Co jakiś czas muszę powracać do tej kwestii, bo jest fundamentalna dla nauki, a wciąż traktowana jako niepożądana. Znakomicie zatem, że ukazała się książka Anny Hanus pt. "Krytykowanie i jego operacjonalizacja w kontrastywnej analizie dyskursu" (Wrocław-Dresden 2018), bo może przestaniemy koncentrować się na tym, jak nie dopuścić do krytyki, jak ukryć pseudonaukowe rozprawy nieuczciwie zabiegając o ich upełnomocnienie przez własne rady wydziałów.
Mam nadzieję, że wreszcie skończy się w wymiarze formalno-prawnym dalsze procedowanie w postępowaniu habilitacyjnym osoby, która otrzyma dwie negatywne recenzje, bo - jak wykazuje dotychczasowa praktyka w uniwersytetach - im więcej jest recenzji negatywnych i krytycznych opinii pozostałych członków komisji, tym bardziej habilitant nie dowierza własnej ignorancji, niewiedzy, popełnionym błędom.
To już nie jest mechanizm obronny słodkich cytryn, tylko dysfunkcja psychiczna, która wymaga specjalistycznej terapii. Takim osobom trzeba pomóc, by zrozumiały swoje błędy i podjęły ich naprawy. Znam wielu habilitantów, którzy po pierwszym niepowodzeniu w postępowaniu habilitacyjnym, dokonali rzeczowej analizy niedociągnięć czy nawet kardynalnych błędów, przeprowadzili nowe badania i napisali rozprawę prezentującą ich wyniki, dzięki czemu są już doktorami habilitowanymi.
Krytykowanie - jak pisze Anna Hanus - "nierozerwalnie łączy się z praktykami społecznymi, realizowanymi przez człowieka za pomocą języka, jest stałym elementem życie codziennego jako znaczący element komunikacji społecznej. W swym potocznym znaczeniu odnosi się do ocen pejoratywnych, negatywnego wartościowania określonych zachowań ludzkich, stanów rzeczy, obrotu spraw etc." (s.5)
Tymczasem osoby blisko związane z krytykowanym habilitantem czynią wszystko, by umocnić go w fałszywej samoświadomości własnej wybitności, niepowtarzalnej oryginalności. To, że nie rozumie, nie wie, że nie wie, ich już nie obchodzi, bo przecież kluczowa jest obrona psiapsiółki, koleżki, której/któremu coś zawdzięczają albo mogą zawdzięczać. W takich przypadkach nauka staje się pseudonauką, a naukowcy pseudonaukowcami, także ci, którzy stoją po "ciemnej stronie mocy".
Współsprawcy patologii w nauce, nieuczciwości, nierzetelności, niewiedzy stają się takimi samymi destruktorami w nauce, jak ci, których usilnie bronią. Wykorzystują do tego celu różne formy nacisku, presji, manipulacji, byle tylko prawda nie wyszła na jaw. Ta jednak prędzej czy później zostaje odsłonięta, a wstyd i haniebne praktyki obrońców patologii wpisują się także w ich osobiste biografie.
Krytykowanie jest typem eksplicytnego lub/i implicytnego wartościowania czyjejś publikacji lub zbioru rozpraw przebiegając na płaszczyźnie intratekstualnej i intertekstualnej. Ono musi być stałym i nieodłącznym elementem dyskusji naukowych, publicznych, dystrybuowanych za pomocą mediów. Całe szczęście, że recenzje negatywne są także publikowane na stronie Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, gdyż każdy może zapoznać się z nimi i po skonfrontowaniu z ocenianym w nich dziele wyciągnąć także osobiste wnioski.
Czym innym jest jednak krytyczne badanie dyskursu publicznego, a czym innym krytyka naukowa rozprawy, która powinna spełniać fundamentalne wymagania w odpowiadającej jej dziedzinie i dyscyplinie naukowej. Ktoś, kto został źle przygotowany do pracy naukowej, bo przemknął przez obronę pracy doktorskiej na zasadzie prawa dopuszczalności do drobnych (a zdarza się, że i kardynalnych) błędów, powinien zacząć intensywnie pracować nad własnym warsztatem naukowo-badawczym, a nie go powielać, skoro nie był poprawny.
