10 marca 2022

Paradoks rzecznikowych kłamców?


Komunikat MEN z dnia 21 lutego 2012 roku był krótki:

"Ministerstwo Edukacji Narodowej informuje, że od wtorku, 21 lutego, osobą pełniącą obowiązki rzecznika prasowego jest Joanna Dutkiewicz, zastępca dyrektora Biura Informacji MEN. Dotychczasowy rzecznik Grzegorz Żurawski zrezygnował z pełnienia funkcji i oddał się do dyspozycji ministra." (http://www.men.gov.pl/)

Cóż to za komunikat i dla kogo? Doprawdy, aż tak źle szacują władze MEN poziom inteligencji polskiego narodu, że zgodnie z instrukcjami, jakimi uprzednio same karmiły swojego b. rzecznika, teraz usiłują wmówić nam, że ów młodzieniec znalazł sobie lepsze zajęcie lub odechciało mu się już być rzecznikiem? Mimo specjalnej zakładki na stronie MEN - pt. "MINISTERSTWO - Komunikaty i wyjaśnienia MEN" - nie znajdziemy w niej żadnych eksplikacji tego faktu. 

Jeszcze pan Premier nie tupnął nogą, a już rzecznik podał się do dymisji? A cóż to takiego się stało? Podobno, jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Gdyby bowiem rzecznik nie podał się do dymisji, to nie otrzymałby sowitej odprawy z budżetu MEN z tytułu koniecznego osuszenia łez. Odwołanie pracownika przez ministra pozbawiłoby go tego przywileju.

Władze MEN w ten sposób pozwoliły p. G. Żurawskiemu honorowo (z honorarium, a nie honorami) odejść z tej zaszczytnej funkcji w resorcie. W końcu, jak się okazało dzięki mediom, przez cztery lata ten pan nauczył się wpuszczać społeczeństwo w przysłowiowe maliny, bo - jak sam nauczał metod public relation swoich kursantów na studiach podyplomowych (pensja w MEN - chociaż wyższa, niż w szkolnictwie wyższym, to jednak okazała się kiepska, więc gdzieś dorabiać musiał) - rzecznik jest od tego, by "kłamać", manipulować informacjami i danymi. Taki młody, a stosował metody rodem z PRL - Jerzego Urbana? To jednak prawda, że historia kołem się toczy?


Czego uczył studentów Grzegorz  Żurawski jako rzecznik prasowy MEN? 

Sprawdzonych w resorcie MEN technik manipulowania informacjami, wśród których najlepszą okazała się technika niemówienia całej prawdy, a więc unikania całej prawdy. Musiała być marna ta oświatowa rzeczywistość, skoro pobierał publiczną pensję za to, by po prostu kłamać ludziom w oczy. Jak ujawnia dziennikarz "eMetro", wśród ulubionych trików b. rzecznika MEN były: 

nie wiesz, nie chcesz czegoś powiedzieć do kamery? Upuść długopis (zyskujesz kilka sekund na wymyślenie sprytnej wymijającej odpowiedzi). Albo noś przy sobie statystykę, którą zawsze można zmanipulować na swoją korzyść. Nikt jej i tak nie sprawdzi, a twoja wypowiedź będzie miała merytoryczną podporę.(...) Z dziennikarzami, którzy przyjeżdżają na nagrania, nie warto rozmawiać. To stojaki. Żeby przeforsować swoją myśl, trzeba odnaleźć ich redaktora i jego bombardować telefonami.


Dziennikarzy się nie słucha. Na każde ich pytanie odpowiadamy tylko to, co mamy do powiedzenia w danej sprawie, nic ponad to. Nie, to nie jest kłamstwo. To po prostu mówienie niecałej prawdy. W kontaktach z mediami nie chodzi o informację, ale o sprzedanie się z jak najlepszej strony. Czyli: gdy sufit wali się ludziom na głowy, to mówimy, że to nie nasz sufit.

Dziesięć lat temu dziękowałem w blogu dziennikarzom za demistyfikację taktyki komunikacyjnej b. rzecznika prasowego resortu edukacji. Od tej pory wiemy, że tylko połowa przekazywanych nam informacji była prawdziwa. Chociaż raz G. Żurawski wpadł w paradoks kłamcy. Miał - jak widać - świetnych przełożonych, o etyce zawodu już nie wspominając. Dziękujemy za wypowiedziane słowa prawdy. Domyślaliśmy się, że tak jest w istocie, niektórzy nawet byli tego pewni, ale dzięki wyzwolonej szczerości nareszcie uzyskaliśmy prawdziwe fakty.

Ponoć b. rzecznik pozwał MEN do sądu, bo w końcu wykonywał zadania na polecenie swojej szefowej. Kto był wówczas ministrzycą edukacji? - przypominam - była nią KRYSTYNA SZUMILAS. Od tej pory nie uznaję za wiarygodne wypowiedzi rzeczników tego resortu. W końcu ktoś im przetarł szlak do zakłamywania rzeczywistości. A pani poseł K. Szumilas zapewne marzy o powrocie do resortu, gdyż władze PO umieściły ją na liście rządu cieni. To dopiero cień zakłamania.     

 


09 marca 2022

Czy rzeczywiście edukacja jest uwikłana w wojnę?

 


Podoktorska rozprawa Konrada Rejmana pt. "Etyka radykalna jako emancypacja. O wojnie i pokoju z perspektywy pedagogicznej" została wydana w serii "Poza kulturową Oczywistością" monografii wyróżnionej przez Radę Funduszu Stypendialnego im. Roberta Kwaśnicy.  Napisana w okresie pokoju ukazała się w pierwszym dniu wojny, którą rozpętała przeciwko Ukrainie armia Federacji Rosyjskiej. 

Do moich rąk publikacja trafiła w jedenastym dniu trwającej agresji na suwerenne państwo, w wyniku której ginie ludność cywilna. Niemalże zrównano z ziemią domy i infrastrukturę gospodarczą, instytucji publicznych, w tym m.in. szkoły, przedszkola, ośrodki pomocy socjalnej, uczelnie akademickie, placówki kulturalne, wyznaniowe, tabor transportu publicznego itp. 

W sposób szczególny doświadczamy egzystencjalnych dramatów naszych sąsiadów, dla których tysiące Polaków otworzyło własne domy, przyjmując uchodźców - głównie matki z dziećmi, by ich mężowie, bracia mogli walczyć w obronie ojczyzny. Tracą życie ludzie starsi, niepełnosprawni, chorzy, a więc ci, którzy nie mogą uciec, nie mają jak uniknąć utraty życia czy pogorszenia stanu zdrowia.

Dedykacja Autora książki: „Kasi, która jest moim azylem i ocaleniem ..." zbiegła się w trakcie mojej lektury z wpisem na Facebooku profesora etyki i prawnika z Łodzi: "Od nieco ponad tygodnia, budząc się obok kobiety, którą kochasz, szalejąc po domu z dziećmi ot tak sobie - widząc jak córka spokojnie usypia w bezpiecznym domu... Od nieco ponad tygodnia bardziej doceniając to rozumiesz, że to bezcenny dar i kradniesz na niego każdą chwilę…".

Gdyby nie wojna i już odczuwalne a dostępne wizualnie w mediach jej skutki, to jeszcze miesiąc temu nikt nie dostrzegłby różnicy między obu dedykacjami. 

Jakże nieaktualny okazał się akapit z pierwszej strony wstępu, który Rejman pisał kilka lat temu: "My-Europejczycy-nie wierzymy w realność wybuchu kolejnej wojny, której doświadczylibyśmy bezpośrednio jako sprawcy i ofiary. Wojna to historia, wspomnienia, opowieści dziadków, pamiętniki" (s.13).

Autor potwierdza wypieranie ze świadomości nie tylko słów śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego po inwazji Rosji na Gruzję mówiącego, że i nas może dosięgnąć inwazja ze strony Rosji.  W kilka lat później doszło do aneksji Krymu, by następnie przejmować okręg Doniecki i Ługański. Jakże zatem boleśnie brzmi pytanie Rejmana: (...) dlaczego mimo pełnej świadomości zła, jakim jest wojna, nie potrafimy się jej wyrzec? Dlaczego wojna wciąż jest ludzką namiętnością? (s.14)   

W latach 60. XX wieku niemiecki filozof Theodore Adorno opublikował esej "Wychowanie po Oświęcimiu" mając nadzieję, że już nigdy nie powtórzy się zbrodnia ludzkości: Nie sądzę, aby mogło wiele pomóc apelowanie do odwiecznych wartości, na co ci, którzy są właśnie do takich zbrodni skłonni, wzruszą tylko ramionami; nie przypuszczam też, aby mogło się tu okazać pożyteczne tłumaczenie, jakimi to pozytywnymi cechami odznaczają się prześladowane mniejszości. 

