02 listopada 2021

Nowa kategoria badań genderowych

 



Raport dr. Michała Gulczyńskiego pt. Przemilczane nierówności. O problemach mężczyzn w Polsce, który wydał w 2021 r. Klub Jagielloński nie był recenzowany, toteż należy go traktować jako osobiste opinie autora na temat płci i demografii w polityce. Cytowanie  pseudonaukowego raportu szkodzi polskiej edukacji, a zarazem jest wskaźnikiem tego, jak poważne problemy metodologiczne ujawniają w swoich pracach osoby ze stopniem naukowym doktora.   

Autor przedstawia się jako doktorant w dziedzinie polityki publicznej i administracji na Uniwersytecie Bocconiego w Mediolanie, absolwent ekonomii międzynarodowej i iberystyki w ramach Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim, studiów wschodnioeuropejskich na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim oraz europejskich studiów interdyscyplinarnych w Kolegium Europejskim w Natolinie. Jest członkiem Collegium Invisibile, a co ważne dla pedagogów, to zaangażowanym  w liczne projekty edukacyjne.

Punktem wyjścia do analizy zjawiska nierówności mężczyzn w stosunku do kobiet jest dla Klubu Jagiellońskiego rewolucja płci (gender revolution), która doprowadziła do istotnego przewartościowania ról społecznych. Czyżby nie dotyczyła ona środowisk konserwatywnych?  Jak piszą we wstępie do raportu:  główny ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego dr Marcin Kędzierski  oraz jego dyrektor - Paweł Musiałek

Za tymi zmianami idzie także rozwój gender studies, które analizują zmieniającą się rzeczywistość z punktu widzenia płci. Nie sposób nie dostrzec, że niemal cała refleksja poświęcona identyfikacji obszarów życia społecznego, w których istnieją nierówności, jest skoncentrowana na kobietach i wskazywaniu pól, w których ich pozycja nie dorównała pozycji mężczyzn. Dominująca narracja o dyskryminacji kobiet zdaje się dla wielu nie do pogodzenia z myślą, że określona grupa mężczyzn, zwłaszcza tych gorzej wykształconych i mieszkających na prowincji, może znajdować się w gorszym położeniu niż kobiety [s.7].

Zapowiada się zatem ciekawie, bo z jednej strony są to klasyczne gender study, a z drugiej strony autor stara się nas przekonać, że jego study nie mają z tym nic wspólnego, gdyż są "suchą” diagnozą, bo pozbawioną ideologicznego wymiaru.  Zachęcam wszystkich pedagogów, socjologów i psychologów podejmujących badania genderowe, by tak, jak M. Gulczyński już we wstępie zastrzegali, że są one "suchą" diagnozą

Mamy zatem nową kategorię w metodologii badań społecznych - suche badania ideologicznie.

Skoro już ktoś naczytał się genderowej literatury na Zachodzie, co zapewne doprowadziło do ideologicznego "przemoczenia" umysłu, to musi sięgnąć po ideologiczną "suszarkę" i zabezpieczyć się przed gorszącymi konserwatystów w Polsce badaniami płci kulturowej. Te, jak się okazuje, mogą być "suche" lub "mokre".  "Mokrymi" są te "gendery", których autorzy przyznają się do jedynie słusznego zakorzenienia własnych założeń teoretycznych.

 W odróżnieniu od tego, co dzieje się w krajach Zachodniej Europy, w naszym kraju - zdaniem raportującego - nastąpiła radykalizacja wśród młodych mężczyzn i młodych kobiet. Jak stwierdza: 

Z perspektywy środowiska odwołującego się do wartości chrześcijańskich nie możemy bagatelizować kluczowego zagrożenia wynikającego z pogłębiających się nierówności, napięć i różnic. Coraz głębsza polaryzacja wartości, idei, stylu życia utrudniać. W efekcie stanowi zapewne dużo istotniejsze zagrożenie dla rodziny budowanej w oparciu o związek kobiety i mężczyzny niż wiele procesów cywilizacyjnych, na których koncentrują dziś swoją uwagę środowiska katolickie i konserwatywne [s. 8].

Zapewne powyższa teza nie ma ideologicznego charakteru. Pojawiają się zatem w raporcie diagnozy, wśród których interesuje mnie tylko socjalizacja i edukacja:

1. W Polsce kobiety tak się wyemancypowały, że mężczyźni zostali zepchnięci do kąta czy - jak kto woli - "pod ich pantofel". To one awansowały społecznie i zawodowo, zaś mężczyźni nie chcą pełnić ról tradycyjnie przypisanych kobietom. 

2.   Kobiety mają wyższe wykształcenie niż mężczyźni, co przekłada się ponoć na ich lepsze zarobki, lepszy awans społeczny, poglądy i aktywność polityczną, zdrowie i długość życia. 

