Profesor Lech
Witkowski jako znany pedagogom zaangażowany "archeolog"
humanistyki wydał intrygujące studium na kanwie twórczej
dekonstrukcji myśli angielskiego uczonego - matematyka i filozofa,
logika Alfreda Northa Whiteheada, które jest zarazem
dialogiem z własnym warsztatem metodologicznym i twórczością naukową.
Wprowadzenie
do rozprawy poprzedza dedykacja swoim mistrzom z okresu studiów matematycznych,
w tym promotorowi pracy magisterskiej, wybitnemu matematykowi Danielowi
Simsonowi z UMK w Toruniu i promotorowi dysertacji doktorskiej -
filozofowi Zdzisławowi Cackowskiemu z UMCS w Lublinie,
który - jak pisze autor tej rozprawy:
"(...)
umocnił we mnie swoimi pracami odwagę myślenia przeciw dualizmom w historii
filozofii i w poznaniu naukowym. Obaj Profesorowie przygotowali mnie,
nieświadomie ale skutecznie, do zmierzenia się bez lęku z wyzwaniem Światowego
Formatu matematyka, filozofa, przyrodoznawcy i teologa Alfreda Northa
Whiteheada (1861-1947) i do uprawiania refleksji wokół
humanistyki w trybie afirmującym dwoistości strukturalne i relacje dynamiczne w
procesach energetyzujących duchowo do rozwoju w edukacji i
samokształceniu". Natomiast tym, który wprowadzał Witkowskiego do i dla
pedagogiki był Zbigniew Kwieciński.
Powrót
Witkowskiego do filozofii jest wyjątkowym darem dla humanistyki i edukacji, co
wynika nie tylko z tytułu powyższej rozprawy, ale z fascynującej treści, która
- jak każda jego rozprawa - niesie z sobą znaczące kwestie, stawia nowe
pytania, ale też prowokuje oporem na inne odczytanie myśli humanisty przez
rzekomo wdrażanych "do jałowości i oswajania z rytualizacją pozoru oraz
dławienia postawy twór" (s. 31) pedagogów, zachęcając ich do
analityczno-krytycznej recepcji także tej książki.
Nie
jest to jednak, jak mogłoby się komuś wydawać, rozprawa biograficzna o życiu i
twórczości naukowej angielskiego filozofa czy podręcznikowa wykładnia koncepcji
Whiteheada. Witkowski tak podchodzi do wszystkich dzieł klasyków humanistyki
polskiej czy światowej, by nie ulegać ich perswazji czy sposobom myślenia w ich
duchu, ale by wzbogacać dzięki nim własne intuicje, przekraczać dotychczasowe
swoje podejścia do interesujących zjawisk, a może i pogłębiać własną
"czujność dekonstrukcyjną" w toku lektury.
Także
w tym przypadku przytacza "(...) jedynie niektóre wątki tych prac, które
najczęściej wymagają przekroczenia, jako przezwyciężenia ich słabości, dla
powstania perspektywy mającej szansę otwarcia na ową „całość doświadczenia” czy
do tej całości się odnoszącej, w tym z uwzględnieniem kluczowego dla mnie
doświadczenia edukacji i potrzeby humanistyki stosującej narzędzia wypracowane
przez Whiteheada" (s. 114).
Już
we wprowadzeniu zaznacza, że ta książka – "(...) jako zaplanowana na
koncentracji na myśleniu pedagogicznym – musi mieć stopniowo coraz bardziej
rozbudowany tytuł: EDUKACJA JAKO ORGANICZNY PROCES, OKAZJA, ZDARZENIE I
RELACJA" (s. 15), co natychmiast ukierunkowuje nas na inkontrologię, a
więc na filozofię spotkań, buberowską pedagogikę dialogu, zaś w odniesieniu do
edukacji na Wrocławską Szkołę Przyszłości Ryszarda Łukaszewicza.
To właśnie w alternatywnym podejściu dolnośląskiego pedagoga edukacja wymaga
kreowania okazji do uczenia się, by uczestnik zdarzenia doświadczał czegoś
nowego, ważnego dla niego samego.
Witkowski
wyprowadza z myśli Whiteheada wniosek, że (...) funkcją
instytucji edukacyjnych jest wytwarzanie przestrzeni dla zdarzeń edukacyjnych i
przekazywanie obowiązującego wzorca poznawczego i emocjonalnego; zatem bez nich
i ich obecności sama taka przestrzeń wokół aktualnych podmiotów społecznych
miałaby być pusta tj. w najlepszym razie bez znaczenia" (s.
160).
Empirycznie potwierdził ten stan rzeczy Z. Kwieciński, badając
uczniowskie poczucie wartości czasu lekcji. Diagnoza stu jednostek lekcyjnych
dowiodła dydaktycznej blokady rozwoju nastolatków oraz odsłoniła nauczycielską
pracę w szkole jako złudzenie, skoro tylko 5,5 min. przeciętnej lekcji można
było uznać za czas pożyteczny dla rozwoju ósmoklasistów (Kwieciński,
Socjopatologia edukacji, 1992, s. 94).
Byłem
zatem ciekaw zawartości "archiwum myśli" filozofa edukacji, by
wydobyć z niego te, które rzeczywiście wnoszą coś nowego do polskiej myśli
pedagogicznej, i nie zawiodłem się. Witkowski czytelnie uzasadnia własny
warsztat badawczy, w tym sposoby odczytania myśli wybitnego filozofa oraz jak
można czy też warto twórczo włączać idee minionych autorów do
współczesnych teorii, na co powinni zwrócić uwagę adepci szkół
doktorskich.
Witkowski
zachęca czytelników do tego, by nie zgadzali się także z jego odczytaniem
Whiteheada, kiedy stwierdza, że filozofia angielskiego uczonego (...) stanowi
kapitalne świadectwo tego, że uczyć się i przewartościowywać własną aktualną
wizję siebie i świata można od tych autorów, z którymi się zasadniczo nie
zgadzamy, lecz którzy poza tym dostarczają znaczących impulsów, które można włączyć
w sposób je przetwarzający na postać dającą się zintegrować z naszym dążeniem
podmiotowym, jeśli podejdziemy do nich twórczo, czyli innowacyjnie wobec ich
wyjściowego splotu w sferze obiektów „wiecznych”, czyli transaktualności idei i
znaczeń" (s. 52).
Na
tym właśnie polega "humanistyka stosowana" Witkowskiego, że upomina
się wprost o krytyczną recepcję myśli angielskiego filozofa dla aplikacji meta-humanistycznych,
w tym także metapedagogicznych. Przeszukał źródła współczesnej humanistyki i
nauk społecznych, by najpierw pokazać, także krytycznie, aktualny stan recepcji
dzieł czy wybranych idei Whiteheada w rozprawach interesujących się jego
filozofią teologów, psychologów i pedagogów. Do kwerendy tych źródeł podchodzi
także krytycznie, odsłaniając mielizny, niesłusznie zredukowane do czyjegoś poglądu
interpretacje czy pojawiające się braki dotychczasowych analiz.
"Takie
podejście wymaga rzecz jasna metanarracyjnej zmiany w stosunku do relacji (a w
istocie do negowania relacji) między myślą aktualnej teorii i historią myśli w
jej wcześniejszych przejawach" (s. 48).