Doskonale pamiętam skierowany do jednej z habilitantek list prof. Aleksandra Nalaskowskiego, w którym zadał jej pytanie, ile jeszcze musiałaby otrzymać negatywnych recenzji (a było ich chyba z 5), żeby wreszcie uwierzyła, że jej praca habilitacyjna nie spełniała naukowych kryteriów. Oto fragment z tego listu:
"Data: 2015-12-22 19:06 Temat: akademickie ego
Koleżanko! Kimże Pani jest, że miałaby się przeciwko Pani sprzysiąc cała polska pedagogika!? Na czym ta Pani wielkość, nie do strawienia przez innych, polega? Nienawidzą Pani za Nobla czy wykłady na Harvardzie? Rozpętana akcja pokazuje przede wszystkim u Pani absolutny, patologiczny brak pokory. Sama siebie osądza Pani najwyżej i bezkrytycznie. Wszyscy są głupi, bo się na mnie nie poznali.
To jakiś głęboki i widoczny gołym okiem kompleks. O tym się nie pisze. To się winno leczyć. A osoby o takim potencjale nienawiści po prostu izolować. Pytam: ile wedle Pani musi być negatywnych recenzji (bez ani jednej pozytywnej) aby zrozumiała Pani, że załączony dorobek nie mieści się w standardach awansowych? Dziewięć nie wystarczy? Proszę pobiec z tym do Strasbourga, albo do Genewy. Może tam spojrzą łaskawszym okiem na Pani dokonania. (...)"
Dla przedstawicieli nauk społecznych tego typu dyskursy kierują działaniem jednostek i konstytuują świat nauki lub pseudonauki.
Recenzując czyjąś rozprawę formułujemy przypuszczenia, ustalamy średnią wartość działania wartościującego (wniosek o nadanie lub odmowę nadania stopnia), wprowadzamy przedmiot konfrontacji (kanon metodologii badań społecznych czy humanistycznych), do którego odwołujemy się w celu dokonania działania wartościującego, ale także wyrażamy je pośrednio przez opisywanie, cytowanie, podawanie przykładu, wyszczególnianie. Istotne jest w tym procesie uzasadnianie i ustalenie kryterium wartościującego.
Jak słusznie pisze Dorota Klus-Stańska w swoim najnowszym artykule pt. "W świecie nonsensu i „Świerszczyka”, czyli bezdroża pseudonauki. Studium przypadku książki Aleksandry Kruszewskiej „Emocje, uczucia i społeczne zachowania emocjonalne dzieci na progu szkolnym” o rozprawie habilitacyjnej tej autorki (recenzja ukaże się w "Problemach Wczesnej Edukacji" 2019 nr 1):
"Nauka jako obszar działań społecznych i wytworów kulturowych opierała się zawsze na próbach wypracowania możliwe najlepszych strategii, metod i standardów postępowania badawczo-poznawczego. Właśnie to zdyscyplinowanie postępowania i dbałość o jakość pracy i jej efektów decydują o zaufaniu, jakie jest społecznie pokładane w publikacjach naukowych, mimo zmieniających się wzorców jej uprawiania, modyfikacji założeń ontologicznych i epistemologicznych, leżących u jej podstaw oraz – co za tym idzie - modeli gromadzenia i analizy danych .
Możliwe jest wskazanie określonych wspólnych dla całej nauki zasad, reguł, pryncypiów i wymagań, jakie powinny cechować prace naukowe. Ale też poszczególne dyscypliny mają swoją specyfikę, która stanowi o ich mocnych i słabszych stronach, mających bezpośrednie przełożenie na wartość badań, teorii i opisujących je publikacji.
Na przykład pedagogika jest dyscypliną silnie aksjologicznie zaangażowaną w rzeczywistość społeczną, a nawet stanowiącą jeden z dwóch zasadniczych elementów subdyscypliny określanej jako aksjologia pedagogiczna (Ostrowska 2017). Takie nacechowanie nadaje jej normatywny charakter, którego nie ma na przykład archeologia czy inżynieria materiałowa. To niewątpliwie walor pedagogiki, choć tworzy także ryzyko zamiany analiz w deklaracje i słabo uargumentowane rekomendacje.
Po drugie, pedagogika jest wieloparadygmatyczna (Klus-Stańska 2018; Malewski 2010; Paulston 2000), co otwiera szeroką przestrzeń do badań prowadzonych z różnej perspektywy, ale też, niestety, sprzyja omijaniu wymagań teoretycznych i metodologicznych za pomocą definicji przez negację. Przykładowo niektórzy z „badaczy”, wskazując, że w nauce nie ma zgody teoretycznej i paradygmatycznej, rezygnują z jasnego określenia własnego stanowiska. Inni, wyjaśniając, że w ich badaniach nie dąży się do uogólnień, gdyż mają one charakter jakościowy, traktują to jako zwolnienie z metodologicznej poprawności i rzetelności.
Po trzecie, pedagogika to dyscyplina w rozległych swoich obszarach bezpośrednio związana z kształceniem kadr dla pewnego zcentralizowanego tworu, jakim jest państwowy system szkolny. Daje jej to możliwość inspirowania zmian zapewniających wysoką jakość warunków edukacyjnego funkcjonowania całych generacji, ale też wytwarza ryzyko uległości badaczy wobec roszczeń rządowych i regulacji prawnych oraz mylenia zawartych w nich ustaleń z argumentacją naukową formułowaną w psychologii, socjologii, antropologii czy samej pedagogice .
Krótko mówiąc, prace badawczo-naukowe powinny spełniać kanon wymagań typowych dla całej nauki, a dodatkowo wykorzystywać specyfikę dziedzinową w sposób świadczący o wysokiej trosce o jakość wyników i analiz".
Stare prawdy nie rdzewieją. Mieczysław Łobocki przed wielu, wielu laty pisał , że aby dobrze poprowadzić badania, należy m.in. znać metodologię badań pedagogicznych, wystrzegać się błędów i być krytycznym, dociekliwym, zaś prof. Krzysztof Rubacha skierował do badaczy i krytyków ich osiągnięć apel, by zapoznali się z metodologią badań naukowych, gdyż dzięki temu zapewnią wyższy poziom nie tylko świadomości metodologicznej, ale i ich badania będą w miarę trafne i rzetelne.
Trzeba umieć odróżniać wiedzę naukową od zdroworozsądkowej w każdej dyscyplinie oraz czytać krytycznie prace, oceniać je zgodnie kryteriami metodologicznymi oraz przyznawać się do błędów we własnym postępowaniu badawczym. Tylko analfabeci metodologiczni przekonani są o niesłuszności krytycznych ocen ich rozpraw. Nic na to nie poradzimy. Być może kiedyś to zrozumieją, albo usiądą na grzędzie i będą zrzędzić. Kiepskiej baletnicy przeszkadza nawet rąbek u spódnicy.
Czas na parezję a nie amnezję!
Szanowny Panie Profesorze,
OdpowiedzUsuńjako osoba rozpoczynająca swoją drogę naukową w pełni zgadzam się z przedstawionym przez Pana Profesora stanowiskiem. Krytykowanie jest stałym i nieodłącznym elementem dyskusji naukowych i decydując się na pracę naukową, należy się z tym liczyć. Choć poddanie się ocenie bywa dla mnie trudne i stresujące, jestem gotowa na merytoryczną ocenę mojej pracy. Zgadzam się również z postulatem dbałości metodologicznej. Żadne pozamerytoryczne kryteria nie powinny mieć wpływu na decyzje w postępowaniach naukowych. To, co jednak budzi mój sprzeciw, to komentarze oceniające osobę, a nie jej pracę. Zacytowany przez Pana Profesora list Profesora Aleksandra Nalaskowskiego, a w szczególności fragment: "To jakiś głęboki i widoczny gołym okiem kompleks. O tym się nie pisze. To się winno leczyć. A osoby o takim potencjale nienawiści po prostu izolować" odczytuję właśnie jako taki komentarz. Jeśli nawet czyjeś działanie jest bezpodstawne i nieuzasadnione, budzi irytację, oczekiwałabym, że w środowisku naukowym powstrzymamy się w publicznej dyskusji od tego typu komentarzy, oceniających na przykład stan psychiczny danej osoby. Reasumując, wybierając pracę naukową trzeba liczyć się z oceną, również negatywną, nie może być jednak zgody na dyskusję bez poszanowania drugiej osoby. Z mojej perspektywy to nie konieczność poddawania swojej pracy ocenie, a właśnie brak dialogu opartego na wzajemnym szacunku, jest tym, co może zniechęcać do wytężonej pracy naukowej. Tak jest na pewno w moim przypadku.
Z wyrazami szacunku,
Aleksandra Maj
Proszę pani , jak ktoś nie uprawia nauki, tylko pisze bzdury i jeszcze nie przyjmuje tego do wiadomości, to jak jeszcze inaczej można wyrazić sprzeciw? O jakim dialogu pani pisze, skoro do tego konieczna jest wiedza i kompetencje? Nalaskowski wyciagnął wniosek z zachowań habilitantki, która wszystkich profesorów obrażała, bo ona wiedziała lepiej. To tak, jakby pijakowi mówic, że jest pijany. Zaprzeczy. Jest chory. Trzeba mu pomóc, o ile chce taką pomoc przyjąć. Jak pani nie szanuje oceny negatywnej recenzenta, bo nie dopuszcza pani do swojej świadomosci, że nie wie, jak pisze tu bloger, to co tak panią oburza? Od naukowca oczekuje się nauki a nie tego, co tu profesor określa pseudonauką. W nauce dzielo musi bronić sie samo, niezależnie od tego, kto jest autorem a kto recenzentem. Ilu zatem trzeba recenzentów, żeby ignorant przyjąl do siebie, że nim jest i zaczął pracować nad zmianą siebie, swoich kompetencji? Ilu?
