28 września 2025

"Więzień polityczny nr 33090"


Nie tylko pedagodzy piszą książki dla udokumentowania własnej działalności zawodowej, społecznej, z potrzeby podzielenia się doświadczeniami z codziennego życia czy jako efekt ich pracy twórczej. W ostatnich latach dostrzegam znaczący przyrost publikacji auto-lub biograficznych, dotyczących rozwoju osobistego uczonych, popularyzowania przez nich wiedzy naukowej, a nawet publikowania własnej poezji czy prezentowania w mediach społecznościowych własnych prac artystycznych. 

W okresie wakacyjnym sięgnąłem po rozprawę wybitnego uczonego, emerytowanego już profesora Uniwersytetu Warszawskiego, ale także współpracującego w ostatnich latach z Akademią Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - Wiesława Theissa. Są bowiem autorzy, na których kolejną monografię naukową czeka się cierpliwie, z nadzieją na ich spojrzenie przez empirycznie przygotowane i wyczulone na nierozpoznane dotychczas fenomeny wrażliwe "szkiełko i oko".

Uwielbiam czytać książki W. Theissa, bo są nośnikiem znakomitego warsztatu badawczego historyka i pedagoga społecznego, który od kilku dekad odkrywa, formułuje i rozwiązuje problemy naukowe z perfekcyjną troską o poznanie ich genezy, przejawów i następstw w życiu polskiego narodu, społeczeństwa i państwa. Tym razem otrzymujemy wynik badań mikrohistorycznych, o których tak pisze we wstępie:

"przedstawione studium opiera się na wybranych ideach, inspiracjach i rozwiązaniach obecnych w naukach społecznych. Sięga do historii humanistycznej, oddolnej, kulturowej i społecznej - kierującej poznanie w stronę człowieka i jego świata. Wykorzystuje bogate zdobycze pamięcioznawstwa, na czele z koncepcją miejsc pamięci, pracy nad i  z pamięcią przeszłości. Z kolei z pola badań edukacyjnych pochodzi obecna tu refleksja nad całożyciowym uczeniem się, edukacją dorosłych oraz badaniami historyczno-pedagogicznymi" (s. 9).


Czytałem tę rozprawę w lipcu, po skandalicznej wypowiedzi  Grzegorza Brauna, w której zakwestionował komory gazowe w Auschwitz jako fejk, dekorację. Coś tak obrzydliwego wywołało w kraju i poza granicami Polski uzasadnione oburzenie. 

Dobrze zatem, że została udokumentowana przez W. Theissa historia niemieckiego barbarzyństwa w okresie II wojny światowej, do którego doszło także w obozie koncentracyjnym w Stuttowie, bo kolejne pokolenia Polaków powinny stać na straży pamięci o tak wstrząsających wydarzeniach w kontekście także zagrożeń, jakich mogą doświadczyć w czasach już nie tylko płynnej, ale i wojennej ponowoczesności w XXI wieku. Nie tylko kolejny Auschwitz, ale i Stuttowo może nam spaść z nieba, jeśli nacjonaliści i antysemici nie opamiętają się w swoich kłamstwach historyczno-politycznych. 

Przedwojenny nauczyciel historii, podoficer Wojska Polskiego Tomasz Theiss, który uczestniczył w kampanii wrześniowej 1939 roku, uczestnik konspiracyjnej działalności na Pomorzu, został w wyniku czyjejś zdrady aresztowany w 1944 roku przez Gestapo w Elblągu i wywieziony do obozu Stuttowo. Dzięki wyzwoleniu w styczniu 1945 roku, schorowany powrócił do domu podejmując pracę nauczycielską w powiecie tucholskim. Założył rodzinę, w której na świat przyszedł m.in. Wiesław.