Źródła należy szukać w prześladowcacha nie w ofiarach, zamordowanych pod najmarniejszymi pretekstami. Konieczne jest to, co mówiąc o tej sprawie nazwałem kiedyś zwrotem ku podmiotowi. Trzeba poznać mechanizmy, które sprawiają, że ludzie stają się zdolni do takich czynów, trzeba im samym te mechanizmy ukazać i przez rozbudzanie powszechnej świadomości tych mechanizmów starać się nie dopuścić do tego, by ludzie znowu mogli się takimi stać (Znak, 1978 nr 285, s. 355).

Zastanawiałem się zatem, co i jak jeszcze można napisać na temat wojny, by możliwe było poruszenie sumień polityków władzy!  

Rejman stoi na stanowisku, że pokój jest możliwy jedynie w relacji Ja-Ty, skoro zabija się w imię wielu. Nie odwołuje się w tym podejściu do Martina Bubera, ale do Carla von Clausewitza traktującego wojnę jako pojedynek na wielką skalę. A zatem jedynie 

(...) jednostkowe działania, pojedynczy człowiek jest w stanie ukazać absurd wojny. Jednostkowa refleksja otwiera drogę do emancypacji - uwolnienia się od wrogości, nienawiści i zabijania. Jednostka nie decyduje o tym, czy do wojny dojdzie, czy nie. Nie decyduje też o tym, czy trafi na front, czy nie. Nie ma wpływu na to, czy zginie, czy przeżyje wojnę. Może tylko decydować o tym, jak będzie postępować w trakcie wojny: czy się podporządkuje i będzie zabijać, czy podejmie próby ocalenia - emancypacji - spod dominacji wojennych oczywistości? Aby świat bez wojny był możliwy, musi najpierw zostać wyobrażony, a następnie pomyślany i pomyśleć musi go każdy z nas z osobna (s. 15-16).

Clausewitz podobnie jak Adorno przerzuca odpowiedzialność za wszczynanie wojen przez przyszłych i  potencjalnych zabójców na środowiska socjalizacyjne i wychowawcze, a więc tak na dom rodzinny, jak i edukację szkolną. Rejman czyni z tego fundamentalną przesłankę własnych dociekań zarazem lekko się dystansując do powyższych powodów. Jak pisze: 

W wojnę uwikłani jesteśmy również z innego powodu. Wszyscy bowiem jesteśmy "edukowani" do wojny. Edukacja, której podlegamy, ma charakter militarystyczny. Mowa tu zatem o swoistej "pedagogiczności" wojny. Twierdzę, że zabijanie i niewrażliwość na ludzkie cierpienie są "umiejętnościami", które można "rozwijać", których można "uczyć" (s. 19).      

Skoro tak, to nic dziwnego, że rządzący szybko zdejmują z siebie odpowiedzialność za wojnę, za ludobójstwo, za konflikty i silnie zantagonizowane podziały społeczne. To nie oni są przede wszystkim winni, tylko edukacja reprodukująca przemoc, przyzwalająca na cierpienie, utrwalająca obojętność na los Innego. 

Muszę przyznać, że zaniepokoiło mnie takie podejście. Uważam, że najchętniej skorzystają z niego władcy różnej maści, dyktatorzy skrywający właściwe intencje rozpoczęcia działań "wojennych" przeciwko innym. Już słyszę o potrzebie stworzenia jakiejś nowej "pedagogiki społecznej", co znaczy, że wypowiadający te słowa nie ma żadnego pojęcia o tej właśnie pedagogice, jej genezie, ewolucji, teoriach i myśli. 

Może jednak potrzebny jest, nie tylko naszemu społeczeństwu, wstrząs paradygmatyczny, by przestać włączać edukację szkolną i proces wychowania (...) do podtrzymywania w społeczeństwie przekonania o nieusuwalności wojny z rzeczywistości. (...) W toku edukacji bowiem transmituje się nam - specyficzną dla każdego państwa czy też grupy społecznej "kulturę wojenną" w postaci wartości, w tym obowiązku względem ojczyzny, zawartych w legendach, mitach, pieśniach czy opowieściach, których przyswojenie decyduje o naszym postępowaniu podczas wojny i pokoju (s. 21). 

Warto tę książkę przeczytać, chociaż nie będzie to teraz dla nas łatwe, lekkie i przyjemne. Jest to jednak konieczne ze względu na imperatyw rozwijania wśród członków naszego społeczeństwa niezależnego myślenia i działania.    


08 marca 2022

Nagroda MEiN za znaczące osiągnięcia w zakresie działalności wdrożeniowej

 

Pani Profesor UŁ Monika Wiśniewska-Kin otrzymała nagrodę MEiN za wdrożenie oryginalnego osiągnięcia naukowego w postaci projektu „Skuteczne zdziwienie. Wyzwalamy myślenie", który dotyczy nauki czytania i pisania dla dzieci. Nie jest to pierwsze wyróżnienie, gdyż łódzka pedagog otrzymała już wcześniej prestiżowe, w tym międzynarodowe wyróżnienia i nagrody za ten innowacyjny projekt, którego istotą jest holistyczne, interdyscyplinarne podejście do nauki czytania i pisania.

Projekt nawiązuje do najnowszych osiągnięć psychologii i pedagogiki, z których wynika, że małe dzieci mają ogromny potencjał poznawczy. Uczą się poprzez działanie, ruch, mówienie, a do eksplorowania świata wykorzystują wszystkie zmysły i angażują emocje. W tym unikatowym modelu nauczania dzieci konstruują wiedzę o świecie liter i dźwięków niejako mimochodem, dzięki starannie zaprojektowanym pomocom dydaktycznym, narzędziom kulturowym, które stanowią – plansze edukacyjne, drewniane klocki konstrukcyjne, artystyczna książka obrazkowa – Picture Book, książka dla nauczycieli, książka dla rodziców oraz pięć rodzajów gier edukacyjnych dostosowanych do tej metody nauczania.

Projekt został nagrodzony m.in. Złotym medalem International Invention and Innovation Show Intarg na Międzynarodowych Targach Wynalazków i Innowacji INTARG, Nagrodą World InventionIntellectualPropertyAssociations WIIPA oraz otrzymał wyróżnienie w konkursie Książka Roku IBBY (The International Board on Books for Young People) – w kategorii graficznej, za książkę M. Wiśniewskiej-Kin i M. Ignerskiej „Zamieniam się w słuch. Opowieści dźwiękiem malowane”, wydanej przez Wydawnictwo UŁ, w Łodzi w 2020 roku. 





07 marca 2022

Pisać artykuły czy książki naukowe? Samotnie czy z innymi?



     Mogą Państwo zapoznać się z artykułem "Are Female Scientists Less Inclined to Publish Alone? The Gender Solo Research Gap"  prof. Marka Kwieka oraz jego współpracownika dr. Wojciecha Roszko. Tekst ukazał się dopiero teraz w "Scientometrics" (https://doi.org/10.1007/s11192-022-04308-7) , chociaż został napisany w 2018 roku. Tak długo trwa procedura recenzowania i dopuszczania artykułów do druku w scopusowych periodykach I kategorii wykazu MEiN.

Życzę autorom wzrostu cytowalności, chociaż wojna w Ukrainie i zachodząca zmiana w stosunkach międzynarodowych i gospodarczych na świecie mocno uderzy także w naukę.  Uczeni korzystając z naszego "Obserwatorium Nauki Polskiej" z CPPS, stworzyli bazę 100 000 polskich naukowców i ich 400 000 publikacji z bazy Scopus z lat 2010-2018. Mamy już 2022 rok, więc widać jak szybko starzeją się dane statystyczne przesuwając interpretację do sfery niedalekiej, ale mimo wszystko - przeszłości.  

Jak piszą autorzy: Prowadzenie badań samodzielnie (solo) trzyma się mocno - w humanistyce to niemal 80% publikacji, a w naukach społecznych - połowa. Pomimo ogromnego nacisku na badania zespołowe. To pierwsza praca w świecie napisana w skali całego systemu - całego kraju.

Dotąd "badania prowadzone solo" analizowano w skali wybranych dyscyplin, czasopism, uczelni - lub czysto bibliometrycznie. U nas są dane biograficzne i dane czysto zawodowe (pochodzące z OPI) wszystkich naukowców widocznych przez dekadę w świecie (czyli – widoczne w Scopus). Czyli ponad 25 000 naukowców. Nawiasem mówiąc, przez 30 lat w Scopusie znalazło się ok. 70 000 polskich naukowców, a w samym 2020 r. – 50 000. To miara naszego sukcesu z ostatnich lat!

            Nie ulega wątpliwości, że jest to empiryczny dowód "sukcesu" polskich uczonych mierzonego tak znaczącym zwiększeniem obecności wyników badań polskich naukowców w renomowanych czasopismach naukowych świata.    Wzrostowe wskaźniki ilościowe zawsze są powodem do zadowolenia.  Natomiast interpretacja tych danych zachęca do polemiki, bowiem - jak wskazywałem na to wielokrotnie - w naukach humanistycznych i społecznych nawet w USA liczą się przede wszystkim monografie naukowe, a nie artykuły w nawet "najlepszych" czasopismach. 

Monografie pisane są solo, przez autorów, którzy dowodzą swojego warsztatu badawczego, pasji poznawczej, erudycji i oryginalności zawartych w nich treści.  Nie mogę zatem zgodzić się z sensem porównywania zgodnie z tym kryterium odsetka publikacji we wszystkich dziedzinach i wybranych dyscyplinach naukowych, gdyż porównuje się ze sobą to, co jest nieporównywalne. 

Jak słyszę zachwyt psychologów, że wreszcie nie muszą ujawniać metodologii badań i całego aparatu badawczego, bo w artykule mogą sprowadzić to do kilku zaledwie akapitów, to zaczynam dostrzegać, jak znakomitą okazję stworzono w wyniku tej preferencji w ramach awansu naukowego także pozorantom, cwanym ludziom, dopisującym się do czyichś badań i tekstów. Mówił o tym jeden z profesorów nauk medycznych Uniwersytetu Gdańskiego, że habilitują się i zostają profesorami osoby, które nie mają nie tylko doświadczenia naukowo-badawczego, ale i klinicznego oraz autentycznego dorobku autorskiego! 

M.Kwiek pisze o tych badaniach: 

Zależności te pokazujemy w odniesieniu do wieku, ale i prestiżu czasopisma, dyscypliny i typu uczelni (badawcze IDUB vs. pozostałe). Powstaje kolejna "luka ze względu na płeć naukowca" (tytułowa "solo research gender gap") - jedna z 16, jakie zdefiniowaliśmy w nauce. Silna w świecie, ale słaba w Polsce. Prace pisane w pojedynkę (solo research) trafiają do mniej prestiżowych czasopism niż prace pisane zespołach, i różnica jest i wyraźna, i poważna. Pisaliśmy o tym w tekście o homofilii  we współpracy w badaniach (praca ukazała się latem w Journal of Informetrics). Do najmniej prestiżowych czasopism trafiają prace pisane przez kobiety naukowców. Młode kobiety naukowcy w Polsce po doktoracie piszą samodzielnie o wiele bardziej intensywnie niż mężczyźni - ich portfolio publikacyjne z dekady zawierają większy odsetek publikacji solo (dla tych, które publikują samodzielnie).



         Jak jest naprawdę? Czy tak, że „wielcy” doklejają do swoich artykułów „mniejszych”, czy może jest odwrotnie, że artykuły piszą „mniejsi”, ale na pierwszej pozycji lokowani są „więksi”, którzy nie postawili w tekście nawet kropki. Świetna grywalizacja.

Autorzy artykułu stwierdzają: 

        W świecie inaczej do badań indywidualnych podchodzą mężczyźni i kobiety naukowcy (kobiety piszą wyraźnie rzadziej solo) - i inaczej ich czytelnicy. Prace solo są wyraźnie mniej cytowane. Z jednej strony ten typ publikacji wysyła jasny sygnał dotyczący zdolności naukowych, dojrzałości, samodzielności naukowca - nie ma też problemu współautorstwa i dzielenia prestiżu publikacji na jej różnych autorów. Nie ma konfliktów o autorstwo. 

Z drugiej strony kobiety naukowcy publikują samodzielnie rzadziej - z różnych powodów. Mogą być nimi awersja do ryzyka i mniejsza chęć udziału w drapieżnej konkurencji w nauce, w tym w publikowania w najlepszych czasopismach. Co, jak tu widać, zajmuje rok zmagań z 4 recenzentami. 

Skąd wiedzą, że nie ma konfliktu? Ich badania nie dotyczą przecież motywacji, intencji, zamiarów naukowców, a zatem czy można wyciągać takie wnioski jedynie z operacji na danych statystycznych? Przyznają, że ich (...) interesują konsekwencje decyzji publikacyjnych (typu pracy badawczej) dla kariery naukowej. Co może najważniejsze – o ile w świecie pokazywano dotąd (w małej skali), że mężczyźni i kobiety różnią się zakresem wykorzystywania pisania solo, nasze badania pokazują, że u nas praca samodzielna nie różnicuje mężczyzn i kobiet. To znaczy, mówiąc dokładnie, różnice są co prawda często nawet statystycznie istotne, ale nie mają praktycznej wagi (statistical significance vs. practical significance). Kobiety nauki w Polsce są w porównaniu ze światem - bardziej odważne (samodzielne)...

Okazuje się, że o wiele szersze zmiany wzorców współpracy w Polsce – w stronę pracy zespołowej z jednej strony i w stronę współpracy międzynarodowej z drugiej strony – są ważniejsze niż różnice w pracy solo między mężczyznami i kobietami. Po raz kolejny jesteśmy inni – ale też dotychczasowe prace miały charakter cząstkowy. My pokazujemy podejście kompleksowe, w dużej skali.

To może psycholodzy, socjolodzy i pedagodzy szkoły wyższej zabiorą się do badań weryfikujących powyższe przypuszczenia? Zmapowanie stanu ilościowego przez uczonych z UAM otwiera ścieżkę do poważnych badań triangulacyjnych, bo z samej socjometrii niewiele wynika. Tymczasem o pasji i sensie pisania książek, a nie tylko czy głównie artykułów do czasopism, warto przeczytać w poniższej publikacji profesora pedagogiki, prorektora UAM - Zbyszko Melosika: 

 


 

 

06 marca 2022

Jakie szanse ma idea bezwarunkowego uniwersytetu?

 



W ramach realizacji projektu Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego „Wykłady otwarte wybitnych Profesorów” w dniu 4 marca 2022 roku odbył się w formie zdalnej wykład profesora Zbyszko Melosika pt. „Pasja i tożsamość naukowca. O władzy i wolności umysłu”. Nie jestem członkiem PTP, ale dzięki zaproszeniu władz Wydziału Nauk Pedagogicznych UKW w Bydgoszczy mogłem po raz kolejny posłuchać znakomicie poprowadzonej refleksji na temat istoty pracy naukowej na uniwersytecie. 

Jak zwykle, z pasją, osobistym zaangażowaniem, a więc też bardzo wiarygodnym przekazem do naukowców z różnych uczelni w kraju i o różnych statusach akademickich referujący mógł  dotrzeć do sfery emocjonalno-intelektualnej słuchaczy a zarazem zachęcić ich do dyskusji o sprawach, które w obliczu wojny w Ukrainie pozwoliły nam wszystkim na chwilę rozstać się z doświadczaną traumą ludności cywilnej, w tym przecież także naszych koleżanek, kolegów, przyjaciół i współpracowników z ukraińskich uniwersytetów. 

Wykład Z. Melosika miał się odbyć kilka tygodni temu, toteż jego przeniesienie akurat na dzień 3 marca było ważną okolicznością dla pedagogów, którzy na chwilę mogli powrócić do sfery metafizycznej stanowiącej o sensie ich pracy badawczej i dydaktycznej. Wiemy, jak wielu polskich naukowców, nauczycieli, wolontariuszy, społeczników NGO w tych dniach intensywnie pomaga uchodźcom z Ukrainy, a już przygotowują się do wsparcia ich dzieci, by mogły na czas pobytu w naszym kraju kontynuować edukację szkolną.

My zaś powróciliśmy do odwiecznych problemów relacji między władzą, rozumem, wiedzą a własną biografią, kulturą i doświadczeniem społecznym, które uruchamiają nasze emocje nie tylko w sytuacjach granicznych, ale i w działalności naukowo-badawczej. Jak mówił Profesor Melosik - Władza nie jest jedynie czynnikiem zła, ograniczeń, zniewalania człowieka, ale może też być źródłem inspiracji do działań twórczych, reorientując umiłowaną przez nas aktywność w kierunku pasji poznawania świata, odkrywania jego fenomenów. 

Referujący przyznał, że zmienił się status uniwersytetu z świątyni nauki, wiedzy, dążenia do prawdy w instytucję korporacyjną.  Jeśli jednak miłujemy uprawianie nauki, to nie potrzebujemy innych uzasadnień do własnej pracy, niezależnie od tego, jakie nakładane są na nas obowiązki przez władze hierarchicznej instytucji. Inna rzecz, że proces twórczy wymaga wolności, spokojnego dochodzenia do odkryć, intuicyjnego poszukiwania racji, a nie tylko empirycznie weryfikowalnych zmiennych. Ten wątek wykładu wzbudził największą dyskusję. 

Nic dziwnego, że dyskutanci wyrażali swój sprzeciw wobec dramatycznego niszczenia uniwersytetu jako wspólnoty uczonych, którzy zamiast w kulturze koleżeńskości mieliby z pasją realizować własne projekty badawcze, są zobowiązani do uczestniczenia w antagonistycznej, egocentrycznej rywalizacji. Są bowiem redukowani do "robotników w białych kołnierzykach", producentów wiedzy, ale i pseudowiedzy. Naukowcy mają być gwarantami jak najwyższej wartości zmiennych scjentometrycznych, które rzekomo świadczą o ich pracy. 

Młode pokolenie, na co zwracali uwagę dyskutanci, coraz rzadziej ma kontakt z pasjonatami nauki, z charyzmatycznymi uczonymi, bowiem świat uniwersytetu stał się siedliskiem różnego rodzaju interesów, walk, konfliktów i nierozwiązywalnych problemów. Głównym celem aktywności staje się ustawiczne sprawozdawanie z niej w różnych kwestionariuszach, raportach, w wykazach sformatowanych do określonej liczby znaków.        

Melosik pracuje w uniwersytecie badawczym, a więc uczelni, której społeczność i władze kierują się wysokimi standardami prowadzenia badań i publikowania ich wyników. Dlatego mógł stanąć w obronie monografii naukowych w humanistyce i naukach społecznych, które nadal zachowują na świecie swój najwyższy status, a są nawet swoistego rodzaju "barometrem" poziomu rozwoju danej dyscypliny naukowej. 

Część uczestników wczorajszego wykładu pracuje jednak w mniej znaczących ośrodkach akademickich, co stwarza silną barierę na drodze do urzeczywistniania przez nich własnych pasji badawczych, gdyż nie są tam dobrze widziane przez całe środowisko. Mamy świadomość, że ewaluacja nauki i dydaktyki jest potrzebna, ale też powinna mieć swoje racjonalnie stanowione granice, by uniwersytety różnych lig mogły przynajmniej parcjalnie być bastionem wysokiej kultury, a zarazem wyznacznikiem jej roli w życiu i rozwoju społeczeństw.    

Na umieszczone przeze mnie w tytule postu pytanie, którego nie musiałem zadawać, gdyż najczęściej pojawiało się  w trakcie dyskusji, prof. Z. Melosik odpowiedział: 

Główna przestrzeń relacji między profesorami, doktorami a adeptami nauki i studentami nie jest opanowana przez instytucjonalne ograniczenia, gdyż rozgrywa się w relacjach międzyludzkich. Akademicka wolność zależy od inspiracji, autorytetu, zaangażowania promotora, mistrza, dzięki któremu kształtuje się i jest przekazywany etos uniwersytetu. Wszyscy tworzymy atmosferę uniwersyteckiej współpracy, kreowania wolności, otwierania przestrzeni, intelektualnego dialogu i wolności. Główne pole walki rozgrywa się na poziomie świadomości a nie w przestrzeni instytucjonalnych, strukturalnych ograniczeń i narzucanych nam treści, form czy idei. Nie możemy dać się przemielić przez korporacyjny system.

