30 kwietnia 2024

Odszedł przyjaciel Polski, skautmistrz, andragog, dr Horst Friedrich Wilhelm Stukenberg



(foto: Horst Stukenberg w moim domu - BŚ) 

Wczoraj nadeszła do mnie z Braunschweigu w Niemczech smutna wiadomość o śmierci znakomitego andragoga, przyjaciela polskiej oświaty dorosłych, skautmistrza organizacji skautowej - Bund der Pfadfinderinnen und Pfadfinder e.V. (BdP), pedagoga dr. Horsta Friedricha Wilhelma Stukenberga (28.12.1933-12.04.2024). Żałobną kartę przesłała Jego żona - Marlis, która wspierała Go przez cały okres ich małżeńskiego pożycia.

 Zawiadomienie o śmierci zawiera cytat z myśli lorda Roberta Baden-Powella

"Próbujcie uczynić świat  choć trochę lepszym od tego, który zastaliście w dniu swoich narodzin".  

Horst czynił wszystko, by prawo skauta i złożone przez niego przyrzeczenie pełnienia służby Bogu, Bliźnim i Ojczyźnie wpisywało się w codzienną działalność na rzecz budowania światowego pokoju. Cieszył się, kiedy w 2021 roku ruch skautowy został zgłoszony do Pokojowej Nagrody Nobla. Skauting zobowiązywał do tego, by codziennie dawać z siebie wszystko, być zawsze gotowym, uśmiechniętym i radzącym sobie w kłopotach. Był dumny z tego, jak wiele znaczących osób należących do skautingu było pionierami w kształtowaniu życia społecznego, politycznego i religijnego w swoim kraju, a nawet na całym świecie. Fascynował go polski ruch skautowy, harcerstwo i jego czołowi twórcy. 

 W autobiograficznej książce H. Stukenberg pięknie odtwarza bieg życia, w tym także współpracę z polskimi naukowcami i oświatowcami.   



Zgodnie ze skautowym zobowiązaniem, by każdego dnia sprawić chociaż jeden dobry uczynek, pomagał każdemu, kto tylko był w potrzebie. Będąc w Łodzi przed pięciu laty opowiadał mi o tym, jak bezinteresownie oddał swój dom po rodzicach imigrantom z Afryki Południowej, by mieli gdzie mieszkać i asymilować się w obcym dla nich kraju. Był przekonany, że dzięki temu opanują język niemiecki a następnie pracą zawodową zdobędą szacunek lokalnej i krajowej społeczności. 

Zgodnie z prawem skauta postępował przez całe swoje życie, prowadząc drużynę skautową, zaś po studiach pedagogicznych i po obronie pracy doktorskiej kształcąc niemieckich andragogów. Od 1979 roku H. Stukenberg przyjeżdżał niemalże każdego roku do Polski, zapraszając zarazem do RFN profesorów łódzkiej, lubelskiej, śląskiej, dolnośląskiej i stołecznej andragogiki, by mogli poznać osiągnięcia naukowe światowej pedagogiki dorosłych, która w czasach Polski Ludowej była objęta w naszym kraju cenzurą. Jak wspominał, pierwszy raz odbył podróż do Polski w 1966 roku jako drużynowy skautów BdP. Już wówczas zabiegał o współpracę z polskim harcerstwem w ramach międzynarodowego ruchu skautowego.  

Dzięki Stukenbergowi poznaliśmy m.in. wybitnego socjologa młodzieży profesora Hartmuta M. Griese'go z Hanoweru. Obaj przyjaźnili się z pierwszym postsocjalistycznym marszałkiem Sejmu kontraktowego w latach 1989-1991, a zarazem współzałożycielem Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego - socjologiem, profesorem Mikołajem Kozakiewiczem.  


(Na zdjęciu H. Stukenberg  i O. Czerniawska - archiwum UŁ) 


Moja profesor - Olga Czerniawska jako kierownik Katedry Teorii Wychowania i Zakładu Oświaty Dorosłych nawiązała z środowiskiem niemieckich andragogów współpracę, dzięki czemu mogliśmy uczestniczyć w międzynarodowych i bilateralnych konferencjach naukowych oraz publikować w zagranicznych monografiach wyniki własnych badań. Wyjeżdżaliśmy do Internationalen Haus w Sonnenbergu na andragogiczne seminaria naukowe połączone z warsztatami w zakresie akademickiej dydaktyki.  

  

Jeden z pierwszych artykułów na temat polskiej oświaty dorosłych Horsta Stukenberg ukazał się w German and English Newsletter pod tytułem: Parents in Poland 1906 und 1979, Berlin (West) Mai 1980. W 1984 roku przyjął zaproszenie do udziału w Ogólnopolskiej Konferencji na Uniwersytecie Łódzkim, w toku której wygłosił referat pt. „Ältere Frau und Bildung“. Już w kolejnym roku wziął udział w drugim Międzynarodowym Kongresie Andragogicznym na UMCS w Lublinie wygłaszając referat na temat: „Teilnehmerorientierung und Selbststeuerung in der Erwachsenenbildung“. 

 

Horst pozyskiwał od sponsorów środki finansowe na pobyty stażowe polskich pedagogów, ułatwiał im publikowanie rozpraw naukowych w anglo-niemieckim czasopiśmie oraz w pracach zbiorowych. Uczestniczył w niemal wszystkich, najważniejszych po 1989 roku w Polsce konferencjach naukowych z oświaty dorosłych. Był wieloletnim przewodniczącym Niemieckiego Stowarzyszenia Nowego Wychowania w Bonn. Był członkiem redakcji periodyku "der German Englisch Newsletter", w którym mogliśmy publikować swoje artykuły. 

  

W dniu 28 grudnia 2023 roku dr Horst Stukenberg obchodził uroczyście dziewięćdziesiąte urodziny, w których uczestniczyło przeszło stu jego wychowanków, absolwentów studiów pedagogicznych, skautmistrzów i członków rodziny. Miałem zaszczyt przesłać własne wspomnienie do przygotowywanej dla Jubilata publikacji. Nie przypuszczałem, że będzie ono ostatnim akcentem w naszej wieloletniej współpracy.   

Odszedł na wieczną wartę. Niech spoczywa w pokoju!