Ci więźniowie obozów śmierci, którzy przeżyli, zakładali rodziny i podejmowali po wojnie pracę zawodową, ale nie dzielili się ze swoimi dziećmi i wnukami jakże bolesną, traumatyczną pamięcią o cierpieniach, bólu, głodzie, upokorzeniu, ale i doświadczaniu solidarności międzyludzkiej w warunkach obozowych. Potwierdza to autor książki: 


"Ojciec nigdy nie mówił o tym, co przeżył w czasie przesłuchań w siedzibie Gestapo w Elblągu. Zepchnął tamte wydarzenia do obszaru tajemnicy pamięci, sfery głęboko prywatnej, zastrzeżonej. Postąpił tak, jak tysiące innych więźniów obozów koncentracyjnych. Czy to jednak wystarczyło, by wyprzeć, wymazać, ostatecznie wykreślić choćby część tego, co go spotkało w Gestapo i w Stutthofie? Z pewnością nie "(s.51).

Istotnie. Także w mojej rodzinie byli bliscy osadzeni w Auschwitz (dziadek żony Wiesławy) i w Obozie Koncentracyjnym dla dzieci w Litzmanstadt, a więc w Łodzi na ul. Przemysłowej (stryj żony Agnieszki). Mojego dziadka Niemcy zamordowali w więzieniu Moabit w Berlinie. Ci, którzy przeżyli obóz, dopiero przed śmiercią, kilka-kilkanaście lat temu odsłaniali wytatuowany numer obozowy, pokazali zachowane dokumenty, ale nie chcieli opowiadać o tym, co przeżyli. 

Zapewne nieliczni członkowie rodzin obozowych jeńców, po latach, tak jak W. Theiss, postanowili zbadać wojenne losy swoich rodziców, rodzeństwa czy bliskich, a dzięki opublikowaniu historii nielicznych spośród nich poszerzały się kręgi osób świadomych historycznych wydarzeń i ludzkich tragedii. 



(foto BŚ: szkice Zygmunta Filarskiego - KL Stutthof)

Naukowa dociekliwość prof. W. Theissa sprawiła, że otrzymaliśmy fragment z życia nie tylko jego ojca, ale i innych osób walczących, konspirujących, wojennych i powojennych więźniów politycznych, torturowanych ofiar policyjnych przesłuchań czy wspomnianego obozu koncentracyjnego. To także cząstka historii Polaków, których losy splatały się z życiem działalnością T. Theissa.   

Dla historyków Pomorza fascynujące będą fakty z czasów wojny i "siermiężnego socjalizmu", które dokumentują relacje, obozowa korespondencja i fotografie z domowych archiwów. Jednak kluczowe są tu wojenne i obozowe losy ojca W. Theissa. Pedagog-uczony odtworzył nazistowski system ludobójstwa III Rzeszy w obozie Stutthof i odbywających się w tej metropolii śmierci także upokarzających eksperymentów medycznych. Poruszający jest tu opis dehumanizującego więźniów rytuałów w nazistowskiej fabryce śmierci. 


Nie wszyscy, którzy doczekali się wyzwolenia, przeżyli,  "(...) wręcz przeciwnie - połowa więźniów zginęła w czasie ewakuacji z powodu głodu, chorób, wyczerpania (...)" (s.127). 

Jeśli ktoś czekał na inną publikację z pedagogiki społecznej profesora W. Theissa, to będzie po lekturze tej usatysfakcjonowany. Uświadamia bowiem, jak trudno jest budować kulturę pokoju w czasach, które wydawałoby się zmierzały do jej ucieleśnienia. Wprawdzie nie ma kolejnych obozów koncentracyjnych, chociaż toczą się liczne wojny, w tym w bliskiej nam Ukrainie, ale zmieniły się ludobójcze środki kolejnych agresorów. Czy edukacja może jeszcze powstrzymać ich przed zagładą? 

