Wydany
w tym roku przekład esejów filozofa Byung-Chul Hana (tłum. Rafał
Pokrywka, Warszawa, 2024) zainteresuje nie tylko humanistów, ale zapewne także
uczonych nauk społecznych, bowiem dotyczy zawłaszczania sztuki opowiadania
przez narzędzia storytellingu. Tymi jednak posługują się konkretne osoby, stąd
moje powątpiewanie w tytułowy przekaz.
Każdy
esej tego autora czyta się z ogromną przyjemnością intelektualną, bowiem
odnosząc się do rzeczywistości uruchamia głęboki namysł nad tym, czego
doświadczamy, ale co nie zostało przez nas eksternalizowane. Byung-Chul Han
przywraca znaczenia fenomenom, które zostały wyparte, zapomniane lub zastąpione
bliskoznacznym terminem, dzięki czemu przestały już wywoływać moralnie
zobowiązujące wrażenie.
Tom
otwiera bowiem esej "Bez respektu" na temat coraz dotkliwiej
odczuwanego braku okazywania szacunku wobec tych osób, które w istocie są
nośnikami, żywym i trwałym świadectwem wartości społeczno-moralnych w społeczeństwie
otwartym, pluralistycznym. Jak pisze ów filozof:
"Respekt
oznacza dosłownie spoglądanie wstecz. Respekt to wzgląd. Obcując
z innymi w szacunku, powstrzymujemy się od ciekawskiego zaglądania. Respekt
zakłada spojrzenie z oddali, patos dystansu. (...)
Społeczeństwo bez respektu, bez patosu dystansu zamienia się w społeczeństwo
skandalu" (s.10).
Filozof
dokonuje przesadnej generalizacji wyrażając ocenę upadku sfery publicznej i
braku okazywania sobie przez ludzi wzajemnego szacunku. Nie jest tak przecież w
całym społeczeństwie, tylko w jego różnych środowiskach, zbiorowościach czy
grupach społecznych. Nie wszyscy bowiem ich członkowie faworyzują rzekomo
pornograficzne "wystawienie intymności na widok i upublicznienie
prywatności" (tamże).
To
poszukujący sensacji dziennikarze, reportażyści ale i - niestety - także
przedstawiciele świata polityki, kultury, nauki i oświaty, patostreamerzy, by
zaistnieć w przestrzeni publicznej lub odwrócić uwagę opinii publicznej od
własnej marności, upubliczniają informacje, które mają dehumanizujący
charakter. Naruszają czyjś autorytet, czyjeś osiągnięcia informacją, która nie
ma z nimi żadnego związku, ale znakomicie sprzedaje się w różnych mediach,
publikatorach.
"Wspierana
przez medium cyfrowe anonimowa komunikacja zagłusza respekt w każdym wymiarze.
Jest współodpowiedzialna za rozkrzewiającą się kulturę niedyskrecji i
lekceważenia. Medialny shitstorm jest również anonimowy. Na
tym polega jego przemoc" (s.11).
Jeśli
autor stwierdza, że "władza buduje stosunek asymetryczny i utwierdza
związki hierarchiczne", to powinien jednak zaznaczyć, że tylko taka
władza, której na tym zależy i która nie podlega kontroli publicznej. Nie każda
bowiem władza nie jest dialogiczna.
W
kolejnym eseju filozof pisze przecież o społeczeństwie oburzenia, które
budzi się w obliczu wyjątkowych dlań wydarzeń. Nie mogę się jednak zgodzić z
jego tezą, że "co nie jest informacją, to nie jest", bo nie zawsze
to, co jest kreowane jako informacja, odpowiada temu, co jest.
Filozof
formułuje przekorne sądy, jak np. ten, że "Żyjemy dzisiaj w szczególnej
fazie historycznej, w której sama wolność wywołuje poczucie przymusu. Byłby to
zatem koniec wolności. Znajdujemy się dziś więc w ślepej uliczce. Nie możemy
ruszyć do przodu, nie możemy się cofnąć" (s.48).
Przypomina
to myśl ks. prof. Józefa Tischnera o możliwości nieradzenia sobie przez
niektóre osoby z darem wolności. Dostrzegam to w szkolnictwie wyższym, w
uniwersytetach, w których członkowie niektórych jednostek czy organów
wykorzystują autonomię do zniewolenia jednych lub ukrycia patologii.
Lektura
humanistyki nie zmienia rzeczywistości, ale wzmacnia poczucie sensu i trwania w
świecie jej wartości przez tych, którzy są elitą społeczną, intelektualistami.
Jak pisze autor esejów:
"Wraz
z prawdą natychmiast ustanawia się fałsz. Jedna decyzja
wprowadza zarazem to, co prawdziwe, jak i to, co fałszywe" (s.50).
Eseje
Byung-Chul-Hana są sprzeciwem wobec cyfrowego świata, w którym narratorzy są
-jego zdaniem - "mieszkańcami cyfrowego panoptykonu" żyjąc w
złudzeniu wolności (s.66). Zapewne są podglądani, a może i inwigilowani
przez niewidocznych dla nich obserwatorów, ale ci nie są klawiszami. Co
najwyżej, jeśli zamierzają wykorzystać upublicznioną przez cybernarratora
wiedzę przeciwko niemu, wbrew prawdzie o nim, to prędzej czy później zostaną
ujawnione ich nieuczciwe intencje.
