Konkurs Łódzkiego
Towarzystwa Naukowego im. Profesor Ireny Lepalczyk na najlepszą rozprawę
naukową z pedagogiki społecznej po raz trzeci w jego dziejach nie został
rozstrzygnięty.
Członkowie Kapituły obecni w siedzibie
ŁTN (ze zdumiewającą niemożnością przeprowadzenia obrad w pełnym składzie
Kapituły, których część musiała pozostać w domu ze względu na radykalny wzrost
osób objętych infekcją Covid-19), po zapoznaniu się z opiniami i
przedyskutowaniu ich w węższym gronie, podjęli uchwałę o nieprzyznaniu nagrody
żadnemu z autorów zgłoszonych na Konkurs rozpraw.
Piszę o tym, przyjmując do wiadomości to
rozstrzygnięcie. Od wielu lat zwracam uwagę na radykalny spadek
jakości publikacji naukowych w pedagogice społecznej. O tej dyscyplinie
piszę w tym miejscu ze względu na warunki Konkursu. O kryzysie w pedagogice
wczesnoszkolnej, a szczególnie w dydaktyce ogólnej, pisze od lat profesor Dorota
Klus-Stańska w innych publikacjach i miejscach.
Niestety, nic tak dobrze nie reprodukuje się jak niewiedza.
„Analfabetyzm” naukowy - także w tej dyscyplinie - odtwarzają mierni, ale
nieuctwu wierni. Niektórzy uzyskali stopnie doktora czy doktora habilitowanego
- w tym jedni w kraju, inni na Słowacji, ale od jego "uzyskania"
zatroszczyli się przede wszystkim o stanowiska, funkcje administracyjne. Czyżby
to miało być celem ich awansu?
Kogo kształcą, jak kształcą, skoro sami niewiele wiedzą i potrafią? Są
tacy, którzy kierują nawet jednostkami akademickimi nie mającymi nic
wspólnego ani z ich wykształceniem, ani nawet z dyplomem słowackiego docenta
czy doktora habilitowanego.
Nic nie pomogą Szkoły Doktorskie, kolejne reformy i Konstytucje dla Nauki,
gdyż i tak w uczelniach zarządzają niektórymi jednostkami osoby o niskich
kompetencjach i miernym dorobku, a są akceptowane m.in. przez klasyków polskiej
pedagogiki, także członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN czy rad dyscyplin
naukowych na uniwersytetach.
Źle się bawią profesorowie "załatwiając" stopnie naukowe
"analfabetom" akademickim, nieodpowiedzialnie pisząc pozytywne
recenzje wydawnicze autorom rozpraw, które nie spełniają nawet minimalnych
wymogów naukowych. Coraz częściej komisje habilitacyjne zderzają się z
koniecznością dostrzeżenia i zrozumienia, z jak banalnymi, pseudonaukowymi
publikacjami wystąpili niektórzy nauczyciele akademiccy z wnioskiem o uzyskanie
stopnia doktora habilitowanego.
Jeden ze znakomitych profesorów pedagogiki prosił, by już nie zlecać mu do
recenzji nędzy pedagogicznej, bo przestanie wierzyć, że w naszej dyscyplinie
ktoś traktuje ją odpowiedzialnie i poważnie.
Skąd jednak mamy wiedzieć, że
przyjdzie nam oceniać słabizny, mielizny. Nikt nie przewidzi, że wirus zostanie
przyjęty bez maski, nawet przez szacowne uniwersyteckie rady dyscypliny
naukowej. Niektórzy już nawet nie zasłaniają twarzy głosując ZA.
Niszczenie pedagogiki
trwa mimo głębokich i jakościowo znaczących zmian kadrowych. Powstały
dziesiątki znakomitych rozpraw, także przekładów z klasyki
zachodnioeuropejskiej, amerykańskiej, kanadyjskiej, tylko kto je czyta?
Dlaczego brak jest rzetelnych recenzji analityczno-syntetycznych,
refleksyjnych, krytycznych, polemicznych? Wiadomo. Gdyby można było je publikować
pod pseudonimem, to pewnie byłby ich wysyp, tylko wówczas nie można byłoby ich
wykazać we własnym dorobku.
Kolejne reformy w
szkolnictwie wyższym wyzwoliły pozoranctwo, także w sferze rzekomej wartości
części publikacji, które ukazują się w zagranicznych czasopismach. Trwa walka o
punkty, o scjentomertycznie udokumentowane wzrosty twórczości naukowej (a w
części będącej tfurczością - jak pisał o tym przed laty stołeczny satyryk),
powstają konsorcja "załatwiające" opublikowanie artykułu czy
dopisanie współautorstwa w czyjejś publikacji za odpowiednią sumę.
Poziom niszczenia kodu
etycznego i naukowego postępuje nie tylko w naukach społecznych, w
pedagogice, psychologii, socjologii, naukach o polityce, ale i w naukach
humanistycznych, bo Polak obejdzie każdy przepis, załatwi sobie na każdą
okoliczność dowód bycia "przydatnym".
Przykro jest o tym
pisać, ale trzeba przypominać i pisać o tych patologiach, bo najłatwiej jest
zakładać filtr "pedagogicznego raju".
Jaki jest stan innych
dyscyplin nauk pedagogicznych? Nie ma takich konkursów, które weryfikowałyby
poziom publikacji. Nie pozostaje nic innego, jak zachęcać wykształconych do
publikowania recenzji. Nie ma innego wyjścia. Trzeba dokumentować nie tylko to,
co znakomite, ale także to, co zaprzecza nauce.