Autor recenzowanej książki formułuje w zakończeniu własne pytania i dzieli się osobistą refleksją:

"Czy wobec tego, w świetle tych choćby nader  ogólnych uwag, edukacja do kultury pokoju nie zbliża się do granic utopii? Czy postulaty pedagogów i reformatorów społecznych, wysiłki autorytetów religijnych nie są dzisiaj skazane na porażkę? W tym kontekście nie można pominąć - jest wręcz odwrotnie - brutalnej agresji Rosji na Ukrainę, rozpoczętej 24 II 2022 r. Zniszczeniu ulega kraj, giną bezbronni cywile, tysiące ukraińskich dzieci zostało uprowadzonych i jest poddawanych wynarodowieniu. Niemiecka nazistowska zasada z czasów II wojny światowej Ohne Mitleid ("bez litości") powróciła w rosyjskim wydaniu na polach ukraińskiej wojny"(s.175).

Nie przypuszczam, że lepiej wyglądałby świat codziennego życia mieszkańców Ziemi, gdyby nie było powszechnej edukacji. Z tego powodu dziękuję Profesorowi za dar autobiograficznych wspomnień i historycznej dociekliwości w przybliżeniu kolejnym pokoleniom tego, co nie powinno ulec zapomnieniu czy zafałszowaniu. 





(Foto: BŚ) 

27 września 2025

Ukraińscy nauczyciele a edukacja ich uczniów w polskich realiach

 


Nawiązuję do wystąpienia prof. dr hab. Larysy Lukianowej, rzeczywistej członkini Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy i dyrektorki Instytutu OPED w Kijowie, które zostało zaprezentowane podczas V Międzynarodowej Konferencji „Edukacja wobec wyzwań i zadań współczesności i przyszłości”, która odbywa się w dn. 24-26 wrześniu 2025 roku na Uniwersytecie Rzeszowskim.

Wojna ma twarz ruin i wypalonych miast, ale także ma twarz nauczycielki, która jeszcze wczoraj uczyła dzieci w Kijowie, a dziś, z podręcznikiem w obcym języku, wchodzi do klasy w polskiej szkole. Wojna wyrwała nauczycieli Ukrainy z codzienności sprawiając, że muszą budować także swoje zawodowe życie od nowa.



Według danych przedstawionych przez prof. Larysę Lukianową, w marcu 2022 roku w Polsce było 27 tysięcy ukraińskich nauczycieli. To armia pedagogów, którzy wraz z falą uchodźców znaleźli się w kraju nad Wisłą, ale ich liczba z czasem malała: koniec 2022 roku – 20 tysięcy, koniec 2023 – 15 tysięcy, początek 2024 – 10 tysięcy, a dziś, w 2025 roku, zostało ich już w naszym kraju tylko 5 410.

Za każdą z tych liczb kryje się bolesna historia: utrata tożsamości zawodowej, przedłużające się procesy nostryfikacji ich dyplomów akademickich, poczucie nieprzystosowania. Nauczycielka matematyki, która przez 20 lat pracowała w Ukrainie, w Polsce musi zaczynać od zera, bowiem często nie uznaje się jej kwalifikacji. Pedagog z Charkowa zamiast prowadzić lekcje, odbywa kurs języka polskiego, bo bez niego nie zostanie zatrudniony w polskiej szkole i nie poradzi sobie w klasie szkolnej.

Tymczasem w polskich szkołach uczy się dziś ponad 286 tysięcy ukraińskich uczniów. To największa liczba dzieci-uchodźców w historii polskiej edukacji. Każde z nich niesie w sobie historię ucieczki, traumę wojny, a jednocześnie nadzieję na przyszłość. W tej sytuacji ukraińscy nauczyciele są nieocenionym wsparciem dla dzieci i młodzieży, skoro lepiej rozumieją język polski, kulturę naszego kraju, ale i traumatyczne doświadczenia swoich uczniów.

Badania prof. Lukianowej pokazują, że 42% nauczycieli chciałoby zostać w Polsce po wojnie, 32% planuje powrót, a niemal jedna czwarta wciąż się waha. Ponad 66% z nich dopiero stara się o nostryfikację dyplomu, a tylko 8% zdołało ją uzyskać z sukcesem. Ich potrzeby są jasne: wsparcie informacyjne, pomoc psychologiczna, możliwość dalszego rozwoju zawodowego.