 



29 kwietnia 2024

UMIĘDZYNARODOWIENIE NAUKOWCÓW a WSPÓŁPRCA MIĘDZYNARODOWA

 



 

 

Jak pisze w Forum Akademickim (4/2024) prof. UAM Jan Hauke "Jednym z istotnych elementów aktywności naukowej w świetle przyjętych strategii rozwojowych polskich uczelni jest jej internacjonalizacja. Za najważniejsze wskaźniki mierzące skalę umiędzynarodowienia badań naukowych przyjmuje się często liczbę cytowań publikacji pracowników naukowych oraz indywidualny wskaźnik cytowań – indeks Hirscha (IH), notowanych np. w powszechnie uznawanej bazie Scopus".

Krytycy osiągnięć naukowych profesorów, którzy sami nie osiągnęli nawet stopnia doktora habilitowanego w swojej dyscyplinie, także przywołują jedynie powyższy wskaźnik, bo brakuje im wiedzy na temat tego, czym jest umiędzynarodowienie polskiej nauki, a nie tylko naukowców. Sięgają zatem po najbardziej prymitywny w debacie publicznej instrument, jakim jest wskaźnik cytowań publikacji pracowników naukowych, mimo że - jak słusznie, choć niekonsekwentnie i w wąskim zakresie pisze także poznański matematyk - jest to jeden z istotnych elementów międzynarodowej aktywności. Nikt przecież temu nie zaprzecza, ale nie czyni z niego jedynego i najważniejszego wskaźnika umiędzynarodowienia naukowców i polskiej nauki.  

Polemizowanie z tak wąsko rozumianą internacjonalizacją jest dość trudne, bo jej afirmatorzy mają dostęp do ograniczonego zasobu wiedzy, informacji i danych na temat rzeczywistych osiągnięć uczonych w skali międzynarodowej. Zwolennicy uproszczonego podejścia nie potrafią lub nie chcą zrozumieć, że umiędzynarodowienie nauki to coś znacznie ważniejszego i szerszego niż tylko indeks cytowań. Pomijają bowiem takie zakresy działalności naukowej polskich uczonych, jak prowadzenie bezpośredniej lub pośredniej współpracy z partnerami uczelni zagranicznej/-ych, której wymiernymi wskaźnikami są między innymi: 

- wspólnie organizowane kongresy naukowe, konferencje, seminaria;

- przekłady na język polski i odwrotnie rozpraw naukowych uczonych nie tylko z uczelni partnerskich ale i współpartnerskich;

- wydawane czasopisma i monografie naukowe, w tym udział w pracach redakcyjnych oraz recenzenckich; 

- członkostwo w zagranicznych, międzynarodowych towarzystwach naukowych (z wyboru i z nominacji); 

- udział w międzynarodowych zespołach, sieciach badawczych, także w ramach grantów badawczych (kierowanie zespołem badawczym, recenzowanie projektów itp.); 

- wymiana kadr akademickich w ramach staży naukowych i programów Erasmus+; 

- członkostwo w międzynarodowych radach uniwersytetów; 

- promowanie i recenzowanie osiągnięć naukowych zagranicznych badaczy w ramach ich postępowań awansowych; 

- pełnienie w uniwersytetach roli pełnomocnika rektora, dziekana ds. współpracy międzynarodowej z uczelnią partnerską (zawieranie umów, udział w pracach naukowo-badawczych itp.), 

- kształcenie zagranicznych studentów i doktorantów w kraju i poza granicami, 

- nostryfikowanie dyplomów w zakresie wykształcenia i stopni naukowych;  

- powoływanie zagranicznych filii jednostek akademickich; 

- podejmowanie działań eksperckich dla zagranicznych podmiotów pozaakademickich, 

- wyróżnianie medalami, odznaczeniami i godnością doktora honoris causa zagranicznych uczonych w polskich uniwersytetach i PAN oraz bycie tak wyróżnianymi przez zagraniczne akademie naukowe czy uniwersytety,  

- pozyskiwanie zagranicznych kadr naukowych do kształcenia naukowców i kształcenie przez polskich uczonych młode kadry naukowe poza granicami kraju,  

- członkostwo polskich uczonych w strukturach międzynarodowych władz politycznych, instytucjach państwowych i samorządowych,  

- współpraca z krajowymi i zagranicznymi organami władzy państwowej, samorządowej, światowej, gospodarczej, militarnej itp.

itp., itd. 

Tak więc ocena umiędzynarodowienia naukowej działalności polskich uczonych wymaga znacznie szerszej, głębszej i kompetentnej analizy oraz rzetelnej oceny, aniżeli sprowadzanie jej do wybranego elementu, który chociaż jest istotny, to jednak nie jest najważniejszy. Czy tego chcemy czy nie, jesteśmy ambasadorami nauki w kraju i poza granicami, toteż warto zastanowić się nad tym, co czynimy przedmiotem krytyki i jaki mamy zasób wiedzy oraz dostęp do źródeł na ten temat. 

Tym bardziej zarazem powinniśmy zmagać się z nieuczciwością akademicką polskich naukowców w kraju i poza granicami, o czym pisze co miesiąc prof. Akademii Kaliskiej - Marek Wroński, a na co zwracają uwagę także rzetelni dziennikarze śledczy (z wyjątkiem zakompleksionych i wyrotowanych z uczelni potocznych komentatorów, publicystów) oraz członkowie Rady Doskonałości Naukowej i członkowie rad dyscyplin naukowych w naszych uczelniach. 

 

 

28 kwietnia 2024

Demagogia matematyka

 


Na łamach "Forum Akademickiego" (4/2024) opublikował swój pogląd na temat rzekomo niskiego poziomu umiędzynarodowienia w aktywności naukowej członków RDN, matematyk z Wydziału Geografii Społeczno-Ekonomicznej i Gospodarki Przestrzennej w UAM w Poznaniu, prof. UAM, dr hab. Jan Hauke. Treść autorskiej narracji rozmija się z tytułem, bowiem dotyczy ona tylko profesorów nauk społecznych.   

Autor uprawia na łamach FA demagogię, pisząc o tym, kto jest najlepszy, a kto najgorszy w naukach społecznych, mimo że sam nie prowadzi badań naukowych w którejkolwiek z dyscyplin tej dziedziny nauk. Nie jest geografem, ale matematykiem prowadzącym analizy na użytek badań naukowych w geografii. Tym samym nie zna istoty i funkcji nauk społecznych zarówno w polskiej nauce, jak i w sferze publicznej. Ta zresztą go nie interesuje, mimo iż wpływ społeczny stanowi 20 proc. w ocenie dyscyplin naukowych powyższej dziedziny.      