  


05 marca 2022

WZRUSZAJĄCE ZDUMIEWAJĄCE

 



Alfred Marek Wierzbicki

 

WZRUSZAJĄCE ZDUMIEWAJĄCE

 

W tym strasznym czasie jak zawsze

wzruszające sceny z dziećmi

Rusłan Oleńka Dmytryk

ocierają łzy mamy

ściskają tatę w mundurze

przytulają pluszaki

biegają podskakują w zatłoczonych schronach

w piwnicach na stacjach metra w podziemiach szpitala

 

Uciekają z Charkowa Kijowa Chersonia

ścigani rakietami na rozkaz sukinsyna

który postanowił ustanawiać i likwidować narody

ciągną walizki

głaszczą przestraszonego kotka

przekonują pieska na smyczy

który wcale nie chce za granicę

 

Zdumiewające jak dzielą swój los

z losem zwierząt

przywracają wiarę w tajemne więzi

wszystkich żywych istot

w piękno cielesnego istnienia

 

03.03.2022.  


--- 

Dziękuję ks. Profesorowi za wyrażenie zgody na opublikowanie najnowszego wiersza w niekomercyjnym miejscu, bo i pomoc uchodźcom z Ukrainy udzielana przez Polaków jest w dużej mierze bezinteresowna. Jesteśmy razem z ofiarami wojny, dzieląc ich traumę, ból, cierpienie, rozłąkę i utratę domu. Pomagajmy! Jest w nas wielka, a powtarzalna SOLIDARNOŚĆ z ofiarami nikczemnie prowadzonej przez Rosyjską Federację wojny w ich kraju.  



Udostępnijcie ten wiersz wspanialego Filozofa etyki - Poety-ks. Profesora

04 marca 2022

Niedojrzali studenci?

 





Niektórzy studenci ślą listy do dziekanów, w których informują ich o tym, że jacyś prowadzący zajęcia nie podali im wymagań na zaliczenie określonego przedmiotu. Zostali zaskoczeni treścią zadań testowych na zaliczenie semestru. Nie wiedzieli biedacy, czego powinni się nauczyć.

Akademicy wnioskują, by nie ulegać tym skargom, skoro nie zostały one rzeczowo uargumentowane i udokumentowane. Na uniwersytecie nie może obowiązywać zasada, że student ma zawsze rację. 

Studia nie są prowadzeniem dzieci za rączkę, ale pracą z osobami dorosłymi. Jeśli nie potrafią wyszukać konkretnej informacji o zasadach oceniania ich pracy, to znaczy, że za wcześnie zdecydowali się na studia. Muszą trochę dojrzeć do nich.

Nie jest rolą nauczycieli akademickich tropienie, czy któryś ze studentów był na pierwszych zajęciach z danego przedmiotu, w trakcie których omawiane są i uzgadniane warunki przystąpienia do zaliczenia czy zdawania egzaminu. Każdy przedmiot ma swój sylabus a w nim zostały określone warunki przystąpienia do zajęć oraz zasady oceniania studentów.

Jeśli nie ma takich danych, to należy to zgłosić najpierw prowadzącej zajęcia osobie, a jeśli to nie poskutkuje, należy przekazać taką informację władzom jednostki uczelnianej na początku semestru. Wówczas jest możliwość zareagowania, a nie dopiero po niezdaniu egzaminu czy niezaliczeniu zajęć.

Wreszcie, zdalne kształcenie zostawia ślad w sieci, na portalu uczelni. Wiadomo, kto, ile razy rejestrował się na zajęciach. Każdy student może też skorzystać z dostępnych adresów elektronicznych pracowników akademickich. Warto wysłać stosowne zapytanie.

Jeśli studenci nie wykonają koniecznych działań na początku semestru, to każda skarga pod koniec mija się z rzetelnie uzasadnioną intencją. Jest też ewaluacja zajęć, z której należy skorzystać bez względu na to, jaki był poziom zadowolenia z zajęć. Wyskalowaną opinię można poszerzyć o osobistą interpretację. 

Po to są wybierani do rad wydziałów/instytutów studenci, by zabierali głos, informowali i współdecydowali o tak ważnej kwestii, jaką są warunki oceniania ich aktywności. Ich bierność czy nawet nieobecność jest świadectwem zlekceważenia własnego środowiska.