3. Męska klęska zaczyna się jednak w szkołach, w których chłopcy znacznie gorzej radzą sobie w testach sprawdzających umiejętności czytania ze zrozumieniem.  Mamy empiryczny dowód na deformę szkolną, którą wprowadziła mgr Anna Zalewska. W jej nastęstwie chłopcy zdobywają (...) średnio o 10 p.p. mniej na egzaminie ósmoklasisty z języka polskiego i o 6 p.p. mniej na egzaminie maturalnym z języka polskiego (poziom podstawowy) od swoich rówieśniczek. (...) Podczas gdy różnica między średnimi wynikami chłopców i dziewcząt wynosi 33 punkty (w OECD: 30), w pierwszym decylu jest to aż 46 punktów (w OECD: 42), a w ostatnim – 22 punkty (w OECD: 18). Jeszcze wyraźniej widać różnicę w przypadku odsetka osób nieosiągających minimalnego poziomu na teście z czytania – dotyczy to 10% dziewczynek i aż 20% chłopców (w OECD odpowiednio: 18% i 28%) [s.16 - dane PISA 2018 dop. BŚ]

Dane są tak dobierane, żeby kumulowały się ze względu na samosprawdzającą się hipotezę o niższym poziomie wykształcenia i socjalizacji chłopców w stosunku do dziewcząt. Autor przywołuje zarazem dane sprzed 7 lat, ale dotyczące sytuacji chłopców w szkołach Francji, Szwecji i Finlandii, które mają potwierdzać tożsamą sytuację w ... Polsce.   

4. Powodem słabszych wyników chłopców w szkołach jest feminizacja zawodu nauczycielskiego, bowiem w szkołach podstawowych jest ich aż 83 proc., zaś w szkołach średnich - 69 proc. Kiedy stwierdza, iż według niektórych autorów nauczyciele tej samej płci lepiej utrzymują uwagę uczniów oraz stanowią dla nich wzór do naśladowania

5. Chłopcy nie mają wzorów męskich, gdyż wychowywani są ponoć przez matki i babcie, które - jak wskazano wcześniej - nie pełnią tych ról, gdyż pracują i robią karierę. Ten kit danych jest rzeczywiście suchy, bo nie da się nim zakleić dziur w oknach wiedzy. W przywoływanych danych statystycznych przeważają sondaże opinii, które nie są w owej sklejce wiarygodne, gdyż każda z diagnoz dotyczyła innej kwestii.

 Wniosek z tak pseudonaukowego raportu, brzmi: 

Należy odejść od koedukacyjnej edukacji, dostosować kanon lektur odrębnie dla chłopców i dziewcząt oraz zaangażować trenerów sportowych do promocji czytania. Ciekawe, bo ponoć tak świetnie wykształcony doktor nie prowadził badań wśród absolwentów pedagogiki sportu czy Akademii Wychowania Fizycznego. Skąd wie, że  mogą być promotorami czytania? Czy dlatego, że uczestniczą w akcji: "Nie czytasz - Nie pójdę z tobą do łóżka"? Tylko, że w tym przypadku czytającymi znowu są kobiety.  


01 listopada 2021

Od ubiegłorocznego Dnia Wszystkich Świętych odeszli od nas pedagodzy różnych pokoleń

 


Pragnieniem każdego, kto kocha i jest kochany, kto ceni i jest doceniany, kto pamięta i jest pamiętany, kto obdarza innych Dobrem i jest nim obdarzany, kto jest nauczycielem i uczącym się, jest to, by najbliższa mu osoba była wciąż obecna, niejako w pobliżu, w sile wieku i zdrowia, w myślach, sercu i pamięci minionych wydarzeń, wspólnych doświadczeń, przeżyć, spotkań, rozmów, gestów, a nade wszystko - tak rzadko doświadczanych w akademickim świecie  - dowodów wyjątkowego WSPÓŁISTNIENIA.         

Od ubiegłorocznego Dnia Wszystkich Świętych odeszli od nas, pozostając w pamięci, sercach, dziełach własnej myśli i dokonań w kształceniu młodych pokoleń i kadr akademickich następujący pedagodzy: 