Badacze dostrzegają też inne motywacje: pragnienie pracy w zawodzie, potrzeba niezależności materialnej, chęć zdobywania nowych umiejętności. Wielu z nich uczestniczy w kursach językowych i komputerowych, podejmuje aktywność wolontariacką. To ludzie, którzy mimo bólu rozłąki i stresu wojennego próbują pozostać wierni swojemu powołaniu.

„Czy to problem Polski czy Ukrainy?” – pyta prof. Lukianowa, i odpowiada: to jest nasz wspólny problem. Polska ponosi ogromne koszty integracji, organizuje dzieciom z Ukrainy klasy przygotowawcze, zatrudnia dodatkowych nauczycieli, zapewnia kursy języka polskiego. Ukraina zaś,  choć jest doświadczona dramatycznymi następstwami wojny, musi dbać o prawo swoich obywateli do edukacji, także poza granicami. To, co dziś wydaje się ciężarem, jutro może stać się wspólnym kapitałem kulturowym, bowiem nauczyciel, który ocali swoje powołanie w czasie wojny, będzie kimś więcej niż pedagogiem. Każdy z pedagogów jest w tej sytuacji dowodem siły człowieczeństwa.

 

(źródło schematów: prezentacja prof. L. Lukianowej)


26 września 2025

Nauczyciel wobec złożonych zagrożeń: etyka, przywództwo i odporność na stres

 



Współczesna szkoła staje się miejscem, gdzie krzyżują się różne wyzwania: niepewność społeczna, zagrożenia klimatyczne, kryzysy migracyjne, rozwój sztucznej inteligencji, a ostatnio odroczone w czasie następstwa pandemii. W takim świecie rola nauczyciela wykracza daleko poza przekazywanie wiedzy. Coraz wyraźniej staje się on liderem etycznym, przewodnikiem wspólnoty i strażnikiem wartości.

Prof. William C. Frick mówił w czasie V Międzynarodowej Konferencji Pedeutologicznej na Uniwersytecie Rzeszowskim, którą zorganizowała prof. Jolanta Szempruch ze swoimi współpracownikami, że pedagogiczny profesjonalizm to nie tylko kompetencje metodyczne, merytoryczne, ale przede wszystkim etyczne zobowiązania wobec młodych pokoleń. Nauczyciel, podobnie jak lekarz czy prawnik, nie działa w próżni, gdyż  jego decyzje, sposób prowadzenia klasy szkolnej, wybór metod dydaktycznych a nawet styl komunikacji z uczniami i ich rodzicami wpływają na kształtowanie wrażliwości oraz odporności całej społeczności szkolnej na te oddziaływania.

Moralne barierki w codziennej pracy

Każdy zawód opiera się na moralnych wartościach, które chronią przed błędnym kierunkiem działań. Dla nauczycieli oznacza to przede wszystkim:

  • szacunek dla autonomii ucznia, prawo do własnych wyborów, głosu i samodzielnego myślenia;
  • dobroczynność i troskę  w ramach aktywnego wspierania rozwoju i dobrostanu młodych ludzi;
  • nieszkodzenie uczniom, a więc unikanie słów i działań, które mogą ranić lub kogoś marginalizować, wykluczać;
  • sprawiedliwość w ocenianiu wytworów pracy uczniów,  uczciwe traktowanie każdego/-ej z nich, niezależnie od jego/jej możliwości czy statusu społecznego.

Przywództwo adaptacyjne, czyli  czego uczy szkoła w czasach kryzysu?

W obliczu nagłych kryzysów, od pandemii po lokalne dramaty ludzkie, nauczyciele stają się liderami adaptacyjnymi. To oni regulują emocje wspólnoty, podtrzymują rytuały codzienności, dają poczucie bezpieczeństwa i nadziei. Ich zadaniem jest nie tylko odpowiadać na problemy, ale też uczyć młodych ludzi, jak radzić sobie z niepewnością, jak wspólnie szukać rozwiązań i jak nie tracić sensu nawet w chaosie.

