(fot. z Galerii Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie)
Kolejne, jakże ważne pytanie, skierował do mnie
autor recenzji, którą skierował do jednego z czasopism naukowych z wykazu
MEiN:
Czy
opublikowana w wysoko punktowanym czasopiśmie recenzja książki naukowej miałaby
przyznane punkty, skoro nie jest artykułem? Już sam się pogubiłem w tych nie do
końca jasnych kryteriach.
Autor
opublikowanego w czasopiśmie artykułu recenzyjnego otrzymuje 25% wartości
punktowej w stosunku do pozostałych artykułów. Należy zatem wartość punktową
podzielić na cztery. Tego typu rozwiązanie sprawia, że zanika krytyka naukowa.
Po co pisać recenzję czyjejś rozprawy, polemizować z jej treścią czy zachwycać
się nią, skoro to się najzwyczajniej w świecie "nie opłaca".
Minister
nauki podtrzymuje zatem regulacją prawną niniejszy stan, w związku z czym
wydawnictwa z wykazu MEiN mogą publikować wszystko, co im tylko wpadnie do
roboty, bo wystarczy jedna czy dwie recenzje profesorów, a nawet doktorów,
którzy zachwycą się nad maszynopisem, a na konto wydawcy wpłyną na ten cel
środki. Opisywane przez Marka Wrońskiego na łamach "Forum
Akademickim" plagiaty są najlepszym potwierdzeniem kwitnącej w Polsce
patologii.
Kto
czyta recenzje książek, jeśli takowe w ogóle znajdują się w czasopismach? Kto z
nich korzysta i do czego? Rozumiem, że wprowadzona przez KEN punktacja byłaby
poprzedzona analizą naukową w poszczególnych dyscyplinach i liczących się w
nich i dla nich czasopismach, to byłbym w stanie zaakceptować każde
rozstrzygnięcie urzędników. Natomiast nie znajduję uzasadnienia dla
parametrycznej oceny strukturalnej zawartości czasopism.
Rzetelna,
pogłębiona recenzja czyjejś rozprawy może mieć dla nauki i naukowców większe
znaczenie niż naukowy artykuł. Na rynku wydawniczym znajdują się setki książek
będących podstawą w postępowaniu na stopień doktora, doktora habilitowanego czy
na tytuł profesora, które zakończyło się dla ich autorów porażką. Recenzenci w
trakcie tych postępowań wykazali bowiem fundamentalne błędy merytoryczne, w tym
metodologiczne, braki czy niestaranność warsztatową.
Brak
recenzji takich rozpraw sprawia, że czytane są i przywoływane w kolejnych
publikacjach jako poprawne, a nawet wzorcowe. Nie spełnili swojego zadania
recenzenci wydawniczy, zaś rolą wydawcy nie jest podważanie ich opinii, bo nie
posiadają swoich superrecenzentów.
Proponuję
następujące rozwiązanie: niech któryś z uniwersytetów czy jedna z akademii
powoła do życia nowe czasopismo: "KRYTYKA NAUKOWA" i na jego łamach
publikuje artykuły o naukowych książkach. Może wówczas minister przyzna
takiemu pismu co najmniej 100 punktów, dzięki czemu będzie "opłacało
się" zamieszczać na jego łamach artykuły o naukowych i pseudonaukowych książkach.