12 grudnia 2024

Inspiracje dla punk-pedagogów

 

(foto: Krzysztof Nurkowski, Limeryki Toskańskie, 2009, s. 49) 

    W Uniwersytecie Pomorskim w Słupsku odbyło się seminarium o punk-pedagogii "jako „wejściu z buta” w rzeczywistość szkolną, pozaszkolną, uniwersytecką i publiczną". Tak w dużym skrócie nawiązał do niej dr Michał Paluch z UKSW w Warszawie pisząc o tej pedagogii jako o rzekomo obnażającej rzeczywistość, a nie tylko – jak dotąd – jej odkrywanie czy odsłanianie. Na grunt polskiej nauki – wciąż w trybie „nieobecnych dyskursów” - wprowadził punk-pedagogy prof. Tomasz Szkudlarek, a kontynuują badania w tym nurcie uniwersyteccy profesorowie: dr hab. Piotr Zańko z Uniwersytetu Warszawskiego (autor książki: "Pedagogie oporu"), dr hab. Oskar Szwabowski z Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku (autor książki: "Uniwersytet – Fabryka – Maszyna") i dr Dominika Gruntkowska z tej uczelni.

Seminarium odbyło się pod patronatem Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego (PTP) w Instytucie Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Pomorskiego w Słupsku. Nie uczestniczyłem w tym wydarzeniu, ale zbieg okoliczności sprawił, że dzięki mojej najnowszej książce "Szkolne rewolucje" nawiązał ze mną kontakt nauczyciel historii i wiedzy o społeczeństwie Krzysztof Nurkowski, by podzielić się swoimi wrażeniami po lekturze.

Komunikacja via Messenger nie służy do głębszego wyrażenia myśli, ale stanowi ważny sygnał dla autora, że warto było napisać tę rozprawę nawet dla jednego czytelnika, a jest nim nietuzinkowa OSOBOWOŚĆ. Jak sam napisał o sobie:

"Szanowny Panie Profesorze, dziękuję za książkę "Szkolne rewolucje"; pracuję przeszło 4 dekady w wiejskiej szkole. Oddał Pan, ubrał w ramy historyczne całe moje dydaktyczne życie. Dziękuję, Krzysztof Nurkowski, nauczyciel historii i WoS, trochę dziennikarz, poeta i regionalista".

Jak się okazało w toku wymiany message, K. Nurkowski należy do wędrownych nauczycieli, bowiem swoje pensum realizuje w trzech szkołach gminy Czarnocin, w powiecie Kazimierza Wielka, w województwie świętokrzyskim. Urzekł mnie u tego nauczyciela nie tyle fakt, że jest przez tyle lat wierny swojej profesji i zapewne uczniom, których wprowadza w tajniki wiedzy historycznej i społeczno-kulturowej.

Napisałem mu, że zazdroszczę jego uczniom tak ciekawej osobowości, bowiem nie każde dziecko szkoły wiejskiej, ale i wielkomiejskiej ma bezpośredni kontakt z byłym wokalistą punk-rockowego zespołu "Martwy Fiolet", który działał w stanie wojennym w Krakowie, z autorem czterech książek:

Był "dwór...". Obraz wsi i dworu w świetle pamiętników rodziny Bukowskich z lat 1843-1939", w której odkłamuje historię ziemian, pokazywanych w poprzednim ustroju jako "wyzyskiwaczy i krwiopijców ludu", chociaż było inaczej. Jak pisze na przykładzie rodziny z Cieszkowa we wstępie:








"Przez lata, ucząc historii, zauważałem w powodzi wydarzeń, dat, postaci z kręgów ogólnopolskich czy też światowych, brak odniesień do historii regionalnej, do tzw. Małej Ojczyzny. W wielkim cyklu historycznych przyczyn i skutków, zabrakło mi opisu wydarzeń sięgających w głębokie rubieże historii Polski" (Kielce, 2010, s.5).

Dwa tomiki poetyckie: "Drobiazgi podróżne" (Chroberz, 2009) i "Limeryki Toskańskie" (Kielce, 2009) 

oraz

"Droga do Koryta", będąca kontynuacją jego historycznych tropów i impresji o historii gminy Czarnocin, z minimalnymi wątkami osobistymi. Koryto bowiem to nazwa wsi w Królestwie Polskim w powiecie pińczowskim, gmina i parafia Czarnocin.




W odczytywaniu korzeni własnego rodu, sąsiadów, nauczycieli upomina się o pamięć o tych, którzy tworzyli wspólnotę lokalną. Pobrzmiewa w osobistej narracji echo z lat dziecięcych, szkolnych, wspomnień jego rodziców, nauczycieli i mieszkańców Małej Ojczyzny.

Introspekcyjną narrację ilustruje własną poezją, zdjęciami, rejestrem zapamiętanych rozmów z bliskimi. Odkrywa historię gminy Czarnocin, o której pierwsze źródłowe informacje pochodzą z 1326 roku, ale także dzieje jego przodków przypuszczając, że jego nazwisko może pochodzić od słowa "nurek", jakim "pogardliwie określano arian w XVI wieku".

