25 stycznia 2018

Światowy język i szpan



Otrzymałem z Uniwersytetu Preszowskiego tekst, który krąży wśród studentów i nauczycieli akademickich jako zachęcający do refleksji nad słownictwem, którym posługujemy się na co dzień. Tekst nie został opatrzony nazwiskiem autora, toteż tłumaczę go i zapisuję kursywą. Być może ktoś zna jego wersję w innym języku? Tu tłumaczenie jest z języka czeskiego.

"Rutynowo googlujemy, skypujemy, mailujemy, surfujemy po necie, uploadujemy i ściągamy aplikacje, remastrujemy, esemesujemy, chatujemy i blogujemy. Kto nie ma smartfona czy komórki to jest najzwyczajniej analfabetą, bez tabletu i facebooku jest outsiderem, a kto nie wie, czym jest instagram lub twitter, to tak, jakby go w ogóle nie było. Ilu masz dzisiaj like'ów w sieci, to tyle razy jesteś człowiekiem.

Ile osób dopuszczasz dziennie na swój profil ... Kiedyś ważny był twój polityczny profil, a dzisiaj głównym celem twojego życia jest zrobienie sobie z największym challengem ludzi selfie, jako best of, by zamieścić w sieci i zyskać jak najwięcej lajków oraz smajl'ów od swoich followers'ów.

Kto nie jest online i nie umie jeździć in-line na łyżwach, ten jest zerem, podobnie jak ten, kto nie ma własnej WEB-strony. To jest jeszcze gorsze niż być trash-youtooberem, houmersem, anorektykiem, stalkerem czy bulimikiem.

Kiedy ktoś pomyli termin hardware i software z hardporno i softporno, to nie przejmuje się tym z tego względu, że to, co dzisiaj widzimy w reklamowych spotach i piosenkarskich wideoklipach, jeszcze tak niedawno byłoby uznane za porno...

Kieszenie mamy wypełnione kartami SIM, w głowie zaś mamy PIN-y do kart płatniczych i kredytowych, gdyż płacenie cash‘em jest out. Innym level jest płatność bezdotykowa czy w internetowym banku. Współczesny słowny maglajs nie dotyczy, tylko technologii, gdyż w codziennym życiu czynimy rzeczy, które – gdybyśmy je opowiadali swojemu dwudziestoletniemu JA, to w ogóle nie rozumiałoby, o co tu go.

Przykładowo, nie kładziemy leczniczego opatrunku, ale tejpujemy (tape-plaster), nie kupujemy ubrań, ale outfity, nie troszczymy się o własny wizerunek, ale o look albo image, nie chodzimy do sklepu, ale do shoppu, shopping center, outletów, second-handów, hipermarketów, megastorów. Uwielbiane są także: teleshopping i e-shoppy oraz i-shoppy. Ważne, by nie kupić w nich fake tylko original. To jest must.

Nie uczęszczamy na kursy czy szkolenia, ale na workshopy, nie jesteśmy pracownikami, ale workholikami, nie jesteśmy wyczerpani, ale mamy syndrom burn-out, artyści nie mają pracowni, tylko show-roomy. Jedyni, którzy tego nie potrzebują, to sprejerzy, street-artist i outdoorowi performerzy, którzy mają showroom wszędzie openair.

W telewizji nie zabawiają nas piosenkarze i aktorzy, ale showmani, megastars i celebrits z dziedziny showbiznesu, a my śledzimy sitkomy, one-man show, stand-up-comedy, reality show. Remaki są w rankingu największej oglądalności number one. O nasze włosy i cerę nie troszczy się fryzjer, ale stylista i wizażysta, magicy fryzur, którzy wiedzą, co jest IN. Jak ich nie posłuchamy, to jesteśmy OUT.

Skóry nie nacieramy mleczkiem kosmetycznym, tylko aplikujemy bodymilk. Klasyczne salony piękności, w których pozwoliliśmy na to, by nas upiększono, zastąpiły już beauty-centra. Hitem jest permanentny make-up, lifting, botox, zaś detoks jest korzystnym evergreenem. Zmienia się też zakres profesji w społeczeństwie - kiedyś nieznani nam hakerzy dzisiaj są bardzo liczną grupą, która może nas całkowicie wyfuckować.

Nowością są kreatorzy, kouczowie i lektorzy czegokolwiek. Sekretarki zmieniono na asystentki, dyrektorów na menedżerów, kierowników na liderów, zespoły muzyczne mają swoich frontmenów, którzy są ubóstwiani przez teenagerów, albo stają się dla nich ikonami i idolami.

Jeszcze tak niedawno wyrzucaliśmy kasety VHS, by zastąpić je CD, a te zaś DVD ... no i teraz kopiujemy legalnie czy nielegalnie, stając się współczesnymi piratami ... Jak ktoś pali, to papierosy light, colę pijemy także light, damskie podpaski są ultra light. Ultralight są samolociki, toteż uważajcie, żeby się nie pomylić, gdyż podpaski są ze skrzydełkami. Czarownice nie latają na miotłach, gdyż występują w talkshow.

Zamiast klasycznego małżeństwa żyjemy raczej singl, gdyż nie ma czasu na neverending love story. Życie bez handsfree jest wykluczone, na pizzę czy cappucino chodzimy do pizzeri lub pubu, ważne, by jednak było tam wi-fi free zone i non smoker aerea. Nie odpoczywamy, ale relaksujemy się, nie zamawiamy biletów lotniczych, ale je bookujemy, najlepiej w grupie low cost. Wczasy kupujemy w systemie last moment lub w first minut, a przy tym muszą być all inclusive.

Nie naradzamy się, tylko konsultujemy, najczęściej z cioteczką Wikipedią lub stryjkiem Google. Nie mamy wiedzy i umiejętności, ale know-how (w czasach bezrobocia to i to best know-how jest do niczego). Dobrze jest mieć skuteczny życiowo feeling i self-couching, nie wolno nam stracić self- control i trzeba mieć wszystko zabezpieczone od strony prawnej.

Na drinka chodzimy do happy hours, żeby trochę zaoszczędzić money, a zamiast inteligentnej konwersacji z osobami wspólnie zajmującymi z nami stół gapimy się w displey inteligentnych telefonów. Jeśli w ogóle dojdzie do wymiany jakiejś informacji, to maksymalnie o tym, jakie jest hasło do wi-fi, jaką kto ma aplikację, na jakiej jest platformie i czy posiada najnowszego androida. Wyczendżujemy między sobą pendrivy, podłączymy się przez USB i wyślemy multimedialne wiadomości.

Zamiast wieczorku zorganizujemy party, w trakcie którego posłuchamy popu, haus, oldies - czy elektro. Didżeje wypełnią nasze uszy różnymi remakami. Wpakujemy w siebie finger food, bagietkę, sandwicha, tacos, burritos, hotdoga, churritos, burgera, popcorn, cheescaka, pannacottu. Kelnerki zaś są rozebrane odsłaniając klientom na swoim ciele body-painting. W końcu jesteśmy światowi."