(źródło: FB_IMG_1424631941658.jpg)
Kiedy zadzwoniła do mnie znajoma nauczycielka przedszkola z zapytaniem, gdzie najszybciej mogłaby znaleźć najnowszą, współczesną literaturę z zakresu pedagogiki przedszkolnej, zaproponowałem jej, by zajrzała na stronę internetową jednego z najlepszych uniwersytetów w Polsce. Wydawało mi się, że kadry kształcące na pedagogice przedszkolnej czy wczesnoszkolnej muszą proponować swoim studentom nie tylko program zajęć, ale i literaturę z podziałem na obowiązkową i rozszerzającą. Sam byłem poza domem, toteż nie mogłem przesłać jej odpowiedniego zestawu bibliograficznego.
Zadzwoniła do mnie wieczorem pełna wzburzenia i irytacji, bo to, co zobaczyła na stronie jednego z uniwersyteckich wydziałów, który kształci przyszłych i już pracujących (studia niestacjonarne) nauczycieli przedszkolnych, powaliło ją z nóg. Zajrzałem na wskazaną przez nią stronę USOS. Też tam zajrzałem i zrozumiałem jej porażenie. Zobaczyłem w USOS sylabus, który zawierał dość obszerny zestaw lektur, ale za to z takimi błędami w nazwiskach autorów, tytułach książek, brakiem tytułu, roku wydania czy innych danych bibliograficznych.
Towarzyszyło mi przy tym pytanie, jak to jest możliwe, że tzw. flagowy uniwersytet kompromitują zamieszczonymi na stronie sylabusami jego pracownicy naukowi? Czy można być bez poczucia odpowiedzialności za jakość zaledwie przecież oferty programowej, ale i za historię, dziedzictwo kulturowe, które zostało im powierzone przez poprzednie pokolenia? Czy to jest możliwe, że mamy do czynienia już z tak wielkim upadkiem, destrukcją w środowisku akademickim, że nikogo to nie obchodzi, nie drażni, nikt temu nawet się nie przygląda, nie interweniuje, tylko traktuje się intelektualną nędzę (jakby to określił prof. Lech Witkowski) jako skarb uczelniany?
Jednostka oczywiście uzyskała ocenę pozytywną Polskiej Komisji Akredytacyjnej, kształci studentów młodych i już zawodowo dojrzałych, pracownicy wypełniają sylabusy, ale że nikomu nie przeszkadza fakt oczywistego niechlujstwa, błędów? Ciekaw jestem, jak w takim razie kształci się przyszłych nauczycieli? Nie znalazłem ani jednej publikacji, która została wydana w ostatniej dekadzie z tej właśnie problematyki.
Zacytuję zatem kilka przykładów z tej strony. Przedmiot zajęć nosi nazwę: "Podstawy pedagogiki przedszkolnej" . Ma - rzecz jasna - kod Erasmusa; wskazanie, że zajęcia są obowiązkowe; skrócony i pełen opis treści kształcenia oraz literaturę. Nie wierzyłem, że bibliografia może zawierać następujące propozycje do studiowania (zapis jest oryginalny):
* Bronfebrenner U., Czynniki społeczne w rozwoju osobowości, (w:) "Psy-chologia Wychowawcza", nr l, 2, 1970 (dojrzałość);
* Kohlberg L., Mayer R., Rozwój jako cel wychowania, (w:) Z. Kwiecień, L. Witkowski (red.) Spory o edukację, Warszawa 1993;
* Wadworth B., Teoria Piageta. Poznawczy i emocjonalny rozwój dziecka, Warszawa 1998;
* M. Mikna, Zrozumieć Montessori;
* Donaldson, Myślenie przedszkolaka;
* E. Erikson.
Całość "bogatej" literatury zamykają "Efekty kształcenia":
- Student zdobywa wiedzę na temat podstaw pedagogicznych i psychologicznych pracy z dzieckiem przedszkolnym.
- Student zdobywa wiedzę w zakresie specyfiki uczenia się małych dzieci.
- Student poznaje organizację przestrzeni edukacyjnej sprzyjającej rozwojowi dzieci.
- Student nabywa umiejętność tworzenia własnych pomysłów edukacyjnych.
- Student poznaje historię formułowania się tej dziedziny pedagogiki.
(...)
Sądziłem, że takie badziewie jest na prowincji, a tymczasem prowincja znalazła się już w centrum akademickiej pedagogiki.