Wspomina siebie jako powsinogę, bo uwielbiał się włóczyć po wsi. Babcia zaś nazywała go "wisusem, takim wiejskim chuliganem, bo lubił się bić ze wszystkimi". W istocie jednak dzięki rodzicom i własnej ciekawości świata pokonywał kolejne szczeble szkolnej edukacji aż po studia na etnografii i administracji na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz studia z historii na WSP w Kielcach. Wpis zatytułowany "Tęsknię" trafnie oddaje zachodzącą przemianę własnej tożsamości:

"Tęsknię do kraju, w którym nie kibole i celebryci wytaczają działa i wytyczają reguły codzienności, gdzie plemion nie trzeba łączyć mieczem i innym żelastwem, dobre słowo i gest podania ręki nie oznacza żelaznej pięści ani pieśni, gdzie modlitwy są wysłuchane przez wszystkie bóstwa, na czele z chórem łagodnych strumieni, a nostalgię i lęk budzi tylko jesienny wiatr, gdzie korony i krzyże, to tylko drzewa w plenerach malarskich i nic więcej" (s. 31).

Nic dziwnego, że w pierwszych latach transformacji (1992-1994) obdarzono go funkcją zastępcy burmistrza Kazimierzy Wielkiej, a w latach 1998-2002 wybrano radnym powiatu kazimierskiego. Nikt tak jak on nie znał historii tego regionu, a dzielił się nią na łamach prasy krajowej i lokalnej,,,,, w miesięcznikach "Teraz", "Radostowa", "Tygodniku Ponidzie: i chicagowskim "Kurierze Codziennym". współpracuje też z miesięcznikiem literackim "Akant".



Gdyby żyła prof. Maria Dudzikowa, to zaprosiłaby Krzysztofa Nurkowskiego na wieczór poetycki , w trakcie którego podzieliłby się swoimi limerykami, a to jest uwielbiany przez nią gatunek miniatur lirycznych, satyrycznych. Zilustruję dzisiejszy wpis jego akademickim limerykiem:

"Jednej profesor z UJ,

zaginął ulubiony kot.

Jak się później okazało,

to PIN-u kod posiadało.

I wyszedł z tego gniot" (Kielce, 2009, s. 34).


Nikt lepiej, jak twórczy, aktywny nauczyciel, który przekracza wąsko pojmowaną rolę zawodową, nie rozumie małości oświatowego środowiska bez względu na to, jakiego to miałoby dotyczyć regionu, wsi, powiatu czy miasta. Jego podróże po Małej Ojczyźnie, ale i po wielkim świecie, wrażliwość moralna, estetyczna, poczucie humoru, wielostronne wykształcenie i życiowa mądrość są odzwierciedlone w publikacjach K. Nurkowskiego, ale zapewne mają swój ślad w sercach oraz umysłach jego uczniów. Podziwiam takich nauczycieli-pedagogów, społeczników i artystyczne zarazem dusze.    

Na zakończenie zatem, jakże aktualne fraszki Krzysztofa Nurkowskiego (tamże, s. 42):

"Na nauczyciela wiejskiego

Bez roli - 

nie wydoli..." 

*** 

Na nauczyciela miejskiego 

Po bruku stąpa

- i to cała... pompa". 

 

11 grudnia 2024

Spotkanie z "filozofią spotkania" Otto Friedricha Bollnowa

 


(źródło: https://www.normfriesen.info/existentialism-and-education-an-introduction-to-otto-friedrich-bollnow-forthcoming/) 


Na mocy znowelizowanej ustawy z dnia 7 kwietnia 2022 r. o zmianie ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce oraz ustawy – Przepisy wprowadzające ustawę – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce doktoranci, którzy wszczęli swój przewód doktorski przed 30 kwietnia 2019 roku, mogą sfinalizować swoją pracę do końca grudnia 2024 roku.  Zabiegała o to  Krajowa Rada Doktorantów w 2021 roku, kierując do władz resortu wniosek o przedłużenie tego terminu do końca bieżącego roku.  W mediach społecznościowych zamieszczane są komunikaty czy relacje z takich obron szczęśliwych doktorantów.

Profesorowie uniwersytetów i akademii pedagogicznych, w których zostały wszczęte przed 30 kwietnia 2019 roku przewody doktorskie, uczestniczą zatem w ostatnich tygodniach bieżącego roku w obronach tych dysertacji, o ile ich autorzy zdążyli je przedłożyć odpowiednim organom i uzyskali już pozytywne recenzje.  Uczestniczyłem w ub. tygodniu na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego w obronie pracy doktorskiej pani Joanny Dominiki Belzyt, która przygotowała rozprawę doktorską z filozofii wychowania pod kierunkiem prof. UJD Pawła Zielińskiego. 

Chyba dobrze się stało, że resort nauki zmobilizował tzw. „wiecznych” doktorantów do tego, by przerwali swoje perfekcjonistyczne podejście do własnych projektów badawczych i doprowadzili je do pozytywnego zakończenia.  W przypadku hybrydowych prac naukowych, które wymagają długotrwałych poszukiwań odpowiednich źródeł, często ich tłumaczenia i interpretowania, jak miało to miejsce w  pracy J.D. Belzyt.




Autorka uczyniła bowiem przedmiotem swoich badań myśl pedagogiczną niemieckiego antropologa pedagogicznego i filozofa wychowania Otto Friedricha Bollnowa (ur. 14.03.1903 r. w Szczecinie w rodzinie nauczycielskiej; zmarł 7.02. 1991 w Tybindze). Najważniejsze dzieła tego filozofa wychowania, to:

Anthropologische Pädagogik, Haupt, Bern-Stuttgart 1983.

Das Verhältnis zur Zeit Ein Beitrag zur Pädagogischen Athropologie, Qelle & Mayer, Heidelberg 1972.

Das Verstehen: Drei Aufsätze zur Theorie Der Geisteswissenschaftlichen, Kirchheim, Mainz-Rhein 1949.

Neue Geborgenheit. Das Problem einer Überwindung des Existentialismus, W. Kohlhammer Verlag, Stuttgart 1955.

Lebensphilosophie, Springer-Verlag, Berlin-Gottingen-Heidelberg 1958.

Wesen und Wandel der Tugenden, Ullstein Taschenbücher-Verlag, Frankfurt am Main 1958.

Maß und Vermessenheit des Menschen. Philosophische Aufsätze. Neue Folge, Vandenhoeck & Ruprecht, Göttingen 1962.

Sprache und Erziehung, W. Kohlhammer Verlag, Stuttgart 1966.

Das Wesen der Stimmungen, Klostermann, Frankfurt am Main 1995.

Die Lebensphilosophie F.H. Jacobis, W. Kohlhammer Verlag, Stuttgart 1966.

Die pädagogische Atmosphäre. Untersuchungen über die gefühlsmäßigen zwischenmenschlichen Voraussetzungen der Erziehung, Qelle & Meyer, Heidelberg 1964

Krise und neue Anfang. Beiträge zur pädagogischen Anthropologie, Quelle & Meyer, Heidelberg 1966.

Existenzphilosophie und Pädagogik: Versuch über unstetige Formen der Erziehung, W. Kohlhammer Verlag, Stuttgard-Berlin-Köln-Mainz 1968.

Philosophie der Erkenntnis. Das Vorverständnis und die Erfahrung des Neues, W. Kohlhammer Verlag, Stuttgart 1970.

Die anthropologische Betrachtungsweise in der Pädagogik, Neue Deutsche Schule Verl.-Ges., Essen 1975.

Vom Geist des Übens. Eine Rückbesinnung auf elementare didaktische Erfahrung, Herder, Freiberg 1978.

Studien zur Hermeneutik, cz. 1, Verlag Karl Alber, Freiburg-München 1982

„Versuch über das Beschreiben” Hommage à Richard Thieberger, Les Belles Letters, Paris 1989.

 

Prowadzone przez J. Belzyt badania były bardzo czasochłonne, a przy tym wymagały biegłej znajomości języka niemieckiego, by trafnie odczytać filozoficzną myśl Bollnowa. Musiała bowiem bez wsparcia finansowego instytucji, jako osoba działająca zawodowo jedynie w fundacjach, wyjeżdżać wielokrotnie do Niemiec, by w tamtejszych bibliotekach uzyskać dostęp do nieobecnych w naszym kraju rozpraw niemieckiego filozofa wychowania, przeczytać je i dokonać wyboru oraz przekładu najistotniejszych dla tematu pracy fragmentów.

 

Temat pracy jest interesujący: „Kategoria spotkania w myśli pedagogicznej Otto Friedricha Bollnowa”, gdyż znakomicie poszerza istniejące w Polsce naukowe szkoły badawcze w zakresie inkontrologii, czyli filozofii spotkania. Rekonstrukcja i eksplikacja kategorii spotkania w myśli pedagogicznej O. F. Bollnowa wymagała uwzględnienia w badaniach uwarunkowań historycznych jego życia i twórczości oraz odniesienia się do źródeł filozoficznych (egzystencjalizmu i fenomenologii) oraz antropologicznego podejścia do wychowania. 