Przykłady szkół w Turcji czy Nowej Zelandii, które odbudowywały się po trzęsieniach ziemi, pokazują, że edukacja staje się przestrzenią restaurowania nadziei i wspólnoty. Dzięki temu uczniowie mogą poczuć się zdolnymi do przetrwania i wzrastania po kryzysie, a to przecież zależy w dużej mierze od postawy nauczycieli.

Odwaga jako kompetencja

Frick akcentował w swoim wystąpieniu, że najważniejszą cechą przywódcy w czasach niepewności, nieprzejrzystości jest jego/jej odwaga. Nauczyciel codziennie staje wobec wyborów, czasem niepopularnych, między wygodą a sprawiedliwością, między rutyną a otwartością na nowe sygnały z otoczenia szkolnego. Odwaga nauczyciela to nie heroiczne gesty, lecz konsekwencja w obronie wartości, wrażliwość na tych, którzy nie mają głosu, i spójność między deklaracjami a praktyką.

Bycie nauczycielem to znaczy - zdaniem referującego - bycie liderem moralnym,  kimś, kto nie tylko uczy faktów, ale kształtuje charakter, wspólnotę i wywiera wpływ na przyszłość uczniów. W czasach złożonych zagrożeń edukacja nie może ograniczać się do „technicznych rozwiązań”. Potrzebuje przywództwa, które łączy wiedzę z empatią, procedury z odwagą, a dyscyplinę z troską o człowieka.

Dlatego każde działanie pedagoga, od metod oceniania po rozmowę z uczniem w sytuacji kryzysowej, staje się aktem przywództwa adaptacyjnego. To w szkole uczymy się, że nawet w świecie pełnym niepewności można zachować godność, sprawiedliwość i nadzieję.

Podsumowując swoją wypowiedź Prof. William C. Frick stwierdził: "Nauczyciel XXI wieku nie jest tylko specjalistą w ramach swojego przedmiotu, lecz także strażnikiem wartości i przewodnikiem w budowaniu odporności uczniów oraz całej wspólnoty szkolnej".

 

(źródło foto: moje) 

25 września 2025

Heroiczno-pragmatyczna edukacja na Ukrainie aktem oporu wobec raszystowskiej inwazji

 


Wczoraj minął 1319 dzień wojny w Ukrainie. Liczba, która brzmi jak zapis w kalendarzu, a w istocie jest kroniką cierpienia. Ukraina,  kraj żyznych pól, rzek i miast,  zamieniła się w przestrzeń blizn i żałoby, traumy i nadziei na pokój. Tysiące matek nie doczekało powrotu swoich synów, tysiące dzieci zostało sierotami, a setki tysięcy nosi w ciele i psychice ślady nieodwracalnych ran.

Według danych ONZ w Ukrainie zginęło ponad 13 tysięcy cywilów, w tym co najmniej 682 dzieci. Ponad 113 tysięcy osób zostało niepełnosprawnymi, a tysiące dzieci bezprawnie deportowano do Rosji. Każda z tych liczb to nie statystyka, ale konkretne imię, czyjaś biografia, urwana opowieść. Na cmentarzach całej Ukrainy powiewają nie tyle wieńce, co flagi narodowe.

W tej apokalipsie szczególnym bólem staje się edukacja. Około 4 tysięcy placówek edukacyjnych, od przedszkoli po uniwersytety, zostało zniszczonych lub poważnie uszkodzonych. Straty materialne szacuje się na 7,3 miliarda dolarów. Kto policzy straty ludzkiego życia, straty duchowe? Jak wycenić utracone dzieciństwo, przerwaną ciągłość nauki, nieobecność rówieśników, którzy zginęli albo wyemigrowali?

Podziemne szkoły i „Szkoła offline” to w istocie edukacja w cieniu ruin. Paradoks wojny polega na tym, że im więcej ona niszczy, tym bardziej zmusza ludzi do innowacji. Ukraina stworzyła model edukacji, który można nazwać heroiczno-pragmatycznym.

