25 maja 2021

Gruba przesada czy może akademicka moralność bez etyki?

 


Wycofanie wniosku habilitacyjnego przez habilitanta po uzyskaniu recenzji z negatywną konkluzją ponownie staje się nierzetelną wobec nauki i środowiska akademickiego grą podmiotów, które mają uprawnienie do prowadzenia postępowań awansowych. Twórcy Konstytucji 2.0 nie wierzyli wcześniejszym diagnozom wzrastającej patologii w nawet najlepszych uniwersytetach w kraju, nie przypuszczali, że część kadr będzie reprezentować moralność bez etyki. 

Ma to miejsce wówczas, kiedy na wniosek habilitanta w powyższej sytuacji rada dyscypliny naukowej przychyla się do jego/jej wniosku o wycofanie postępowania habilitacyjnego zanim zbierze się komisja habilitacyjna a na jej wniosek rada dyscypliny podejmie decyzję w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego, która może lub musi być decyzją odmowną. 

W rozmowie z prawnikami otrzymuję komentarz do zjawiska ucieczki od odpowiedzialności i przed prawdą o stanie własnych zaniedbań, zaniechań czy niewiedzy i braku kompetencji naukowych. Jeden z sądów administracyjnych wydał orzeczenie, w którym przyjmuje stanowisko, że ostateczna decyzja w sprawie uznania podania o wycofanie wniosku lub o umorzenie postępowania awansowego należy do podmiotu habilitującego lub organu, który podejmuje wiążącą decyzję w danym postępowaniu awansowym.   

W świetle opinii prawników nie może być tak, że ktoś wycofuje wniosek o nadanie tytułu profesora czy o nadanie stopnia doktora habilitowanego tylko dlatego, że dowiedział się o negatywnych recenzjach. Tymczasem zostały wydane ze środków publicznych pieniądze na sporządzenie recenzji.  Czy taki wniosek habilitanta czy kandydata do tytułu profesora ma oznaczać, że nic się nie stało?  W końcu to nie jego/jej pieniądze zostały wydatkowane na sporządzenie recenzji (czterech w przypadku habilitacji, a pięciu - w odniesieniu do wniosku profesorskiego). 

Organ w takiej sytuacji, czyli w przypadku habilitacji - rada naukowa dyscypliny czy senat uczelni, a w odniesieniu do wniosku profesorskiego - Rada Doskonałości Naukowej), może uznać, że kandydat/-ka do stopnia doktora habilitowanego lub do tytułu profesora chce obejść przepisy, a tym samym uniknąć okresu karencyjnego, by ponowić wniosek w swojej sprawie. 

Nie ma zatem - zdaniem prawników - potrzeby wprowadzania zmian do ustawy o szkolnictwie wyższym i nauce, gdyż z kodeksu postępowania administracyjnego wynika możliwość zastosowania przez powyższe organy odmowy wniosku o wycofanie postępowania. To jest tylko kwestia tego, czy członkowie rady naukowej odwołują się do moralności w powiązaniu z etyką, czy jednak zastosują moralność bez etyki? 

Tym z poczuciem odpowiedzialności za naukę, a nie za załatwianie spraw osobistych, powinna wystarczyć właściwa interpretacja przepisów kpa, która jest poparta orzecznictwem sądów administracyjnych. Wszystkie orzeczenia są transparentne, dostępne w bazie orzeczeń. 

Wystarczy zajrzeć do bazy i wpisać interesująca nas kwestię np. zawieszenie postępowania habilitacyjnego, by przeczytać uzasadnienie niestosownego a bezzasadnego zaskarżania przez habilitanta uchwały rady dyscypliny naukowej, która odmówiła akceptacji dla zawieszenia przez niego/nią wniosku awansowego po wpłynięciu do rady recenzji.  

Zachęcam do czytania nowelizowanego  przez Radę Doskonałości Naukowej Poradnika dotyczącego postępowań awansowych w byłej (powoli wygaszanej) i nowej procedurze prawnej. 


Fragment jednego z takich uzasadnień orzeczenia WSA w Warszawie:


Habilitantka wskazała m.in., (...) że naruszone zostało jej konstytucyjne prawo do równego traktowania. Nie potrafi bowiem zrozumieć ani znaleźć jakiegokolwiek uzasadnienia prawnego dla sytuacji, w której inni habilitanci, którzy wycofali wniosek znacznie później (tj. po posiedzeniu Komisji Habilitacyjnej) mają umorzone postępowanie na podstawie art. 105 § 1 k.p.a., natomiast w jej przypadku znalazł zastosowanie art. 105 § 2 k.p.a. (wykazując rzekomy interes społeczny). 

Centralna Komisja nigdy nie podważyła decyzji Rad Wydziałów umarzających postępowania pozostałych habilitantów na podstawie art. 105 § 1 kpa. Uznawała je za prawidłowe. Centralna Komisja nigdy nie wydała nawet stanowiska sprzeciwiającego się takim uchwałom. Mam wrażenie, że tylko w mojej sprawie dostrzega jakiś rzekomy interes społeczny i woli zastosować art. 105 § 2 k.p.a. 

Podkreślała, że jej postępowanie habilitacyjne toczy się na innych zasadach. Nie rozumie jaki interes społeczny byłby zagrożony, gdyby umorzono jej postępowanie po wycofaniu wniosku (skoro w przypadku innych habilitantów takie zagrożenie nie istnieje). Wskazywała, że umorzono na pewno ponad 100 postępowań habilitacyjnych po zapoznaniu się habilitantów z negatywnymi recenzjami habilitacyjnymi i po negatywnej opinii Komisji Habilitacyjnej. 

