Polska
szkoła przypomina dziś budynek z dziurawym dachem. Deszcz leje się do środka, wiatr hula po
korytarzach, a politycy z zapałem malują elewację, przekonując, że to wielka
rewolucja w polskiej edukacji. Kolejna lista lektur, zakaz prac domowych, nowe „godziny” – to
wszystko kosmetyka, która nie chroni ani uczniów, ani nauczycieli przed
codziennym chaosem.
Nauczyciele
mówią wprost: „to nie podwyżka, tylko waloryzacja”, „prestiż to
porażka”, „jesteśmy figurantami w cudzej reformie”. Ich głosy
kontrastują z ministerialnym językiem sukcesu, w którym każde pudrowanie
systemu przedstawiane jest jako historyczna zmiana. Opór, który płynie z pokoju
nauczycielskiego, nie jest więc kaprysem, ale reakcją na odbieranie autonomii i
degradację prestiżu zawodu.
Socjologowie edukacji od dawna ostrzegali przed tą pułapką. Pierre Bourdieu zauważał: „The function of the educational system is to conceal from itself and from others the social functions it performs” (1977). Innymi słowy – szkoła udaje neutralną, a w rzeczywistości służy odtwarzaniu dominacji. W Polsce tę dominację widać dziś w relacjach między MEN a nauczycielami: minister decyduje, nauczyciel wykonuje.
Basil
Bernstein jeszcze w latach 70. pisał: „Education cannot compensate for
society” (1970). Ta myśl trafia w samo sedno – dopóki
system polityczny opiera się na centralizmie i nierównościach, żadna reforma
nie naprawi szkoły. Michael
Fullan, praktyk i teoretyk zmiany, dodawał: „Educational change depends on
what teachers do and think — it’s as simple and as complex as that” (2007).
A
więc bez nauczycieli żadna reforma nie jest możliwa – tymczasem w Polsce
nauczyciele nadal pozostają „figurantami” w cudzej wizji.
Uczniowie
też płacą cenę: co kilka lat inna podstawa programowa, inne podręczniki, inne
zakazy i nakazy. Rodzice, bezradni wobec tej karuzeli reform, uciekają w
korepetycje i prywatne szkoły. A politycy? Ci dobrze wiedzą, że centralizm
niszczy edukację, ale nie chcą oddać władzy. Bo szkoła to dla nich nie
wspólnota, tylko pole politycznej gry.
Tymczasem
świat znalazł inne rozwiązania. Finlandia oddała autonomię nauczycielom, Kanada
postawiła na współpracę społeczności szkolnych, a Holandia pozwoliła szkołom
kształtować własną tożsamość. Tam nikt nie maluje elewacji, kiedy wali się
dach.
W Polsce natomiast wciąż malujemy – starannie, z dumą, na pokaz. Tylko że uczniowie i nauczyciele stoją w środku tego domu, mokną i marzną. A socjologowie od lat powtarzają: dopóki szkoła będzie polem centralistycznych eksperymentów politycznych, zamiast przestrzenią społecznego zaufania i autonomii, każda nowa „reforma” będzie jedynie kolejną warstwą farby na przegniłych ścianach.
(Źródła: Bernstein, B. (1970). Class, Codes and Control. Volume 1: Theoretical Studies Towards a Sociology of Language. London: Routledge & Kegan Paul.; Bourdieu, P., & Passeron, J.-C. (1977). Reproduction in Education, Society and Culture. London: Sage; Fullan, M. (2007). The New Meaning of Educational Change (4th ed.). New York: Teachers College Press.; Ilustracja wygenerowana z pomocą open AI)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam