Nikt nie twierdził, że w wolnym kraju będzie łatwo, przyjemnie i bogato. Ks. prof. Józef Tischner pisał o dramacie wolności, trzeba bowiem umieć z niej mądrze i godnie korzystać. Społeczeństwa obywatelskiego nie da się zbudować w ciągu jednego pokolenia. To są długotrwałe, powolne procesy, pełne drobnych postępów, ale i znacznie częstszych porażek, gdyż opór przyzwyczajonych do sprawowania władztwa państwowego nad obywatelami jest znacznie silniejszy.
Na własnej skórze mieszkańcy wsi i miast zaczynają odczuwać, sens lub nonsens dokonanych wyborów samorządowych albo nieuczestniczenia w nich, skoro ci, którzy zostali wójtami, burmistrzami czy marszałkami okazują się w codziennej polityce przeciwnikami wspólnotowego interesu. Skupieni na własnych interesach, korzyściach zapominają, przez kogo zostali do tych ról powołani i komu powinni służyć. Kiedy jednak ich decyzje są jawnie dotkliwe dla mieszkańców, ci zaczynają budzić się ze snu, dostrzegają, że są oszukiwani, wykorzystywani, marginalizowani przez tych, którzy w ich imieniu powinni troszczyć się o wspólne dobro.
To nie jest tak, że wójt czy burmistrz mogą sprzyjać samym sobie lub skrytym interesom łapczywych na majątek publiczny podmiotów, ciesząc się zarazem z posady nabytej w wyniku wyborów. To jest albo dopiero początek ich obywatelskiej służby, albo jej rychły koniec. Nie ma co się dziwić mieszkańcom Bytomia, mających już dość prezydenta Koja, który zlekceważył ich wielotygodniowy protest przeciwko decyzji o podziale Zespołu Szkół Elektryczno-Elektronicznych w Bytomiu i rozdzieleniu 439 uczniów między dwie inne szkoły zawodowe w mieście - Zespół Szkół Mechaniczno-Samochodowych oraz Zespół Szkół Ekonomicznych. Rodzice, którzy nadal okupują szkołę, zapowiadają referendum w sprawie odwołania prezydenta miasta. Decyzja władz miasta jest o tyle zadziwiająca, że szkoła należy do dynamicznie rozwijających się placówek kształcenia zawodowego, skoro w trakcie ostatniego naboru powstało w niej więcej klas niż planowano. Co ważne, dysponuje nowoczesnym sprzętem do nauki zawodu, ma bardzo dobrze wyposażone pracownie, w tym dopiero co otwarte studio fotograficzne. Przygotowuje się w tej szkole techników awioniki, fototechników, techników cyfrowych procesów graficznych oraz specjalistów w zakresie obsługi portów i terminali. Może władze powiedzą mieszkańcom, że chodzi tu nie o oszczędności, tylko o czyjś zarobek? Czyj? Kto ma na tym skorzystać?
Są wreszcie rodzice, którzy wygrywają z wójtem w sądzie administracyjnym, tworząc precedens niezwykle ważny dla opieki nad dojazdem dzieci do szkół w całym kraju! Nareszcie ktoś postanowił dojść prawdy i wyegzekwować od władz to, co wynika nie tylko z litery prawa, ale także odpowiedzialności władz gminy za los dziecka w jego drodze do szkoły, która jest oddalona o 4 km. od jego domu, a nie od miejsca zbiórki! Pisałem o tym kilka lat temu w blogu, powołując się na rozwiązania amerykańskie, gdzie niedopuszczalne jest to, aby dziecko musiało samo pokonywać drogę z domu do odległego od niego przystanku autobusowego (gimbusowego), z którego następnie jest odwożone gimbusem do placówki. W USA dziecko odbierane jest sprzed domu i odwożone do domu, w którym mieszka. Kierowca nie odjedzie, dopóki nie zobaczy, że ktoś z opiekunów czy rodziców jest w domu, a dziecko bezpiecznie przekracza jego próg.
W Polsce jest inaczej, stąd tyle zaginięć dzieci w drodze do szkół lub ze szkoły, tyle palących się świeczek. Czy słota i deszcz, siarczysty mróz lub upalne słońce, tysiące małych i większych dzieci w wieku szkolnym wychodzi z własnych domów, by idąc przez pola, lasy czy wzdłuż niebezpiecznych dróg, dotrzeć nie do szkoły, ale na przystanek, gdzie jeszcze muszą czekać kilkanaście lub kilkadziesiąt minut na szkolny pojazd. W tym czasie wszystko może się wydarzyć. Rodzice skierowali skargę przeciwko wójtowi do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego o to, że odmówił im przyznania uprawnienia wynikającego z mocy prawa - art. 17 ust. 3 w zw. z ust. 2 pkt 2 ustawy o systemie oświaty, zgodnie z którym, gdy droga dziecka z domu do szkoły przekracza 4 km, gmina zobowiązana jest do zapewnienia bezpłatnego transportu i opieki w czasie przewozu do szkoły i z powrotem.
Córka skarżących, która rozpoczęła naukę w gimnazjum w tym roku, jest zabierana gimbusem z przystanku przy innej szkole w oddalonej od jej domu o 2,6 km miejscowości, a nie sprzed domu. Rodzice nie chcą, by pokonywała ona odległość do przystanku autobusowego samodzielnie, narażając się po drodze na różne niebezpieczeństwa. Do tej argumentacji przychylił się WSA (syg III SA/Gd 470/11), którego zdaniem (...) na rozstrzygnięcie sprawy nie mogą mieć ponadto wpływu potencjalne trudności organizacyjne powstałe po stronie gminy, wynikłe z przychylenia się do żądań skarżącej. Obowiązek ustanowiony w ustawie gmina musi spełniać niezależnie od obiektywnych trudności i wielkości posiadanych środków. Rolą gminy jest też takie zorganizowanie dowozów, by nie były uciążliwe dla pozostałych, korzystających z nich dzieci.
(źródła: http://www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/w-bytomiu-nadal-okupuja-szkole,26971.html; http://www.portalsamorzadowy.pl/edukacja/spod-domu-do-szkoly-gimbusem,28506_0.html)