UsuńCzy Anonimowy właśnie porównał wymianę opinii na Uniwersytecie z pomocą dla alkoholików? No to niezłe porównanie. Może nie trzeba się powstrzymywać, tylko dawać jeszcze bardziej dosadne porównania? Narkomanów? Pedofilów?
UsuńPani Aleksandra wyraziła w kulturalny sposób swoją opinie, że język profesora Nalaskowskiego, raczej nie pasuje do kontekstu. Może jest to język i ton akceptowalny pod sklepem monopolowym, ale chyba nie chcemy, żeby tak właśnie wyglądała krytyka czy dyskusja na temat jakości na Uniwersytecie? Nawet jeżeli habilitantka zachowuje się arogancko, to nie sądzę, żeby język Nalaskowskiego odpowiadał pozycji na Uniwersytecie, a nie mówiąc już o tym czy był w dobrym tonie i smaku.
"Jak pani nie szanuje oceny negatywnej recenzenta, bo nie dopuszcza pani do swojej świadomosci, że nie wie, jak pisze tu bloger, to co tak panią oburza? Od naukowca oczekuje się nauki a nie tego, co tu profesor określa pseudonauką."
ok, więc prowadźmy dyskusję językiem nauki, opartą na danych i faktach, a nie zarzucajmy sobie chorobę psychiczną.
Pozdrawiam,
Adrian Nowak
Pani Aleksanda upomina się o dialo, ale sama nie zajęła naukowego stanowiska w poruszonej tu kwestii. Dlatego podałam przyklad z alkoholikiem, bo to jest ten sam styl opiniowania.
UsuńOk, no to po kolei:
UsuńRaz: prowadzimy dyskusję na blogu, pod wpisem, który nie jest "naukowy", więc nie rozumiem, czemu ktokolwiek z komentujących miał zajmować "naukowe stanowisko" oraz w jakim celu. Ot, wyrażamy swoją opinię. W tym kontekście "naukowe stanowisko" powinien przyjąć cytowany profesor, choć niestety zrezygnował z tej możliwości;
dwa: przepraszam, ale dalej nie rozumiem tego skoku myślowego między "domaganiem się dialogu" a "przykładem z alkoholikiem". Dlaczego opinia o traktowaniu innych z szacunkiem i podany przykład to jest ten sam styl opiniowania?
Zacytuję panią:
"jak ktoś nie uprawia nauki, tylko pisze bzdury i jeszcze nie przyjmuje tego do wiadomości, to jak jeszcze inaczej można wyrazić sprzeciw? "
Uważam, że jest to smutne, że takie pytania są w ogóle stawiane odnośnie języka na poziomie uniwersytetu, ale na to pytanie znajdziemy odpowiedź w tekście:
"(...)krytyka naukowa rozprawy, (...) powinna spełniać fundamentalne wymagania w odpowiadającej jej dziedzinie i dyscyplinie naukowej."
Sugerowanie, że ktoś ma kompleks, chorobę psychiczną i konieczność podjęcia terapii, nie uważam za spełnienie powyższego warunku.
pozdrawiam,
Adrian Nowak
Krytyka naukowa jest w treści recenzji tej habilitantki, a jak nie rozumie skierowanych do niej uwag, to nic na to nie poradzę. Prof. Nalaskowski także. Wyraził to dosadnie, ale i tak nie poskutkowało. Uzależniony od ignorancji jest tak samo zniewolony jak alkoholik w najwyższym stadium uzależnienia. To jest choroba. Nalaskowski ma racje.
UsuńSzanowna Pani,
Usuńmamy pełną zgodę co do konieczności demaskowania pseudonauki. Jak wnioskuję z Pani wypowiedzi różnimy się jednak oceną stylu, w jakim można tego dokonać. Uważam, że jedynym sprzeciwem na publikowanie bzdur jest ich rzetelna i merytoryczna ocena. Jak rozumiem, skoro habilitantka nie otrzymała żadnej pozytywnej recenzji, to w jej przypadku tak się właśnie stało?