2 listopada 2020 r.  - Profesor OLGA  CZERNIAWSKA  




11 listopada 2020 r. - Profesor  CZESŁAW BANACH 



12 listopada 2020 r. - Prof. HENRYK MOROZ 




13 grudnia 2020 r. - Profesor ANDRZEJ JANOWSKI  



13 grudnia 2020 r. - dr WANDA HEMMERLING 




11 stycznia 2021 r. - Prof. HALINA TABORSKA 




8 marca 2021 r. - dr PRZEMYSŁAW FLORCZAK 




12 marca 2021 r. - dr MARIA LIDIA PIENKIEWICZ 




3 kwietnia 2021 r. - Prof. WIESŁAW JAMROŻEK 



19 kwietnia 2021 r. - Prof. CZESŁAW KOSAKOWSKI



28 maja 2021 r. - Prof. HENRYK SAMSONOWICZ 



26 lipca 2021 r. - Prof. LECH MOKRZECKI 




25 sierpnia 2021 r. - Prof. JÓZEF PÓLTURZYCKI 



12 października 2021 r. -  Prof. UWr. WITA SZULC 




31 października 2021

Klasycy "nie umierają"

 



Jak pisał przed laty socjolog Jerzy Szacki, można nagle odwrócić się od dotychczas uznawanego autorytetu, którego myśli ulegają nieustannej rekonstrukcji i dekonstrukcji, ale czy tego chcemy, czy nie, one są w nas i wokół nas, w ogólnoświatowym obiegu licznych recpcji, cytowań, których nie doczeka się żaden z najbardziej zaciekłych wrogów czy nienawistników polskiej humanistyki i nauk społecznych.

Nawet najbardziej radykalne bunty „dzieci” przeciwko „ojcom” są nieuchronnie protestami przeciwko takim a nie innym „ojcom”  i tym samym pozostają od nich wielorako zależne bez względu na to, czy w danej chwili i sytuacji ktokolwiek sobie tę zależność uzmysławia. Co więcej, nawet zdobywając się w jakimś stopniu na realną niezależność, z jakichś powodów zwykliśmy wmawiać sobie i deklarować aż nazbyt zapewne często, prawdziwie albo i nie, że coś kontynuujemy lub kontynuowania czegoś odmawiamy.[1]   

Niektórym uczonym w III RP zapewne zabraknie intelektualnego wysiłku i moralnego charakteru, by nie wyrzucić na śmietnik historii dzieł klasyków, bo – jak pisał Józef Chałasiński – w momentach zwrotnych w historii społeczeństwa. Takim jest niewątpliwie zmiana w polityce naszego kraju wraz z dojściem do władzy Prawa i Sprawiedliwości, które wspiera (częściowo słusznie) zmianę pokolenia inteligencji. Tym samym (…) rozpoczyna swoją pracę od początku i zawsze w ten sam sposób. Zawsze ta sama frazeologia ratowania zachodnio-europejskiej kultury polskiej; zawsze ta sama Polska – przedmurze chrześcijaństwa. Zawsze to samo nieróbstwo myślowe uświęcane jakimś wyświechtanym, górnolotnym, frazesem.[2]

W społeczeństwach otwartych, pluralistycznych to już nie pedagogika jest upartyjnioną nauką, jak miało to miejsce w okresie PRL (wystarczy przejrzeć życiorysy wciąż aktywnych jej liderów), ale socjologia, nauki o polityce, ekonomia, a nawet psychologia. Wszystkie włączają się w przebudowę psychiki inteligencji polskiej i naszego społeczeństwa, widząc w tym okazję nie tylko do dociekania prawdy, jej odkrywania, ale - niestety – także do włączania się w propagandową grę polityczną na rzecz izolowania się od uznanych w kraju i/lub świecie autorytetów naukowych, by nie zostać zaczadzonym nie tyle wartością ich dzieł, co życiorysem. 

Na polską scenę polityczną wracają producenci jedynie słusznej wykładni życia indywidualnego  i społecznego. Nareszcie nadchodzi ich czas, bowiem mogą dzięki temu przykryć własne kompleksy, niski poziom własnych rozpraw. Jeszcze muszą zapewnić sobie formalną drogę awansu do naukowego statusu. Szybko znajdą swoje autorytety, które będą wielbić i admirować, bo przecież dobre towarzystwo, nowe getto społeczno-polityczne zapewni im dobrostan bez koniecznego wysiłku, pracy twórczej. Dzisiaj już nie wykształcenie i własne dokonania naukowo-badawcze, ale przynależność lub przynajmniej identyfikacja z rządzącą formacją polityczną dają części akademickiego środowiska ekonomiczne podstawy do zajmowania pozycji społecznej w kraju.

            Właśnie dlatego - zdaniem nowych "elit" trzeba zdegradować tych, którzy byli i jeszcze są obecni w nauce, by móc zająć ich miejsce. Najczęściej włączają się do tego procesu osoby jałowe i bezprodukcyjne – jak określał to Chałasiński – (…) a równocześnie posiadające poczucie wielkościStąd ustawiczna potrzeba dowodów uznania. Stosunki towarzyskie są im potrzebne „nie tyle dla wymiany myśli i podniety intelektualnej, ile dla wymiany wzajemnego uznania podniety społecznej”.  (…) Bo inteligenckie getto, jak każde getto, to jest kłębowisko jadowitych żmij, w którym amatorskim kunsztem jest robienie intryg, a do najprzyjemniejszych i najpospolitszych społecznych uczuć należy cicha solidarna radość z kompromitowania się bliźnich.[3]



--- 

[1] J. Szacki, Tradycja, wyd. drugie rozszerzone, Warszawa: Wydawnictwo UW2011, s. 11.