W Charkowie, mieście, które od miesięcy znajduje się pod ogniem raszystowskich rakiet, działają już podziemne szkoły. Jedna z nich, trzypiętrowa, daje schronienie 1700 uczniom. Dzieci uczą się w salach wykutych w ziemi, w przestrzeniach, które zamiast okien mają betonowe ściany. W sumie powstaje w regionach przyfrontowych ponad 139 takich placówek. Jeszcze dwa lata temu klasy szkolne były usytuowane w tunelach metra. Po tylu dniach trwającej inwazji są to już pełnoprawne szkoły z biblioteką, świetlicą i laboratoriami dydaktycznymi.

Oprócz tego powstała w tym kraju strategia „Szkoła offline”, która łączy naukę stacjonarną i zdalną. To system hybrydowy, który zakłada, że uczeń może uczyć się w miejscu bezpiecznego dla niego pobytu, w sieci szkół zdalnych albo w specjalnych klasach dla dzieci przebywających poza granicami kraju. Państwo opracowało też instrukcję dla rodziców przesiedleńców, w której znajdą wskazówki, jak przenieść dziecko do "nowej" szkoły.

Dzieci w drodze to mali przesiedleńcy i emigranci

Ponad 4 miliony Ukraińców to wewnętrzni przesiedleńcy. Dzieci, które uciekły z Mariupola, Chersonia czy Donbasu, dziś siedzą w ławkach we Lwowie, Iwano-Frankowsku czy Tarnopolu. Jeśli nie ma tam miejsca, kontynuują naukę zdalnie w swoich macierzystych szkołach.

Profesor N. Nyczkało mówiła także o tym, co dzieje się z dziećmi, które znalazły się poza granicami kraju. W świetle danych UNESCO szacuje się, że w 2024 roku prawie 665 tysięcy ukraińskich uczniów uczyło się za granicą. Sama Polska przyjęła około 248 tysięcy dzieci w wieku szkolnym, co pokazuje skalę solidarności i wyzwań. Niestety, tylko 29 proc. z nich łączy naukę w obu krajach, a 16 proc. korzysta wyłącznie z ukraińskiego systemu zdalnego. Pozostali często gubią się w chaosie migracji, toteż część z nich przedwcześnie opuszcza szkołę.

To jest dramat, którego skutki odczują oni dopiero za kilka lat.  Jest to bowiem generacja przerwanej edukacji, która oby nie stała się generacją utraconych szans. 

Nowe prawa w czasie wojny

Wojna nie powstrzymała zmian w prawie oświatowym. W dn. 1 stycznia 2025 r. weszła w życie ustawa o edukacji przedszkolnej, która gwarantuje wychowawczyniom przedszkolnym dłuższe urlopy, wyższe płace i elastyczne formy pracy. Rodzicom daje wybór:  od tradycyjnych przedszkoli po mobilne i rodzinne miniprzedszkola. Od 2026 roku każdy pięcio- i sześciolatek będzie obowiązkowo uczył się języka angielskiego.

Z kolei - jak informowała nas prof. N. Nyczkało - nowa ustawa o kształceniu zawodowym, która została przyjęta we wrześniu 2025 roku, stanowi fundament systemu odpowiadającemu na realne potrzeby rynku pracy. Uczniowie i dorośli mogą wybierać: pełne wykształcenie albo szybkie zdobycie kwalifikacji. To rozwiązanie, które ma pomóc szczególnie weteranom i osobom przesiedlonym. Już w 2024 roku w programach przekwalifikowania wzięło udział 100 tysięcy Ukraińców



Powstała też platforma „e-Weteran”, która jest cyfrową platformą dla osób wymagających rehabilitacji, a zapewniająca im dostęp do kursów, przekwalifikowania i wsparcia dla obrońców kraju i członków ich rodzin.

