24 sierpnia 2016

Kogo w UMK (nie) interesuje pedagogika ogólna?



Szkice z pedagogiki ogólnej autorstwa Romana Schulza są studium syntetycznego i metateoretycznego badania stanu pedagogiki ogólnej Anno Domini 2016. Mała książeczka cieszy wartością treści, bowiem konieczne jest w każdej dyscyplinie naukowej choć na chwilę zatrzymanie stanu dotychczasowej refleksji, by poddać ją dociekliwemu oglądowi.

Dobrze, że czyni to tej klasy Profesor pedagogiki ogólnej, który ma za sobą wiele znakomitych dzieł z tej subdyscypliny nauk pedagogicznych. Autor nie upomina się jedynie o ich uobecnienie w dyskursie naukowym, ale dokonuje komparatystycznego oglądu rozpraw różnych autorów, a nawet instytucji czy naukowej korporacji, jaką jest Komitet Nauk Pedagogicznych PAN z punktu widzenia ich wkładu w rozwój pedagogiki ogólnej. Z tym większą więc wdzięcznością odnotowuję niniejszą rozprawę, gdyż niewielu uczonych dostrzega i wskazuje na aktywny udział profesorów KNP PAN w powyższym zakresie czy prowadzących badania zakładów lub katedr w różnych uniwersytetach lub akademiach pedagogicznych.


Rozprawę opiniował już wydawniczo prof. Zbigniew Kwieciński, toteż adnotacja wycinka z jej treści na okładce nie jest jedynie grzecznościowym czy koleżeńskim gestem afirmacji autora i jego dzieła, ale trafnym odczytaniem właśnie owego syntetycznego podejścia do pedagogiki ogólnej, które nie ma charakteru jakiegokolwiek streszczenia.

Zwięzłość narracji wynika – jak sądzę – z chęci uniknięcia powtórzeń także własnych badań w tej dyscyplinie wiedzy, ale i porównawczego uwydatnienia nowym pokoleniom badaczy konieczności powracania do kluczowych pytań o istotę, zakres, funkcje i powody braku konsensusu naukowego wokół kwestii, które być może wymagają zupełnie nowych dociekań.


Z jednej strony R. Schulz zachęca dojrzałych już badawczo czytelników do tego, by per analogiam do innych nauk społecznych (np. psychologii) ustalili, czy nasza dyscyplina posiada, (przeciw-)stawia wielkie pytania o uniwersalia przedmiotów własnych badań – „iżbyśmy przynajmniej nie czuli się gorsi pod tym względem od przedstawicieli innych nauk” (s. 62), z drugiej zaś strony udostępnia studentom pedagogiki i początkującym badaczom spójne kompendium wiedzy o stanie pedagogiki ogólnej.


Skorzystają z tej publikacji także historycy współczesnej myśli pedagogicznej czy teoretycy wychowania, którym słusznie przypomina się aktualność sporów światopoglądowych i potrzebę ponownego (re-)konstruowania własnych projektów badawczych. Na s. 60 autor wymienia kilka charakterystycznych dla pedagogiki dylematów światopoglądowych, które mogą stanowić podstawę do konstruowania i badania zmiennych:

(…)
• Wartości czy prawdy?

• Ideały czy realia?

• Technologia czy organizacja?

• Odtwórczość czy twórczość?

• Operacje czy struktury?

• Sterowanie czy wykonanie?

• Obraz czy słowo?

• Poznanie czy metabolizm informacyjny?

• Doświadczenie praktyczne czy prawda naukowa?



Całość kończą publicystyczne refleksje autora związanych z wykładaniem przez niego pedagogiki ogólnej na macierzystym Wydziale Nauk Pedagogicznych, którego kadrę – jak stwierdza - w większości stanowią konwertyci, a więc osoby z prymarnego wykształcenia będące byłymi wojskowymi, astronomami, duchownymi, historykami, filologami, filozofami czy absolwentami AWF.

Dopiero po przeczytaniu liczącego 138 stron tomiku można zrozumieć opinię Z. Kwiecińskiego: "Szczególne znaczenie dla polskiej pedagogiki ogólnej mają trzy pierwsze rozdziały publikacji (...)" W ostatniej bowiem części swojej książki Roman Schulz wskazuje na brak zainteresowania jego studentów pedagogiką ogólną, ich niezdolność do polemizowania z jego prowokacyjnymi tezami typu: skoro na studia psychologiczne przychodzą osoby mające problemy z samymi sobą, to zapewne i na pedagogikę ci, którzy byli zaniedbani wychowawczo czy na weryfikowany w czasie egzaminów niski poziom ich wiedzy.

Zachęca studentów do tego, by stali się najpierw dla siebie swoim Januszem Korczakiem czy Antonim Makarenką i udowodnili, że (…) Starożytni , a za nimi cała reszta, pomylili się w ocenie predyspozycji oraz kwalifikacji potrzebnych do pełnienia roli pedagoga” (s. 125). Zdaniem profesora - studenci wiedzą, że nic nie wiedzą, a nawet mają problem z jego podstępnym pytaniem: „Czy Janusz Korczak jeszcze żyje?”

Jak widać, Profesor nie miał szczęścia do swoich studentów, bo nie wspomina ich najlepiej na kartach swojej książki. O swoich studentach pisałem w okresie sesji letniej równie krytycznie. Spotykamy coraz większy odsetek takich studentów, którzy przyszli, posiedzieli i wyszli. Czego się nauczyli? Co przeżyli?

Może niektórzy z jego absolwentów powinni kupić sobie tę książeczkę i poprosić autora o dedykację lub autograf, by za jakiś czas z humorem i samokrytycznie spojrzeć na siebie oraz rówieśników z czasu studiów? A może za kilkanaście lat ukażą się relacje, wspomnienia czy memy autorstwa byłych studentów prof. R. Schulza? Wówczas poznamy drugą stronę lustra … weneckiego. W przyrodzie bowiem nic nie ginie, tylko zmienia właściciela.