Po powrocie z części urlopu przeczytałem na
portalu NGO.PL publicystyczny tekst Joanny Gruby p.t.
"Dobre praktyki czy dobrzy koledzy? Konflikt interesów w ocenie dorobku
profesorskiego". Już we wstępie zawiera on sensacyjną
tezę:
"W artykule przedstawiono przykład
zależności osobistej i zawodowej pomiędzy recenzentami w ocenie dorobku
profesorskiego a kandydatem do tytułu profesora, na przykładzie postępowania
dr. hab. Jacka Błeszyńskiego".
Już ta zapowiedź powinna dać wydawcy
sygnał, że być może wcale nie chodzi jego autorce o to, by dowieść jakiejś
patologii w akademickim postępowaniu awansowym, tylko kryje się za tym coś
więcej, co nie dotyczy tego profesora. Wystarczy sprawdzić, że nie mamy tu
do czynienia z analizą krytyczną postępowania jakiegoś kandydata do tytułu
naukowego profesora, a więc doktora habilitowanego, ale rzecz dotyczy
prawdopodobnie osobistych "porachunków" niedoszłej doktor habilitowanej z jednym z recenzentów jej postępowania habilitacyjnego, które
miało miejsce wiele lat temu w miejscu pracy wspomnianego profesora.
Pani J. Gruba nie raczy o tym
napisać, bo przecież ona tylko posługuje się w swojej publicystyce
"przykładem", przy czym nie rozumie, czy może czyni to celowo, że aby
pisać o czymś jako typowym przykładzie pojmowanym jako dowód w sprawie, trzeba
mieć obiektywnie dające się zweryfikować dane. Tymczasem tekst jest nie
tylko interesowną insynuacją mającego miejsce rzekomego konfliktu interesów z
jej habilitacją w tle. Przywoływanie prawa ma tu być jedynie osłoną.
Kiedy oceniamy prace dyplomowe
studentów, musimy odpowiedzieć na pierwsze pytanie: Czy treść rozprawy jest
zgodna z jej tytułem? Otóż w tym przypadku mam poważne wątpliwości, ale na
szczęście nie jest to praca dyplomowa. No to przyjrzyjmy się treści
artykułu:
Druga teza wyjściowa brzmi:
"Rzetelna, uczciwa i
bezstronna recenzja osiągnięć naukowych osób ubiegających się o zaszczytny
tytuł naukowy profesora powinna być bezsprzeczna, gdyż tylko taka ocena dorobku
może podnosić poziom polskiej nauki."
To jest oczywiste, że recenzja
dorobku naukowego każdego akademika musi być rzetelna, uczciwa i
bezstronna. Czyżby autorka tej tezy jako doktor nauk była w stanie ocenić
merytorycznie poziom naukowy publikacji kandydata do tytułu naukowego
profesora, skoro jej kompetencje naukowe zostały jednoznacznie podważone przez
siedmiu profesorów (w tym także profesorów uniwersyteckich) pedagogiki, kiedy
ubiegała się o stopień doktora habilitowanego w 2016 r. właśnie w UMK w
Toruniu? Jeśli tak uważa, to dlaczego tego nie czyni? Dlaczego przez tyle
lat od ukazywania się rozpraw tego pedagoga nie opublikowała na łamach
czasopism z pedagogiki specjalnej ani jednej krytycznej recenzji jego publikacji?
O co zatem chodzi? O to, czy profesor
Jacek Błeszyński niesłusznie jest profesorem nauk społecznych, bo tak uważa
pani doktor, czy może o coś zupełnie innego? Rozumiem, że gdyby wykazała w jego
rozprawach plagiat, to mogłaby napisać do Prezydenta RP o wszczęcie
przewidzianej ustawą procedury. W jej artykule mowy o tym nie ma.
Czytam dalej:
Wydawałoby się, że dyskusje na temat
tego, kto jest uprawniony do pisania recenzji w środowisku naukowym nie mają
sensu. Oczywiste jest, że prace awansowe powinny być oceniane przez
niezależnych ekspertów, niezwiązanych z osobami ocenianymi. Wiadomo, że
recenzent inaczej oceni dorobek awansowy kolegi z pokoju lub swojego ucznia czy
wychowanka, z którym łączą go serdeczne i przyjacielskie relacje, nie tylko zawodowe,
ale i osobiste, natomiast inaczej natomiast oceni osiągnięcia w postępowaniu
awansowym osoby obcej, z którą nie jest powiązany emocjonalnie.