Uniwersytety w ruchu i współpraca z Europą

Wojna zmusiła 29 uniwersytetów do przeniesienia swojej działalności do innej części kraju, np. z Doniecka do Kijowa czy na zachód kraju. W 2025 roku rząd przeznaczył 330 milionów hrywien na wyposażenie bezpiecznych przestrzeni dla tych instytucji. 

Równocześnie Ukraina poszerza udział w europejskich programach: Erasmus+, Horizon Europe, Digital Europe. To nie są jedynie hasła dotyczące integracji Ukrainy z UE, ale inwestowanie w realną infrastrukturę naukową i edukacyjną, w której Ukraińcy zajmują już swoje miejsce. Paradoksalnie wojna przyspieszyła europeizację systemu edukacji nie tylko z wyboru.

Narodowa Akademia Nauk Pedagogicznych Ukrainy realizuje w warunkach wojny ponad 100 projektów badawczych, z czego część bezpośrednio dotyczy edukacji powszechnej (ogólnej) i zawodowej. Naukowcy nie tylko badają, ale i podejmują działania skutkujące wsparciem dla armii. Ich przejawem jest zintensyfikowany wolontariat oraz pomoc psychologiczna. 

Współpraca z Polską, zwłaszcza z Komitetem Nauk Pedagogicznych PAN, ma wymiar praktyczny i symboliczny. organizowane są bowiem wspólne konferencje na temat dzieci wojny, szkolnictwa wyższego, o edukacji dzieci ukraińskich w Polsce, a każda z nich  potwierdza, że nauka nie zamyka się w salach seminaryjnych, ale Wspiera ukraiński naród.


Herodot pisał, że „
w czasie pokoju dzieci chowają rodziców, a w czasie wojny rodzice chowają dzieci”. Ukraina doświadcza tego bólu codziennie. W warunkach podziemnych powstają i funkcjonują szkoły, a w sieci edukują młode pokolenia nauczyciele klas zdalnej edukacji. W uniwersytetach rozwijana jest współpraca europejska. 

To wszystko pokazuje, że edukacja stała się nowym frontem wojny – frontem o pamięć, tożsamość i przyszłość. Każda lekcja w podziemnej sali, każda transmisja zdalnej klasy, każdy program Erasmus+ z udziałem ukraińskich studentów to zwycięstwo nad chaosem, nad śmiercią, nad wojną.

Profesor Nella Nyczkało zakończyła swoje wystąpienie słowami Abu-Abbulo Rudakiego: Mędrzec dąży do dobra i pokoju, głupiec zaś dąży do wojny i sporów.

Wojna uczy nas, że edukacja nie jest luksusem ani dodatkiem do życia, bowiem jest jego kręgosłupem. Dzięki niej przetrwa ukraiński naród, nawet jeśli jego szkoły znalazły się w gruzach. To na skutek wojny deportowane do Rosji dzieci, przesiedlone w ojczyźnie czy uczące się w polskich szkołach nadal wiedzą, że są ukraińskiej narodowości.

Edukacja w Ukrainie nie jest tylko odpowiedzią na wojnę. Jest jej zaprzeczeniem. Jest cichym, ale upartym głosem: nie da się nas złamać, nie da się nas skłócić, nie da się nas odczłowieczyć. Polskie społeczeństwo czyni wszystko, co jest możliwe, by to było możliwe. 

Organizatorka V Międzynarodowej Konferencji "Edukacja wobec wyzwań i zadań współczesności i przyszłości", prorektorka Uniwersytetu Rzeszowskiego prof. dr hab. Jolanta Szempruch otrzymała  Dyplom zagranicznego członka Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy. Gratuluję! 



(źródło ilustracji: prezentacja prof. N. Nyczkało; foto- BŚ)  


24 września 2025

Wiarygodność doskonałości naukowej

 


Należy pisać i dyskutować o postępowaniach awansowych niezależenie od zajmowanej pozycji w środowisku akademickim, nie tylko ze względu na zmieniające się regulacje prawne. Być może panuje przekonanie, że postanowienia w sprawie nadania czy odmowy nadania stopnia naukowego nie powinny być komentowane jak w przypadku orzeczeń i wyroków sądowych. 

