23 czerwca 2011

Akceptowanie "zło_dziejstwa" w edukacji


Kradzież wytworów autorskich jest w naszym kraju powszechna, a w szkolnictwie powszechnym i akademickim nagminna. Złodziejstwo ma różne wymiary i odcienie i wcale nie dotyczy tylko i wyłącznie tego, że ktoś komuś wprost zabiera coś, co jest jego własnością, wytworem, ale także wiąże się z kradzieżą ludzkiego zaufania, nadziei i wartości, a więc także dóbr symbolicznych.

W mijającym tygodniu zostaliśmy poinformowani o tym, że wielu nauczycieli straci przywileje. Tak stanie się z ok. 2 tys. wychowawców zatrudnionych w pogotowiach opiekuńczych i domach dziecka, którzy w wyniku uchwalenia w czerwcu ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej, staną się pracownikami samorządowymi. Tym samym zostaną wyłączeni spod dotychczasowych przywilejów, z jakich korzystali w wyniku podlegania Ustawie Karta Nauczyciela. Utrata praw nabytych jest „kradzieżą” tym bardziej, że obiecano im osiem lat temu, kiedy to wykreślano pogotowia opiekuńcze i domy dziecka z Ustawy o systemie oświaty, że do zakończenia ich pracy zawodowej będą podlegali Karcie Nauczyciela. To jednak nie wszystko. W całym kraju nastąpią zwolnienia rzędu ok. 5 tys. nauczycieli, dla których zabraknie w nowym roku szkolnym godzin.

Wprowadzone przez MEN tzw. godziny karciane, które miały służyć organizacji dodatkowych zajęć dzieciom i młodzieży okazały się dla części dyrektorów okazją do zaoszczędzenia. Naruszali oni bowiem prawo poprzez rozliczanie tych godzin w systemie innym niż półroczny, a co gorsza - jak wynika z badań sondażowych ZG ZNP - co 10 nauczyciel przyznał, że w ramach tych godzin był zmuszony przez dyrektora placówki do prowadzenia zastępstw lub w przypadku usprawiedliwionej nieobecności w pracy (z tytułu choroby) musiał te godziny odrabiać. Tymczasem - jak stwierdza Komisja Europejska - rynek prywatnych lekcji w naszym kraju jest coraz większy, a kierowanie dzieci uczęszczające do szkół publicznych na korepetycje, jest wskaźnikiem nie tylko pogłębiania procesów segregacyjnych w szkołach, ale także dowodem na to, że szkoły nie spełniają swoich podstawowych funkcji.

Jeszcze Okręgowa Komisja Egzaminacyjna w Łodzi nie ogłosiła wyników tegorocznych matur, ale już okazało się, że aż 230 prac maturalnych z matematyki zostanie unieważnionych z powodu ściągania. Przewiduje się, że w toku dalszego sprawdzania liczba ta może wzrosnąć. Ten proceder „kradzieży” czyichś rozwiązań dotyczy także innych przedmiotów. Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich skierowała protest do minister edukacji narodowej i ministra sprawiedliwości nie tylko w związku z pojawiającymi się doniesieniami o przypadkach ściągania na maturze, ale także "skandalicznymi przejawami akceptacji tego zjawiska (przyznanie się szefa SLD Grzegorza Napieralskiego do oszukiwania podczas egzaminu dojrzałości)." Potwierdza to narastający w Polsce problem rozpasania kultury oszustwa przy biernej postawie szkół i organów ścigania sprawców. Innym rodzajem "zło_dziejstwa" w oświacie jest projektowanie usunięcia z grupy przedmiotów maturalnych do wyboru nie tylko filozofii, ale i łaciny. Do wielu szkół wiejskich w różnych regionach kraju kieruje się do nauczania języka angielskiego osoby, które nie mają żadnego przygotowania nauczycielskiego i pedagogicznego. Różnica punktowa średniego wyniku egzaminu z tego języka między maturzystami ze szkół wiejskich a tymi ze szkół miejskich wyniosła w tym roku aż 7 punktów.

Minister K. Hall powołała przy swoim gabinecie Radę Rodziców - dekoracyjne ciało, które szybko zapomniało, czyje ma reprezentować interesy. Nawet nie raczyło ono dostrzec, a tym bardziej interweniować w związku z tym, że rady rodziców w szkołach publicznych nie opiniują już szkolnych zestawów podręczników ani programów nauczania. Zgodnie z art. 22a.2.Ustawy o systemie oświaty dyrektor dopuszcza do użytku w swojej szkole przedstawiony przez nauczycieli przedmiotów czy kształcenia zintegrowanego program jedynie po zasięgnięciu opinii rady pedagogicznej. Miały być od nowego roku szkolnego laptopy czy netbooki dla pierwszoklasistów, ale już okazuje się, że z tej zapowiedzi ministra M. Boniego niewiele wyjdzie, zgodnie z formułą: obiecanki cacanki... Nauczycielom obiecano także w przyszłym roku podwyżki płac, ale... będą mniejsze, bo władzy marzy się poziom osiągnięć szkolnych taki, jak w Finlandii, ale z poziomem nauczycielskich płac i inwestycjami w infrastrukturę dydaktyczną na poziomie Białorusi.