Nie rozumiem natomiast na jakiej podstawie wyciągnęła Pani wniosek, że nie szanuję opinii recenzenta. Odniosłam się jedynie do wypowiedzi diagnozującej stan psychiczny habilitantki. Z tego co mi wiadomo (proszę mnie poprawić, jeśli się mylę) w żadnego rodzaju ocenie pracy naukowej nie ma takiego kryterium.
Jeśli osoba, która została oceniona negatywnie, zachowuje się arogancko, obraża innych, to akceptowalną reakcją ma być zachowywanie się w ten sam sposób? Może z osobą, która nie potrafi prowadzić dialogu, należy po prostu przestać rozmawiać. Rozumiem, że ignorancja i bylejakość może budzić sprzeciw i złość. Nie sądzę jednak, żeby komentarze oceniające osobę, a nie jej pracę, zmusiły osobę ocenioną negatywnie do refleksji nad swoimi błędami czy brakiem kompetencji. Może być zupełnie odwrotnie. Taka osoba, zamiast skupić się na merytorycznych uwagach na temat swojej pracy, dostrzeże jedynie emocjonalny i obraźliwy charakter wypowiedzi.
Zapytała Pani „Ilu zatem trzeba recenzentów, żeby ignorant przyjąl do siebie, że nim jest i zaczął pracować nad zmianą siebie, swoich kompetencji? Ilu?”. Czynnikiem, która ma na to wpływ nie jest według mnie liczba recenzentów, a gotowość samego ocenianego do przyjrzenia się krytycznie swojej pracy. Jeśli jej nie ma, jeśli dana osoba nie chce dokonać zmiany, to powinny pojawić się naturalne konsekwencje. Czy w naszym środowisku naprawdę nie ma skutecznych narzędzi weryfikujących pracę naukową i w związku z tym możemy usprawiedliwiać okazywanie braku szacunku dla drugiej strony sporu?
Co do ostatniej Pani wypowiedzi, nie wiem jakiego rodzaju stanowisko naukowe i w jakiej kwestii miałabym zająć. Krótko podsumowując, mój komentarz do tekstu Profesora Śliwerskiego miał być jedynie postulatem o rezygnację w dyskusji z komentarzy oceniających samą osobę a nie jej pracę i kompetencje. Wówczas bowiem dużo wyraźniej wybrzmią argumenty merytoryczne.
Pozdrawiam serdecznie,
Aleksandra Maj
"Czynnikiem, która ma na to wpływ nie jest według mnie liczba recenzentów, a gotowość samego ocenianego do przyjrzenia się krytycznie swojej pracy. Jeśli jej nie ma, jeśli dana osoba nie chce dokonać zmiany, to powinny pojawić się naturalne konsekwencje. Czy w naszym środowisku naprawdę nie ma skutecznych narzędzi weryfikujących pracę naukową i w związku z tym możemy usprawiedliwiać okazywanie braku szacunku dla drugiej strony sporu? "
UsuńPani Aleksandro, nie bierze Pani pod uwagę tego, co poprzedzało ten list profesora Nalaskowskiego. A szkoda, bo gdyby zapoznała się Pani z treścią kalumnii i insynuacji, jakimi posługiwała się owa habilitantka, to nie broniłaby jej Pani w ten sposób. Habilitantka obrażała wszystkich profesorów w jej przewodzie habilitacyjnym, każdego podawała do komisji etyki, kierowała sprawy do prokuratora itd. i wszędzie przegrała, także w sądzie. Jak ktoś ma zaburzenia, to niestety, ale inaczej tego komentować się nie da. Trzeba mówić prawdę. To nie jest argument ad personam, który byłby wyssany z palca. To pochodna dewiacyjnych zachowań osoby, która nie chciała pogodzić się z uzasadnioną porażką.
Krystyna z Cieszyna
Panie Profesorze,
OdpowiedzUsuńwarto przeczytać wywiad.
https://tygodnik.tvp.pl/40044168/we-wspolczesnym-swiecie-wydaje-sie-obojetne-czy-uprawiamy-seks-z-zona-czy-z-wlasnym-psem
Andrzej
Co ten wywiad ma wspólnego z tym, o czym piszę? Nie jest to przecież rozprawa naukowa, bo te autorstwa prof. Nalaskowskiego są znakomite, tylko rozmowa na temat jego osobistych poglądów na otaczający go świat i zachowania ludzi, które ma prawo akceptować lub odrzucać.
OdpowiedzUsuń