Usiłuje wykazać wyższość matematyka wobec przedstawicieli nauk społecznych, w tym oczywiście reprezentujących je członków Rady Doskonałości Naukowej, chociaż nie zna ich osiągnięć naukowych. Upowszechnia jednak własny, a potoczny osąd, do którego ma oczywiście prawo, tylko szkoda, że nie czyni tego w sposób naukowy adekwatnie do własnych kompetencji i wykształcenia. 

Jako matematyk nie analizuje osiągnięć naukowych polskich matematyków, tylko ocenia naukowców z obcej sobie dziedziny nauk tak, jakby był w niej ekspertem. A nie był i nie jest, chociaż - potocznie rzecz biorąc - w Polsce każdy zna się na medycynie i szkole. Każdy też kiedyś  uczył się geografii czy matematyki, ale to nie znaczy, że może wypowiadać się na temat poziomu naukowego ich akademickich kadr.   

Dla matematyka najważniejsze są wskaźniki ilościowe, impact factor,  cytowalność, itp., mimo iż J. Hauke wie, że nie są one istotne nie tylko w polskiej nauce, w tym w procesie ubiegania się o stopnie naukowe czy tytuł profesora nauk społecznych, humanistycznych lub teologicznych.  

Hauke pisze: 

Wydaje się oczywistym, że ocena skali umiędzynarodowienia pracowników naukowych powinna znaleźć swoje odzwierciedlenie w procedurach uzyskiwania stopni naukowych oraz tytułu naukowego profesora. Aby egzekwowanie tego czynnika nie budziło wątpliwości, osoby decydujące o związanych z tym procedurach same powinny posiadać wysokie wskaźniki umiędzynarodowienia, zasadna jest bowiem obawa, że osoba o niskiej pozycji w tym zakresie może deprecjonować osiągnięcia innych”.

Skąd prof. UAM, będący słowackim docentem - Jan Hauke wie, że osoby o rzekomo niższym umiędzynarodowieniu ich publikacji, które mierzy powyższym wskaźnikiem, mogą deprecjonować osiągnięcia innych? Od kiedy to w matematyce potencjalność czegoś jest tożsama z jej spełnieniem? Z prowadzonej z tym autorem od 2016 roku korespondencji wynika, że ma on negatywne doświadczenia z własnej kariery akademickiej w kraju, ale już nie informuje o tym czytelników FA i nie ocenia publicznie swoich koleżanek i kolegów matematyków. A szkoda, bo jest to ciekawy dowód na patologie także w tym środowisku akademickim.   

"Logika" profesora matematyki, któremu coś "wydaje się", przypomina stary góralski dowcip: "Policja podejrzewała bacę o pędzenie bimbru. Baca oczywiście się nie przyznawał lecz Policja przeprowadziła przeszukanie jego chaty i na strychu znaleziono sprzęt do pędzenia bimbru.

- I co Baco teraz też się nie przyznajecie? - pyta policjant

- To moze posondzicie mnie tyz o gwołt? Sprzynt do tego tyz mom. - odpowiedział baca". 

Podobnie dla prof. UAM J. Hauke - każdy, kto ma niski indeks cytowań w WoS, może deprecjonować tych, którzy mają wyższy wskaźnik. Nic dodać, nic ująć. 

Dlaczego J. Hauke nie napisze o swoich sukcesach i wkładzie w umiędzynarodowienie polskiej matematyki? Dlaczego nie pochwali się swoimi osiągnięciami i nie odniesie ich do poziomu nauk ścisłych w skali światowej, skoro wskaźnik cytowań jest dla niego tak ważny? Nie uczyni tego, bo jak mi sam napisał w mailu z dn. 7 października 2016 roku o godz. 21:18: "ja wcale nie uważam się za wspaniałego naukowca. Jestem średniej klasy rzemieślnikiem". 

Nikt z nauk społecznych nie ponosi przecież odpowiedzialności za to, że  jako adiunkt miał on w Polsce problem z własną habilitacją z matematyki, bowiem nie pracował nigdy na wydziale matematyki. W związku z tym ponoć blokowano mu wszczęcie procedury na różnych uczelniach. Mogę to zrozumieć, bo także w pedagogice, psychologii czy socjologii są naukowcy prowadzący badania stosowane z pogranicza nauk humanistycznych i społecznych, których osiągnięć nie chcą zaakceptować z tej właśnie racji niektórzy recenzenci.         

Chętnie czytam rzetelną analizę poziomu nauk społecznych w wykonaniu ekspertów, którzy mają - niezależnie od wszelkich indeksów - rzeczywisty wkład w rozwój ich dyscypliny naukowej. Składam im wyrazy uznania i życzę dalszego rozwoju. Nie mam natomiast zamiaru oceniać profesorów, członków innych zespołów nauk w RDN czy  w jakimkolwiek innym gremium lub rankingu, skoro jestem w  tym zakresie outsiderem. Znam swoje miejsce w nauce i przez myśl mi nie przeszło, by z pozycji profesora pedagogiki wypowiadać się na temat poziomu nauk technicznych, matematycznych, przyrodniczych czy medycznych.

W ocenie osiągnięć naukowych w Polsce - w odróżnieniu od Słowacji - na szczęście obowiązują analizy merytoryczne, a nie parametryczne. Nasi recenzenci czytają publikacje a nie czyjeś tabelaryczne wykazy z danymi liczbowymi i bibliograficznymi jak ma to miejsce u naszych południowych sąsiadów. Warto zatem szanować siebie i innych, zamiast stosować manipulację, by poprawić sobie samopoczucie. Nie porównuje się tego, co jest nieporównywalne, o czym powinien wiedzieć także matematyk.  

Jeśli prof. UAM Jan Hauke chce, żebym opublikował na łamach "Forum Akademickiego" treść korespondencyjnej wymiany zdań na temat (byle-)jakości docentur uzyskanych przez niektórych polskich "akademickich turystów" na Słowacji, to oczywiście chętnie to uczynię, chociaż nie przypuszczam, by redakcja była tym zainteresowana. To są już "odgrzewane kotlety". Możemy jednak razem napisać artykuł na ten temat, tylko że matematyk nie otrzyma zań punktów do oceny parametrycznej i nikt tego nie zacytuje w scopusowym czasopiśmie w USA czy w Wielkiej Brytanii. Nie chciałbym zatem obniżać poziomu umiędzynarodowienia jego rozpraw.


