Kolejna ustawa oświatowa, którą serwuje nam Katarzyna Hall jest dowodem na to, jak władza, która straszy Polaków opozycją, totalitaryzmem, nadchodzącym czy zagrażającym mu autorytaryzmem władzy PiS, sama, w „białych rękawiczkach” serwuje polskiemu społeczeństwu coś znacznie gorszego. Zbyt słabe były protesty i rzeczowe argumenty w okresie trwających prac nad ustawą o Systemie Informacji Oświatowej, skoro „przyklepał ją Sejm i Senat” podrzucając Prezydentowi „kukułcze jajo”. Jak wejdzie ta Ustawa w życie, to będziemy mieli prawdziwy, oświatowy nie tylko świat wg Orwella, ale i „Lot nad kukułczym gniazdem”.
To oburzające, że władza mieniąca się spadkobierczynią ideałów i walki „Solidarności” lat 80-89 XX w. nie tylko odchodzi od ówczesnych ideałów, marzeń i realnych przecież do wdrażania w życie postulatów budowania samorządnej, obywatelskiej Polski, ale wręcz pod pozorem troski o nasze prawa, w sposób bezwzględny, a więc właśnie autorytarny, wzmacnia i rozbudowuje centralizm państwowy, centralizm biurokratyczno-partyjny, zamiast powrócić do tego, co jest istotą społeczeństw obywatelskich, społeczeństw pluralistycznych, szanujących prawa człowieka i obywatela.
Niegodna konstrukcja systemu inwigilacji oświatowej w istocie z nią sama ma niewiele wspólnego, choć właśnie zagwarantowane władzy państwowej prawo do egzekwowania obowiązku szkolnego sprzyja jej w upełnomocnianiu władztwa hierarchicznego, centralistycznego, które może być wykorzystywane do bardzo różnych celów, także pozaoświatowych. Ogłupia się społeczeństwo tym, jakoby biedna władza MEN nie miała dostępu do informacji na temat tego, kto jest objęty systemem powszechnej i obowiązkowej edukacji. Wmawia się społeczeństwu, że trzeba stworzyć każdemu dziecku „teczkę danych biograficznych” , która ma służyć jego dobru, bo przecież władza bardzo troszczy się o to, by docierać ze swoją pomocą do tych, którzy nie wiedzą, że jej potrzebują. Władza musi wiedzieć, dlaczego i w którym momencie ktoś wymyka się jej spod kontroli, nadzoru.
MEN postanowił już dawno odejść od filozofii społeczeństwa obywatelskiego, idei uspołecznienia – demokratyzacji oświaty, a więc także takiej jej decentralizacji, by konieczne do udzielania stosownej pomocy dzieciom i młodzieży w toku ich edukacji dane gromadzone i rozpatrywane były tylko i wyłącznie na użytek tych konkretnych osób. Wprowadza w zamian system globalnej, a zarazem indywidualnej inwigilacji każdego dziecka, które wchodzi w sidła systemu oświatowego. Pod pojęciem budowania daleko idącej integracji wiedzy o uczniach de facto gromadzi się dane, które mogą być nadużywane przez różne podmioty, mające do nich dostęp. Szczególnie niepokojące jest uwzględnianie w tej bazie tzw. danych wrażliwych, osobistych, intymnych , bo dotyczących np. korzystania przez ucznia z pomocy psychologiczno-pedagogicznej, na temat rodzaju niepełnosprawności czy – jeszcze gorzej – tzw. niedostosowania społecznego. W tym systemie nikogo nie będzie interesowało to, że środkami administracyjnymi stygmatyzuje się dzieci i młodzież. Co gorsza, świadomi tych zagrożeń rodzice przestaną współpracować ze szkołą na rzecz poszukiwania właściwego wsparcia dla ich dzieci z obawy, że każda informacja o jakimś problemie dziecka będzie wykorzystana w bazie danych.