[2] J. Chałasiński, Społeczna genealogia inteligencji polskiej, Warszawa: Spółdzielnia Wydawnicza „Czytelnik” 1946, s.9

[3] Tamże, s. 38-39


30 października 2021

Kalendarz maturzysty i studentki pedagogiki ostatniego roku studiów 2021/2022

 

Ktoś zamieścił na Facebooku dowcipny kalendarz maturzysty 2021/2022. Nieznany autor oddał niezwykle trafnie sposób i zakres działania niektórych uczniów szkół ponadpodstawowych.

Zastanawiałem się nad tym, czy nie powinien też powstać kalendarz studentki ostatniego roku studiów licencjackich lub uzupełniających studiów magisterskich na pedagogice. Być może trafiają do nas absolwenci z taką właśnie strategią życia. Oto jedna z reaktywowanych studentek skierowała do mnie prośbę o włączenie do grupy seminaryjnej (cytuję): 

Dzień dobry, Panie doktorze, w tym roku mam przyjemność realizować u Pana seminarium licencjackie. W zeszłym roku zaczęłam pisać pracę licencjacką, jej tytuł to „(...)”.  W załączniku przesyłam co udało mi się do tej pory napisać. Oczywiście, rozważam możliwość zmiany temat. Pozdrawiam   

Załącznika nie było, a zatem nie dowiedziałem się do dziś, co też pozdrawiająca mnie studentka już napisała. Nie tylko, nie wie, że nie jestem doktorem, ale już ma przyjemność uczestniczenia w moim seminarium. Na moje zapytanie, gdzie jest ów załącznik, napisała krótko, zgodnie z obowiązująca w polityce stylistyką pytajną (nie mylić z myśleniem pytajnym): 

Panie doktorze chciałabym się zapytać do kiedy trzeba oddać pierwszy rozdział? 

Tylko tyle. Po co miałaby wysyłać cokolwiek, skoro w jej zasobach jest stan zerowy, który - jak zapowiedziała wcześniej - może zmienić ... na ujemny, bo tym byłaby gotowość zmiany tematu pracy. 

Czekam zatem na rozwój ... sytuacji, bo nadzieja ponoć umiera ostatnia. 

KALENDARZ STUDENTEK PEDAGOGIKI OSTATNIEGO ROKU STUDIÓW 2021/2022

1.10.2021 - Fatalnie, że zaczynamy stacjonarnie, bo nie da się zrzucić winy za brak wyników własnej pracy na brak sprawnego komputera, kamerki, mikrofonu czy zerwane łącze. Jestem jednak dobrej myśli, bo rząd zapowiada 4 falę. 

15.10. 2021 - Na wszelki wypadek zapytam promotora, czy muszę być obecna/-y na seminarium w trybie offline lub online oraz do kiedy muszę oddać pierwszy rozdział pracy?

3.11.2021 -   Co też ten promotor sobie myśli, że mam wypożyczać książki, przeglądać czasopisma naukowe i jeszcze coś czytać na miejscu w Bibliotece Uniwersyteckiej? Muszę "chodzić" na zajęcia, na pisanie pracy jest jeszcze dużo czasu. 

23.12.2021 - Nareszcie jest jakaś przerwa. Zaraz po świętach zabiorę się do pisania pracy, tylko muszę jeszcze załatwić sobie Sylwestra. 

31.01.2022 - Jeszcze będą zaliczenia ćwiczeń, a do zdania trzy egzaminy. Jak tylko będzie przerwa międzysemestralna, to udam się do biblioteki. Może wypożyczę coś do rozpoczęcia pisania pracy dyplomowej.  

28.02.2022 - Nie będę miała nawet przerwy międzysemestralnej.  Przecież musze odpocząć po semestrze zimowym i sesji. Zapytam koleżanki i kolegów, jak daleko są z własną pracą dyplomową. Może w czasie kolejnej przerwy wielkanocnej uda mi się coś napisać.

31.03.2022 - Poszukam w internecie jakieś teksty i wyślę promotorowi. Może uda się dotrwać do kolejnych świąt. 

29.04.2022 - Nareszcie będzie kilka dni wolnych, to po nich zabiorę się za przeprowadzenie badań terenowych. Założenia metodologiczne dopiszę później. 