Otrzymujemy
w tej rozprawie filozoficzną interesującą argumentację zjawisk, które znane są
w naukach o wychowaniu od dawna, więc może nie będą dla każdego, kto ich nie
zna, naddatkiem czy wstrząsem, ale niewątpliwie staną się potwierdzeniem odsłon
kategorii kluczowych dla zrozumienia procesu (samo-)kształcenia. To, co
Witkowski odkrywa u Whiteheada, znane jest dydaktykom od lat, a mam tu na
uwadze to, co on określa mianem ontologii zdarzeniowości, pisząc o podmiocie
edukacji:
"Sama
jakość gotowości do niezbędnego tu otwarcia siebie na spotkanie rozumiane jako
zespolenie wspólnotowe w poczuciu wagi wysiłku do podjęcia we współdziałaniu,
zależy od długotrwałego dążenia w zadaniu przekraczania siebie i chłonięcia
nowych impulsów poddawanych przetworzeniom emocjonalnym" (s.
32), określane jest w języku niemieckim jako Bildsamkeit, a po polsku -
"wychowalność".
Jeśli
stworzona przez pedagoga sytuacja edukacyjna staje się dla wychowanka okazją do
przeżycia nowego doświadczenia, a więc gdy dochodzi do spotkania w pełnym tego
słowa znaczeniu, to następuje subiektywne doznanie jego sensu, wartości
przyczyniając się do rozwoju, wzrostu własnej osobowości. Niesie ono z sobą
"(...) przemianę sytuacyjną w sensie osiągania gotowości do konstytuowania
nowego impulsu podmiotowego integrowanego w splocie z innymi, wcześniej
stanowiącymi ogniwa „historii życia” jednostki" (s.34).
Myśli
tego humanisty wręcz ośmielały nadzieję na znalezienie w nich nowych
akcentów, intrygowały swoją transaktualnością, wywoływały zachwyt,
rozbudzały wyobraźnię, potencjał twórczego myślenia bez potrzeby
rozstrzygania, czy któraś z jego idei czy koncepcji jest słuszna.
Przypomina to konstruktywistyczną zasadę Jerome S. Brunera, by czytając czyjeś
dzieła, wychodzić poza dostarczoną w nich wiedzę, a tym samym by myśleć poza poglądami
Whiteheada.
Narracja
L. Witkowskiego przybiera w wielu miejscach autoetnograficzny i introspekcyjny
charakter. Dzieli się bowiem z czytelnikami nie tylko tym, jak sam zmagał się z
tekstem uczonego, ale dzieli się własnymi emocjami, jakie wzbudzały w nim
niektóre zwroty, idee, podejścia Whiteheada do analizowanych fenomenów.
"Jednak zamiast toczyć spory interpretacyjne wolę skupiać się tu dalej na
samodzielnej lekturze proponującej akcenty bardziej otwarte na myślenie o
edukacji niż u większości polskich czytelników Whiteheada" (s. 118).
"Najciekawsze
bywają sugestie najpierw zaskakujące, szerzące ferment, czy pokazujące coś
niosącego ścisłe uwypuklenie jakiejś perspektywy widzenia i rozumienia zjawisk,
wydawałoby się wcześniej już znanych i opisanych, a w nowym wydaniu
uzyskujących paradoksalny (a więc zrywający z poziomem mniemań i opinii) sposób
ujmowania zjawisk, do których wcześniej dominujące spojrzenie nie było
odnoszone" (s. 75).
Znakomicie,
że L. Witkowski przywołuje znaczenie recenzji Johna Deweya dotyczące
ukazujących się w latach 30. XX wieku rozpraw filozoficznych Whiteheada, choć -
jak konstatuje - amerykański filozof i pedagog nie wydobył z myśli angielskiego
uczonego wartości dla myślenia pedagogicznego i działania
edukacyjnego (s. 132). Kosmologia, astrofizyka w jego wydaniu jednak jest już
jedynie historią, co nie znaczy, że nie można podziwiać go za myślenie
wyprzedzające wizje istnienia człowieka we wszechświecie.
W
przypadku odniesień do pedagogii Marii Montessori ów uczony nie rozumiał jednak
wagi jej odkrycia, toteż można jedynie odnotować, że nie była mu ona obca.
