07 lutego 2011

Akademickie zło-dziejstwo


Są autorzy, których książki mogę kupić bez potrzeby uprzedniego ich przekartkowania i zapoznania się ze spisem treści, by jak najszybciej móc gdzieś zaszyć się i je przeczytać. Jednym z moich ulubionych autorów jest Jacek Filek – profesor filozofii i etyki oraz znakomity tłumacz z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.

Na każdą, kolejną jego książkę czekam z niecierpliwością i jeszcze żadna z dotychczas przez niego wydanych nie rozczarowała mnie. Wprost przeciwnie, często powracam do niektórych esejów, analizuję je ze studentami. Tym razem J. Filek wydał książkę, która ma intrygujący tytuł: „Życie, etyka, inni. Scherza i eseje filozoficzno-etyczne” (Kraków 2010). Jest to zbiór artykułów, referatów czy wypowiedzi z ostatnich lat, częściowo już publikowanych w trudno dostępnych rozprawach zwartych, w rozproszonych czasopismach naukowych, ale także napisanych specjalnie do tego tomu. Jak sam pisze: Nicią przewodnią książki jest dopytywanie się o człowieka i o sposób jego bycia. (s.9)

Istotnie, potrafi on w wyjątkowy sposób i w jakże charakterystycznej dla siebie narracji filozoficzno-etycznej tak otwarcie i głęboko pisać o człowieku, jego byciu w świecie i zmaganiu się z uwarunkowaniami, które nie zawsze sprzyjają jego samorealizacji, godnemu radzeniu sobie z codziennością, w tym z różnymi niemożnościami. Jego etyczne eseje nie są ani nachalnym normatywizmem, ani zmuszaniem czytelnika do przyjęcia jego punktu widzenia, gdyż ten w rzeczy samej skrywany jest między wierszami oraz w formułowanych przez niego pytaniach, na które sami powinniśmy odnaleźć właściwe odpowiedzi. Nie ma w nim ani obsesji wyjaśniania, ani też argumentowania formułowanych dylematów czy tez, natomiast znajdziemy w tej książce szereg odniesień do autentycznych zdarzeń, sytuacji czy postaw, z jakimi sami zapewne spotykamy się na co dzień, nie dostrzegając nawet ich generalizacyjnego charakteru. Filek nie twierdzi, że wszystko jest wątpliwe lub całkowicie pewne, ale zachęca nas do pewnego rodzaju teoretyzującego pasożytowania na istotowej problematyczności świata, poddawania go intelektualnej refleksji, by wyciągnąć z tego także dla siebie wnioski, które pozwolą nam żyć godnie w czasach narastającej podłości i upubliczniania zła opakowywanego w sreberko dobra.

W jednym ze swoich esejów pisze o tym, jak to publiczność zostaje poruszona gromem z sinego nieba mediów, donoszących o jakimś kolejnym horrendum w środowisku, które z założenia powinno realizować przeciwne temu cele i wartości. Zastanawia się, jak to jest możliwe, że są takie środowiska, które cechuje znikoma zdolność do napiętnowania i eliminowania w nich patologii? Jego zdaniem, głównym tego powodem jest mające w nich miejsce „zło – dziejstwo”, a więc stan, w świetle którego członkowie danej instytucji choć są świadomi występujących w niej patologii, milczą lub udają, że nic nie wiedzą. Ci porządni pracowacze – albo już zadowalająco „urządzeni” w swej zawodowej niszy, albo dopiero o takie „urządzenie się” skrzętnie zabiegający – wolą nie wiedzieć, nie widzieć, nie domyślać się, a kiedy już nie sposób nie wiedzieć, wolą milczeć, nierzadko znajdując dla swego milczenia „wyższe” racje. (s. 65)

Zdaniem tego filozofa zaistniałej w danym środowisku patologii, zło-dziejstwu winni są nie tylko ich bezpośredni sprawcy czy ofiary, ale także świadkowie. Oni bowiem godząc się na zaistnienie patologii, współtworzą warunki, w których ona nie dość że staje się możliwa, to jeszcze czuje się w nich bezpieczna. Wiem nawet, co konkretnie sprzyja możliwym nadużyciom. Więcej nawet, jeśli uderzy grom i będzie wielki wstyd, nie zdziwi mnie, że to właśnie, na przykład Iks. Noże nawet powiem wówczas: wiedziałem, że to się tak musi skończyć. No właśnie, sam widzisz, że jestem owym cichym sprzymierzeńcem zło-dziejstwa. (s. 66)

Jacek Filek próbuje zrozumieć tę sytuację także odnosząc ją do własnej pracy w środowisku akademickim, zastanawiając się nad tym, jak to jest możliwe, że niektórzy akademicy nie tyle coś „kradną”, co stanowią obstawę dla „złodziei”. Jak pisze: Pracuję w szkolnictwie wyższym. Czy sprzyjam złu? Czy mam coś wspólnego z owymi aferami? Odpowiem: ależ skąd! Tymczasem demoralizacja niektórych środowisk, szczególnie właśnie tych, w których najbardziej nas ona oburza (…) zaczyna się właśnie na studiach. Nie moja sprawa. (s. 67) Czyżby?

Filozof nie ma wątpliwości, że szkolnictwo wyższe w naszym kraju nie jest już naprawdę „wyższe”, gdyż musi być masowe. Nic dziwnego, że funkcjonują w nim mechanizmy sprzyjające złu i sprawiające, że wszyscy zamieszani jesteśmy w pojawiające się w nim skandale. Nie o milczenie tych, co milczą mu chodzi, (…)bo gdyby zaczęli mówić, prędzej by ich zniszczono niż dano im wiarę. Idzie mi o milczenie tych, dla których jest ono „sprawą smaku”. (s. 68) Wielki zło-czyńca wyrasta w sprzyjającym jego wzrastaniu środowisku, i nie ma to znaczenia, czy jest magistrem, doktorem, doktorem habilitowanym czy profesorem. Moralnych hochsztaplerów ci u nas dostatek.