 Moje doświadczenie z prac w Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów oraz w Radzie Doskonałości Naukowej pozwala na dostrzeżenie w skali ogólnokrajowej istotnych problemów kadr naukowych w związku ze składaniem przez nie wniosków o wszczęcie postępowania w sprawie nadania stopnia czy tytułu naukowego w reprezentowanej przez siebie dziedzinie i dyscyplinie naukowej. Powodem zatem kontynuowania przeze mnie dotychczasowych badań naukoznawczych jest troska o młode pokolenie, które stopniowo przejmuje za dania swoich mistrzów, nauczycieli akademickich, promotorów i recenzentów. Powinno ono znać opinie na temat wymagań, jakie formułowane są wobec wniosków o nadanie stopnia naukowego doktora czy doktora habilitowanego, by spełniać jak najwyższe standardy. 


  


Wydałem kolejną rozprawę z naukoznawstwa,  dedykując ją uczonym z dziedziny nauk społecznych. Od kilkunastu lat prowadzę analizy postępowań awansowych w dyscyplinie pedagogika z uwzględnieniem także opinii członków najwyższego organu w nauce, jakim jest Zespół V Nauk Społecznych Rady Doskonałości Naukowej. 

Aktywność w RDN stwarza możliwość dostrzegania procesów awansowych w naszym kraju w skali ogólnej. 

W tym organie państwowym rozpatrywane są sprawy, zjawiska, wydarzenia, które nie są znane publicznie, gdyż doświadczają ich jedynie uczestnicy postępowań awansowych we własnym środowisku, w swojej lub obcej uczelni. Możliwość spojrzenia na wady i zalety własnego środowiska akademickiego jest powodem podjęcia problemów, które dotyczą recepcji rozpraw naukowych i oceniania ich znaczenia dla nauki. 

Kontakty międzyludzkie i udział w różnych gremiach, organach uczelnianych, stowarzyszeniowych czy korporacyjnych sprawiają, że przekazujemy sobie wiele in formacji, dzielimy się własnym czy cudzym doświadczeniem. Są one jednak nasycone własną biografią, a u niektórych także osobistym interesem czy uprzedzeniami.

    

Nauki humanistyczne i społeczne doświadczyły w ciągu przeszło trzech dekad transformacji ustrojowej zarówno sukcesów, jak i nieuczciwości, nierzetelności, pozoranctwa, braku etyki wśród części kadr ze stopniem naukowym doktora, doktora habilitowanego czy tytułem naukowym profesora. Kryzys uniwersyteckich środowisk naukowych jest pochodną autodestrukcji społecznej, istniejących klik, tzw. brudnych wspólnot, demoralizacji części samodzielnych pracowników naukowych. 

       


Jeśli następuje powolne, ale systematyczne niszczenie polskiej pedagogiki akademickiej, naukowej, to nic tego nie usprawiedliwia. O podstawowych błędach merytorycznych, w tym metodologicznych, doktorów i doktorów habilitowanych w dyscyplinie pedagogika pisałem w wielu rozprawach, toteż do fragmentów niektórych z nich powracam także w tej rozprawie. 

Młode pokolenia będą za jakiś czas rozliczać obecne kadry podtrzymywanej w środowisku patologii, która nie dotyczy marginesu środowiska akademickiej pedagogiki. Nie uniknęły moralnej destrukcji nauki socjologiczne, nauki o polityce, psychologia, nauki teologiczne, nauki prawne itd.  

Mam nadzieję, że literatura naukowa na ten temat pozwoli młodym pokoleniom zatroszczyć się o wiarygodność nauki. Publicystyka sfrustrowanych pseudonaukowców tę patologię jedynie utrzymuje, a nawet pogłębia, bo wbrew faktom usiłuje się manipulacją treści, dokumentów ukryć przykrą dla nich prawdę, której nie zamierzają dopuścić do własnej świadomości.  O tym mówiłem w czasie XII Zjazdu Pedagogicznego w Olsztynie.