Mamy wreszcie w wirtualnej przestrzeni złodziejskie portale, których administratorzy dopuszczają do zamieszczania na nich skopiowanych książek, podręczników szkolnych i akademickich, które ktoś może sobie ściągnąć za niewielką kwotę, nie płacąc z tego tytułu ani wydawcy, ani autorowi. Handluje się pracami maturalnymi, licencjackimi, magisterskimi, a nawet doktorskimi. Plagiaty w szkolnictwie wyższym tropi jedynie publicysta akademicki - dr Marek Wroński. Niektóre uczelnie mają zakupione oprogramowanie czy dostęp do tzw. systemu antyplagiatowego, ale on sam jest nieszczelny. Oszuści wiedzą, jak go ominąć.



Niektóre wyższe szkoły prywatne kradną dorobek naukowy zatrudnianych u siebie naukowców, wykazując go w swoich wnioskach o otwarcie nowego kierunku czy studiów drugiego stopnia, choć przecież rozprawy naukowe nie były ani wytworzone w tych szkółkach, ani też nie były przez autorów afiliowane przy nich. Co gorsza, w swoich tzw. uczelnianych wydawnictwach publikują często rozdziały książek, które ukazały się w innych oficynach. Czynią tak często nie z własnej inicjatywy, ale nie sprawdzają i nie weryfikują tego stanu rzeczy. Są takie wyższe szkoły prywatne, które uzyskują uprawnienia do studiów II stopnia, a wiec magisterskich na podstawie spełnienia wymogów formalnych. Tu specyficzne „złodziejstwo” polega na tym, że w wielu wypadkach zatrudnieni w nich emerytowani, często już w mocno podeszłym wieku profesorowie, „bełkoczą” w czasie prowadzonych przez siebie zajęć, jeśli w ogóle na nie przychodzą, a jeśli prowadzą egzaminy, to w ich trakcie zasypiają i nie wiedzą, co właśnie ma miejsce. Jak podaje radomska "Gazeta Wyborcza" studenci pedagogiki opiekuńczo-wychowawczej Politechniki Radomskiej zostali wprowadzeni w błąd przez władze uczelni przed trzema laty, a może źle zrozumieli przekazywane im komunikaty, że po studiach będą mogli pracować w przedszkolu lub w szkole. Teraz okazuje się, że żaden dyrektor tych placówek ich nie zatrudni, bo nie mają stosownego przygotowania do zawodu. Są rozżaleni. Muszą bowiem studiować dodatkowo jeszcze dwa lata, odbyć specjalne praktyki nauczycielskie i za to wszystko zapłacić. Pisałem o tym kilka dni temu, że podobnie wmawia się kandydatom na studia w wyższych szkołach prywatnych, że będą mogli pracować w szkołach, choć w istocie ich przygotowanie wcale tego nie gwarantuje. Naiwnych nie sieją?

Okradani byli w ciągu ostatnich dwóch tygodni roku szkolnego uczniowie tych placówek edukacyjnych, w których lekcje już się w ogóle nie odbywały, były skracane lub organizowano im w zastępstwie pseudowycieczki. Dobrych nauczycieli i dyrektorów szkół - zgodnie z krążącą opinią jednego z polityków - wcale nie poznaje się po tym, jak zaczęli rok szkolny, ale jak go skończyli.


Poziom hipokryzji niektórych nauczycieli akademickich w wyższych szkołach prywatnych na kierunku pedagogika sięga już szczytu. Jak ich koleżanki czy koledzy z pracy są szykanowani przez przedstawiciela władz pseudouczelni, którą oni sami traktują jak maszynkę do zarabiania dodatkowych pieniędzy, pretensje mają nie do sprawców zła, ale do ofiar, że ośmielają się dochodzić swoich praw lub demaskują "pseudopedagogicznych oprawców". Nie wiedzą, że ich też to spotka, jak nie tu, to w innym miejscu, jak nie teraz, to kiedyś, jak nie z tej, to z innej strony. Kto staje po stronie zła, też go doświadczy, i kto wie, czy nie po wielokroć. A że traci twarz? A czy ją w ogóle posiada?

Fakty mówią same za siebie. Nie da się ich ukryć pod maską funkcji, statusu, dotychczasowej pozycji. Jak ktoś co innego czyni, a co innego mówi, przy czym nie pamięta już nawet, komu oraz co zawdzięcza, a w jakich okolicznościach zachował się w niegodny sposób, to niech nie zmienia wiedzy na ten temat szantażem, składaniem fałszywych oświadczeń, bo z pedagogiką nie ma to już na pewno nic wspólnego. Chyba, że przyzna się, iż jego misją jest uobecnianie zła pod pozorem dobra, byle zachować swoją i tak już mocno nadwątloną pozycję. Humanistom pozostaje w relacjach z takimi osobami tylko gest współczucia i akt miłosierdzia.