[fb]
"NIE
DLA CHAOSU W SZKOLE" zamieściło na swoim facebookowym profilu powyższy mem, który jest pozytywną troską o uczniów, w odróżnieniu od pojawiających się hejt-memów w social mediach ze strony innych
podmiotów czy osób . Ten ma docenić trafność zamiarów władz
Ministerstwa Edukacji Narodowej, by przestać uznawać usprawiedliwione
nieobecności uczniów w ramach obowiązkowych zajęć przedmiotowych. Pytam, z
jakiego to powodu?
Na
tym właśnie polega kontynuacja socjalistycznego centralizmu w polityce
oświatowej, że rządzący nie dociekają przyczyn - ich zdaniem (czyżby?) -
niepokojących zjawisk, tylko ogłaszają kolejne populistyczne decyzje, których
źródłem chyba są sygnały nieudacznie zarządzających szkołami ich dyrektorów.
Postanawiają zatem wszystkich uszczęśliwić odgórnie. To typowe dla
autokratycznej taktyki wprowadzania odpowiedzialności zbiorowej, która jest
zaprzeczeniem sensu tej polityki w kraju quasi demokratycznym.
MEN
nie radzi sobie z własną a nieudolną polityką oświatową, w wyniku której:
-
brakuje w wielkich i dużych miastach nauczycieli podstawowych, bo
egzaminacyjnych przedmiotów (matematyków, języka polskiego i języka
angielskiego), ale także w szkolnictwie ponadpodstawowym brakuje biologów,
fizyków, chemików, informatyków... a bywa, że i nauczycieli muzyki, plastyki
czy edukacji dla/do... czegokolwiek (tej i tak nie prowadzą specjaliści);
-
uczniowie szkół ponadpodstawowych powinni postawić pytanie władzom oświatowym:
dlaczego nie ma nauczycieli przedmiotów, a jeśli niektórzy ich mają, to okazuje
się, że są to w niektórych szkołach nauczyciele wypaleni zawodowo, znudzeni,
sfrustrowani, nie posiadający kompetencji dydaktycznych, a zatem wcale lub
słabo zainteresowanych zaangażowanym kształceniem młodzieży;
-
rządzący zadbali o podtrzymanie pozoru edukacyjnego, czyli dalszego grania z
dziećmi i młodzieżą "fałszywymi kartami" (J. Korczak). Zachowali
nikomu niepotrzebne kuratoria oświaty, bo te nie spełniają ani funkcji nadzoru,
bo wiedzą, że nie ma kim wypełnić kadrowe braki, ani nie realizuje funkcji
wspomagających tych nauczycieli, którym jeszcze się chce, by angażowali się w
wartościową dydaktycznie edukację.
-
zmarnowane są pieniądze publiczne na nadzór (pseudo-)pedagogiczny, który ucieka
od pracy w szkołach, by poprawić sobie samopoczucie i status finansowy.
Kuratorzy i wizytatorzy szkół ponadpodstawowych nie mają "zielonego
pojęcia" o doświadczanych stratach czasu przez uczniów, którzy chcieliby
się uczyć, ale nie mają nauczycieli. Po co zatem mają chodzić do szkoły?
-
częściowo wyalienowana z rzeczywistej troski o jakość procesu kształcenia grupa
nomenklatury związkowej i dyrektorów szkół nie ponosi żadnej odpowiedzialności
za bylejakość warunków pracy nauczycieli oraz uczenia się dzieci i
młodzieży.
Jeśli
ministra chce rzeczywiście pomóc uczniom, to niech zlikwiduje obowiązek
uczęszczania na lekcje, które są permanentnie zastępstwami lub nie ma
nauczycieli do ich prowadzenia. Uczniowie ostatniej klasy szkół podstawowych i
ponadpodstawowych powinni otrzymywać bon oświatowy na korepetycje, a szkoły
publiczne należałoby pozbawiać odpowiadającej temu części subwencji, skoro nie
ma nauczycieli.
Młodzież
uczęszcza do szkoły ponadpodstawowej na te lekcje, które są dla niej
wartościowe, bo są rzeczywiście ciekawie prowadzone, przydatne do egzaminu
maturalnego czy/i rozwoju własnych pasji, zainteresowań, aspiracji
akademickich. Jak jest świetna nauczycielka/świetny nauczyciel, którzy z pasją
zarażają młodzież swoją wiedzą i umiejętnością korzystania z baz dostępnych w
cyberprzestrzeni, to i frekwencja na ich lekcjach jest niemalże
stuprocentowa.
W
których szkołach nie ma problemu z frekwencją? To oczywiste. W szkołach
podstawowych w edukacji wczesnoszkolnej. Nawet nie trzeba tego dowodzić.
Natomiast liczne badania na temat wagarowania, ucieczek szkolnych, fobii
szkolnych, depresji, wypalenia szkolnego czy korepetycji dowodzą tego, jak częściowo
toksyczny jest system szkolny w Polsce.
Fluktuacja nie dotyczy też uczniów szkół wiejskich i w małych miasteczkach, gdzie nie ma konkurencji, rankingu szkół, a zatem i towarzyszącej temu sterowanej stratyfikacji społecznej. W szkole wiejskiej frekwencja jest najwyższa, bo dzieci są dowożone i w nich nakarmione. W tym ostatnim zakresie bywa, że jest to czasami jedyny ciepły posiłek tych dzieci w ciągu dnia.