27 kwietnia 2024

Zróżnicowane zarządzanie uniwersytecką pedagogiką w latach 2024-2028

 


 

Dobiegają końca lub (nie)trwają uniwersyteckie wybory dziekanów tych wydziałów, które mają w nazwie pedagogikę lub gdzie nasza dyscyplina naukowa jest częścią struktury organizacyjnej uczelni  - instytut, katedra. To oni będą  zarządzać jednostką odpowiedzialną za jej poziom naukowy i dydaktyczny. 

Z komunikatów komisji wyborczych wynika, że będą pełnić rolę dziekana/dziekanki w uniwersytetach państwowych: 

1. pedagog, prof. UW Rafał Godoń - Wydział Pedagogiczny Uniwersytetu Warszawskiego,

2. pedagog, prof. UŁ Alina Wróbel - Wydział Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego,   

3. historyk, prof.  UWr Paweł Klint -  Wydział Nauk Historycznych i Pedagogicznych Uniwersytetu Wrocławskiego.               

4. etyk, prof. UKEN  Ireneusz Świtała - Uniwersytecie Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie  został wybrany w ubiegłym roku na Wydziale Pedagogiki i Psychologii na lata 2023-2027 .

 *** 

Jeszcze odbędą  się wybory na: 

5. Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu (wrzesień), 

*** 

Natomiast nie jest wybierany/-a dziekan na: 

6. Wydziale Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie 

7. Wydziale Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie

8. Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Tu rektor-elekt wskazuje dziekana a rada wydziału ma jedynie wyrazi opinię. 

9. Uniwersytecie Jana Kochanowskiego w Kielcach na Wydziale Pedagogiki i Psychologii 

10. Uniwersytecie Jana Długosza w Częstochowie na Wydziale Nauk Społecznych

11. Uniwersytecie w Siedlcach na Wydziale Nauk Społecznych. 

 *** 

Na następujących uniwersytetach nie ma odrębnego wydziału pedagogiki,/edukacji, toteż dyscypliną naukową kierują dyrektorzy instytutów pedagogiki, co ma miejsce na:

12. Uniwersytecie  Szczecińskim na Wydziale Nauk Społecznych;

13. Uniwersytecie Śląskim na Wydziale Nauk Społecznych

14. Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Jana Pawła II na Wydziale Nauk Społecznych

15. Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie na Wydziale Nauk Społecznych

5. Uniwersytecie Gdańskim na Wydziale Nauk Społecznych (tu jedynym kandydatem, który uzyskał poparcie jest psycholog prof. Michał Harciarek)   

16. Uniwersytecie Zielonogórskim  na Wydziale Nauk Społecznych  

17. Uniwersytecie Jagiellońskim na Wydziale Filozoficznym

18. Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu na Wydziale Filozofii i Nauk Społecznych

19. Uniwersytecie Rzeszowskim w Kolegium Nauk Społecznych

20. Uniwersytecie Opolskim na Wydziale Nauk Społecznych

 *** 

21. Na Uniwersytecie Pomorskim  w Słupsku nie ma wydziałów, gdyż są tylko instytuty dyscyplin naukowych, w tym Instytut Pedagogiki

22. Na Uniwersytecie Radomskim im. Kazimierza Pułaskiego w Radomiu nie ma wydziałów i instytutów, natomiast są katedry, w tym Katedra Pedagogiki.   

Za nami jest połowa okresu ewaluacji dyscyplin naukowych. Ponoć ma ulec zmianie ten proces, w tym szczególnie mają zmienić się kryteria, więc nie wiemy, w jakim kierunku należy wspierać kadry naukowe, by z jednej strony były istotne dla nauki, z drugiej zaś strony - nie osłabiały pozytywnej oceny ze strony władz uczelnianych. Polska nauka w uczelniach państwowych jest wciąż fatalnie finansowana a brak prospektywnej strategii w zakresie zrównoważenia umiędzynarodowienia z interesem państwa oraz społeczeństwa polskiego sprawia, że wzrasta proces patologii tak w awansach naukowych jak i publikowaniu rozpraw czasopismach o najwyższej wartości w wykazie MNiSW.  


(fotografia: źródło własne - Galeria Akademii Pedagogiki Specjalnej im. MArii Grzegorzewskiej w Warszawie) 

26 kwietnia 2024

Michała Klichowskiego "Efekt NEURO"



 

Dawno nie czytałem tak znakomicie napisanej monografii, która spełnia nie tylko formalne wymagania naukowego pisarstwa, ale już od prologu potwierdza swoją treścią, jak ważne i cenne jest kompetentne a interdyscyplinarne podejście do badanych zjawisk. 

Wywodzący się z nauk humanistycznych i społecznych Autor wzbogacił swoje  kompetencje o wiedzę z neuronauk, odczytując w tej ostatniej potencjał pedagogiczny na rzecz technologicznego wspomagania procesu uczenia się. Krytycznie, refleksyjnie i w sposób udokumentowany badaniami empirycznymi odnosi się do jednego z elementów konstruktywistycznego paradygmatu w edukacji, który ma swoje podstawy w psychologii poznawczej od lat 50. XX wieku, ale nieobecnej w kształceniu młodych pokoleń w szkolnictwie publicznym.

Dociekliwe spojrzenie nań z perspektywy trafnie odczytanego zjawiska uwiedzenia znajduje tu swoje logiczne, metodologicznie uzasadnione podejście. Ma ono charakter demistyfikacji neuronauk z ich wnętrza jako swoistej mody naukowej, która ma służyć ignorantom do realizacji celów dydaktycznych. Klichowski nie ukrywa, że napisał tę książkę:

"(...) zarówno jako uwiedziony neuronauką, ale też neuronauką uwodzący i – poniekąd – drwiący z tego uwodzenia. Choć więc próbując spojrzeć na to wszystko, co wydarzyło się w latach mojej naukowej emigracji niejako z meta-perspektywy, balansuję jednak między fascynacją a krytycyzmem. Chociaż celowo zawieszam moją narrację między stanem, w którym nie pragnę wracać z tej emigracji, a tym, w którym powrotu nie mogę się już doczekać, nie jestem bezstronnym . Zanurzałem się w neuronaukę także emocjonalnie, i jak bardzo o tych emocjach silę się nie pisać, to ukrywać ich wpływu nie mogę”.

 Rolą nauki jest dociekanie prawdy, a to znaczy, że zanim ją odkryjemy, nie powinniśmy nie dostrzegać wiedzy, której upowszechnianie w klimacie zachwytu coraz bardziej oddala nas od niej. Przeprowadzone badania i sposób udokumentowania ich wyników przez uczonego, który nie jest outsiderem w odniesieniu do badanej problematyki, sprawia, że wytwarzany w tej pracy zasób argumentacji generuje kluczowe bezpieczniki dla wiarygodności pedagogiki jako nauki. 

Po raz pierwszy bowiem otrzymujemy empiryczne dowody tak na stan nieuzasadnionego uwiedzenia neuronauk przez część środowiska akademickiej pedagogiki, jak i jego następstw. Te zaś są istotne z punktu widzenia odpowiedzialności kreatorów wiedzy naukowej i potocznej za jej aplikację w praktyce oświatowej, która obejmuje nie tylko dzieci i młodzież, ale także, a może w tym zakresie – przede wszystkim kadry nauczycielskie.

Co ważne, Autor książki nie poprzestaje na odsłonie uwiedzeń i ich także toksycznych następstwach, ale zwraca uwagę na możliwości wyjścia apologetów neuronauk ze stanu uwiedzenia nimi, co wcale nie będzie łatwe. Konieczne jest  przeciwdziałanie powyższej „infekcji” przez potencjalnych jej przyszłych a bezrefleksyjnych fascynatów. Najważniejszym osiągnięciem M. Klichowskiego jako wiarygodnego uczonego-pedagoga (nie użyję tu słowa neuropedagoga, by nie wpisać się w krytykowaną przez niego redundancję  słowotwórczą) jest upomnienie się o uwzględnienie pedagogiki w neurononauce i nauronauki w pedagogice. 

Rozprawa ma także wątki autobiograficzne i autoetnograficzne, kiedy to jej Autor opisuje swoje doświadczenie stawania się neurobadaczem dochodzącym do tej pozycji po realizowaniu eksperymentów behawioralnych i neuroobrazowych. Wszystko, o czym pisze, nie jest zatem opowiadaniem o czyichś badaniach i ich wynikach, nie jest też bezmyślnym zachwytem nad nimi, ale pogłębioną o własne doświadczenia badawcze ich rekonstrukcją i krytyką, dostrzeganiem w nich potencjału aplikacyjnego, ale i ostrożnym wyciąganiem wniosków. 

Uczciwie przyznaje, mając przecież za sobą wiele laboratoryjnych neuroeksperymentów z osobami dorosłymi, że nadal niewiele wiemy o interferujących między sobą mechanizmach neuronalnych, a tak modne badania funkcjonalnego obrazowania  metodą rezonansu magnetycznego mają swoje liczne ograniczenia, które odbiegają od wykorzystywanych przez człowieka na co dzień realnych narzędzi. Ostrzega tym samym przed pozorem rozumienia wyników badań opartych na symulacji, neuromodulacji.

To ważne, jak Klichowski odnosi się do sztuki prowadzenia badań naukowych, do obowiązujących w nich zasad etycznych i jak istotne jest wspieranie rozwoju młodych naukowców. Absolutnie popieram jego praktykę kreowania kultury akademickiej, która powinna łamać istniejące w kraju konwenanse oddalające większość naukowców od rzetelności, uczciwości i autentycznego zaangażowania w naukę. Potrzeba jest kreowania wspólnot naukowców pasjonujących się dążeniem do prawdy, odkryć, otwartych na niestandardowe podejście do badań.

Przewiduję wysokie zainteresowanie tą rozprawą, gdyż fascynuje problematyką i naukową wiarygodnością, a przy tym jest napisana klarownie, by mógł zrozumieć jej treść każdy nauczyciel, wychowawca, a nawet niewykształcony specjalistycznie rodzic. Co ważne, demistyfikacja uwiedzenia pozorem neurodydaktyki powinna uświadomić aplikującym o udział w studiach podyplomowych, kursach, treningach pod tym szyldem, że wydają zbytecznie pieniądze. To będzie naukowy bestseller w pozytywnym tego słowa znaczeniu. 

Nareszcie nie jest to publicystyka ani popnauka, która zalewa przestrzeń cyfrową i naukawe konferencje. 

 

25 kwietnia 2024

Słownikowy hit edukacji obywatelskiej - cz.2


Są w "Podręcznym Słowniku Politycznym" z 1923 roku pojęcia, które wymagają współczesnej refleksji, skoro stanowią przejaw zdarzeń rzutujących na jakość życia mieszkańców naszego państwa. Oto kilka z tych, które powinny przydać się w przygotowaniach do kolejnych wyborów i do edukacji obywatelskiej (pisownia oryginalna, podkreślenia - moje), a do których może warto powrócić: 


BALOTOWANIA — jednoznacznego a nie unikowego głosowania "zapomocą wrzucanych do urn wyborczych gałek białych lub czarnych, przyczem biała gałka oznacza za, czarna przeciw (p. głosowanie)" (s. 55).

BEZSTRONNOŚCI — rozumianej jako "sposób myślenia i działania, przy którym ocenia się pewną rzecz lub sprawę nie według pobocznych czynników, jak np. interes lub pożądania stron, lecz według jej istotnej wartości i zasad słuszności i prawa. Bezstronność jest absolutnym obowiązkiem sędziego, obowiązuje jednak każdego człowieka moralnego i honorowego. Bezstronność jest przeciwieństwem stronniczości. Pojęcie to niema nic wspólnego z pojęciem stronnictwa. Można należeć do stronnictwa politycznego i być bezstronnym w sądach i działaniu. Można nie należeć do żadnego stronnictwa, t. j. być bezpartyjnym, i jednocześnie odznaczać się stronniczością" (s. 67-68). 

"BREVI MANU — krótką drogą. Załatwić sprawę brevi manu t. zn. bez stosowania dłuższych formalności urzędowych" (s. 82).  

DECENTRALIZACJI — "w przeciwieństwie do centralizacji (p. centralizacja) oznacza stan, przy którym wszelkie funkcje i władze danego organizmu nie są bezpośrednio i całkowicie uzależnione od naczelnego i kierującego ośrodka (władzy centralnej). Decentralizacja władz państwowych może być przeprowadzona bądź w ten sposób, że władza centralna, nie skupiając w swem ręku decyzji we wszystkich sprawach, pozostawia urzędom podwładnym załatwianie spraw pomniejszych i lokalnych, bądź też przez ustanowienie samorządnych i autonomicznych organów miejscowego życia publicznego (p. autonomja, samorząd). Decentralizacja może więc istnieć i przy rządach absolutnych, tak jak z drugiej strony może jej niebyć przy ustroju republikańskim i przy rządach demokratycznych. Są sprawy państwowe, które nie znoszą decentralizacji, tak mianowicie sprawy zewnętrzne państw a (p. centralizacja)" (s.121).

DOBRA — tego wszystkiego, "co stanowi wartość dodatnią dla człowieka, związków społecznych, narodu i państwa. Dobro może być prywatne lub publiczne, zależnie od tego, czy posiadaczem dobra jest osoba prywatna, czy publiczna. W związkach społecznych, w ustroju narodowym i państwowym, dobro publiczne często warunkuje się ofiarą dobra prywatnego, tak np. dobro istnienia i bezpieczeństwa państwa wymaga poświęcenia takiego dobra prywatnego, jakiem jest życie człowieka (ofiara krwi) lub mienia prywatnego (podatki na cele obrony państwa). Takie ofiary jednostek na rzecz dobra publicznego są niezbędne, gdyż, gdzie nie jest zagwarantowane dobro publiczne, tam zagrożone jest najwyższe dobro prywatne człowieka, jakiem jest wolność obywatela, jako członka niepodległego narodu. Dobro, co do swego charakteru, może być moralne i materjalne (...)" (s. 143). 

"HUMBUG — słowo amerykańskie, oznaczające fortel, sztuczkę dla oszukania kogoś, nabrania, wyłudzenia pieniędzy; tyle, co niemiecki „Scbwindel" (s. 253).

"INTERES — od łacińskiego słowa quod interest — to, co kogoś dotyczy, obchodzi, zajmuje, pociąga, także to, co komuś dolega (np. wyrządzona szkoda); to, co istnieje jako przyczyna i czynnik uwagi, woli i działalności. Poza tem interes oznacza także przedmiot, na który skierowana jest uwaga i działalność, a więc przedsięwzięcie, przedsiębiorstwo np. interes handlowy, przemysłowy. Różne są rodzaje interesu i formy jego zastosowania. Jest więc interes materjalny i interes moralny (duchowy, ideowy, etyczny). Tu zachodzi pytanie, czy w życiu ludzkiem» w życiu społeczeństwa i narodu, czy w działalności państwa te dwa rodzaje interesów wykluczają się wzajemnie, czy też różnice, jakie między niemi zachodzą, nie przeszkadzają harmonijnemu ich połączeniu ? Otóż niewątpliwie interes materjalny da się pogodzić z interesem moralnym (i nawet twierdzić można, iż interes moralny w tym stosunku pierwsze powinien zajmować miejsce. 

Niezaprzeczalną jest zasadą, iż interes publiczny musi brać górę nad prywatnym, iż interesy jednostek, poszczególnych grup i klas społecznych muszą się podporządkować interesowi całości. Gdzie się panoszy prywata, gdzie poszczególne klasy w łonie narodu o sobie tylko parniętają wzajemnie się zwalczając, tam psuje się harmonja społeczna, słabnie naród i upada państwo. Idea i ustrój nowożytnego państwa nie opiera się i nie może się opierać na interesach prywatno-klasowych, jako na podstawach i czynnikach życia politycznego. (...) Polityka interesu jest to działalność, dążąca do zaspokojenia istotnych potrzeb narodu i państwa. W tem sformułowaniu każda rozumna polityka powinna być polityką interesu i trafność takiej polityki zależy od lepszego lub gorszego zrozumienia, na czem polega istotny interes narodu i państwa. Polityka interesu, mająca na celu potrzeby poszczególnych warstw, klas lub jednostek, jest polityką złą i tem gorszą, im mniej stara się podporządkować interes części interesowi całości” (s. 272-273).

MENER — po francusku meneur, — prowadzący, kierujący. Menerem politycznym zwie się człowieka, który prowadzi jakąś akcję polityczną, kieruje ludźmi w pewnem przedsięwzięciu politycznem” ( s.471).

W związku z zagrożeniem wojną przywołuję nieznany termin: 

"FOEDUS — p. związek, sojusz. Casus foederis — fakt lub warunek, oznaczony w umowie sojuszniczej, który zobowiązuje sojusznika do udzielenia pomocy" (s. 207).

"KONFLAGRACJA — zaognienie, gorączkowe podniecenie, stan zapalny. W odniesieniu do stosunków politycznych konflagracja oznacza zaognienie, zaostrzenie sytuacji, które grozi wybuchem kryzysu (wojny, rewolucji, krwawych zamieszek i t. p.)" s. 372).


24 kwietnia 2024

Słownikowy hit edukacji obywatelskiej

 



Zapewne przydałaby się dzisiaj aktualizacja słownika, jaki został opublikowany w 1923 roku przez Joachima Bartoszewicza. Autor  tak uzasadniał potrzebę jego napisania i wydania : 

"Każdy obywatel winien rozumieć znaczenie i doniosłość pojęć, określeń i terminów politycznych, prawnych, ekonomicznych i moralnych, z któremi ciągle się styka, które słyszy w Sejmie, na zgromadzeniach i wiecach, które wyczytuje w książkach i w prasie codziennej. (...) W Polsce drobna tylko garstka ludzi posiada odpowiednie przygotowanie do życia politycznego i znajomość spraw i faktów, które należytą opinję warunkują. Reszta, t. j. olbrzymia większość, nie zdaje sobie sprawy ani z podstawowych faktów, które składają się na naszą sytuację polityczną, ani z istotnego znaczenia terminów, pospolicie używanych i utartych" (s. VII).

W ramach edukacji obywatelskiej warto podkreslić aktualność powyższej tezy, mimo tego że powstała sto lat temu. Nadal mamy niseskonsolidowaną demokrację parlamentarną z kolejną fazą sporów politycznych, które przekładają się na stosunki międzyludzkie w środowiskach społecznych, gospodarczych i na wszystkich szczeblach edukacji publicznej. 