Nikt nie dostrzegł naruszenia żadnego interesu społecznego. Zwłaszcza, że wycofała wniosek przed zapoznaniem się z recenzjami, dwa miesiące przed posiedzeniem Komisji Habilitacyjnej. W uzasadnieniu odmowy unieważnienia decyzji nie znajdowała jakiegokolwiek wskazania CK, czym jej postępowanie habilitacyjne różni się od innych postępowań. Wskazywała, że jest to rażące naruszenie konstytucyjnych praw do równego traktowania. 

Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie zważył, co następuje: 

Zgodnie z art. 3 § 1 ustawy z dnia 30 sierpnia 2002 r. – Prawo o postępowaniu przed sądami administracyjnymi (t. j. Dz. U. z 2018 r., poz. 1302 ze zm.; zwanej dalej: "p.p.s.a."), sądy administracyjne sprawują kontrolę działalności administracji publicznej i stosują środki określone w ustawie. Oznacza to, iż zadaniem wojewódzkiego sądu administracyjnego jest zbadanie legalności zaskarżonego aktu pod względem jego zgodności z prawem, to znaczy ustalenie czy organ prawidłowo zinterpretował i zastosował przepisy prawa w odniesieniu do właściwie ustalonego stanu faktycznego. W przypadku stwierdzenia, iż w sprawie naruszono przepisy – czy to prawa materialnego, czy też postępowania – sąd uchyla zaskarżoną decyzję i zwraca sprawę do postępowania przed organem administracyjnym, właściwym do jej rozstrzygnięcia. Natomiast w żadnym razie sąd nie jest władny by samodzielnie rozstrzygnąć indywidualną sprawę w zastępstwie organu administracyjnego.

Kontrolując sprawę w ramach wskazanych wyżej kompetencji, Sąd uznał, iż skarga nie zasługuje na uwzględnienie. (...) 


24 maja 2021

Z pamiętnika dydaktyka

 




Profesor Czesław Kupisiewicz tak wspomina swoje spotkania z Tadeuszem Bartoszewiczem, który był w latach 50. XX w. dyrektorem (z awansu społecznego, jak to wtedy nazywano) Centralnego Zarządu Szkolenia Zawodowego Budownictwa w Warszawie. Mało kto zna ten fakt z życia klasyka polskiej dydaktyki, a jest niezwykle interesujący nie tylko z historycznego punktu widzenia. Kupisiewicz tak opisywał podjęcie we wrześniu 1955 roku pracy w charakterze naczelnika Wydziału Szkół. 

Do moich obowiązków należało kierowanie  paroosobowym zespołem wizytatorów podległych nam szkół budowlanych w Polsce. O zatrudnienie mnie na wspomnianym stanowisku zabiegały centralne władze administracyjne resortu budownictwa, czemu początkowo sprzeciwiało się warszawskie Kuratorium Oświaty, w którym pracowałem na stanowisku wizytatora zakładów kształcenia nauczycieli. 

Zgodziłem się przejść do „budowlańców”, ponieważ obiecali mi przydział mieszkania, w krótkim czasie. Pracowałem rzetelnie, ale po kilku zaledwie miesiącach wezwał mnie do siebie Bartoszewicz i oświadczył, że zwalnia mnie dyscyplinarnie  w trybie natychmiastowym. Powód?

„Skierowaliście córkę do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne, a to znaczy, że ulegacie wpływom kleru. Dla takich pracowników nie ma u nas miejsca. Musicie udać się do dyrektora Departamentu Kadr Gradowskiego w ministerstwie, bo sprawy dyscyplinarnych zwolnień z pracy muszą być przez niego zatwierdzane” powiedział dyrektor.

No cóż, udałem się. 

Dyrektor Gradowski przyjął mnie niemal natychmiast, poprosił, abym usiadł i zapytał, czy wiem, dlaczego mnie zwolniono. 

Odpowiedziałem, że z powodu posłania córki do przedszkola prowadzonego przez siostry zakonne, tak mi przynajmniej powiedziano.

G: - A dlaczego tam skierował pan córkę? Dlaczego nie do państwowego przedszkola?

K: - W dzielnicy, w której mieszkam, są tylko dwa przedszkola: jedno dla dzieci pracowników MSZ, a drugie dla dzieci funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa. Do żadnego z nich nie chciano córki przyjąć. Pozostały siostry. Nie miałem wyjścia, bo żona też pracuje.

G: - Muszę zatelefonować, a pan niech sobie tutaj posiedzi i posłucha

i  polecił sekretarce, aby połączyła go z dyrektorem Bartoszewiczem. Kiedy ten podjął słuchawkę, Gradowski zapytał:

G: - Pewnie czekasz na wiadomość, czy już zatwierdziłem twój wniosek w sprawie dyscyplinarnego zwolnienia Kupisiewicza?Nie, jeszcze nie. Sprawa nie jest tak oczywista, jak sądzisz. Dziwisz się? Zaraz ci to wyjaśnię. Czy przed podpisaniem wniosku o zwolnienie zapytałeś Kupisiewicza, dlaczego umieścił córkę w przedszkolu prowadzonym przez siostry? Aha, uważasz, że to nie było potrzebne? 

G: - Ja myślę inaczej. Otóż Kupisiewicz chciał zapisać córkę do państwowego przedszkola, ale w żadnym z pobliskich nie chciano jej przyjąć z braku miejsc. Nie miał zatem wyjścia i dlatego dziecko znalazło się u sióstr. 

B: - Rozumiem. Nie jesteś od szukania miejsc w przedszkolach. 

G: - Ale wnioski o dyscyplinarne zwolnienie z pracy podpisujesz, nie pytając o powody? Ja wiem, że partyjna czujność obowiązuje, ale rzetelność wobec dobrych pracowników też obowiązuje. A skoro już mówisz o czujności, to powiedz mi, czy ten obraz Matki Boskiej nadal wisi u ciebie w kuchni? 

B: - Aha! Babcia jest starą kobietą i nie pozwala go usunąć.  