31.05.2022 - Co? Promotor nie ma czasu na przeczytanie mojej pracy? Przecież nie będę mogła obronić się przed wakacjami. 

1.07.2022 - Muszę odpocząć po stresującym roku. Pod koniec sierpnia zabiorę się za pracę. Przecież i tak szkoły są zamknięte, więc nie mam, jak przeprowadzić badań. 

30.09.2022 - Znowu skreślono mnie z listy studentów, bo nie złożyłam w drugim terminie pracy dyplomowej.  Minister ma rację - szkoły wyższe muszą być zreformowane a nauczycieli akademickich trzeba zdekomunizować. 

     

(źródło: znalezione na Fb)

29 października 2021

Pseudodiagnostyczny raport - tym razem Rzecznika Praw Dziecka



Raport Rzecznika Praw Dziecka pt. Ogólnopolskie badanie jakości życia dzieci i młodzieży w Polscenie jest poprawnie przeprowadzonym badaniem zapowiedzianej w tytule jakości życia. Trzeba jednak wiedzieć, komu, co i po co się zleca, by nie deprecjonować powagi sprawowanego urzędu.  Skoro Rzecznik zażyczył sobie oceny jakości życia dzieci i młodzieży w Polsce, to powinien najpierw uzyskać na ten temat rzetelną diagnozę owego stanu. Ponoć "(...) badanie wpisuje się w koncepcje teoretyczne związane z dobrostanem dzieci i młodzieży oraz ujęciami konstruktywistycznymi codzienności". 

Niestety, nie ma w tym raporcie odniesień do tych teorii i ujęć. Jeśli już, to są to chyba ujęcia wodne. Warto jednak dociekać, co to były za badania? Kto jest faktycznym autorem kwestionariusza? W publikacji czytamy: W badaniu posługiwano się polską adaptacją kwestionariusza opracowaną przez zespół Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie (Mazur, 2008)

Nie jest to zatem wytworzone na zlecenie RPD narzędzie diagnostyczne, tylko zaadaptowany do celów diagnostycznych kwestionariusz ankiety sprzed 13 lat (uaktualniony 10 lat temu!), który powstał w ramach międzynarodowego projektu. Jego uczestnikiem była m.in. pani dr hab. nauk o zdrowiu Joanna Mazur (biostatystyk, specjalista w dziedzinie zarządzania projektami). Niestety, mimo informacji na stronie Zakładu Zdrowia Dzieci i Młodzieży Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, nie uzyskamy dostępu do polskiej wersji kwestionariuszy do badania jakości życia związanej ze zdrowiem dzieci i młodzieży (KIDSCREEN). Zainteresowani znajdą je na www.researchgate.net

Autorkami adaptacji tego narzędzia jest zespół pracowników w/w Instytutu: Joanna Mazur, Agnieszka Makowska-Szkutnik, Anna Dzielska i Izabela Tabak, toteż zdziwiła mnie adnotacja w bibliografii raportu RPD przypisująca jego autorstwo tylko J. Mazur

Kwestionariusz KIDSCREEN powstał na bazie określonego paradygmatu badawczego, z którego wynikają założenia metodologiczne. Nie rości sobie prawa do badania całości jakości życia, środowiska dziecka, ale bada 10 obszarów, które zostały wypracowane w czasie przygotowywania kwestionariusza. Także to narzędzie badawcze ma swoje ograniczenia (Ravens-Sieberer & Kidscreen Group Europe, 2016), choć wśród innych wyróżnia się jakością oraz międzynarodowym charakterem. (…) Dla celów diagnostycznych istotne było wskazanie grupy dzieci, które osiągały niski lub w normie poziom wyników. Wskazanie na grupę zagrożoną pozwala ocenić skalę koniecznej pomocy i wsparcia w danym obszarze [s.13].

Wycięcie z modelu czynników, które mogą rzutować na poczucie dobrostanu dzieci i młodzieży tylko jednego z nich, jakim są relacje w rodzinie, stanowi ten rodzaj redukcji, który może służyć jedynie celom propagandowym, a nie odzwierciedlać rzeczywisty stan badanego zjawiska. Naukowcy sami ostrzegają, że pojęcie jakości życia, ktore oparte jest na definicji zdrowia wg. WHO, jest trudne do zdefiniowania, chociaż nie ulega wątpliwości jego nieodzowność funkcjonowania w życiu każdej osoby. Składa się ono (...) z wielu płaszczyzn, które wpływają na globalne zadowolenie z życia, w tym zdrowia, właściwe dla warunków mieszkaniowych, zatrudnienia, bezpieczeństwa osobistego i rodzinnego, wzajemnych relacji, edukacji oraz wypoczynku. W aspekcie związanym z ochroną zdrowia, jakość życia odpowiada tym zagadnieniom, które bezpośrednio dotyczą zdrowia jednostki [s.232 Anna Kłak, M. Mińko, D. Siwczyńska, Metody kwestionariuszowe badania jakości życia, "Probl. Hig. Epidemiol." 2012, 93(4): 632-638].