Godzą się na te praktyki inwigilacyjne także nauczyciele, którzy także będą objęci gromadzeniem o nich danych. To już jest naruszeniem ich praw obywatelskich . Jak słusznie ostrzega Małgorzata Szumańska z Fundacji Panoptykon: Trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że raz stworzony system może podlegać przeobrażeniom. W przyszłości może się pojawić pokusa, by zbierać więcej informacji, na szerszą skalę łączyć je ze sobą, wykorzystać zebrane dane do nowych, nieplanowanych pierwotnie celów. Może się zatem okazać, że za kilka lat w SIO będzie gromadzony jeszcze szerszy zakres danych (np. e-dzienniki), że do dostępu do nich zostanie upoważniony szerszy krąg osób (np. podmioty komercyjne) albo że z SIO zostaną zintegrowane kolejne bazy danych (np. uniwersyteckie).
Nie zgadzam się, że trzeba dyskutować na temat tego systemu pod kątem możliwych kierunków jego dalszego rozwoju czy udoskonalania, gdyż warto sobie zdawać już na początku, jeszcze przed jego stworzeniem sprawę z tego, jak wielkie niesie on zagrożenia. Zamiast sprzyjać samorządności nauczycieli, powołaniu przez nich własnego samorządu zawodowego, by mogli we własnym środowisku diagnozować i walczyć z patologiami czy wspierać się w rozwiązaniach godnych upowszechnienia, tworzy się bazę danych, które obejmują prywatność także pedagogów – nauczycieli – wychowawców, a te mogą być wykorzystywane do różnych celów, także w walce politycznej. Niech ten rząd przestanie mamić społeczeństwo troską o demokratyczne standardy, skoro chce z wykorzystanych już z funduszy Unii Europejskiej środków zafundować nam coś, co nie tylko przypomina orwellowski świat, ale jakże dobrze już opisany przez Michela Foucaulta panoptikon.
Dyskusja na temat nowego SIO dotyka kwestii fundamentalnych dla funkcjonowania współczesnego państwa. Ile powinno ono wiedzieć o obywatelu? Jaki zakres danych może integrować? Wraz z rozwojem nowych możliwości zarządzania informacją te pytania nabierają coraz większego znaczenia. W wielu państwach dyskusja na temat dopuszczalnej ingerencji w autonomię informacyjną jednostki stanowi ważny element debaty publicznej. W Polsce jesteśmy dość daleko od takiej refleksji: można odnieść wrażenie, że większość z nas bez zbytniego sprzeciwu jest w stanie płacić własną prywatnością za niemal każde rzeczywiste bądź wyimaginowane usprawnienie działania państwa.
(źródło: http://www.rp.pl/artykul/55713,657322_System_inwigilacji_oswiatowej__.html; http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2211%3Asenat-popar-ustaw-o-systemie-informacji-owiatowej-bez-poprawek&catid=202%3Aministerstwo-sio-dane-statystyczne&Itemid=245)
To oburzające, że władza mieniąca się spadkobierczynią ideałów i walki „Solidarności” lat 80-89 XX w. nie tylko odchodzi od ówczesnych ideałów, marzeń i realnych przecież do wdrażania w życie postulatów budowania samorządnej, obywatelskiej Polski, ale wręcz pod pozorem troski o nasze prawa, w sposób bezwzględny, a więc właśnie autorytarny, wzmacnia i rozbudowuje centralizm państwowy, centralizm biurokratyczno-partyjny, zamiast powrócić do tego, co jest istotą społeczeństw obywatelskich, społeczeństw pluralistycznych, szanujących prawa człowieka i obywatela.
Niegodna konstrukcja systemu inwigilacji oświatowej w istocie z nią sama ma niewiele wspólnego, choć właśnie zagwarantowane władzy państwowej prawo do egzekwowania obowiązku szkolnego sprzyja jej w upełnomocnianiu władztwa hierarchicznego, centralistycznego, które może być wykorzystywane do bardzo różnych celów, także pozaoświatowych. Ogłupia się społeczeństwo tym, jakoby biedna władza MEN nie miała dostępu do informacji na temat tego, kto jest objęty systemem powszechnej i obowiązkowej edukacji. Wmawia się społeczeństwu, że trzeba stworzyć każdemu dziecku „teczkę danych biograficznych” , która ma służyć jego dobru, bo przecież władza bardzo troszczy się o to, by docierać ze swoją pomocą do tych, którzy nie wiedzą, że jej potrzebują. Władza musi wiedzieć, dlaczego i w którym momencie ktoś wymyka się jej spod kontroli, nadzoru.