Są w powyższym "Słowniku" pojęcia, których znaczeń unikają obecni politycy lub je przeinaczają, a przecież stanowią one wskaźnik zdarzeń rzutujących na jakość życia mieszkańców naszego państwa. Oto kilka z tych, które powinny przydać się w przygotowaniach do kolejnych wyborów i do edukacji obywatelskiej czy badań z nią związanych  (pisownia oryginalna, podkreślenia - moje): 

"APOLITYCZNOŚĆ—brak związku z polityką i jej zrozumienia. Społeczeństwo apolityczne—takie, które polityki nie rozumie i w życiu politycznem nie uczestniczy. Przy systemie rządów konstytucyjnych i demokratycznych, przy zasadzie, że zwierzchnicza władza państwowa spoczywa w narodzie, a nie w osobie panującego, apolityczność szerokich mas ludności, powołanych do udziału w rządach, jest prawdziwą katastrofą państwową. Przy braku bowiem zrozumienia podstawowych zasad polityki i przy nieistniejącej opinji politycznej, otwiera się łatwe pole różnym karjerowiczom politycznym, często ludziom bez zdolności i bez sumienia, do wypłynięcia na wierzch i do wzięcia rządów państwa w swe niepowołane ręce" (s.32-33).

"ARYWIZM — od francuskiego słowa arriver, t. j. dochodzić, doprowadzać do skutku; oznacza chęć dojścia do skutku za wszelką cenę. W znaczeniu politycznem — dążenie wszelkiemi sposobami do stanowiska lub władzy, karjerowiczostwo polityczne" (s.43).

"AUTORYTET — znaczenie, powaga, uznanie lub władza, które się narzucają innym lub ogółowi, dzięki wewnętrznej wartości danej osoby, instytucji lub doktryny. Nie jest autorytetem np. władza, wymuszająca posłuch strachem, karami lub formalnym nakazem. Ponieważ olbrzymia większość ludzi nie jest i nigdy nie będzie zdolna do samoistnych dociekań prawdy, do powzięcia własnego sądu i do rozumienia najważniejszych zagadnień życia społecznego i politycznego, przeto istnienie w narodzie uznanych autorytetów jest niezbędne dla prawidłowego rozwoju kulturalnego, umysłowego i politycznego społeczeństwa ludzkiego. Niedocenianie lub nieuznawanie autorytetów jest często skutkiem ciemnoty lub niedojrzałości społeczeństwa"  (s. 52). 

"BIERNOŚĆ — niechęć, niezdolność do czynu, do reagowania czynem na zewnętrzne wrażenia i podniety. Bierność w życiu politycznem, szczególniej przy ustroju demokratycznym i parlamentarnym, sprowadza niemoc opinji, bezwład narodu i toruje drogę do rządów absolutnych bądź jednej osoby, bądź koterji" (s. 68).

"BIUROKRACJA — władza urzędów i urzędników. T ermin ten oznacza nadmierną, a więc szkodliwą zależność społeczeństwa od urzędów, które, załatwiając sprawy biuralistycznie, t. j. na papierze, mało dbają o praktykę życiową i potrzeby interesowanych. Biurokracja doprowadza do tego, iż urzędnik, oderwany od życia praktycznego, posiadający władzę szerokiej decyzji, przestaje rozumieć, iż jest sługą społeczeństwa, a natomiast uważa się za pana i rozkazodawcę. Biurokracja panoszy się najdotkliwiej w państwach rządzonych absolutnie i w systemie rządów policyjnych i centralistycznych. W państwach konstytucyjnych i parlamentarnych, przy rządach decentralistycznych i istnieniu samorządów lokalnych, przy wyrobionej opinji publicznej i należytem zrozumieniu swych praw przez obywateli, biurokracja niema pola do rozwoju" (s. 71). 

"CENTRALIZACJA — taki układ sił w ciele zbiorowem (organizmie), przy którym funkcje organów podrzędnych (części) uzależnione są od funkcyj organu centralnego czyli naczelnego. W znaczeniu politycznem — taki ustrój państwowy, przy którym wszystkie sprawy, zarówno ogólne, jak i lokalne, decydowane są i załatwiane przez naczelną władzę centralną. Systemowi centralizacji przeciwstawia się system decentralizacji, przy którym sprawy miejscowego znaczenia załatwiane bywają bądź przez lokalne władze państwowe o szerszej, decydującej kompetencji, lub przez samorządy lokalne (p. decentralizacja). Centralizacja charakterystyczna jest dla państw absolutnych, w których cała władza ześrodkowuje się w osobie monarchy. (...) Właściwie więc tylko w dziedzinie polityki wewnętrznej mówić można o złych lub dobrych stronach centralizacji. I tu jednak wszystko zależy bądź od dobrego lub złego przeprowadzenia i stosowania systemu centralistycznego, bądź od stopnia różnolitości obywateli państwa i odrębności poszczególnych jego części (...)" (s.92).

"DEMAGOG — ten, który, podsycając i podniecając nskie i zawistne instynkty tłumu, staje się jego przywódcą" (s. 126).

"ETATYZM—od francuskiego état, t. j. państwo—obejmowanie przez państwo różnych dziedzin życia politycznego, społecznego i gospodarczego, które mogą, a nawet powinny, podlegać inicjatywie i wykonaniu prywatnych i społecznych czynników. Etatyzm stosowany w szerokich rozmiarach jest zapoznaniem właściwego i istotnego zadania państwa, które polega na zaprowadzeniu i utrzymaniu takiego porządku prawnego i politycznego i takich warunków bezpieczeństwa i ładu, przy których żywotne interesy narodu, społeczeństwa i jednostek mogłyby swobodnie rozwijać się z pożytkiem dla państwa. Etatyzm hamuje energję i przedsiębiorczość społeczeństwa, szkodzi interesom gospodarczym państwa i zabija zmysł odpowiedzialności w grupach społecznych, które zwalają wszystkie swe żądania, pretensje i niedomagania na barki państwa, jako najwyższego stałego opiekuna. Etatyzm jest wyrazem absolutyzmu państwowego; dawniej był ideałem absolutnych monarchów, dziś jest ideałem socjalistów" (s. 186).

"FARYZEIZM — obłudna formalistyka (...). Faryzeizm w polityce jest to obłudne głoszenie pięknych haseł celem łatwiejszego ukrycia niemoralności uczynków" (s. 194).

"FAWORYTYZM — skłonność do okazywania względów, do protegowania na stanowiska i godności osób, umiejących się przypodobać, a nie zasługujących na to istotnie. Faworytyzm w polityce, będący częstem zjawiskiem w chwilach upadku moralności i cnoty obywatelskiej, szkodzi interesom państwa, gdyż wysuwa na czoło jednostki nieodpowiednie, dążące drogą łaski i pochlebstw do karjery i zaszczytów" (s. 195).

"GADZINOWY — tyle, co złośliwy. Gadzinowy fundusz — tak przezywa opozycja fundusz dyspozycyjny, uchwalany rządowi przez większość parlamentu, z którego użycia rząd niema obowiązku zdawać sprawy i który dlatego może się stać źródłem utajonego i złośliwego działania. Gadzinowa prasa — prasa, utrzymywana lub subsydjowana z rządowego funduszu gadzinowego" (s.  211). 

"IGNORANCJA — brak wiadomości, nieuctwo. Ignorancja w polityce jest również szkodliwą, jak w każdej innej dziedzinie działalności ludzkiej. Ponieważ jednak przedmiotem polityki są wielkie sprawy, dotyczące losu i dobrobytu narodu i państwa, przeto szkodliwość ignorancji donioślejszą bywa w polityce niż gdzieindziej. Zapewne, ignorancję poprawiać może do pewnego stopnia intuicja polityczna (p. intuicja), jednak intuicja jest darem niezwykłym i rzadkim, który dopiero przy zasobie wiadomości i przy fachowem przygotowaniu właściwe może oddać usługi i uczynić polityka prawdziwym mężem stanu. Ignorancja działającego polityka czyni go niezdolnym do należytego oceniania faktów, do wyciągania odpowiednich wniosków przez analogję; co gorsza, pozwala mu z lekkiem sercem lekceważyć zasoby mądrości wykształcenia i nauki i robi go odpornym na najdobitniejsze i najbardziej oczywiste argumenty i dowody. Podobnie jak głupota, ignorancja jest twierdzą nie do zdobycia" (s. 256).

"IN ANIMA VILI — po łacinie dosłownie — w niskiej czyli pospolitej duszy. Eksperymentować in anima vili — znaczy czynić próby na żywem ciele człowieka, na skórze poddanego czy obywatela. Rozumna polityka nie powinna być eksperymentem in anima vili, nie może lekkomyślnie próbować tych lub innych doktryn i teoryj na skórze obywateli państwa, narażając ich dobrobyt na nieznane skutki nowej metody działania" (s. 260). 

"INTELIGENCJA — zdolność pojmowania, tworzenia pojęć z odbieranych wrażeń, rozumowego wnioskowania. Inteligencją zwie się potocznie w Polsce sfera ludzi, pracujących umysłowo, stąd inteligent — człowiek pracujący głową, wykształcony, trudniący się wolnemi zajęciami (np. lekarz, adwokat, pisarz i t. d.). Inteligencja w tem rozumieniu nabrała znaczenia klasy wyższej, oświeconej, kulturalnej, w przeciwstawieniu do nieoświeconego ludu roboczego. Jest to rozróżnienie nietrafne i dzielące ludzi według zawodów na myślących i niemyślących; tym[1]czasem niema takiego zawodu, takiej pracy i takiej sfery, w którychby inteligencja, jako zdolność pojmowania i myślenia, była rzeczą niepotrzebną i niepożądaną. Inteligencja nie jest równoznaczna z oświatą; ta ostatnia podnosi i wyrabia inteligencję, ale jej nie stwarza" (s.270).

"INTRYGA—od francuskiego słowa intriguer i łacińskiego intricare, t. j. czynienie trudności — świadome i podstępne gmatwanie sprawy, wikłanie stosunków między ludźmi w celu osiągnięcia tą drogą zamierzonego celu. Intryga spotyka się w każdej dziedzinie życia ludzkiego, a w sztuce teatralnej i literackiej jest częstą formą jego odtworzenia. W polityce, a szczególniej w dyplomacji, intryga jest często metodą działania i znajduje swoich wielbicieli i sztukmistrzów; mimo to nie jest ani istotną, ani niezbędną formą politycznego działania dyplomacji" (s. 279).

"KLIKA — grupa ludzi, związana wspólnym egoistycznym interesem i dążąca do uzyskania swych własnych korzyści (np. stanowisk, karjery politycznej, majątków) drogą wzajemnego popierania się i innych, zwykle niezbyt szlachetnych środków . Stąd klika jest mianem pogardliwem, stawiającem ją prawie narówni z szajką" (s.322).

"KOTERJA — po francusku coterie — zamknięte kółko osób, wzajemnie się popierających i dążących do pewnych partykularnych, często osobistych celów, bez należytego uwzględnienia dobra publicznego (p. klika, fakcja)”(s.406).

"KOALICJA — skojarzenie, zespolenie, sprzymierzenie się. W życiu politycznem koalicją zwie się zespolenie wysiłków dwóch lub kilku czynników politycznych celem dopięcia pewnego wyraźnie określonego, doraźnego celu Koalicja może mieć miejsce na terenie polityki międzynarodowej, zarówno jak i wewnętrznej. (…) Na terenie polityki wewnętrznej, w państwach o ustroju parlamentarnym, tworzą się nieraz koalicje stronnictw dla dopięcia pewnego konkretnego celu politycznego. Analogicznie do koalicyj międzynarodowych, podobne koalicje stronnictw parlamentarnych są często związkami partyj o rozbieżnych, a nawet sprzecznych programach politycznych dla udaremnienia pewnego wspólnego niebezpieczeństwa, dla zwalczenia innego nienawistnego im obozu lub zwalenia niedogodnego dla nich rządu. Mają więc także charakter negatywny i trwają dopóty, dopóki nie dopną swego doraźnego celu. Pozytywnej akcji politycznej takie koalicje nie są w stanie przeprowadzić. To też rząd koalicyjny, złożony z przedstawicieli różnych stronnictw o niezgodnych programach, posiada jedynie tylko wtedy siłę działania, jeśli wszystkie lub większość stronnictw parlamentarnych zawierają ze sobą koalicję dla zwalczenia grożącego im wszystkim, t. j. całemu krajowi niebezpieczeństwa, a więc np. w razie wybuchu wojny. W czasie pokoju, w warunkach normalnych, kiedy stronnictwa polityczne nie przestają ze sobą walczyć, rząd koalicyjny jest zawsze słaby, chwiejny i niezdolny do pozytywnej akcji" (s. 323, 325-326).