Zdaniem Bollnowa: „Człowiek rozwija się, udoskonala, ale nie jest to oczywista stałość. Jednostajna droga charakteryzuje się ciągłym szukaniem i zbaczaniem ze szlaku” (s. 5)

Doktorantka jakby wyczuła potrzebę czasu, by podjąć się tego zagadnienia, gdyż w swojej twórczości Bollnow dociekał istoty „spokoju” i wychowywania młodych pokoleń w „pogodzie ducha”. Czyż nie jest potrzebna pedagogom głęboka refleksja nad istotą relacji między nimi a wychowankami? Jak pisze autorka we wprowadzeniu do dysertacji:

„Najwyższą formą rozwoju człowieka według Bollnowa są nieciągłe formy wychowania, wśród których centralną jest spotkanie, wydarzenie spotkania. W ujęciu Bollnowa spotkanie jest przede wszystkim kategorią egzystencjalną. Widział on w nim (i jego konsekwencjach) dopełnienie organicznego wychowania (Bildung). Spotkanie i wychowanie są na dwóch krańcach tego samego procesu wychowawczego – samorealizacji i samowychowania. Istotnymi elementami spotkania są lęk przed tym, co nowe i nieznane oraz przebudzenie – totalne zrozumienie, połączenie się w jedności ze wszechświatem. Prowadzi ono do zmiany świadomości, do sumienia. Spotkanie jest poszerzeniem siebie o napotkany fragment rzeczywistości. Zazwyczaj nie jest to przyjemne doświadczenie. Może mu towarzyszyć kryzys, a nawet niepowodzenie” (s. 4).

         Kategoria spotkania nie jest nowym fenomenem w polskiej pedagogice, bowiem od kilkudziesięciu lat rozwijane są autorskie rozprawy z zakresu inkontrologii, którą rozwijali pedagodzy i filozofowie. Polecam:

Bińczycka J., Spotkanie jako kategoria pedagogiczna, „Zeszyty Naukowe Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Gdańskiego” 1988, nr 16, s. 111-115.

Ostrowska U., Inkontrologia pedagogiczna, w: T. Pilch (red.), Encyklopedia pedagogiczna XXI wieku, t. II, Warszawa 2003, s. 324–328,

Ostrowska U., Fenomen spotkania w wychowaniu, „Edukacja. Studia. Badania. Innowacje” 2007, nr 4;

Ostrowska U., Dialog w pedagogicznym badaniu jakościowym, Kraków 2000.

Śliwerski B., Wychowanie jako spotkanie, w: Pedagogika ogólna. Podstawowe prawidłowości, Kraków 2012, s. 198-203.

Ablewicz K., Sytuacja wychowawcza jako szczególne spotkanie dwóch osób – szkic problematyki, „Zeszyty Naukowe UJ, DCCCLXVII, Prace Pedagogiczne”, 1988, nr 8, s. 76-86.

Frejusz K., Wychowanie jako „dialog i spotkanie” w myśli pedagogicznej Janusza Tarnowskiego, Warszawa 2020.

Jagiełło M., Spotkania, które zmieniają. O spotkaniu jako kategorii pedagogicznej w wydarzeniu wychowującym na drodze życia, Kraków 2012.

Dąbrowski Sz., Pedagogika religii Józefa Tischnera. W poszukiwaniu nowego modelu edukacji, Słupsk 2016

Walczak P., Wychowanie jako spotkanie. Józefa Tischnera filozofia człowieka jako źródło inspiracji pedagogicznych, Kraków 2007.

Ryk A., (Po)nowoczesny podmiot w doświadczeniu spotkania. Antropologiczne aspekty pedagogiki spotkania, Kraków 2006.

Gadacz T., Wychowanie jako spotkanie osób, w: Wychowanie personalistyczne. Wybór tekstów, red. F. Adamski, Kraków 2005.

Czerwiński K., Wybrane pedagogiczne aspekty fenomenu spotkania, https://repozytorium.ukw.edu.pl/handle/item/159 [dostęp: 15.06.2020].

Wzbogacenie powyższej orientacji filozoficzno-pedagogicznej o podejście O.F. Bollnowa.

Byłoby dobrze, gdyby dr J. Belzyt opublikowała swoją rozprawę, gdyż uzyskała znakomite recenzje  uniwersyteckich profesorek: Krystyny Ablewicz z Uniwersytetu Jagiellońskiego i Aliny Wróbel z UŁ. Mało mamy rozpraw naukowych, które przybliżają nieobecne w Polsce teorie  współczesnej myśli pedagogicznej. 


10 grudnia 2024

Próbna matura wćwiczaniem do oszustwa

 


Jednak, znaleźli się jacyś dyrektorzy lub nauczyciele szkół ponadpodstawowych, którzy nie zabezpieczyli arkuszy egzaminacyjnych próbnej matury. Nie ma zatem sensu uczestniczenie w tym zbójeckim sprawdzianie, którego to oni nie zdali. Po co posyłać dziecko do szkoły, w której dorośli - jak trafnie to określał Janusz Korczak: "grają fałszywymi kartami"? 

Wczoraj wysłałem na adres sekretariatu Centralnej Komisji Egzaminacyjnej zapytanie: 

   

---------- Forwarded message ---------

Od: Bogusław Śliwerski <boguslawsliwerski@gmail.com>

Date: niedz., 8 gru 2024 o 18:24

Subject: Egzamin próbny - totalny przeciek???