Podobnie z pedagogiką pragmatyzmu Deweya, co trafnie a krytycznie
zdekonstruował w jego pracach L. Witkowski. Intuicje Whiteheada i interpretacje
zdarzeń edukacyjnych były znacznie wcześniej rozpoznane przez Roberta
Baden-Powella, M. Montessori, ale także Ellen Key i kolejnych
pedagogów nowego wychowania.
Mam
nadzieję, że znajdzie się wydawca w Polsce, który przetłumaczy na język polski
i opublikuje tekst Whiteheada "The Aims of Education...",
skoro zdaniem L. Witkowskiego powinien być "(...) traktowany jako
wręcz klasyczny czy kanoniczny dla pedagogiki" (s. 223).
Obawiam
się, że rozprawa L. Witkowskiego sprawi nieco trudności młodemu pokoleniu czytelników, które jest przyzwyczajone do skrótowego, powierzchownego rejestru zdarzeń, wiadomości. Jednak nie do niego jest adresowana ta rozprawa, gdyż jej lektura wymaga znajomości m.in. rozpraw z filozofii, ewolucji nurtów i (meta-)teorii współczesnej
humanistyki. Wydobycie tych kategorii z erudycyjnego labiryntu analiz tego autora pozwala na dostrzeżenie w myśli angielskiego filozofa podejścia relacyjnego, organicznego i procesualnego do także edukacyjnych działań.
jednak nie
o filozofię samego Whiteheada tu chodzi, ale o to, w czym może jej odczytanie
stać się wydarzeniem kulturowym dla czytelnika książki L. Witkowskiego. Autor
zachęca do zanurzenia się w jego sposobie myślenia, ale nie po to, by się jemu
poddać, tylko podjąć próbę zderzenia z niedostrzeganą tradycją myśli, która
musi unikać negatywnych przedzałożeń, kiedy ją poznajemy.
"Warto
pamiętać w punkcie wyjścia próby aplikacji rozważań Whiteheada do teorii
pedagogicznej, że autor ten uczulał na to, że „krytyka teorii nie zaczyna
się od pytania, czy jest ona prawdziwa czy fałszywa. Polega ona na rozpoznaniu
jej zakresu użytecznego zastosowania i jej nieprzydatności poza tym zakresem”
(s. 147).
Dzieło
L. Witkowskiego ma swoje słabe miejsca, jakże typowe dla jego pisarstwa.
Męczące jest wielokrotne powtarzanie tych samych kwestii, ponowne wyjaśnianie
tego, o czym pisał w innym rozdziale tej pracy, co sprawia, że być może lepiej
one zapiszą się komuś w pamięci, ale nie tworzą one naddatku rozwojowego, nie
przyczyniają się do wytworzenia sobie nowego ogniwa procesu własnego
„współwzrastania” czy (w)zrostu (s.254).
Być
może wynika to z akceptacji podejścia Deleuze’a i Guattariego do pytania „co to
jest filozofia”, które (...) polega na wykorzystaniu inspiracji z
Whiteheada, aby budować „pedagogikę pojęć” wymagającą powstawania zdarzeń
znaczących w relacji z uczestnikami procesu oddziaływania, jeśli ten nie ma być
dla nich jałowy i degradujący zarazem" (s. 236).
Peregrynacja
Witkowskiego po literaturze filozoficznej, odnoszone do stanu rozwoju myśli
naukowej od XVII wieku, w tym także historii socjologicznych
teorii, pozwala prześledzić zmieniającą się w toku dziejów historię
recepcji myśli tak oryginalnego filozofa, tropy jej przywołań przez
kolejne pokolenia filozofów, dzięki czemu można odnieść je do współczesnego
stanu wiedzy. Rozproszony zakres recepcji różnych jego idei, pojęć, koncepcji
zarazem potwierdza, że ma ona zróżnicowane źródła analiz i własne konstrukcje metafizyczne,
metateoretyczne.