MEN postanowił już dawno odejść od filozofii społeczeństwa obywatelskiego, idei uspołecznienia – demokratyzacji oświaty, a więc także takiej jej decentralizacji, by konieczne do udzielania stosownej pomocy dzieciom i młodzieży w toku ich edukacji dane gromadzone i rozpatrywane były tylko i wyłącznie na użytek tych konkretnych osób. Wprowadza w zamian system globalnej, a zarazem indywidualnej inwigilacji każdego dziecka, które wchodzi w sidła systemu oświatowego. Pod pojęciem budowania daleko idącej integracji wiedzy o uczniach de facto gromadzi się dane, które mogą być nadużywane przez różne podmioty, mające do nich dostęp. Szczególnie niepokojące jest uwzględnianie w tej bazie tzw. danych wrażliwych, osobistych, intymnych , bo dotyczących np. korzystania przez ucznia z pomocy psychologiczno-pedagogicznej, na temat rodzaju niepełnosprawności czy – jeszcze gorzej – tzw. niedostosowania społecznego. W tym systemie nikogo nie będzie interesowało to, że środkami administracyjnymi stygmatyzuje się dzieci i młodzież. Co gorsza, świadomi tych zagrożeń rodzice przestaną współpracować ze szkołą na rzecz poszukiwania właściwego wsparcia dla ich dzieci z obawy, że każda informacja o jakimś problemie dziecka będzie wykorzystana w bazie danych.
Godzą się na te praktyki inwigilacyjne także nauczyciele, którzy także będą objęci gromadzeniem o nich danych. To już jest naruszeniem ich praw obywatelskich . Jak słusznie ostrzega Małgorzata Szumańska z Fundacji Panoptykon: Trzeba też zdawać sobie sprawę z tego, że raz stworzony system może podlegać przeobrażeniom. W przyszłości może się pojawić pokusa, by zbierać więcej informacji, na szerszą skalę łączyć je ze sobą, wykorzystać zebrane dane do nowych, nieplanowanych pierwotnie celów. Może się zatem okazać, że za kilka lat w SIO będzie gromadzony jeszcze szerszy zakres danych (np. e-dzienniki), że do dostępu do nich zostanie upoważniony szerszy krąg osób (np. podmioty komercyjne) albo że z SIO zostaną zintegrowane kolejne bazy danych (np. uniwersyteckie).
Nie zgadzam się, że trzeba dyskutować na temat tego systemu pod kątem możliwych kierunków jego dalszego rozwoju czy udoskonalania, gdyż warto sobie zdawać już na początku, jeszcze przed jego stworzeniem sprawę z tego, jak wielkie niesie on zagrożenia. Zamiast sprzyjać samorządności nauczycieli, powołaniu przez nich własnego samorządu zawodowego, by mogli we własnym środowisku diagnozować i walczyć z patologiami czy wspierać się w rozwiązaniach godnych upowszechnienia, tworzy się bazę danych, które obejmują prywatność także pedagogów – nauczycieli – wychowawców, a te mogą być wykorzystywane do różnych celów, także w walce politycznej. Niech ten rząd przestanie mamić społeczeństwo troską o demokratyczne standardy, skoro chce z wykorzystanych już z funduszy Unii Europejskiej środków zafundować nam coś, co nie tylko przypomina orwellowski świat, ale jakże dobrze już opisany przez Michela Foucaulta panoptikon.
Dyskusja na temat nowego SIO dotyka kwestii fundamentalnych dla funkcjonowania współczesnego państwa. Ile powinno ono wiedzieć o obywatelu? Jaki zakres danych może integrować? Wraz z rozwojem nowych możliwości zarządzania informacją te pytania nabierają coraz większego znaczenia. W wielu państwach dyskusja na temat dopuszczalnej ingerencji w autonomię informacyjną jednostki stanowi ważny element debaty publicznej. W Polsce jesteśmy dość daleko od takiej refleksji: można odnieść wrażenie, że większość z nas bez zbytniego sprzeciwu jest w stanie płacić własną prywatnością za niemal każde rzeczywiste bądź wyimaginowane usprawnienie działania państwa.
(źródło: http://www.rp.pl/artykul/55713,657322_System_inwigilacji_oswiatowej__.html; http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=2211%3Asenat-popar-ustaw-o-systemie-informacji-owiatowej-bez-poprawek&catid=202%3Aministerstwo-sio-dane-statystyczne&Itemid=245)