Czyżby
autor esejów nie zamierzał dostrzec, że także jego książka przekształca oko
czytelnika "w kamerę do monitoringu" (s.88)? Co za różnica, gdzie
eksternalizujemy swoje myśli, wiedzę, komentarze czy informacje?
Zdumiewa
teza filozofa, że Transparencja to polityka uwidaczniania
stosowana w reżimie informacyjnym. Ten, kto odnosi transparencję wyłącznie do
polityki informacyjnej jakiejś instytucji czy osoby, nie rozpoznaje jej doniosłości.
Transparentność jest systemowym przymusem reżimu informacyjnego. Imperatyw
transparencji brzmi: wszystko musi stać się powszechnie dostępną
informacją (s.79).
To,
że transparencja i informacja są równoznaczne, nie czyni z tego uwięzienia
ludzi w cyberprzestrzennej celi, gdyż o prawdzie stanowią ludzie, a nie
informacja wynikająca z przymusu transparencji. Całe szczęście, że instytucje
publiczne mają przymus transparencji informacji (uchwał, stanowisk, itp.), bo
mają ograniczone możliwości mataczenia, działania występnego itp.
Wychowanie
w rodzinie i dobra edukacja powinny być profilaktyką przed rozwijaniem się
cyfrowych rojów patoinfluencerów. Filozof pisze:
"Media
cyfrowe kładą kres człowiekowi masowemu. Mieszkaniec cyfrowej ziemi nie jest
"nikim". Jest teraz kimś z profilem, podczas gdy w
epoce tłumów jedynie przestępcy mieli swój profil" (s.83). Dziś może tych
przestępców wyłapać dzięki cyfrowym mediom z wsparciem ich aktywnych
użytkownikom.
Można
odnieść wrażenie, że cyfrokracja jest faktorem kryzysu demokracji, jednak kryzys
ma nie tylko negatywną, ale także pozytywną stronę. To, że elektroniczne
komunikatory rujnują "(...) racjonalny dyskurs, u którego podstaw leży
lektura książki"(s.87), nie jest zgodne z faktami, skoro coraz więcej osób, nie tylko młodego pokolenia, czyta e-książki.
Infokracja
ma swoich jawnych i ukrytych scenarzystów, reżyserów i aktorów. Jej wciąż
racjokracją jest ta część społeczeństw demokratycznych, która korzysta z
tradycji, historii, wiary w uniwersalia czy transcendencję, z tego, co jest
ponadczasowe a nie doraźne, krótkoterminowe. Demokracja broni się mimo
toczących ją kryzysów wzbudzanych z zewnątrz jej ustroju i z własnego wnętrza.
"Demokracja
jest powolna, rozwlekła i żmudna. Stąd infodemia, wiralne
rozpowszechnienie informacji, przynosi wielkie szkody dla procesu
demokratycznego. Argumenty i uzasadnienia nie pozwalają się wtłoczyć w tweety
czy memy, które rozchodzą i rozmnażają się w wiralnym tempie. Logiczna
koherencja, która wyróżnia dyskurs, obca jest mediom wiralnym" (s.98).
Czy
zatem rzeczywiście nie da się zwalczyć infodemii prawdą? To, że politycy
usiłują narzucić społeczeństwu swoją narrację wcale nie oznacza, że jest ono
zniewolone, bezbronne. Czytelnicy, słuchacze nie są istotami pozbawionymi
umysłu i serca, nie są ślepi i głusi, jak usiłuje się im narzucić taki
stan.
Trudno
zgodzić się z filozofem, że świat przeżywany w nienaruszonym stanie dotyczy
tylko tych, którzy podzielają "(...) te same wartości i kulturowe
przekazy"(s.104), o ile dyskurs nie zostaje zastąpiony przez wiarę i
wyznanie.
Eseje
zawierają neologizmy, intrygujące określenia, które zapewne zapadną w
pamięci aktywnych osób w przestrzeni publicznej. Pojawiają się w treści m.in. dataiści,
defaktyzacja, cyfrowe upiory, infokracja, dysponowanie kimś ruchem pęsety,
narratywy prywatności. Potwierdza zarazem swoją wnikliwą, baumanowską
obserwacją i wrażliwością społeczną istnienie w otwartym a demokratycznym
społeczeństwie także nowomowy. "Uniwersalne oszustwo i totalne kłamstwo
przesiąkają również do języka" (s.123).
Tym
bardziej byłoby wskazane zainteresowanie studentów tą rozprawą, skoro przygotowują się do
pracy z dziećmi czy młodzieżą, by wspólnie przedyskutować
filozoficzne prowokacje niemieckiego filozofa urodzonego w Korei
Południowej. Ciekawie bowiem łączy realne doświadczenia kulturowe,
polityczne z światłem i ciemnością cyberprzestrzeni.