Teraz następuje zwrot akcji. Autorka zapowiada nowy
kierunek krytyki:
W pierwszym przypadku istnieje ogromne
prawdopodobieństwo pozytywnej oceny nawet słabych osiągnięć naukowych. W drugim przypadku z
kolei jest duże prawdopodobieństwo rzetelnej i obiektywnej oceny osiągnięć
naukowych przedstawionych w postępowaniu awansowym. Dlatego recenzenci oceniający
osiągnięcia naukowe w postępowaniach awansowych powinni podlegać szczególnej
selekcji, aby unikać tak zwanego „konfliktu interesów”. Jeżeli natomiast
istnieje zależność pomiędzy recenzentem a osobą ocenianą, recenzent powinien
zrezygnować z przypisanej mu funkcji.
Czyżby zdaniem J. Gruby ówczesny
kandydat do tytułu prawdopodobnie miał słabe osiągnięcia naukowe, ale w wyniku
konfliktu interesów uzyskał pozytywną recenzję? Czy mamy wyciągać
wniosek, że ta pani miała gorzej, bo jej dorobek był słaby, tylko nie miała
szczęścia do recenzenta, który nie tylko był jej zdaniem niekompetentny, ale i
jego sukcesy są oparte na czyjejś interesowności? Czy może ma dowody na to, że
być może mający miejsce konflikt interesów, który trzeba jednak udowodnić
wprost a nie pośrednio, zadecydował o awansie naukowym prof. J. Błeszyńskiego
jako jej recenzenta?
Skoro podejmuje się problem
postępowania na tytuł naukowy profesora, to powinno się wiedzieć, że procedura
jest niezwykle długa i weryfikowana na kilku poziomach, tak przez organ rozpatrujący
wniosek, jakim do tej pory były rady wydziałów czy instytutów naukowych z takim
uprawnieniem, potem przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów, a na
końcu przez Kancelarię Prezydenta RP. Wniosek tego kandydata był znakomity,
toteż nie ze względu na jednego recenzenta w tym postępowaniu uzyskał on
nominację profesorską.
Czy rzeczywiście autorce artykułu chodzi
tu o konflikt interesów? Ktoś, kto ma stopień naukowy doktora nigdy nie
uczestniczył w procedurach awansowych jako członek zespołów czy komisji
oceniających czyjeś osiągnięcia naukowe. Nie ma zatem ani praktyki, ani
kompetencji do formułowania zarzutów i ocen, gdyż jedynym środkiem jego analiz
są domysły i mający miejsce w tle konflikt interesów między dr J. Gruby
a prof. J. Błeszyńskim. Ten, kto został negatywnie oceniony w swoim
postępowaniu awansowym, pisząc tego typu artykuł prawdopodobnie nie jest w
pełni rzetelny, obiektywny i bezstronny.
Muszę zatem poinformować
panią J. Gruby a zarazem czytelników portalu NGO.PL o
mającej miejsce pseudoakademickiej publicystyce. Zaznaczam
zarazem, że między mną a prof. J. Błeszyńskim nie zachodzą związki familijne,
kumoterskie, zawodowe, bo nie jestem pedagogiem specjalnym i nie pracuję w UMK.
Nie uczestniczyłem też w jego i jej postępowaniach awansowych. Natomiast moja
polemika jest równie bezinteresowna, jak autorki recenzowanego artykułu.
Konieczne jest zatem odniesienie się
do kolejnej, a częściowo ukrytej tezy autorki powyższego tekstu, by nie
utrwaliły się błędne informacje. Pani J. Gruba nie bierze pod uwagę tego, że w
postępowaniu o tytuł naukowy profesora w procedurze z lat 2011 - 2019
uczestniczyło czterech profesorów tytularnych, a zanim do niej doszło musiał
być najpierw powołany zespół profesorów tytularnych w jednostce mającej
prowadzić postępowanie. Ten bowiem miał obowiązek weryfikowania nie tylko tego,
czy kandydat do tytułu spełnia formalne wymagania (nie było wolno na tym etapie
dokonywać ocen merytorycznych), ale i musiał rekomendować Radzie Wydziału
Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu czterech kandydatów do roli recenzenta. Rada
ta jednak nie rekomendowała prof. T. Gałkowskiego.
To na członkach tej Rady ciążyła
powinność zweryfikowania, czy nie zachodzi jakiekolwiek podejrzenie m.in. co do
rzekomego konfliktu interesu między proponowanym przez nią recenzentom a
kandydatem do tytułu. Z tego zadania wywiązała się prawidłowo. Na jakiej zatem podstawie
pani J. Gruba podważa stanowisko tej Rady? Władze tego Wydziału wiedziały, że
prof. T. Gałkowski był promotorem pracy doktorskiej kandydata do tytułu
naukowego profesora, a zatem nie rekomendowały jego do roli recenzenta.
Pojawienie się jego w tym składzie wynikało
z faktu, że jeden z profesorów zrezygnował z przygotowywania recenzji, toteż CK nie
miała wyjścia i musiała wskazać prof. T. Gałkowskiego jako wybitnego,
kompetentnego eksperta w zakresie badań nad autyzmem. Nie było wówczas w kraju zbyt wielu profesorów
tytularnych, a tylko oni mogą być powoływani do tej roli. Jak mówią
politycy „ławka kadr jest zbyt krótka”.
Tak jest nie tylko w pedagogice
specjalnej. Podobny problem mieliśmy wówczas ze znalezieniem profesorów
tytularnych specjalizujących się w badaniach naukowych z dydaktyki ogólnej,
teorii wychowania i pedagogiki wczesnoszkolnej. Tę samą sytuację mają inne
dyscypliny naukowe, jak psychologia, archeologia, historia sztuki itd. To
dopiero od 2-3 lat mamy znaczący wzrost liczby profesorów tytularnych
także w pedagogice.
Czy gdyby Rada Wydziału Nauk
Pedagogicznych UMK nadała jej stopień dr. hab. to wówczas nie byłoby owej
insynuacji? W przywołanym przypadku J. Błeszyński nie miał już od
momentu złożenia wniosku żadnego związku tak z wydziałowym zespołem
oceniającym jego wniosek formalnie, jak i powołaną przez Centralną Komisję Do
Spraw Stopni i Tytułów komisją recenzencką. Ta bowiem także weryfikowała
wniosek Rady Wydziału NP UMK, mającej prowadzić niniejsze postępowanie
awansowe. Nikt nie jest Duchem Świętym i nie przeniknie w typy i zakres relacji
międzyludzkich.
Zwracam na to uwagę, bo kandydaci do
tytułu profesora nie mogą mieć żadnego związku z procedurą postępowania w
ich sprawie. Zadaniem każdego kandydata do tytułu jest przedłożenie
dokumentacji wnioskowej z wszystkimi publikacjami, które powinny być
przedmiotem rzetelnej, uczciwej, obiektywnej oceny czterech profesorów. Na tym kończy się
udział kandydata do tytułu. Nie ma już na nic wpływu.
Insynuacja zatem, jakoby profesor
Jacek Błeszyński miał jakikolwiek wpływ czy związek z tą procedurą jest nie
tylko nieuczciwa, nierzetelna i nieobiektywna, ale powinna znaleźć swój finał w
wojewódzkim sądzie administracyjnym. Niestety, pani dr J. Gruba nie jest
pracownikiem naukowym. Nie można zatem złożyć pozwu do Komisji Etyki PAN.
Czyżby zatem aktywność autorki tekstu
w ngo.pl miała charakter wendetty wobec osób, które ośmieliły się napisać
negatywne recenzje dotyczące jej publikacji i osiągnięć, jako niespełniających
ustawowych, a więc naukowych wymagań? Niech każdy sobie sam na to
odpowie. O co chodzi z konfliktem interesów w
tej konkretnej sprawie, skoro została uczyniona w artykule jako rzekomo typowy
w środowisku akademickim przykład?
Autorka przywołuje dwa główne w
środowisku akademickim dokumenty dotyczące etyki i dobrych praktyk w
recenzowaniu. Czyżby celowo nie dostrzegła, że najważniejszymi regulacjami
prawnymi jest ustawa o stopniach naukowych i związane z nią akty wykonawcze?
Nie. To dla niej nie ma znaczenia.
