Czesi
wiedzą, jak się patrzy szkole na ręce
Wiecie,
co lubię u Czechów? To, że mają w sobie taki spokój i zdrowy rozsądek, a
jednocześnie potrafią zrobić coś, co w Polsce wydaje się science fiction. Otóż
oni systematycznie badają poziom wykształcenia dzieci i młodzieży. Tak,
systematycznie a nie raz na dekadę, nie przy okazji badań PISA czy kolejnej afery, tylko
regularnie. A potem te wyniki… publikują w prasie codziennej! U nas gazetę
otwierasz i masz kolejny dramat polityczny, a u nich infografika (mapka), w którym regionie
dzieci lepiej ogarniają matematykę i język ojczysty.
Infografika
zamiast sensacji
Przed
rozpoczęciem roku szkolnego Czesi wypuszczają infografikę. Serio. Można na niej
zobaczyć, w których województwach dzieciaki najczęściej sprawiają problemy
wychowawcze i jak to się przekłada na ich wyniki w nauce. U nas? No cóż… my
wolimy być zaskakiwani, bo po co wiedzieć wcześniej, że szkoła ma kłopoty, nauczyciele są fatalnie wynagradzani, wypaleni zawodowo, skoro można się o tym dowiedzieć z opóźnieniem, najlepiej wtedy, gdy już
płonie?
Gimnazjum
– level hard
Droga
do gimnazjum w Czechach to trochę jak awans w grze komputerowej. Możesz
próbować już po 5., 7. albo 9. klasie szkoły podstawowej, ale zawsze musisz przejść egzamin-bossa z matematyki i języka czeskiego, a nie angielskiego.
A potem, jeśli marzysz o studiach, czeka cię kolejny boss, egzamin wstępny na
uczelnię. Nikt tu nikogo nie rozpieszcza.
Problem
w tym, że gracze z biedniejszych regionów mają do dyspozycji drewniany miecz, a
ci z Pragi – pełny zestaw magicznych artefaktów. Efekt? Różnice w wynikach
sięgają nawet 170%.
Pieniądze
szczęścia nie dają, ale szkoły bez nich padają
Czesi
dobrze wiedzą, że bez kasy ani rusz. Potrzebne są dodatkowe środki na zajęcia
pozalekcyjne, psychologów, rozwijanie talentów. Inaczej dzieciaki z regionów
biedy i bezrobocia wylądują w zawodówkach, a potem… w busie do Niemiec. Bo tam
zarobią więcej, a i piwo smakuje podobnie.
Toksyczna
szkoła – wspólne doświadczenie
Ciekawe,
że czescy uczniowie opisują szkołę niemal identycznie jak nasi:
„konserwatywna”, „toksyczna”, „nieprzyjazna”. Można by zrobić konkurs: Polska
vs. Czechy – kto wymyśli bardziej dosadne określenie. Najlepsze wyniki osiągają
oczywiście ci, którzy trafili do szkół dbających o dobrostan. Ale jak tu dbać o
wellbeing, skoro nauczyciel zarabia tyle, że na Netflixa musi się zrzucać z
sąsiadem?
Raport
z Usteckiego – lektura do poduszki
Zajrzałem
do raportu z województwa usteckiego. I wiecie co? To idealna lektura, jeśli
ktoś nie może zasnąć – wystarczy pięć stron i człowiek myśli: „a może jednak
nie mam tak źle?”. Wnioski? Najmniej dzieci w przedszkolach, chroniczny brak
nauczycieli, niski prestiż zawodu i jeszcze niższe aspiracje edukacyjne
mieszkańców. A do tego rozwody, bezrobocie i emigracja do Niemiec. Kto by się
spodziewał, że takie combo nie pomaga dzieciom w nauce?
Narodowy
Konwent, czyli edukacja na poważnie
Ale jest też jasna strona mocy. W 2023 roku Czesi powołali Narodowy Konwent o Edukacji. Brzmi poważnie, prawda? Co miesiąc w Senacie zbierają się naukowcy, eksperci i działacze. Dyskutują o cyfryzacji, zdrowiu psychicznym, dzieciach uchodźców, a nawet o finansowaniu szkół. I uwaga: wszystko nagrywają i wrzucają do internetu! Transparentność w polityce edukacyjnej, to dopiero jest czeski film.
Patrząc na to wszystko, mam wrażenie, że Czesi grają w edukacyjne szachy, a my w Polsce dalej bawimy się w „Chińczyka”. Oni planują ruchy kilka kroków do przodu, a my wrzucamy kostkę, liczymy na szczęście i udajemy, że to też jest strategia.
(oprac. ikonografiki z pomocą ChatGPT na podstawie: M. Hronová, „Rozdíly mezi regiony se prohlubují i ve studijních výsledcích žáků, "Hospodářské noviny", 20 sierpnia 2025, s. 1; foto-moje).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam