauczycieli, by nie dopuścić do obniżenia jakości specjalistycznego
wspierania rozwoju dziecka w wieku przedszkolnym, w kluczowym etapie
kształtowania jego emocji, intelektu, motywacji, sprawności fizycznej,
kulturowej, sprawności manualnych, samoświadomości i wrażliwości
społeczno-moralnej. Edukacja przedszkolna wymaga wiedzy z zakresu psychologii
rozwoju, logopedii, terapii, pedagogiki, w tym metodyki kształtowania
dziecka. Każdy błąd w tym okresie może mieć konsekwencje trwające przez całe
życie.
Populistyczne
„uelastycznienie” nie tylko zaniża standardy, lecz oddalałoby Polskę od
europejskiego modelu przedszkola jako instytucji wychowawczo-edukacyjnej,
opartej na profesjonalizmie i kulturze. W Polsce, Finlandii, Szwecji czy
Estonii przedszkole było i nadal jest traktowane jako fundament kapitału
ludzkiego, a nie jako tania usługa opiekuńcza.
Projekt
MEN był w istocie manifestem rezygnacji z ambicji, z inwestowania w
najmłodsze pokolenie i jego pedagogów, z prospektywnego myślenia
politycznego. Zamiast wspierać kształcenie nauczycieli, władza wolała
uciec w retorykę „pragmatyzmu”. W rzeczywistości był to planowy pragmatyzm
zubożały, bo reaktywny, krótkowzroczny i antyrozwojowy.
W
tym sensie populizm oświatowy nie jest tylko błędem politycznym. To świadome
oddalanie się od idei wychowania jako procesu kulturowego, etycznego i
profesjonalnego. To cofanie przedszkola z przestrzeni edukacji do
przestrzeni usług, ale także symboliczne zwolnienie z odpowiedzialności za
jakość wczesnej edukacji. Populistyczna polityka władz oświatowych
polega właśnie na tym, że obiecuje być „bliżej ludzi”, a w efekcie zostawia ich
z gorszą szkołą, gorszym przedszkolem, gorszą przyszłością.
Wysokie
standardy wychowania przedszkolnego nie są luksusem, gdyż stanowią miarę
cywilizacyjnej dojrzałości państwa. Polska, idąc drogą populistycznych
uproszczeń, oddala się od tej dojrzałości, choć w retoryce MEN wciąż powtarzane
są słowa ministry o rzekomej trosce o „prestiż zawodu nauczyciela”. W
istocie prestiż ten miał zostać zastąpiony tanim substytutem dostępności.
Instytut
Badań Edukacyjnych PIB powołał Zespół Ekspertów ds. monitorowania
reformy edukacyjnej im. Komisji Edukacji Narodowej, który miał oceniać potencjalne skutki projektowanych zmian i reagować na
zagrożenia dla jakości kształcenia. Nie wydał ostrzeżenia, nie przygotował
analizy ryzyka, nie zabrał głosu w obronie standardów wykształcenia nauczycieli przedszkolnych.
To
milczenie ma charakter systemowy, bowiem placówka jest podporządkowana MEN i
polityce tego resortu, a eksperckość oczekiwanej lojalności. IBE, zamiast
pełnić rolę krytycznego zwierciadła, stał się lustrem odbijającym obraz, jaki
chciało widzieć ministerstwo. W ten sposób państwowa instytucja badawcza
przyłożyła rękę do legitymizacji deformy, stając się współuczestnikiem procesu
erozji profesjonalizmu w edukacji. Dopuściła do opublikowania projektu
rozporządzenia, by pod pozorem konsultacji społecznej MEN kryło rzeczywiste cele władzy politycznej.
Wycofanie
projektu nie zmienia istoty problemu, skoro ministra już zapowiada powrót do niego, być może w innej formie. Populizm oświatowy trwa,
dopóki język władzy zastępuje myślenie a milczenie ekspertów zastępuje
rzeczową krytykę. Przedszkole nie jest miejscem dla przypadkowych ludzi nawet
wówczas, gdy deklarują chęć opiekowania się dziećmi. To jest pierwsze
środowisko publicznej edukacji, w którym dziecko jest wprowadzane w świat
kultury, wspólnoty i wartości. Kto obniża jego standard, ten nie tylko
deprecjonuje nauczycieli, ale degraduje przyszłość dzieci.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam