02 listopada 2021

Nowa kategoria badań genderowych

 



Raport dr. Michała Gulczyńskiego pt. Przemilczane nierówności. O problemach mężczyzn w Polsce, który wydał w 2021 r. Klub Jagielloński nie był recenzowany, toteż należy go traktować jako osobiste opinie autora na temat płci i demografii w polityce. Cytowanie  pseudonaukowego raportu szkodzi polskiej edukacji, a zarazem jest wskaźnikiem tego, jak poważne problemy metodologiczne ujawniają w swoich pracach osoby ze stopniem naukowym doktora.   

Autor przedstawia się jako doktorant w dziedzinie polityki publicznej i administracji na Uniwersytecie Bocconiego w Mediolanie, absolwent ekonomii międzynarodowej i iberystyki w ramach Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim, studiów wschodnioeuropejskich na Wolnym Uniwersytecie Berlińskim oraz europejskich studiów interdyscyplinarnych w Kolegium Europejskim w Natolinie. Jest członkiem Collegium Invisibile, a co ważne dla pedagogów, to zaangażowanym  w liczne projekty edukacyjne.

Punktem wyjścia do analizy zjawiska nierówności mężczyzn w stosunku do kobiet jest dla Klubu Jagiellońskiego rewolucja płci (gender revolution), która doprowadziła do istotnego przewartościowania ról społecznych. Czyżby nie dotyczyła ona środowisk konserwatywnych?  Jak piszą we wstępie do raportu:  główny ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego dr Marcin Kędzierski  oraz jego dyrektor - Paweł Musiałek

Za tymi zmianami idzie także rozwój gender studies, które analizują zmieniającą się rzeczywistość z punktu widzenia płci. Nie sposób nie dostrzec, że niemal cała refleksja poświęcona identyfikacji obszarów życia społecznego, w których istnieją nierówności, jest skoncentrowana na kobietach i wskazywaniu pól, w których ich pozycja nie dorównała pozycji mężczyzn. Dominująca narracja o dyskryminacji kobiet zdaje się dla wielu nie do pogodzenia z myślą, że określona grupa mężczyzn, zwłaszcza tych gorzej wykształconych i mieszkających na prowincji, może znajdować się w gorszym położeniu niż kobiety [s.7].

Zapowiada się zatem ciekawie, bo z jednej strony są to klasyczne gender study, a z drugiej strony autor stara się nas przekonać, że jego study nie mają z tym nic wspólnego, gdyż są "suchą” diagnozą, bo pozbawioną ideologicznego wymiaru.  Zachęcam wszystkich pedagogów, socjologów i psychologów podejmujących badania genderowe, by tak, jak M. Gulczyński już we wstępie zastrzegali, że są one "suchą" diagnozą

Mamy zatem nową kategorię w metodologii badań społecznych - suche badania ideologicznie.

Skoro już ktoś naczytał się genderowej literatury na Zachodzie, co zapewne doprowadziło do ideologicznego "przemoczenia" umysłu, to musi sięgnąć po ideologiczną "suszarkę" i zabezpieczyć się przed gorszącymi konserwatystów w Polsce badaniami płci kulturowej. Te, jak się okazuje, mogą być "suche" lub "mokre".  "Mokrymi" są te "gendery", których autorzy przyznają się do jedynie słusznego zakorzenienia własnych założeń teoretycznych.

 W odróżnieniu od tego, co dzieje się w krajach Zachodniej Europy, w naszym kraju - zdaniem raportującego - nastąpiła radykalizacja wśród młodych mężczyzn i młodych kobiet. Jak stwierdza: 

Z perspektywy środowiska odwołującego się do wartości chrześcijańskich nie możemy bagatelizować kluczowego zagrożenia wynikającego z pogłębiających się nierówności, napięć i różnic. Coraz głębsza polaryzacja wartości, idei, stylu życia utrudniać. W efekcie stanowi zapewne dużo istotniejsze zagrożenie dla rodziny budowanej w oparciu o związek kobiety i mężczyzny niż wiele procesów cywilizacyjnych, na których koncentrują dziś swoją uwagę środowiska katolickie i konserwatywne [s. 8].

Zapewne powyższa teza nie ma ideologicznego charakteru. Pojawiają się zatem w raporcie diagnozy, wśród których interesuje mnie tylko socjalizacja i edukacja:

1. W Polsce kobiety tak się wyemancypowały, że mężczyźni zostali zepchnięci do kąta czy - jak kto woli - "pod ich pantofel". To one awansowały społecznie i zawodowo, zaś mężczyźni nie chcą pełnić ról tradycyjnie przypisanych kobietom. 

2.   Kobiety mają wyższe wykształcenie niż mężczyźni, co przekłada się ponoć na ich lepsze zarobki, lepszy awans społeczny, poglądy i aktywność polityczną, zdrowie i długość życia. 

3. Męska klęska zaczyna się jednak w szkołach, w których chłopcy znacznie gorzej radzą sobie w testach sprawdzających umiejętności czytania ze zrozumieniem.  Mamy empiryczny dowód na deformę szkolną, którą wprowadziła mgr Anna Zalewska. W jej nastęstwie chłopcy zdobywają (...) średnio o 10 p.p. mniej na egzaminie ósmoklasisty z języka polskiego i o 6 p.p. mniej na egzaminie maturalnym z języka polskiego (poziom podstawowy) od swoich rówieśniczek. (...) Podczas gdy różnica między średnimi wynikami chłopców i dziewcząt wynosi 33 punkty (w OECD: 30), w pierwszym decylu jest to aż 46 punktów (w OECD: 42), a w ostatnim – 22 punkty (w OECD: 18). Jeszcze wyraźniej widać różnicę w przypadku odsetka osób nieosiągających minimalnego poziomu na teście z czytania – dotyczy to 10% dziewczynek i aż 20% chłopców (w OECD odpowiednio: 18% i 28%) [s.16 - dane PISA 2018 dop. BŚ]

Dane są tak dobierane, żeby kumulowały się ze względu na samosprawdzającą się hipotezę o niższym poziomie wykształcenia i socjalizacji chłopców w stosunku do dziewcząt. Autor przywołuje zarazem dane sprzed 7 lat, ale dotyczące sytuacji chłopców w szkołach Francji, Szwecji i Finlandii, które mają potwierdzać tożsamą sytuację w ... Polsce.   

4. Powodem słabszych wyników chłopców w szkołach jest feminizacja zawodu nauczycielskiego, bowiem w szkołach podstawowych jest ich aż 83 proc., zaś w szkołach średnich - 69 proc. Kiedy stwierdza, iż według niektórych autorów nauczyciele tej samej płci lepiej utrzymują uwagę uczniów oraz stanowią dla nich wzór do naśladowania

5. Chłopcy nie mają wzorów męskich, gdyż wychowywani są ponoć przez matki i babcie, które - jak wskazano wcześniej - nie pełnią tych ról, gdyż pracują i robią karierę. Ten kit danych jest rzeczywiście suchy, bo nie da się nim zakleić dziur w oknach wiedzy. W przywoływanych danych statystycznych przeważają sondaże opinii, które nie są w owej sklejce wiarygodne, gdyż każda z diagnoz dotyczyła innej kwestii.

 Wniosek z tak pseudonaukowego raportu, brzmi: 

Należy odejść od koedukacyjnej edukacji, dostosować kanon lektur odrębnie dla chłopców i dziewcząt oraz zaangażować trenerów sportowych do promocji czytania. Ciekawe, bo ponoć tak świetnie wykształcony doktor nie prowadził badań wśród absolwentów pedagogiki sportu czy Akademii Wychowania Fizycznego. Skąd wie, że  mogą być promotorami czytania? Czy dlatego, że uczestniczą w akcji: "Nie czytasz - Nie pójdę z tobą do łóżka"? Tylko, że w tym przypadku czytającymi znowu są kobiety.