J. Gruba ma pretensje do Bogu Ducha
Winnego ówczesnego kandydata, do ówczesnego dziekana Wydziału Nauk
Pedagogicznych UMK - dr. hab. Piotra Petrykowskiego prof. UMK i
wszystkich członków Rady Wydziału, którzy zaproponowali CK czterech profesorów
- wybitnych specjalistów z pedagogiki specjalnej i ośmielili się pozytywnie zaopiniować
wniosek o nadanie mu tytułu naukowego.
Ma rację autorka tekstu, kiedy
pisze: (...) że recenzent pracy awansowej nie może być
znajomym osoby, której osiągnięcia będzie oceniał. Jak wspomniano na
początku artykułu, znajomości, koleżeństwo czy kumoterstwo może
w znaczącym stopniu obniżać wartość recenzji na korzyść oceny pozytywnej nawet
mało wartościowej merytorycznie pracy. Zatem dziekani czy dyrektorzy
instytutów, zatrudniający recenzentów, powinni przed podpisaniem umowy to
sprawdzić i wybrać z bazy dostępnych osób ze stopniem doktora habilitowanego
lub tytułem profesora ekspertów niezależnych. W praktyce nie zawsze
można wyeliminować osoby powiązane ze sobą, choćby ze względu na
uczestnictwo w konferencjach, ale należy zminimalizować udział w recenzowaniu
osób blisko powiązanych z osobą ocenianą.
Ani ustawa, ani wspomniane kodeksy
nie określają precyzyjnie tak, jak ona to czyni, że mamy do czynienia z
konfliktem interesu w sytuacji bycia „znajomym czy kolegą” potencjalnego
recenzenta, gdyż między J. Błeszyńskim a jego recenzentami nie miało
miejsca kumoterstwo w rozumieniu pokrewieństwa miejsca pracy czy rodzinnego.
Pani Gruba sama przyznaje niespójnie ze swoimi uprzednimi insynuacjami, że
przecież nie da się wyeliminować znajomości między recenzentami a doktorami
habilitowanymi, którzy ubiegają się o tytuł profesora.
Każdy
doktor habilitowany, chce czy nie chce, uczestniczy w konferencjach,
posiedzeniach zespołów - w tym przypadku zespołu pedagogiki specjalnej -
przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, recenzuje w różnych
uczelniach prace doktorskie, czyjeś książki, artykuły itd. Nie jest zatem osobą anonimową. Dlaczego J. Gruba odmawia prawa do odnotowania w
autoreferacie mistrzów, swoich minionych nauczycieli akademickich, skoro
przygotowując ów dokument kandydat nie wie, kto będzie jego recenzentem?
W
kontekście toczącej się bez udziału kandydata procedury awansowej, insynuacja
pani J. Gruby nie jest zgodna z porządkiem prawnym i etycznym. Autorka
zarzutu przytacza, że w komisji recenzującej osiągnięcia J. Błeszyńskiego w
2013 r. byli profesorowie: Augustyn Bańka, Tadeusz Gałkowski, Aniela Korzon
i Czesław Kosakowski.
Środowisko pedagogów specjalnych zatrudnionych w
polskich uniwersytetach i akademiach oraz Zespół Pedagogiki Specjalnej przy KNP
PAN powinno zająć jednoznaczne stanowisko wobec form tak pseudonaukowej krytyki
i obrzucania błotem wszystkich, którzy kiedykolwiek stanęli na drodze do awansu
nie tylko autorce tego tekstu.
Takich form "zemsty" jest wiele. Toczą się
one najpierw na posiedzeniach sekcji Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i
Tytułów, a potem są przenoszone do sądów i akademickich środowisk. Pragnę
zarazem jednoznacznie potwierdzić, że są wśród różnych odwołań i skarg takie,
które są bardzo dobrze udokumentowane wskazując na autentyczny konflikt
interesów.