Koncentracja jedynie na jednej z wielu zmiennych w modelu teoretycznym poczucia jakości życia a dotyczącej relacji dzieci i młodzieży z rodzicami jest niskiej wartości wskaźnikiem, na podstawie którego ocenia się, czy dziecko/nastolatek czuje się w domu rodzinnym kochany, wspierany i traktowany sprawiedliwie przez rodziców. Można zapytać, jaka jest wartość poznawcza kwestii, które dotyczą bardzo osobistych związków dzieci z ich rodzicami i życia w domu rodzinnym? Autorki adaptacji kwestionariusza przyznają: 

W odniesieniu do młodszych dzieci mogą się pojawić problemy związane z ich umiejętnościami językowymi oraz zdolnością do rozumienia i interpretowania pytań. Przez wiele lat zastanawiano się: 

 · czy dziecko lub nastolatek jest w stanie udzielić wiarygodnej odpowiedzi, opisując swoją sytuację życiową; 

 · czy nie będzie mieć zwiększonej skłonności do udzielania odpowiedzi oczekiwanych przez dorosłych i ogólnie akceptowanych; 

 · czy ma dostatecznie rozwiniętą umiejętność uogólniania i umiejscowienia wydarzeń w czasie; 

 · czy można u dzieci i nastolatków stosować kwestionariusze zbudowane dla dorosłych; 

 · jeśli nie, to czy znane są obszary jakości życia ważne z perspektywy dziecka lub nastolatka. 

Z raportu RPD nie wynika rozstrzygnięcie tych wątpliwości, natomiast sposób opisu, wizualizacji danych i ich interpretacji jest nieadekwatny do metody ich uzyskania.   

 

 Analiza psychometryczna kwestionariusza w trakcie przygotowania jego ostatecznej wersji obejmowała pary: rodzice-dzieci, a nie same dzieci, jak uczyniono to na zlecenie RPD.  Czy naruszono metodologiczne założenia tego badania? O niskim poziomie dobrostanu dzieci ma świadczyć to, że czują się osamotnione i porzucone emocjonalnie, a rodzice nie mają dla nich czasu. Natomiast o wysokim poziomie tego dobrostanu ma świadczyć to, że dzieci czują się wspierane, kochane i rozumiane przez rodziców. 

Z raportu TPD wynika, że badaniami objęto tylko dzieci a nie także ich rodzica: Badaniem objęto łącznie ponad 5800 uczniów z całej Polski, na trzech poziomach edukacyjnych: edukacji wczesnoszkolnej (klasy 2. szkoły podstawowej), szkoły podstawowej (klasy 6.) i szkoły ponadpodstawowej (klasy 2. technikum i liceum ogólnokształcącego). Skoro nie badano rodziców dobranych do próby dzieci, to te badania nie mają wartości diagnostycznej.  Dane z kwestionariusza rodzica i dziecka muszą być parowane. 

 Ciekawe, kto tak naciął Rzecznika Praw Dziecka wciskając mu błędnie przeprowadzone badania, no i ile wziął za to kasy, którą powinien zwrócić do budżetu państwa?  


28 października 2021

PUSH BACK w naukach humanistycznych i społecznych

 


Motto II Ogólnopolskiego Kongresu, który odbył się w dniach 25-26 października 2021 r. brzmiało - WYCHOWANIE TRWA WIECZNIE i jako takie zostało bardzo trafnie sformułowane ze względów podmiotowych i przedmiotowych. Dzięki temu, że konferencje odbywają się w formie hybrydowej jest możliwość wzięcia w nich w udziału dużej liczby zainteresowanych tematem osób. Tym samym zwiększył się dostęp do nauki i potocznej refleksji na różne tematy. Aczkolwiek bywają firmy, które uczyniły w naszym kraju z konferencji biznes starając się zmonopolizować ich organizację.

W powyższym przypadku organizatorami było środowisko konserwatywne (w pozytywnym tego słowa znaczeniu), dla którego wychowanie, rodzina, wiara stanowi o fundamencie chrześcijańskiej pedagogiki. Warto było posłuchać, by przekonać się o wartości ponadczasowej myśli naukowej w konfrontacji z obawami o stan rozwoju i los młodych pokoleń.  