G: - No tak, to inną miarę stosujesz wobec siebie, a inną wobec pracowników. A przecież na ostatnim zebraniu partyjnym grzmiałeś, że walkę z zabobonami trzeba zaczynać od siebie, od swoich rodzin, od najbliższych. 

B: - Co z wnioskiem? 

G: - Ja go nie podpiszę. 

B: - Dlaczego? 

G: - Bo chcesz skrzywdzić solidnego pracownika. 

B: - Co mam zrobić? 

G: - Ja odeślę ci ten wniosek, ty go zniszcz, a Kupisiewicza przeproś. Uzgodnijmy, że sprawy nie było. 

B: - A mój autorytet? 

G: - Na przyszłość bardziej o niego zadbaj.  Odsyłam Kupisiewicza do ciebie, a wniosek odda ci kierowca. Dalej wiesz, co trzeba zrobić. Dużo roboty, pośpiech, stąd pomyłki? Nie narzekaj, przed wojną byłeś przez parę lat bezrobotny, teraz masz co robić. No cześć”.

„A pan niech wraca do pracy”, zwrócił się do mnie Gradowski, „widzi pan, takich nadgorliwców nie brakuje u nas, niestety. Ludzie to widzą i oceniają krytycznie. Mają rację, a socjalizmowi to nie służy”.

Kiedy znalazłem się w biurze, Bartoszewicz natychmiast mnie przyjął i powiedział:

„Nie dostarczono mi pełnych informacji w pana sprawie. Rzecz się jednak wyjaśniła, może pan spokojnie iść do pracy. A swoją drogą nie wiedziałem, że pan zna dyrektora Gradowskiego”, powiedział na pożegnanie.

 

Ciekawe, czy wracają te czasy, tylko w inwersyjnej postaci? Hipokryzja w aktywności polityków jest ponadczasowo rozpoznawalną cnotą.  

 

23 maja 2021

I Ogólnopolskie Forum Doktorantów Pedagogiki - Funkcjonowanie szkoły i jej podmiotów wobec wyzwań cywilizacyjnych - teoria, badania, projektowanie zmian"


 

Prof. Krystyna Chałas  zorganizowała na Wydziale Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w dn. 22 maja 2021 r. I Ogólnopolskie Forum Doktorantów Pedagogiki "Funkcjonowanie szkoły i jej podmiotów wobec wyzwań cywilizacyjnych - teoria, badania, projektowanie zmian". 

Katedra Dydaktyki, Edukacji Szkolnej i Pedeutologii, którą kieruje p. Profesor znana jest w naszym kraju z dokonań naukowych i oświatowych w zakresie pedagogiki zaangażowanej, toteż wczorajsze Forum otworzyło kolejną przestrzeń do spotkań z badaczami, wśród których są nie tylko profesorowie, ale także wypromowani w uczelniach doktorzy nauk. Wszyscy uczymy się od siebie niezależnie od akademickiego statusu, jednak spotkania z Mistrzami, doświadczonymi badaczami sprzyjają zachowaniu najtrwalszej i najbardziej wiarygodnej ścieżki rozwoju naukowego. 

Otwierając Forum słusznie zwrócił na to uwagę dziekan Wydziału Nauk Społecznych KUL prof. KUL Arkadiusz Jabłoński, że uniwersytet musi być środowiskiem naukowym kształtowanym w relacjach Mistrz-Uczeń, mimo egalitaryzacji i spłaszczania się kariery naukowej. Jak stwierdził: 

Niezależnie od stworzonych przez pandemię barier i trudności do stacjonarnych spotkań i debat naukowych staramy się budować potencjał naukowy i tworzyć wspólnotę akademicką, żeby wymieniać się ideami, myślami, uczyć się od siebie i poprawiać swój warsztat. Zawsze będą ci, którzy mają większe doświadczenie  i doskonałość naukową latami prób i błędów.  Warto korzystać z tego doświadczenia, bowiem - jak mówił Karl Popper - "Jesteśmy o tyle wielcy, o ile możemy korzystać z ramion olbrzymów". 

Dla każdej dyscypliny, dla naszego Instytutu Pedagogiki KUL ważna jest tradycja, a nasz Instytut ma piękną tradycję i tym samym zobowiązania, jakie stoją przed nim. 

Ta tradycja trwa już ponad sto lat, bo przecież to na KUL-u powstała pierwsza Katedra Pedagogiki. W tej uczelni, w okresie powojennym, niezwykle trudnym dla tego środowiska ze względu na nieakceptowaną przez ówczesne władze kulturę naukową i aksjologię filozoficzno-pedagogiczną,  troszczyli się o nią tak wybitni pedagodzy-humaniści jak Stefan Kunowski i Teresa Kukołowicz. 

Jak mówił Dziekan: Tradycja pedagogiki KUL  była budowana na wysokich standardach badawczych i etycznych oraz przywiązaniu do myśli personalistycznej, rozwijanie pedagogik w duchu personalizmu chrześcijańskiego. 

Trzeba podważać tezę, że w dzisiejszych czasach nie ma już Mistrzów. To błąd, który przenoszony jest z zupełnie innej perspektywy poznawczej, w której mowa jest o naturalnej zmianie generacyjnej, ale nie o upadku autorytetów, bez których zostałyby zatarte granice  koniecznego stawiania pracom naukowym wymagań.     

Mistrzowie jak mówił Dziekan - to ludzie, którzy mają realny wpływ na swoje środowisko, których cenimy nie tyko za to, w jakich zasiadają gremiach, istotnych niekiedy dla naszej kariery naukowej, ale ze względu na to, że możemy się czegoś od nich nauczyć. Oni nas ciągle uczą i to nie tylko przez swoje podręczniki, wykłady, ale także swoje pozanaukowe zajęcia. 

Dla mnie samego niezwykle cenny był  wykład ks. prof. Janusza Mariańskiego , w którym zwrócił uwagę na to, jak ważne jest w badaniach ilościowych przestrzeganie kanonu metodologicznego, niepomijanie żadnego z ogniw procesu badawczego. Przywoływał wprawdzie własne doświadczenia z recenzowania prac doktorskich i habilitacyjnych, ale wskazywane przez referującego błędy i niedopatrzenia są rozpoznawalne także w warsztacie badawczym lub jego braku u pedagogów. Są to takie kwestie, jak: 

 - niski poziom konceptualizacji problemu badawczego. Zdarza się, że niektórzy piszą o celu badań, ale nie formułują problemu; 

- nieudolność w definiowaniu podstawowych pojęć (zmiennych) i ich operacjonalizacji;  

- brak świadomości przedmiotu badań (co chcę badać?) 

- po opracowaniu własnego narzędzia badawczego pomijanie fazy jego weryfikacji (pilotażu), przy czym coraz mniej stawia się w kwestionariuszach ankiet pytań, nie ma też pytań sprawdzających wiarygodność wypowiedzi respondenta itp.;

- w prowadzeniu sondażu diagnostycznego audytoryjnie pomija się frakcję osób niedostępnych w danym momencie, a przecież warto do nich dotrzeć;

 - błędnie traktuje się zmienne demograficzne czy społeczne jako wpływotwórcze, skoro są to zmienne jedynie różnicujące wpływ zmiennych niezależnych.

To była dobra powtórka znakomitego autora publikacji, o której niedawno pisałem także w blogu, a jest ona dostępna w sieci. Warto poznać publikację ks. Profesora, w której zamieścił ponad 100 narzędzi badawczych, których jakość ewaluowała z biegiem lat, skoro zmienia się także stan wiedzy o fenomenach społecznych. 

Po sesji plenarnej doktorzy i doktoranci dzielili się swoimi projektami i doświadczeniami badawczymi w gupach tematycznych1. Kultura szkoły i uwarunkowania jej rozwoju. 2. Podmioty szkoły wobec wyzwań aksjologicznych. 3. Szkoła i jej podmioty w warunkach nauki zdalnej – szanse i zagrożenia. 4. Praca i zawód nauczyciela w obliczu przemian cywilizacyjnych. 5. Metody i strategie badawcze w świetle holistycznego rozwiązywania problemów.    

Znakomite Forum przypomniało mi także inicjatywę prof. Stefana M. Kwiatkowskiego z września 2019 roku, w ramach której na dzień przed otwarciem X Zjazdu Pedagogicznego w Warszawie odbyło się w Akademii Pedagogiki Społecznej im. Marii Grzegorzewskiej tego typu Forum doktorantów z całego kraju. Mieli wówczas możliwość  rozmawiania z profesorami polskiej pedagogiki o  tym, jak realizować własną pasję naukową. 

Można tylko życzyć sobie i adeptom nauki, by tego typu spotkań było jak najwięcej.   

   

 


20 maja 2021

Psycholodzy o "niebie", a KRASP o "chlebie"

 






Otóż to, psycholodzy kierują do ministra P. Czarnka apel o pozostawienie kwestii wolności w nauce samym naukowcom, czyli lokują się w metafizycznym 'NIEBIE", podczas gdy KRASP pisze do ministra o "CHLEBIE". 

Poparłem ten drugi apel, stąd przywołuję jego przesłanie: 
 

Drogie, drodzy,

bardzo dziękujemy za podpisanie petycji w sprawie trudnej sytuacji pracownic naukowych z dziećmi w czasie pandemii: 

https://naszademokracja.pl/petitions/apel-o-uwzglednienie-trudnej-sytuacji-pracownic-naukowych-dziecmi-w-czasie-pandemii

Wasze podpisy wysłaliśmy do Ministerstwa Edukacji i Nauki oraz przekazaliśmy do wiadomości władz Narodowego Centrum Nauki, Polskiej Akademii Nauk i Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Dostaliśmy już odpowiedź od przewodniczącego KRASP, prof. Arkadiusza Mężyka (załączamy poniżej). Czekamy na odpowiedzi od pozostałych adresatów - damy znać, jak tylko je dostaniemy.

Problem dodatkowego obciążenia pracą opiekuńczą w czasie pandemii dotyczy pracownic wszystkich branż, śledźcie więc nasz fp (https://www.facebook.com/ozzippanasp i https://www.facebook.com/InicjatywaPracownicza), bo będziemy nadal zajmować się tym problemem. Gorąco zachęcamy do zrzeszania się w związkach zawodowych. Organizując się i wspólnie działając, możemy wywalczyć lepszy świat dla wszystkich!

Komisja Międzyzakładowa OZZ Inicjatywa Pracownicza przy PAN i ASP

--------------------------------------------

Odpowiedź przewodniczącego Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, prof. Arkadiusza Mężyka:

Szanowni Państwo,

dziękuję za Państwa list i troskę o środowisko akademickie w nim wyrażone. Popieramy Państwa postulat sprawiedliwego i adekwatnego do obciążeń traktowania nauczycieli akademickich, co może znaleźć na przykład wyraz w procedurach dotyczących oceny akademickiej, aplikacji o granty, itp. Zjawisko "kary za macierzyństwo" jest jednym z opisywanych w literaturze przykładów nierównomiernego rozłożenia kosztów pandemii.

Dostrzegamy głęboką potrzebę lepszego rozpoznania wyzwań, przed jakimi stoją nauczyciele akademiccy w kontekście ograniczeń wywołanych pandemią. Z pewnością wpłynęła ona na dynamikę rozwoju akademickiego różnych grup i środowisk. Na ten właśnie temat grupa badaczek i badaczy z różnych uczelni, kierowana przez dr hab. Aleksandrę Cisłak-Wójcik, prof. Uniwersytetu SWPS, planuje przeprowadzić badania ankietowe. KRASP patronuje tej inicjatywie. Mam nadzieję, że jesienią tego roku, znając wyniki badań, będziemy mogli wspólnie z innymi interesariuszami zaproponować MEiN działania, które pozwolą na wypracowanie rozwiązań służących nie tylko większej sprawiedliwości społecznej, ale także długofalowemu rozwojowi nauki w Polsce. W tej sprawie pozostaniemy także z Państwem w kontakcie.


prof. dr hab. inż. Arkadiusz Mężyk

Przewodniczący KRASP

19 maja 2021

Komentarz do edukacji domowej w Polsce

 


Niektóre z poruszonych przez prof. UAM Marka Budajczaka kwestii wzbudziły zainteresowanie czytelników bloga. Jeżeli ktoś chce uzyskać informacje na temat wskaźników scholaryzacji w Polsce w tym podejściu, może zajrzeć na stronę resortu edukacji, gdzie są podane dokładne dane   z uwzględnieniem typów placówek edukacyjnych (przedszkola, szkoły - publiczne lub niepubliczne) oraz województw. Najnowszy wykaz obejmuje miniony rok szkolny: Liczba uczniów korzystających z nauczania domowego według województw, typów podmiotów i klas w roku szkolnym 2019/2020.

Informacja o liczbie ok. 20 tys. dzieci i młodzieży realizujących obowiązek szkolny poza szkołą jest przesadzona, skoro z uzyskanych przez dziennikarzy danych z MEiN wynika, że w roku szkolnym 2019/2020 w Polsce w edukacji domowej uczyło się 10 976 uczniów, a w roku szkolnym 2020/2021 – 15 034 uczniów

Wzrost w ciągu jednego roku szkolnego o 5 tys. dzieci jest znaczący. Nie wiemy jednak, czy w wyniku spadku zachorowań na Covid-19 i otwarciu szkół liczba ta utrzyma się, wzrośnie czy zmaleje.  

W wyniku przyjętej przez Sejm i podpisanej przez Prezydenta nowelizacji ustawy Prawo oświatowe (Dz. U. 2017 poz. 59 z późn. zm.) w odniesieniu do edukacji domowej rodzice, którzy podjęli taką decyzję nie będą już zobowiązani do uzyskania opinii w tej kwestii z poradni psychologiczno-pedagogicznej oraz nie będą zmuszeni do rejonizacji dziecka w placówce edukacyjnej na terenie województwa ich zamieszkania. Ustawa zacznie obowiązywać z dniem 1 lipca 2021 r. 

Rodzice lub opiekunowie, którzy chcą rozpocząć edukację domową dziecka powinni wystąpić z wnioskiem o zezwolenie do dyrektora oddziału przedszkolnego, szkoły podstawowej lub szkoły ponadpodstawowej (liceum, technikum). Zależy to oczywiście od wieku dziecka. Do wniosku należy dołączyć:

  • oświadczenie rodziców o zapewnieniu dziecku warunków umożliwiających realizację podstawy programowej obowiązującej na danym etapie edukacyjnym,
  • zobowiązanie rodziców do przystępowania w każdym roku szkolnym przez dziecko spełniające obowiązek szkolny lub obowiązek nauki do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych.

Zezwolenie może być wydane zarówno przed rozpoczęciem roku szkolnego jak i w jego trakcie. 

Jeden z czytelników pisze o tym, co prawdopodobnie zaważyło w grudniu 2015 roku na wprowadzeniu przez b. minister Annę Zalewską ograniczeń i dość poważnych zmian. Pisze bowiem: 

(...) subwencję oświatową, związaną z edukacją domową (w wysokości 100%, 50%, czy 80% subwencji dla szkół niepublicznych) dostają "szkoły przykrywki", wyłącznie za wystawienie legitymacji szkolnej, wypisanie biurokratycznych papierów i łaskawe wydanie zgody, by to rodzice sami organizowali dziecku edukację. Nigdy, pod żadnymi rządami, nie dostawali jej rodzice. 

Wyłącznie część ze "szkół przykrywek" świadczyła rodzicom pewne usługi, najczęściej zajęcia WF, trudne do przeprowadzenia w domu. Ale wraz z przycięciem tej subwencji przez min. Zalewską, większość niepublicznych "szkół przykrywek" każe sobie za ten WF płacić, a publiczne przykrywki go nie świadczą.

"Skok na kasę" nie jest tu skutkiem jakości biznesu, tylko wyjątkowo złej regulacji prawnej, dającej państwową subwencję nie dziecku czy rodzicom, ale "szkole przykrywce" (lub samorządowi, jeśli "przykrywka" jest publiczna). W wysokości nawet przyciętej do 50% absurdalnie wysokiej w porównaniu z wypełnianymi zadaniami - corocznego wypełnienia kilku biurokratycznych formalności. Czynności wartej grosze, a nie kilka tysięcy złotych. 

Nie jestem całkiem pewien, ale wydaje mi się, że te zasady poustalała min.Hall, która zaraz po odejściu ze stołka ministerialnego otworzyła i zarabia na sieci "szkół przykrywek" pod nazwą "szkół dobrej edukacji". Mimo to są to dość popularne "przykrywki", bo w końcu rodzicom wszystko jedno, kto się tymi konfiturami utuczy, a "dobra edukacja" jest mało wymagająca i stresująca, dostępna w większości dużych miast, a przed Zalewską nawet
dawała wstęp do sali gimnastycznej albo od czasu do czasu bilet do Centrum Kopernik albo jakiegoś muzeum.


Nie jest też prawdą, ze "zniesiony jest w edukacji domowej nadzór pedagogicznych organów władzy państwowej". Jest to dość uciążliwy i często bardzo stresujący obowiązek, poddania dziecka corocznej kontroli "szkoły przykrywki" i uzyskania od niej zezwolenia na dalsze prowadzenie edukacji samodzielnie, a nie w systemie szkolnym. Kontrola ta ma różne formy i ani jej forma, ani stawiane wymagania nie są jasno określone i decyzje o braku zgody nie podlegają kontroli sądowej, ale są to arbitralne decyzje dyrektorów szkół systemowych. 

Najczęściej jest to coś w rodzaju egzaminu, czy dziecko ma opanowaną "podstawę programową" dla swojego etapu edukacyjnego. W efekcie niektórzy bojaźliwi rodzice, którzy nie załatwili sobie mało wymagających "przykrywek" i tak zmuszają dzieci do wkuwania głupot, bojąc się (i strasząc tym dzieci), że "jak nie zapamiętasz daty Bitwy pod  Grunwaldem, to cię cofną do normalnej szkoły".

 Z listu wynika, że edukacja domowa realizowana jest w Polsce w różnych środowiskach i z udziałem podmiotów/osób, które kierują się także zróżnicowanymi motywacjami i interesami. Nie generalizowałbym jednak takiego obrazu, ale potraktował jako hipotezę, która powinna być zdiagnozowana przez socjologów i pedagogów. Jednak badania nie powinny być podporządkowane samospełniającej się hipotezie. 

Miałem kontakt z rodzinami edukującymi dzieci w tym podejściu, którym jest obojętne, kto pobiera subwencję oświatową na tę edukację, a więc czy jest to szkoła publiczna, niepubliczna czy jakiś podmiot gospodarczy lub organizacja społeczna. W końcu to części rodziców zależy na tym, by ich dzieci były edukowane poza nadzorem instytucjonalnym państwa. To, że muszą eksternistycznie zdać egzaminy w takiej czy innej placówce nie ma dla nich znaczenia. 

Być może korzystniejszą formułą byłoby wprowadzenie bonu edukacyjnego dla edukacji  domowej, bo w tym zakresie doskonale by się sprawdził. Rodzice mogliby być zobowiązani do częściowego pokrycia kosztów obsługi administracyjnej w zakresie realizacji obowiązku szkolnego przez placówkę, w której byłoby ono zarejestrowane. Wówczas uniknięto by podejrzeń o czarny biznes drenujący środki publiczne.                 

 

 


18 maja 2021

Kulturowa i edukacyjna wartość powołania Muzeum Dzieci w Polsce

 


Przypominam dziś dzieło Johna Deweya tworzenia Muzeum Dzieci, gdyż pojawił się projekt takiego działu w Nowym Muzeum w Koszalinie, którego  autorem jest jego dyrektor Zygmunt Kalinowski. Zawiera on w sobie wyjątkową szansę na pojawienie się prekursorskiego rozwiązania, które otwiera nową przestrzeń i rozwiązania edukacyjne dla dzieci i młodzieży. 

Powyższa idea i jej praktyczne aplikacje pojawiły się najpierw przed prawie 120 laty w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej, a w latach 60. XX wieku także na naszym kontynencie stając się fenomenalnym rozwiązaniem, które ewoluuje wraz ze zmianami technologii w ponowoczesnym świecie. Takich muzeów powstało na świecie ok. 500, w tym 70 w Europie, tylko nie w Polsce.

 

Tymczasem Muzeum Dzieci jest miejscem, w którym rozwija się dziecięcą wyobraźnię, kreatywność, a zarazem  stwarza im zupełnie inną atmosferę do eksperymentowania, działania wyzwalanego ciekawością. Oferta programowa takiego Muzeum bazuje na duchu swobodnego obcowania dzieci ze sobą i ich przewodnikiem, na wzajemnej wymianie myśli i oddziaływaniu. Rezultaty takich spotkań wyrastają z doświadczeń nabywanych także w szkole i domu.

Muzeum Dzieci  oferuje zajęcia oparte na zasadzie współdziałania i współżycia w działaniu twórczym. Uczeń powinien się uczyć tylko tego, co ma realne znaczenie, co rozszerza horyzont jego myślenia, a nie różnych jałowych, zbytecznych rzeczy. Musi się zapoznać z prawdami żywemi, a nie tem, co było uznawane za prawdę kilkadziesiąt lat temu, albo polecone przez połowicznie wykształconych nauczycieli [Dewey, Szkoła a społeczeństwo, Lwów-Warszawa 1924, s. 49].

Dewey projektował wyższe piętro idealnej szkoły, w której górnych narożach znajdowałyby się laboratoria geograficzne, literackie, historyczne, przyrodniczo-matematyczne, zaś w  dolnych pracownie artystyczne w dziedzinie grafiki i muzyki (pracownie wokalno-instrumentalne). Idealnym miejscem do powołania takiego środowiska edukacyjnego jest właśnie Muzeum, w którym dzieci mogą poznać źródło pochodzenia rzeczy nam współczesnych, ich historię oraz zastosowanie do zupełnie nowych rozwiązań technologicznych. 

Jak pisał amerykański pedagog:

Skąd powstaje wykształcenie? Poczęści przez obserwację tych rzeczy, rozważanych w ich naukowych i historycznych warunkach i skojarzeniach, przyczem dziecko uczy się je oceniać jako zdobycze techniczne, jako myśli wcielone w czyn; poczęści też przez wprowadzenie idei sztuki do samej Sali [tamże, s. 55].

Muzeum Dzieci tworzy zupełnie nowy związek pomiędzy szkołą a życiem, bowiem w jego przestrzeni, działach naukowych Muzeum dziecko nabywa zupełnie nowych doświadczeń, a zarazem może wykorzystać zdobytą w szkole wiedzę. To właśnie w takim Muzeum można (…) wytworzyć związek pomiędzy szkołą a życiem, aby doświadczenie, nabyte przez dziecko w zwykły, pospolity sposób, mogło być przeniesione i zużytkowane w szkole i naodwrót: aby wszystko to, czego się dziecko nauczy w szkole, było zużytkowane w codziennym życiu (…) [tamże, s.55].

 

Dopiero od niespełna trzydziestu lat zmienia się funkcja muzeów, mimo iż ponad sto lat temu wybitny filozof  John Dewey dokonał w swoich studiach i Szkole Laboratorium „kopernikańskiego przełomu” w spojrzeniu na edukację, która powinna wychodzić poza mury szkolne.  

 

 

Wiemy, jak znaczącym osiągnięciem edukacyjnym stało się Centrum Nauki Kopernik w Warszawie, którego rozwiązania zaczęły naśladować inne samorządy nadając swoim projektom nowe oferty dydaktyczne. Potwierdza się zatem teza Horacjusza Manna: Tam gdzie wszystko się rozwija, jeden twórca wart więcej, niż tysiąc reformatorów [Dewey, 1924, s.7].

 

Warto korzystać z modelu nowej edukacji, który jeszcze nie doczekał się urzeczywistnienia w naszym kraju ze względu na inne priorytety polityki oświatowej, także przez politykę społeczno-gospodarczą oraz brak skonsolidowanej demokratyzacji i uspołecznienia szkolnictwa publicznego. Trzeba wracać do tego, co jest wciąż niespełnionym a możliwym podejściem do pojawiających się innowacji, które powstają z inicjatywy twórczo podchodzących do troski o młode pokolenia nie tyle wizjonerów czy utopistów, ale osób o głębokiej wiedzy i doświadczeniu zdobytym najczęściej poza granicami naszego kraju.

 

Nie chodzi tu o to, byśmy byli bezrefleksyjnymi naśladowcami obcych rozwiązań pedagogicznych i kulturowych we wszystkich sferach codziennego życia dzieci i młodzieży, ale w przypadku edukacji doskonale wiemy, że ta, podobnie jak naukowa wiedza o rozwoju psychofizycznym i duchowym dzieci, jest uniwersalna, ponadpaństwowa, ponadnarodowa. Tym samym warto sięgać po rozwiązania, które od ponad wieku były inicjowane  w różnych miejscach na świecie i są doskonalone po dzień dzisiejszy. Jak się okazuje są one także dochodowe w sensie kulturowym i rozwojowym dla środowisk ich zaistnienia.

Zdaniem amerykańskiego pedagoga, twórcy Muzeum Dzieci J. Dewey’a (…) jesteśmy skłonni do zbyt indywidualistycznego poglądu na szkołę, jako na stosunek zachodzący pomiędzy nauczycielem a uczniem, albo pomiędzy nauczycielem a rodzicami” (Dewey 1924, s. 7].  Obejmująca niemalże cały świat pandemia nie tylko przeniosła edukację szkolną do domów rodzinnych uczniów, ale i uświadomiła nam, jak nieefektywne jest kształcenie zamknięte tylko do szkolnych czy domowych relacji, wymagających realizacji narodowego programu kształcenia.  

Dewey uważał, że (…) zakres pola naszego widzenia powinien być znacznie rozszerzony. To czego najlepszy i najrozumniejszy ojciec pragnie dla swego dziecka, tego powinna pragnąc społeczność dla wszystkich swoich dzieci [tamże]

Nowoczesne wychowanie pozaszkolne, dla którego muzea stały się przedłużonym procesem linearnego kształcenia głównie historycznego, patriotycznego, może być znacząco wzbogacone o model Muzeum Dzieci, które ma zupełnie odrębny charakter i możliwości wspierania postaw twórczych, zdecydowanie wykraczających poza możliwości takiej edukacji w obrębie klas szkolnych. Jeśli zależy nam na tym, by nasze dzieci stawały się osobami kreatywnymi, ciekawymi świata i zaangażowanymi na rzecz zmian czyniących ich i nasze życie bardziej szczęśliwym, spójrzmy w sposób otwarty na nowy typ instytucji pozaszkolnej jako niepowtarzalną szansę wyjścia poza schematyczne, formalne i powierzchowne kształcenie w naszych szkołach.

Wybitny polski filozof, autor znakomitego studium  „O szczęściu” Władysław Tatarkiewicz podkreślał: Zadowolenie z całości życia jest zadowoleniem nie tylko z tego, co jest, ale także z tego, co było i co będzie; nie tylko z teraźniejszości, ale także z przeszłości i przyszłości. Poczucie szczęścia obejmuje nie tylko dodatni stan obecny, ale także dodatnią ocenę przeszłości i dodatnie widoki na przyszłość [1979, s. 240]


 


16 maja 2021

Profesorowie mają otwarte drzwi do konsultacji, tylko trzeba chcieć z nich korzystać

 



Jest oczywiste, że praktyki stosowane przez niektóre osoby, niezadowolone z negatywnych ocen ich wniosków awansowych i decyzji odmownych, a polegające na wnoszeniu oskarżeń do sądu, doniesień do prokuratury czy wniosków do komisji dyscyplinarnych przeciwko recenzentom, którzy napisali krytyczne, ale merytorycznie uczciwe recenzje, jest naganne i naukowo szkodliwe.   

W Radzie Doskonałości Naukowej, podobnie jak wcześniej w Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów dość łatwo można rozpoznać i odsiać "ziarno od plew", wbrew komentarzom wielu pseudonaukowców, którzy są rozczarowani tym, że nie przeszli ze swoimi nienaukowymi dokonaniami przez recenzenckie "sito" w radach naukowych dyscyplin czy senatów uczelni.  

Nikt nie wzbrania rozżalonym czy mającym słuszne powody do zakwestionowania poważnych błędów formalno-prawnych złożenia odwołania do organu drugiej instancji, jakim jest RDN. To jest konstytucyjne prawo każdego obywatela. Nie może to jednak służyć wypaczaniu postępowań awansowych. Są jednak granice etyczne, merytoryczne i metodologiczne stosowanych przez niektóre osoby argumentów czy nadużyć w interpretowaniu zdarzeń i dowodów w ich sprawie.   

 

Politycy powinni poprzeć starania o wprowadzenie ustawowego "immunitetu" dla recenzentów, gdyż nasilająca się liczba wniosków oskarżycielskich wobec rzetelnych i uczciwych recenzentów w postępowaniach awansowych otwiera pole do zdumiewających praktyk. Przeciwdziałanie pseudonaukowym aktom "odegrania się" na recenzentach powinno polegać na - mówiąc w przenośni - "paleniu na stosie" tych co postępują cynicznie, niegodnie, naruszając etos nauki i stojących na jej straży wybitnych uczonych. 

Potępiać powinno się czyny i dokonania pseudonaukowców, ale nie osoby, które mają doświadczenie niepowodzenia, o czym wielokrotnie pisałem. Nie oznacza to jednak unikania krytyki czyichś błędów, by nie być poddanym opresji ze strony takich osób.  Tchórzostwo części profesorów jest  ich ucieczką od odpowiedzialności za dyscyplinę naukową, a zarazem autokompromitacją. Co to bowiem za profesor, który obawia się napisania rzetelnej recenzji naukowej?  

Publikując artykuł krytyczny musimy wskazać na jego źródło i autora, a jeśli są w nim poważne błędy, to nie ulega wątpliwości, że ich sprawcą nie jest ktoś anonimowy, jakaś nieznajoma siła czy podmiot. To usprawiedliwia wyciaganie przez recenzentów wniosków wskazujacych na niewiedzę, brak kompetencji danego autora w odniesieniu  do jego/jej konkretnego wytworu.  

 

Idąc dalej tym tokiem myślenia, przeciwdziałać powinniśmy poprzez wskazywanie ludziom błędów jakie popełniają i pokazywanie im, na czym one polegają oraz tłumaczyć, że każdy kto poddaje się ocenie musi się liczyć z krytyką, a także że merytoryczna ocena, nawet jeśli krytyczna, najczęściej wcale nie wynika ze złośliwości albo złej woli recenzenta (jak często domniemają takie osoby). Konieczne jest publikowanie rzetelnych recenzji publikacji naukowych zanim te staną się jednym z osiągnięć rekomendowanych komisjom habilitacyjnym do oceny.   

 Przynajmniej do jakiegoś etapu można takie metody próbować stosować, bo rzecz jasna są osoby niereformowalne, które i tak się uwagami krytycznych a rzetelnych uczonych nie przejmą... .  Wtedy po prostu nie pozostaje nic innego, jak odwołanie się do środków formalno-prawnych.

 

Każda próba wyjaśnienia problemu, chociażby przy okazji webinarium, komunikatów władz RDN, opublikowanego na stronie Rady „Poradnika” , doniesień medialnych o istniejących patologiach w środowiskach akademickich - zamiast prostego potępiania "błądzących" osób, jest właśnie taką strategią - może naiwną, jeśli mamy do czynienia z zatwardziałymi egocentrykami nietolerującymi żadnej krytycznej uwagi, ale jednak wartą podjęcia, bo może inne osoby zauważą rażące błędy w "spiskowej teorii własnych niepowodzeń awansowych".

 

Jeśli z takiej okazji nie skorzystają, pozostają inne działania i surowe odmawianie miejsca wśród społeczności akademickiej, bo tego typu działania o jakich mówimy są destrukcyjne i szkodliwe. Działając w tym duchu, członkowie RDN mają otwarte drzwi dla każdego, kto ma jakieś wątpliwości, czy ma jakiś problem, z którym nie potrafi sobie poradzić albo sprawę do przedyskutowania, w której mogą być pomocni.

 

Jeśli jednak taką "wyciągniętą dłoń" odrzucą albo będą próbować niecnie wykorzystać, to należy ich potraktować bezwzględnie surowo, skoro chcą z premedytacją szkodzić społeczności akademickiej. Taka jest powinność każdego nauczyciela akademickiego troszczącego się o jak najwyższe standardy osiągnięć naukowych.

 

Każdy/-a profesor pełni dyżury w swojej jednostce. Jest też dostępny jego/jej kontakt elektroniczny.  Lepiej zatem konsultować własne działania badawcze, projekty, niż zabiegać o "kolesiowską" recenzję dopuszczającą do wszczęcia przewodu doktorskiego czy postępowania habilitacyjnego. Ustawodawca zapisał nawet habilitantom wymóg odbycia stażu krajowego czy zagranicznego właśnie po to, by mogli wertyfikować trafność i rzetelność własnych projektów badawczych. 

Czy doktorant lub habilitant zamiast być mądrym przed szkodą, woli być głupi po szkodzie i uruchamiać paranoiczną żądzę zemsty na tych, którzy rzetelnie wykonują swoje zadania? Czy w ten sposób chce udowodnić równie niekompetentnym sojusznikom, pseudonaukowcom, że został skrzywdzony?  To "ślepa" uliczka.  

 

Prof. Drozdowicz 

Tym, którzy realizują scenariusze "hejtowania"| recenzentów: (...) chciałbym zadedykować słowa wielkiego filozofa G.W. Hegla (dopasowując je jednak do potrzeb tej narracji): patrząc z pozycji kamerdynera, nie ma, i być nie może, takich wielkości, które zasługiwałyby na uznanie i szacunek otoczenia – ów przysłowiowy kamerdyner może bowiem powiedzieć niejedno na temat różnego rodzaju słabości i słabostek swojego pracodawcy; a to, że nie chce, lub nie jest w stanie dostrzec i zrozumieć jego autentycznych wielkości, ma już mniejsze znaczenie dla tych, którzy gustują w tego rodzaju plotkarskich doniesieniach [Wrażliwość i drażliwość uczonych, "Nauka" 2018/3, s. 62] .


[źródło cytowań: wypowiedź czołowego rzeczoznawcy RDN]