To: <sekretariat@cke.gov.pl>

Szanowni Państwo, proszę o informację, czy krążące na TikToku arkusze jutrzejszego maturalnego egzaminu próbnego z języka polskiego są przeciekiem? Czy może jednak będzie jutro inny test? 

Prof. Bogusław Śliwerski UŁ 

 

Załączyłem tylko kilka screenów:

 

 


 

 

   










*** 

Sądzicie, że ktoś z CKE przejął się tym sygnałem? Nie. Nie, bo nie. W końcu to nie jest egzamin maturalny tylko próbna matura. Znowu zawiedli dorośli, zawiedli gdzieś i jacyś nauczyciele, może dyrektorzy, a może ...? Co za różnica, prawda? W końcu szkolnictwo jest na glinianych nogach, zdemoralizowane w jakiejś części. 

Młodzież była zatem przygotowana do próbnej matury. Tiktokowała.



09 grudnia 2024

Czyżby nastąpił wyciek testów próbnej matury?

 


Centralna Komisja Egzaminacyjna udostępniła szkołom ponadpodstawowym materiały do przeprowadzenia próbnych testów diagnostycznych w zakresie poziomu przygotowania uczniów do egzaminów maturalnych (tzw. próbne matury). Kto ma dziecko uczęszczające do liceum czy technikum, to wie, że 5 grudnia odbyły się już dwa pierwsze egzaminy próbne, jakimi były w dn.5 grudnia 2024 roku testy z języka angielskiego na poziomie podstawowym i z innych języków obcych także na poziomie podstawowym, zaś w dn. 6 grudnia odbyła się próbna matura z matematyki - także na poziomie podstawowym a z języka łacińskiego na poziomie rozszerzonym oraz z języków mniejszości narodowych na poziomie podstawowym. 

Zgodnie z harmonogramem CKE w dniu dzisiejszym - 9 grudnia 2024 roku rozpocznie się egzamin próbny z języka polskiego na poziomie podstawowym. Sens tego egzaminu może zostać skompromitowany przez tych pracowników szkół ponadpodstawowych, którzy prawdopodobnie dokonali "przecieku" testu z języka polskiego, zanim młodzież przyjdzie do szkoły z przekonaniem, że uczestniczy w rzeczywistym sprawdzianie wiedzy.

Od lat piszę o deformie edukacji, o działalności pozornej w polskim szkolnictwie, w polityce oświatowej, ale nie przypuszczałem, że poziom upadku moralnego w środowisku oświatowym będzie do tego stopnia znaczący, że jacyś pracownicy szkół publicznych lub prywatnych mogli złamać kod etyczny i udostępnili testy egzaminacyjne zanim doszło do ich przeprowadzenia zgodnie z obowiązującą procedurą.  

 

Być może jutro zda polska młodzież test z języka polskiego z fantastycznym wynikiem, jeśli od soboty krążą na TikToku arkusze tego egzaminu próbnego a nawet gotowe odpowiedzi na zawarte w nim zadania. Oby to była nieprawdziwa informacja. 

Egzaminy próbne mają uświadomić uczniom poziom własnego przygotowania przed właściwym egzaminem maturalnym w 2025 roku, by oswoili się z warunkami panującymi podczas egzaminów. Tymczasem mogą one okazać się fikcją, grą pozorów. 

Pokolenie Z oswoiło się już z demoralizacją w szkolnictwie, toteż nie ma już żadnych oporów, by włączyć się do gry pozorów, do partycypowania w zakłamanych "zmaganiach" o pozytywny wynik. Poziom destrukcji w oświacie jest pochodną tego zjawiska w MEN, CKE i tzw. nadzorze pedagogicznym. 

Centralne władze polityczne, kadry oświatowe od lat niszczą istotę edukacji, sens autoewaluacji, sprawdzenia przez nastolatków, czy rzeczywiście opanowali kanon wiedzy i umiejętności na maturalnym poziomie.  

Kolos na glinianych nogach. 

Nie opublikuję w tym miejscu i o tej porze screenów z TikToka na dzisiejszy egzamin  języka polskiego. Wysłałem wczoraj do CKE zapytanie wraz z kopią arkuszy dzisiejszego testu jako możliwego przecieku, który oby nie okazał się prawdziwy. Byłoby lepiej, gdyby nastolatkowie uczciwie przygotowali się  się do właściwego egzaminu wiosną 2025 roku. 

(źródło foto: P. Ciesielski - archiwum domowe)

08 grudnia 2024

Seminarium sobie a pseudonauka sobie

 



        

Kandydat do awansu naukowego z pedagogiki przedłożył do oceny "wybitne" osiągnięcia, m.in.: jakąś recenzję, dwustronicowe wprowadzenie do pracy zbiorowej czy pięciostronicowe wspomnienie o zmarłym profesorze. Są też w tym zbiorze artykuły, najczęściej współautorskie w periodyku wydawanym przez własną uczelnię oraz artykuły wydane w pismach spoza wykazu Ministra Nauki. Jeden z centralnych uniwersytetów  w kraju, a jego profesor aplikuje o awans z dorobkiem, który nie najlepiej świadczy o jego kompetencjach naukowych.  