Ciekawe są egzemplifikacje „atraktorów” i blokad
nie tylko wśród polskich odniesień do Whiteheada:
"Podejście
Whiteheada może być negowane bądź spłycane ze względu na sztywną perspektywę
odbiorcy, zamkniętego we własnych ramach interpretacyjnych i odrzucającego z
góry całość ze względu na naruszenie jakiegoś istotnego składnika jego
interesowności badawczej" (s. 366).
Dlatego
tak ważne jest w badaniach myśli klasyków humanistyki krytyczne analizowanie
jej recepcji, by dostrzec inne impulsy, jakie ona uruchomiła u innych badaczy.
Jak cytuje Witkowski za Bertrandem Russellem, takie odczytanie może stanowić
"przebudzenie z »dogmatycznej drzemki«" (s. 286), czy za Ervinem
Laszlo o pozwala ujawniać i tym sposobem umożliwiać krytykę i doskonalenie
czyjejś filozofii (s. 292).
Nie
ulega wątpliwości, że rozprawa L. Witkowskiego wpisuje się w znaczący zasób współczesnej
pedagogiki ogólnej, w tym filozofii edukacji. Jak pisze w zakończeniu swojej monografii, jest ona "(...) uwikłana w trwający nadal organiczny proces
integrowania – wymagającego dalszego i szersze go wysiłku monograficznego –
idei i tropów służących do odsłaniania aspektów filozofii edukacji i pedagogiki
filozoficznej jednocześnie w bogatym narracyjnie i wielowymiarowym dyskursie
rozważań Whiteheada" (s. 451).
Wprawdzie
odniesień do pedagogiki i edukacji nie ma tu zbyt wiele, ale to dobrze, bo
każdy z pedagogów powinien studiować bogactwo myśli filozoficznej i społecznej
nie tylko tego angielskiego uczonego i jej recepcję, ale także rozprawy innych wielkich myślicieli, których odczytanie przywoływali w wymiarze międzynarodowym
w swoich studiach biograficznych m.in. Irena Wojnar i Czesław Kupisiewicz.
Lech
Witkowski z pokorą przyznaje, że: "(...) szereg wyzwań nie zostało
jeszcze podjętych przeze mnie wystarczająco, ani tym bardziej wykorzystanych
dla wnikliwszego przebicia się przez masę stanowisk, która utrudnia przedarcie
się w pracach nad tunelem udrażniającym racjonalność czy wręcz rozumność postaw
pedagogicznych i szerzej – jakości samokształcenia na ogromnym polu humanistyki
jako gleby symbolicznej dla radzenia sobie z kulturą i naturą. Pozostają także
do podjęcia rozważania czysto teoretyczne, dotyczące kategorii „procesu” czy
„relacji”, które często są dopiero w punkcie wyjścia bez szerszej konfrontacji
z Whiteheadem właśnie" (s.456).
PS.
Po wpisie otrzymałem komentarz od prof. UJD Pawła Zielińskiego:
Z ciekawością przeczytałem Twój wpis, w którym jest też mowa o Alfredzie N. Whiteheadzie. Gdy parę lat temu pisałem tekst do "Studiów z Teorii Wychowania" nt. Edukacji w rozumieniu Maslowa, zwrócił on moją uwagę. Maslow wzorował się na nim tworząc swą koncepcję holistycznej nauki. Wtedy napisałem:
"Maslow za Alfredem Northem Whiteheadem opisuje nowy paradygmat nauki. Będzie opierał się na wzorcu funkcjonowania organizmu (w przeciwieństwie do mechanizmu), ponadto będzie procesualny, syntetyczny (całościowy), również w zakresie syntezy filozofii i religii ludzkości. Ten nowy paradygmat może przeobrazić
ludzkie widzenie świata, przedefiniować stare pojęcia, umożliwić wgląd, rozwinąć ludzkość. Potrzeby jednostek staną się synergistyczne z potrzebami społeczeństwa, nastąpi zgodność celów indywidualnych i społecznych" (s. 57).