Niektórzy naukowcy nie chcą jednak mieć z tym środowiskiem nic wspólnego ze względu na politykę formacji rządzącej, która zaostrzyła - spowodowany zresztą już w latach 1993-1997 przez postkomunistyczną lewicę, a potem kontynuowany przez kolejne ekipy władzy - podział Polski na dwie części, wzdłuż i wszerz, horyzontalnie i wertykalnie. 

Z wychodzącego z totalitarnych czasów i rządów społeczeństwa pluralistycznego stajemy się coraz bardziej społeczeństwem biało-czarnym, czerwono-czarnym czy, jak kto woli, przepołowionym we wszystkich dziedzinach życia administracyjnego, społecznego, kulturowego, a nawet religijnego. Zamykamy się w ideologicznych, światopoglądowych bańkach, monistycznych kapsułach mających zapewnić ich członkom wyłączność na "prawdę", "dobro" i "piękno". 

Wzmacniają zatem w sobie poczucie wyjątkowości, usuwając z przekroczenia granic każdego innego, z przeciwnego pola kontynuowanego konfliktu wartości. Ten zaś przenosi się na osoby, instytucje a nawet do świata idei i transcendencji. Tak oto konferencje, kongresy, seminaria, a nawet webinary adresowane są już przez samych organizatorów do jednoznacznie zdefiniowanego odbiorcy, który ma głosić, potwierdzać izomorficzny treściowo sens egzystencji, poznania i wartości w ramach danego środowiska.

Efekt tego jest taki, że kończy się w naukach humanistycznych i społecznych pluralizm, dyskusja, otwartość na różnicę, na odmienność, byle tylko nie dać się "zainfekować" obcością. Organizatorzy nie zaproszą, ale i ci nieproszeni nie są zainteresowani tym, żeby chociaż wsłuchać się w wyniki badań, analiz czy interpretacje z odmiennego krańca "świata". Okazuje się, że są właściwe i niepoprawne politycznie/światopoglądowo czasopisma i książki naukowe, są też w nauce SWOI/NASI i OBCY/ONI. 

Świat nie jest czarno-biały, toteż nie powinien być tak badany, opisywany i interpretowany. W każdej osobie jest coś nie tylko z bieli i czerni, ale i z odcieni wszystkich, możliwych barw. Uczestniczę w konferencjach, które dotyczą przedmiotu zainteresowań badawczych pedagogiki, i to bez względu na to, kto je organizuje, w jakich uczelniach toczą się obrady oraz kto jest zaproszony do przedstawienia referatów. Nauka nie może rozwijać w świecie różnych form i rodzajów cenzury, ograniczeń i wyłączności na podejścia badawcze.                 

Gdyby ktoś nawet nie chciał wytrwać w wysłuchaniu osób wypowiadających się na temat wychowania, to mógł nauczyć się chociażby tego, jak sprawnie i na światowym poziomie zorganizować debaty w różnych tematycznie i personalnie panelach oraz jak wyrazić własną i uświadomić sobie opinię innych w odpowiedzi na najważniejsze pytanie:   JAKĄ JEDNĄ NAJWAŻNIEJSZĄ MYŚL MASZ DLA SIEBIE PO TYCH WYSTĄPIENIACH?

Formułowana bowiem przez niektórych wykładowców fatalistyczna, katastrofalna rzekoma diagnoza stanu wychowania w Polsce A.D. 2021 została zakwestionowana, kiedy niektórzy paneliści, w tym także aktywnie uczestniczący w sesjach nie tylko aktywiści NGO, księża, nauczyciele szkół powszechnych i akademiccy a nawet wiceministrowie przywoływali w swoich wypowiedziach sceny z własnego życia małżeńskiego, rodzinnego czy wolontariackiego. Było zatem wiele analiz naukowych, jak i potocznej pedagogiki, bez ideologicznego zadęcia. 

W porównaniu z tzw. IV Kongresem Edukacji (przecież także z udziałem przedstawicieli władz oświatowych) ten Kongres był na zdecydowanie wyższym jakościowo poziomie, bo wnosił świadectwo nie tylko naukowej refleksji, dociekań prawdy, ale i osobistych przeżyć, autentycznych doznań sukcesów i różnego formatu porażek w życiu referujących wychowawców (profesjonalnych, społecznych, instytucjonalnych i naturalnych).       

Mimo biernego uczestniczenia w tym Kongresie w formie online byłem pod wrażeniem znakomitego jego przygotowania, oprawy, wizualizacji treści, perfekcji w zabezpieczeniu przekazu via YouTube i na portalu Organizatora. Wysoko cenię troskę o atrakcyjność i świeżość konferencji, która miała charakter naukowy i popularno-naukowy oraz wizualny, skoro musiała stać się "onlajnowym spotkaniem". Warto brać przykład z takich debat, które łączą naukę z wiedzą potoczną, osobistą, biograficzną oraz są dowodem na autentyczne zainteresowanie wszystkimi jej uczestnikami, a nie tylko głównymi panelistami czy wykładowcami.   