 

Recenzent przedłożonych do oceny "osiągnięć" zwraca uwagę na kilkunastostronicowe autoplagiaty w tzw. monografiach zbiorowych czy w artykułach w innych czasopismach. Oczywiście, nikt nie miałby o to pretensji, bo w końcu każdy może publikować, nawet to samo, w różnych rozprawach. Ważne, by w sytuacji aplikowania o awans naukowy nie przedkładać ich jako odrębne osiągnięcie naukowe, gdyż traktowane jest to jako autoplagiat, czyli sztuczne powiększanie ("rozdmuchiwanie") własnego "dorobku". Uniwersytecki profesor jednak tego nie rozumie. Miał takie wzory? 

 

Dostrzega jednak ten fakt recenzent w postępowaniu o nadanie tytułu profesora. Irytuje go to, że we wklejaniu tych samych tekstów do innych rozpraw ów uczelniany profesor nawet nie zmienił śródtytułów. A co tam... . Recenzent wniosku jest jednak wyrozumiały z nieco innego punktu widzenia. Stwierdza bowiem, że zrozumiałe jest powtarzanie w kolejnych pracach danego autora wcześniej opublikowanych wątków ze względów merytorycznych. Jednak chciałby, żeby czytelnicy byli o tym informowani. Ja byłbym bardziej liberalny. Niech nawet nie informuje, tylko nie czyni z tych tekstów rzekomo odrębnych osiągnięć naukowych, by wykazać, jak są one "bogate". 

 

Nie wszyscy recenzenci mają zastrzeżenia do niefrasobliwego formułowania sądów przez autora tekstów, ich banalności, niepoprawności terminologicznej, prowadzenia analiz bez logiki, mylenia celu badań z pytaniami badawczymi, nietrafności dobieranych źródeł, nie doszukali się w monografiach systematyczności wywodu itp. Kiedy dochodzi do oceny tzw. "książki profesorskiej" ci rzetelni są już załamani. Piszą, że autor bazował na paradygmacie badań jakościowych, ale niewiele zrozumiał z przekładów literatury obcej na ten temat, skoro przeprowadził wywiady z niewielką liczbą badanych  ("kula śnieżna") doszukując się w ich wypowiedziach odpowiedzi na pytanie zależnościowe. Nie wyprowadził z uzyskanych treści żadnej teorii, tym bardziej - ugruntowanej, a powinien.  

 

Badanie ponoć było w paradygmacie interpretatywnym z akcentem na indukcję analityczną (sic!). Recenzent nie doszukał się tej indukcji, ale też nie dał się nabrać na ten termin, podobnie jak nie dał sobie wcisnąć przeświadczenia autora, że częściowo analiza wywiadów ma charakter autoetnograficzny. To, że nie poradził sobie z tym paradygmatem, nie zostało dostrzeżone przez niektórych recenzentów w tym postępowaniu.  

 

Co z tego, że recenzenci będący rzeczywiście wybitnymi metodologami badań w naukach społecznych, stwierdzają, że książka profesorska jest  na żenującym poziomie, charakteryzując się prymitywizmem metodologicznym?! Tytuł mu się należy, bo jest "swój".

 

Problem polega na tym, że pozostali recenzenci w ogóle nie dokonali oceny merytorycznej i metodologicznej prac kandydata do tytułu profesora. Nie ma się co dziwić, że jest on rozczarowany, bo przecież w nauce nie są ważne jego zdaniem argumenty merytoryczne i metodologiczne, tylko ... konkluzje po banalnych, powierzchownych recenzjach pozostałych osób, ba, profesorów tytularnych. To chyba jest idea zrównoważonego niedorozwoju?     

Muszę zaproponować profesorowi Krzysztofowi Rubasze z UMK w Toruniu, by sekcja przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN zajęła się wreszcie treścią recenzji rozpraw z pedagogiki na poziomie wydawniczym i awansowym, skoro metodologiczne standardy są nieprzestrzegane przez część kadr naukowych. Niech zaistnieje wreszcie punk-pedagogika obnażająca żenadę!        

            

 

07 grudnia 2024

Jubileusz 70-lecia wybitnego naukowca - profesora pedagogiki Tomasza Szkudlarka

 


Już za kilka dni, bo w dniu 10 grudnia 2024 roku odbędzie się Jubileusz prof. Tomasza Szkudlarka, przechodzącego na emeryturę wybitnego uczonego - pedagoga z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Uroczystości rozpoczną się o godz. 14.00 w siedzibie Muzeum Uniwersytetu Gdańskiego w Gdańsku ul. Bielańska 5 (obok ratusza Staromiejskiego). 