Wielokrotnie pisałem o takich przypadkach także w blogu, jak i w
swoich książkach. Nie przeciwstawiam się zatem krytyce i ujawnianiu
akademickiej patologii. Musi ona jednak spełniać te same rygory i kryteria,
które ktoś stosuje wobec innych i być zgodna z prawdą, a nie domysłami
Pani J. Gruba pisze jednak bez
rzetelnych dowodów w sprawie, że wszystkie
(...) recenzje zostały przyjęte przez przewodniczącego Rady Wydziału
Nauk Pedagogicznych UMK P. Petrykowskiego. Rada Wydziału
udzieliła poparcia dla wniosku o nadanie tytułu J. Błeszyńskiemu, a
postępowanie zostało pozytywnie zaopiniowane przez prof. Iwonę Chrzanowską,
wyznaczoną do oceny wniosku w spawie nadania tytułu z ramienia sekcji Nauk
Humanistyczno-Społecznych Centralnej Komisji ds. Stopni i
Tytułów. Członkowie Sekcji Humanistyczno-Społecznej poparli wniosek o
przedstawienie Prezydentowi RP dr. hab. Jacka Błeszyńskiego do tytułu profesora
nauk społecznych, a Prezydent nadał tytuł.
Dlaczego pani J. Gruba nie raczy przyznać się w swoim
artykule do tego, że po odmowie nadania jej stopnia doktora habilitowanego, a
uczestniczyli w tym postępowaniu także profesorowie pedagogiki specjalnej,
skierowała wniosek do JM Rektora UMK na dyscyplinarne ukaranie prof. J.
Błeszyńskiego za negatywną recenzję jej osiągnięć? Sprawa została umorzona
przez Rzecznika Dyscyplinarnego UMK dr. hab. Andrzeja Adamskiego prof.
UMK w toku postępowania wyjaśniającego jej pseudozarzuty.
W swojej sentencji z dn. 21 września 2016 r.,
odnoszącej się także do powyższej insynuacji, prawnik napisał a JM Rektor UMK
na tej podstawie umorzył postępowanie (otrzymała dokumenty w tej sprawie zainteresowana
J. Gruba) co następuje: Należy podkreślić, że „kampania medialna”
prowadzona przez dr J. Gruba z wykorzystaniem bloga „Kulisy pewnej
habilitacji” ma w dużym stopniu charakter oszczerczy.
Skarżąca chętnie powołuje się na Kodeks Etyki Pracownika Nauki i na jego
normach opiera swoje zarzuty skierowane przeciwko recenzentom, w tym prof. J.
Błeszyńskiemu. Sama jednak nie przestrzega zasad przewidzianych
w tym Kodeksie. […] upowszechnia na swoim blogu
nieprawdziwe i krzywdzące Recenzenta wiadomości („Prof. J.
Błeszyński stanie przed komisją dyscyplinarną […]”). Takie
postępowanie Skarżącej narusza zasady etyki akademickiej. Wskazują na to
„Wytyczne dotyczące zasad postępowania w sprawach o naruszenie rzetelności w
nauce” stanowiące załącznik do Kodeksu Etyki Pracownika Nauki.
[…] Na podstawie przeprowadzonego
postępowania wyjaśniającego i analizy całokształtu okoliczności faktycznych w
niniejszej sprawie, nasuwa się spostrzeżenie, że dobra wiara nie
towarzyszy zarzutom stawianym Panu prof. Jackowi Błeszyńskiemu przez
Panią dr Joannę Gruba”.
Czyżby zatem autorka swojej kolejnej już, a
nierzetelnej publicystyki postanowiła odgrzać przegraną na drodze prawnej
sprawę w UMK sprzed czterech lat i prowadzi dalej swoją wendettę? No to
niech szykują się recenzenci z jej postępowania i z jej byłego miejsca pracy,
jakim był Wydział Pedagogiki i Psychologii
Uniwersytetu Śląskiego oraz z tych uczelni, z których pochodzą, bowiem przy
okazji jakiegoś kolejnego artykułu J. Gruba może powrócić do przegranych z nimi
spraw sądowych i dyscyplinarnych. Jak się okazuje nie tylko prof. J.
Błeszyńskiemu stawiała nonsensowne zarzuty.
Pani J. Gruba usunęła ze swojego blogu nieco innego kalibru insynuacje wobec b.dziekana swojej macierzystej jednostki sprzed lat - b. Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego prof. Stanisława Juszczyka o rzekomym plagiacie jego książki napisanej z jej mężem. W sieci nic nie ginie, bo takie teksty są zarejestrowane. Może zatem prof. S. Juszczyk wypowie się na temat rzetelności, obiektywizmu i uczciwości pani dr J. Gruby, żebyśmy mogli czytać jej teksty z poczuciem wiarygodności treści, a nie wątpliwego etycznie i merytorycznie załatwiania osobistych interesów?