27 października 2021

Może minister Czarnek wprowadzi wreszcie konieczne zmiany w ustawie o Narodowym Centrum Nauki



Od kilku dni słyszymy zapowiedź ministra edukacji i nauki Przemysława Czarnka, że konieczne są zmiany w Narodowym Centrum Nauki. Wielokrotnie pisałem o tym, jak wprowadzono nieuczciwy zapis w ustawie, w myśl którego wnioskujący o grant na badania naukowe nie mają żadnych praw do odwołania się od decyzji odmawiającej przyznanie środków finansowych. Można jedynie zakwestionować naruszenie procedur administracyjnych, ale i to jest możliwe w istocie tylko drogą sądowną. 

Skoro NCN jest organem administracji państwowej, to powinna istnieć II instancja, by nierzetelnie sformułowane recenzje przez niekompetentnych ekspertów można było zweryfikować merytorycznie. Już nie wnikam w to, kim są eksperci NCN, których powołuje się do oceny wniosków. Zdarzają się jednak ewidentnie recenzje "ustawiane" pod przyznanie lub odmowę środków, a więc będące świadectwem nieuczciwości lub niekompetencji naukowej, a być może także ukrytej stronniczości. Szeroko przywoływany (także w mediach) przypadek w naukach medycznych, gdzie z NCN płynął strumień pieniędzy w ramach "konkursu" do członka rodziny jednego z ministrów, jest świadectwem braku rzetelnej kontroli merytorycznej tej instytucji.    

Tak więc minister P. Czarnek powinien wprowadzić do ustawy o NCN drugą instancję, odwoławczą, jak jest w przypadku wniosków awansowych w polskiej nauce. Każdy naukowiec, któremu odmówiono nadania stopnia naukowego, ma możliwość prawną złożenia odwołania do Rady Doskonałości Naukowej. Zapewniam, że w wielu przypadkach odwołania są słuszne. Bywają też absurdalne, nonsensowne, ale o wszystkich wnioskach rozstrzygają eksperci o najwyższym autorytecie z danej dyscypliny naukowej. 

Drugą kwestią, która powinna być uwzględniona w nowelizacji ustawy o NCN, jest nieadekwatny do procesu ewaluacji dyscyplin naukowych podział zespołów/paneli eksperckich. To jest także nieuczciwe i nierzetelne, że wnioski z socjologii, psychologii czy pedagogiki oceniają w swej większości członkowie panelu HS6 spoza tej dyscypliny naukowej, której wniosek dotyczy. Rywalizacja w grupach dyscyplin była zasadna, kiedy w ewaluacji też oceniano jednostki akademickie, a nie osiągnięcia uczonych z poszczególnych dyscyplin naukowych. 

Środki finansowe i rywalizacja o ich przyznanie powinny być adresowane  do poszczególnych dyscyplin naukowych, skoro to one podlegają procedurze ewaluacyjnej. Upominał się o takie rozwiązanie przed 3 laty Komitet Nauk Pedagogicznych PAN. Zasadność takiej regulacji potwierdzał ówczesny minister nauki i szkolnictwa wyższego, ale - jak stwierdził - takie jest prawo, więc nic nie da się z tym zrobić. 

Czy nauka jest dla wykorzystujących prawo do uniknięcia odpowiedzialności za podejmowane decyzje, czy jednak prawo powinno służyć rozwojowi nauki a nierzetelnych ekspertów należałoby wykluczać z NCN? 

Wczoraj min. P. Czarnek zamykał obrady II Ogólnopolskiego Kongresu WYCHOWANIE TRWA WIECZNIE, który został zorganizowany przez Kolegium Jagiellońskie i Fundację Życie. Już na początku swojej wypowiedzi wyraził oburzenie w sprawie czyjegoś (nie padło nazwisko ani nazwa uczelni) wniosku o grant, który został odrzucony w NCN tylko dlatego, że badacz nie zamierzał uwzględnić w koncepcji projektowanej diagnozy środowiska rodzinnego innych związków, które nie stanowią rodziny.

Nie znam projektu, a zatem i założeń badawczych, więc nie wypowiadam się na temat słuszności czy nietrafności negatywnych recenzji. Podobnie, jak są pseudonaukowe rozprawy doktorskie czy rzekome osiągnięcia na stopień doktora habilitowanego, to i mogą być beznadziejne metodologicznie (w tym merytorycznie) projekty badawcze, które są kierowane do NCN w ramach konkursów. Uważam jednak, że każdy wnioskodawca, jeśli tylko uważa to za zasadne, powinien mieć możliwość merytorycznego odwołania. Tyle i aż tyle.