Wydarzenie będzie połączone z wernisażem prac naukowych T. Szkudlarka i innymi atrakcjami, w tym z wręczeniem Jubilatowi księgi jubileuszowej. Wydarzeniu patronują J.M. Rektor UG oraz Dziekan Wydziału Nauk Społecznych UG. Niestety, nie mogę uczestniczyć w tak ważnym spotkaniu, gdyż tego dnia mam posiedzenie Zespołu Nauk Społecznych Rady Doskonałości Naukowej. 

 

Informuję o tym z bólem serca, by nie było niepotrzebnych komentarzy, a przypomnę z tej okazji, że pierwszą książkę współautorską wydaliśmy w 1991 roku. Tomasz otworzył ją znakomitym studium na temat pedagogiki krytycznej, a ja przybliżyłem genezę i założenia antypedagogiki. Okładka książki doskonale oddaje istotę sporu i różnic w podejściu do pedagogiki. 

 

Ten tytuł otwierał zarazem przestrzeń dla transformatywnych intelektualistów naszego pokolenia, którzy podejmowali badania naukowe w nurcie pedagogiki alternatywnej i rozwoju współczesnej myśli pedagogicznej, żeby wyzwolić naszą dyscyplinę z toksycznych pozostałości pedagogiki socjalistycznej i syndromu homo sovieticus części ówczesnych jeszcze kadr naukowych. Nie twierdzę, że to zadanie się powiodło, skoro byli pedagodzy socjalistyczni z pomocą ówczesnych służb stali się biznes-akademikami, tworząc pseudonaukowe szkółki wyższe, wchodząc do władz oświatowych czy strojąc się w szaty narodowych patriotów rzekomo walczących z patologią,  a w istocie będących jej aktywnymi kreatorami.        

 

Powyższą fotografię przesłał mi przed laty prof. Aleksander Nalaskowski, dowcipnie zestawiając w tej wersji czterech "muszkieterów" przełomu w naukach o wychowaniu (Szkudlarek-Nalaskowski-Melosik-Śliwerski). Tekst na ten temat opublikował w eseju "Pedagogika w cztery strony", a w nim nawiązując do 1995 roku:


"Habilitacje mieliśmy już za sobą, były przeszłością, a przyszłość niosła nowe wyzwania. Jeszcze o tym do końca nie wiedzieliśmy, ale przed każdym z nas stało zadanie odegrania pewnej roli w swoim środowisku. Po prostu czekała nas taka czy inna władza rozumiana jako służba dla innych". Wszyscy między 41. a 44. rokiem życia zamknęliśmy problem tytułu naukowego" (Kraków, 2017, s.119).


We wtorek będzie laudacja, wspomnienia, zasłużone gratulacje dla Jubilata, który  poświęcił swoje naukowe życie postfrankfurckiej filozofii krytycznej w pedagogice ogólnej i dla rozwoju pedagogiki politycznej.  Szkudlarek spożytkował i świadomie uległ amerykańskiej pedagogice krytycznej w nurcie filozofii edukacji, którą poznał dzięki naukowemu stażowi i stypendium Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku. 

Jednym z efektów tego pobytu jest znakomita rozprawa habilitacyjna z zakresu radykalnej pedagogiki krytycznej, która z wielu powodów nie traci na swojej aktualności. Trafnie w niej przewidywał samokolonizację amerykańską kulturą i nauką, nie doświadczając jeszcze w tym czasie w Polsce także ekspansji tego kraju na procedury i kryteria ewaluacyjne polityki naukowej na świecie.

Jubilat czytał i reinterpretował amerykańską literaturę przybliżając polskim czytelnikom fascynującą pokolenia pedagogów myśl, idee, które pozwalały na odczytanie w niej racji kluczowych dla praktyki oświatowej, mimo iż sam nie sugerował i nie podejmował takiej właśnie jej aplikacji w polskich realiach szkolnych. Wykształcił za to wielu nowatorów pedagogiki praktycznej i filozofii kształcenia. 



Jak pisał: „(…) ekspansywnej kultury dominującej nie da się zignorować, odrzucić czy zwalczyć w imię czystości tradycji i narodowego autentyzmu. Takie fundamentalistyczne tendencje pojawiają się w dążeniu do „autentycznej” kulturowej tożsamości, ale nie prowadzą do oczekiwanych rezultatów. Sensowna strategia polityki kulturalnej i edukacji zdaje się natomiast wieść drogą negocjacji, nie negacji: negocjacji własnej tożsamości w relacji do dominującej, narzucającej się kultury z jej definicjami świata społecznego i równoczesnej negocjacji znaczeń tej kultury" (Kraków, 1993, s. 9). 

Serdeczne gratulacje dla Jubilata! Ad multos annos!   


***


Szanowni, Drodzy i Kochani Autorzy,

Ogromnie dziękuję za Wasze teksty stanowiące wspaniały prezent
urodzinowy i jednocześnie 'oznaczające' moje formalne rozstanie z
uniwersyteckim etatem. Dzięki Wam dostałem przy okazji śwętowania tej
granicy potężną dawkę zachęt do tego, aby  to rozstanie zamknęło się w
jego formalno-administracyjnym wymiarze. Będę do Was wracać!

