Kondycja to stan fizjologiczny organizmu podlegający zmianom pod wpływem środowiska zewnętrznego (Wikipedia).
Nauczyciel też jest organizmem. Oddycha kredą, żywi się dokumentami, rozmnaża przez stres, a zimą zapada w sen z otwartymi oczami. Nie jest to organizm ginący, raczej przystosowany do przetrwania w warunkach chronicznego niedotlenienia.
System oświaty to jego biotop: bogaty w toksyny, ubogi w pokarm, pełen szelestu papierów i odgłosów konferencji o „dobrych praktykach”.
Nauczycielska kondycja fizyczna to nie mięśnie, ale zdolność do wstawania rano, mimo że świat już dawno się nie pyta, po co.
To odporność na 37 stopni Celsjusza w sali, w której nie działa żaden wentylator, i na 37 stron rozporządzenia o bezpieczeństwie wentylacji. Umiejętność prowadzenia lekcji na pełnym głodzie emocjonalnym, z uśmiechem, który nie ma już źródła, tylko nawyk, jest świadectwem siły przetrwania. Nauczyciel fizycznie istnieje. A to, w tych warunkach, jest już formą heroizmu.
Kondycja
projektowa
Ten rodzaj kondycji jest dostępny nielicznym szczęściarzom, którzy otrzymali grant na realizację własnego projektu edukacyjnego. Wyhodowana
na glebie unijnych projektów moc sprawcza pozwala żyć z grantów, żywić się formularzami, rozmnażać w Excelu. Projektowy nauczyciel ma piękne certyfikaty, czasem nawet laptop.
Na posiedzeniu rady pedagogicznej błyszczy jak neon w ruinie. Jego tkanka grantowa jest dobrze ukrwiona, lecz pozbawiona witamin codzienności. To organizm o wysokim współczynniku absorpcji środków, ale niskiej zawartości sensu.
Kondycja głodowa
Przypomina się z lat 1993-1996 powstała w Wałbrzychu Partia Głodujących Nauczycieli. Już niewielu pamięta, że przed trzydziestu laty powstała taka formacja pedeutologiczna. Kto wiem, może i odrodzi się na nowo? Chyba, że nauczyciel o tej kondycji nie potrzebuje już białka ani cukru, gdyż wystarczy mu
kawa, krzesło i trzy minuty ciszy w pokoju nauczycielskim.
Na ciele pedagogicznym widać ślady po hospitacjach, a w głosie zapowiadającą się ich rezygnację z pracy. Jak mówią niektórzy: „Ja już niczemu się nie dziwię”, i to zdanie ma strukturę biologiczną, bowiem oszczędza energię życiową organizmu, który dawno przeszedł ze stanu rozwoju w stan przetrwania.
Początkujący nauczyciel żyje dzięki mikrodawkom sensu, jaki dają mu uśmiech ucznia, jedno dobre słowo, a czasem cisza po lekcji.
Kondycja
hodowlana
Hodowlany nauczyciel to sukces systemu, jaki mamy od 1993 roku: wychuchany przez nadzór, karmiony pochwałami i wzorami „dobrych praktyk”, zdolny do rozmnażania idei MEN w każdych warunkach klimatycznych. "Hodowlany" nauczyciel ma gładką skórę konformizmu i mocne kości lojalności. Nie pyta, nie wątpi, nie krytykuje, za to potrafi świetnie mówić językiem urzędowym o „nowych wyzwaniach edukacji”. To nie jest zły człowiek, tylko dobrze wytrenowany egzemplarz systemu.
Kondycja
wystawowa
Psycholodzy określają taki typ nauczyciela mianem Ja-wystawowego, a więc osobowości, którą wmawia się społeczeństwu, jakoby nauczyciele byli roszczeniowi, wiecznie na urlopie, ośmiogodzinnymi maruderami w dresie. Ich wizerunek karmiony jest tytułami artykułów i złośliwością komentarzy w social mediach.
Nauczyciel o tej kondycji nie ma twarzy, gdyż ma narrację. Chociaż codziennie uczy cudze dzieci, sam jest uczony przez media, że „jego praca to przywilej”. Nic dziwnego, że jest to najbardziej krucha tkanka nauczycielskiego organizmu, bo jak wizerunkowa błona, która jest stale drażniona przez opinię publiczną.
Każdy organizm ma swoje środowisko życia, jednak nauczycielskie przypomina mieszankę betonu, stresu i biurokracji. Ciśnienie reform nieustannie rośnie, wilgotność absurdów utrzymuje się na stałym poziomie, a prądy polityczne regularnie zrywają dachówki z systemu.
W takich warunkach fotosynteza sensu jest procesem cudem zachowanym, a jednak nauczyciel żyje, uczy, oddycha. Czasem nawet śmieje się, jakby na złość fizjologii. Nauczycielski organizm ma ogromną zdolność regeneracji, choć jego tkanki są coraz cieńsze. Każda kolejna deforma jest jak nowa terapia eksperymentalna, nikt nie bada skutków ubocznych, ale wszyscy udają, że działa. Póki istnieją nauczyciele w tym systemie, mimo że są w głodowej kondycji, dopóty system jeszcze oddycha, bo ci, którzy mają najmniej, wciąż dają najwięcej.
Nie ma nauczyciela bez kondycji, chociaż ta, która jeszcze jest, nie daje się poprawić ich wolną wolą czy pasją. Nie ma edukacji bez nauczyciela. Jest tylko system, którego polityczny nadzór jeszcze nie zrozumiał, że to MEN jest pasożytem.
Kiedyś ktoś zapyta, jak to możliwe, że
nauczyciele tak długo wytrzymali. Odpowiedź będzie prosta: bo mieli kondycję. Nieprzyzwoicie ludzką.
Z okazji Dnia Edukacji Narodowej życzę nauczycielom z pasją i dobrą kondycją też prawa do zmęczenia, bez konieczności udawania entuzjazmu, ale i prawa do błędu, do odpoczynku, do życia poza szkołą. Jeszcze tli się nadzieja, że szkoła kiedyś przestanie być Titanikiem, a stanie się portem, do którego chce się wracać, a nie z którego trzeba uciekać.
Jeśli nauczyciel nie będzie miał siły w to wierzyć, to żadna reforma, żaden minister i żaden raport nie uratują sensu edukacji. W dniu święta wszystkich pracowników edukacji życzę im czystego powietrza do oddychania w tym środowisku i zawodzie. Czasem to więcej niż wszystko inne.