14 marca 2013

Wychowanie współczesne jako stała przyczyna zdenerwowania”



To tytuł wykładu jaki wygłosił ponad sto lat temu w Kosowie Jan Baudouin de Courtenay, a opublikował go w 1912 r. w Warszawie nakładem “RUCHU”. Autor wskazuje w swoim wykładzie na trzy strony życia, które razem wzięte pozostają w ścisłym związku z wychowaniem i stają się przyczyną zdenerwowania. Odnoszę wrażenie, że niewiele zmieniło się także w naszym kraju od tamtych czasów w tym zakresie, chociaż pewnie uzupełnilibyśmy te czynniki o jeszcze inne. Dla tego wybitnego językoznawcy były to przede wszystkim:

1) Upośledzenie pracy w naszych przekonaniach i uczuciach, (Dziś znowu ideałem burżuazyjnym „człowieka porządnego” jest „żyć z własnych funduszów”, „vivere dal suo”, jak mówią Włosi – ideał lazarona i wszelkiego pasożyta.(s. 19)

2) System szkolny i wychowawczy

3) Literatura.

Wychowuje nas wszystko: wychowuje nas życie, otoczenie a ludzi piśmiennych wychowuje to, co czytają, a więc wychowuje ich prasa, literatura. Może dlatego, że tzw. zdenerwowanie zdarza się nadzwyczaj rzadko u ludzi niepiśmiennych, a prześladuje ono zaś bardzo często piśmiennych, więc, omawiając sprawę zdenerwowania, autor ogranicza się do roztrząsania tej choroby u ludzi piśmiennych, a nawet, jeszcze w ściślejszych ramkach, u tak zwanych „inteligentów”.

Skoro na inteligentów wywiera silny wpływ literatura, to pewnie broniąc się przed jej negatywnym skutkiem, nie sięgają po nią. Badania Biblioteki Narodowej czytelnictwa w Polsce w 2012 r. wyraźnie potwierdzają niepokojącą tendencję, skoro aż 34% Polaków z wyższym wykształceniem nie przeczytało ani jednej książki, a 20% w ciągu ostatniego miesiąca nawet dłuższego artykułu lub tekstu o objętości 3 stron. Nie stać ich na to? Nie mają czasu? Czy może bronią się przed potencjalnie negatywnym wpływem na ich osobowość współczesnej literatury?

Jak pisał w 1912 r. Jan Baudouin de Courtenay, literatura zaczęła tracić swój kulturowy charakter na rzecz jego osłabiania i sprzyjania najniższym popędom ludzkim. W powieściach jest: (…) od rozanielenia się do pornografji tylko jeden krok. (…) Przepłókujemy sobie głowę pomyjami dziennikarskiemi i podniecamy się komfortatywem beletrystycznym. Nasza literatura roi się od obrazów, podniecających zmysłowość i w ostatecznym rezultacie wywołujących zdenerwowanie.(s. 57-58) Sceny z "Popiołów" czy "Dziejów grzechu" Stefana Żeromskiego zawierają (…) soczyste i barwne opisy scen okrutnych i erotycznych wdrażają nas do myślenia obrazami podniecającemi, automatyzują lubieżność i wszeteczeństwo. A doprawdy dosyć mamy seksualizacji myślenia przez wpływ naszych języków, w których wszystkie wyobrażenia substancjalne czyli rzeczownikowe są upłciowione. (s. 58)

(…) Przeciwdziałamy rozpuście, walczymy z „grzechem” za pomocą malowania pikantnych obrazów grzechu. Obłudnicy! Byłoby nierównie szlachetniej, gdyby powiedzieli otwarcie: Malujemy obrazki erotyczne i okrutne, bo się w nich sami lubujemy i wiemy, jak rozkoszne dreszcze wywołują one we wrażliwym czytelniku i we wrażliwej czytelniczce. (s. 59)

A w szkole? Co czyni zachodzący w nim proces przedmiotem zdenerwowania?

Jan Baudouin de Courtenay pisał m.in. o tym, że plagą szkolną są egzaminy, które powodują zdenerwowanie zarówno uczących się jak i uczących. Celem egzaminów dzisiejszych, przynajmniej w tych państwach, z któremi nam wypada stykać się, jest ocenianie człowieka nie według tego, co umie, ale, wręcz przeciwnie, według tego, czego nie umie. (s. 47) (…) Bezmyślność egzaminów w szkole średniej nie ustępuje bezmyślność egzaminów w szkole wyższej. Będąc profesorem uniwersytetu w Petersburgu, muszę też od czasu do czasu egzaminować studentów całemi dziesiątkami, nie wiadomo po co i na co. Po każdym takim egzaminie doznaję uczucia wstydu i obrzydzenia na myśl, że straciłem mnóstwo czasu, że ogłupiałem się bezmyślną robotą, że współdziałałem wykonywaniu chwilowych kaprysów ministerialnych, a to wszystko bez najmniejszego pożytku dla kogokolwiekbądź!

Egzaminy miałyby tylko wtedy sens, gdyby je składano z wybranych dobrowolnie przedmiotów, i gdyby świadectwo o zdaniu takiego specjalnego przedmiotu było tym, czym być powinno, t.j. świadectwem, że człowiek umie dany przedmiot, bez żadnych innych praw. Wtedy możnaby egzaminować poważnie, gruntownie, w ciągu dość długiego czasu, bez żadnych pobłażań i względów pobocznych. Jeżeli zaś zdawanie egzaminów z jakich 15-20 przedmiotów potrzebne jest do otrzymania dyplomu, dającego prawo uczenia w gimnazjum lub t.p., w takim razie staje się ono prostą formalnością, będącą albo ciężką torturą, albo też komedją. (s. 51-52)


(źródło fotografii Jan Baudouin de Courtenay'a: Wikipedia)