Serdecznie pozdrawiam i życzę, wbrew złym siłom i demonom, naprawdę
dobrego i naprawdę spokojnego świętowania i pozytywnej zmiany dla nas i
dla świata w  nowym roku.

Z wdzięcznością.

Tomek 

 14.12.2024

06 grudnia 2024

Bułgarska trampolina do awansu?

 



NAWA,  rektor i prorektorzy Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie otrzymali mailem list od pana Mariusza Kaniowskiego (?), który informuje o wspaniałej karierze naukowej pani doktor psychologii z tej uczelni. Jak pisze ów sygnalista, bo nie przypuszczam, by nazwisko tego pana i jego adres elektroniczny były wiarygodne:

 "W trosce o dobro prawdziwych naukowców oraz o prestiż środowiska naukowego w Polsce, zwracamy się z prośbą o pilne zajęcie się skandaliczną sprawą dr [...] z UMCS w Lublinie. Według doniesień, w znaczeniu niemal dosłownym, owa adiunkt uzyskała tytuł doktora habilitowanego w sposób budzący poważne wątpliwości etyczne, poprzez procedury w Bułgarii.  

Jak to możliwe, że osoba 32-letnia, przedstawiana jako ekspert w zakresie psychologii, uzyskuje w Bułgarii habilitację z dziedziny bezpieczeństwa wewnętrznego – zupełnie innej specjalizacji niż jej wcześniejszy doktorat? Fakt, że habilitacja została przyznana w obszarze niepowiązanym z dotychczasowym dorobkiem naukowym, rodzi poważne pytania o wiarygodność i wartość takich tytułów.  

Jakie znaczenie ma taka habilitacja i jak wpływa to na dobre imię rzetelnych naukowców, zarówno w Polsce, jak i na arenie międzynarodowej? Takie praktyki są powodem do wstydu dla całego środowiska akademickiego i stanowią zagrożenie dla reputacji polskiej nauki.  

Apelujemy o zaprzestanie takich procedur oraz o nagłośnienie tej sprawy w celu ochrony wiarygodności i prestiżu nauki w Polsce. Liczymy na Państwa zdecydowaną reakcję w tej kwestii".

    Rzeczywiście, zajrzałem do bazy nauki polskiej, gdzie mogłem dowiedzieć się, że bułgarska docentka z nauk o bezpieczeństwie ("Doctor of Sciences" in a professional direction 9.1. "National Security") ukończyła studia magisterskie na kierunku pedagogika, doktoryzowała się z psychologii w prywatnej szkole wyższej, a habilitację (docenturę bułgarską?) uzyskała z nauk o bezpieczeństwie. 

Powyższe dyscypliny naukowe należą do tej samej dziedziny - nauk społecznych. Każdy zatem ma prawo, niezależnie od wykształcenia, uzyskanego stopnia naukowego doktora, ubiegać się o habilitacyjny awans z zupełnie innej dyscypliny w ramach tej dziedziny, pod warunkiem że ma w niej osiągnięcia naukowe. Nie mnie to oceniać, bo nie uczestniczę w takich postępowaniach. 

Jednak, kiedy dziennikarze śledczy publikują od kilku miesięcy artykuły na temat nowej ścieżki "turystyki habilitacyjnej", to być może coś jest na rzeczy? Społeczność akademicka powinna być zatem informowana, czy można doktor habilitowaną nauk o bezpieczeństwie powoływać do recenzowania wniosków np. z psychologii, skoro nie ma ona habilitacji z tej dyscypliny? Ważne, by w swojej aktywności pozauczelnianej informowała, że jest doktorem psychologii, a nie doktorem habilitowanym w tej dyscyplinie.  

Być może będzie międzynarodowej klasy ekspertką od nauk o bezpieczeństwie? Nie ulega jednak wątpliwości, że nie powinna uczestniczyć w postępowaniach awansowych z psychologii i pedagogiki. Tymczasem jednym z recenzentów wydanych przez nią prac zbiorowych jest dr hab. pedagogiki z WSE UAM w Poznaniu? 

Przeczytałem ten tom i jestem zdruzgotany jego niskim poziomem, który zaprzecza nie tylko uzyskanej habilitacji z pedagogiki jej recenzenta wydawniczego z powyższej uczelni, ale chyba powstał jedynie w celu powiększenia czyichś "osiągnięć", by można było ubiegać się o docenturę poza granicami kraju? 

Jeśli w Bułgarii uznali ową pracę za naukową, to chyba dzieje się coś bardzo złego nie tylko w tamtym kraju (co już mnie nie dziwi), ale przede wszystkim w UMCS oraz w innych uniwersytetach. Pseudometodolodzy rekomendują do druku pseudonaukowe prace. Trzeba o tym pisać, mówić i sprawdzać.       

(źródło foto: BŚ)