Dominika
Wantuch twierdzi w swoim artykule w "Wysokich Obcasach" (GW,
13.01.2024), że to rankingi zabijają szkoły, zaś niewiele mówią o jakości nauczania i o samych
szkołach. Tekst publicystki jest reakcją na jeden z postulatów
Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kierowniczej Kadry Oświatowej (OSKKO), które
upomina się o likwidację egzaminu ósmoklasisty. Ponoć, gdyby nie było tego
egzaminu, to zbyteczne okazałyby się rankingi liceów i szkół
zawodowych/branżowych. Bzdura.
Przesłanka
pierwsza brzmi: Skoro wyniki egzaminu ósmoklasisty decydują o tym, do którego
liceum będzie mógł dostać się absolwent podstawówki, to jak zlikwidujemy ten
egzamin, wszystkie szkoły ponadpodstawowe staną otworem, będą dostępne dla
każdego, kto chce w nich pobierać naukę. Wantuch pisze:
"Jak
na dłoni widać tu samonapędzający się mechanizm: do rankingowej szkoły uderzają
uczniowie z najlepszym wynikiem ósmoklasisty, co winduje szkołę w rankingach,
przyciągając jeszcze więcej, jeszcze lepiej rokujących uczniów, którzy dalej
wynoszą szkołę na jeszcze wyższe pozycje rankingu, dając poczucie
samozadowolenia dorosłym. I tak to się przez lata kręci".
W
następnym jednak zdaniu już zaprzecza sobie pisząc: "Oczywiście, nie
ma nic złego w tym, że dobrze uczący się uczeń, który otrzymuje wysoki
wynik egzaminu ósmoklasisty, chce iść do bardzo "dobrego" liceum,
które przynajmniej w teorii oferuje lepsze możliwości nauki".
Trochę
to dziwna konstatacja, bo skąd wiadomo, że jakieś liceum jest bardzo dobre?
Jedni uczniowie i ich rodzice polegają na szeptanym marketingu, z którego
dowiadują się, że liceum X jest bardzo dobre, ponieważ... . I tu zaczynają się
przysłowiowe "schody". Co to znaczy, że jakaś szkoła ponadpodstawowa
jest bardzo dobra i ze względu na co? Co ma o tym świadczyć?
Jak dziecko jest uzdolnione, ma wysoki poziom
aspiracji, konkretne zainteresowania i związane z tym także bardzo wysokie noty
na świadectwie klasy siódmej i ósmej (załóżmy, że nie ma egzaminu
ósmoklasisty), a poszukuje środowiska edukacyjnego, które nie zaniedba jego
pasji, wysokiej motywacji, ale jeszcze je wzmocni, zachęci do dalszego,
intensywnego samorozwoju, to będzie poszukiwać odpowiedniej dla niej/niego
szkoły.
Nie
są potrzebne do tego rankingi, bo w wielkim mieście i tak wszyscy wiedzą, kadra
której szkoły od lat trzyma bardzo wysoki poziom kształcenia, bo zależy jej na
uczniach i ich rozwoju, a sama przy tej okazji zgarnia różne wyróżnienia,
uzyskuje awans zawodowy, a nawet stanowi przynętę dla rodziców zainteresowanych
korepetycjami dla swoich pociech. Można zatem dorobić na najzdolniejszych
kandydatach do szkoły średniej i uczących się w niej.
Prasowe
rankingi nie są dowodem na weryfikację jakości kształcenia w szkołach
publicznych i niepublicznych, chociaż tym ostatnim służą najlepiej, bo
przyczyniają się do zwiększenia naboru. Biznes medialny nakręca biznes
edukacyjny. Trudno przecież porównywać warunki kształcenia w 35 -osobowej
klasie liceum publicznego z 15-osobową klasą w liceum prywatnym.
Czy
rankingi odzwierciedlają jakość kształcenia w publicznym szkolnictwie ponadpodstawowym?
Nie, a to dlatego, że w zawodach biorą udział "zawodnicy wagi ciężkiej,
średniej i lekkiej" na tych samych warunkach. Porównuje się
nieporównywalne ze sobą placówki. Nieporównywalność dotyczy niemalże wszystkich
stref edukacji:
-
liczby nauczycieli, ich adekwatnego do zajęć wykształcenia, motywacji do pracy,
poziomu zaangażowania, prowadzenia przez nich diagnoz, wykorzystywania
ewaluacji wewnątrzszkolnej i zewnętrznej, wysokości dochodów, autonomii
dydaktycznej, stosowanego paradygmatu dydaktycznego, itp.;
-
liczby uczniów w klasach, ich kapitału kulturowego, intelektualnego, poziomu
inteligencji społecznej, emocjonalnej, aspiracji, zdolności, zainteresowań
itd.,
-
infrastruktury szkolnej (przestrzeń, miejsca uczenia się, wyposażenie w pomoce
i ich stosowanie na co dzień a nie tylko w czasie hospitacji dyrekcji czy
inspektora z KO);
-
tradycji placówki, jej historii, zaplecza kulturowego i osiągnięć edukacyjnych
oraz zawodowych jej uczniów.
Rankingi
są medialnym narzędziem do zwiększania zysków w biznesie dla ludu.