01 września 2019

Przed nami kolejny rok szkolny

Po wakacjach powinienem napisać o:

- porażonych rekrutacyjnym chaosem uczniach, którzy - statystycznie rzecz ujmując - ponoć dostali się do szkół ponadpodstawowych, a co gorsza - jak twierdził minister - wybierali licea ogólnokształcące;

- tych, którzy stracili szanse edukacyjne, jak i o wybitnie uzdolnionych, którzy uzyskali w okresie wakacyjnym mistrzowskie laury w ramach światowych olimpiad i konkursów przedmiotowych;

- nauczycielach, ich frustracji, zawodzie, apatii, syndromie wypalenia, poczuciu zdrady, zniechęceniu, rezygnacji z zawodu, kredytach, ale i o zachwycie rozpoczynających pracę w zawodzie z powodu 1000 zł. dodatku "startowego" i zwolnienia ich z płacenia podatku PIT, itp.;

- dziewiętnastym ministrze edukacji narodowej, o jego wcześniejszym konflikcie z prawem czy jego medialnej wypowiedzi po Marszu Równości w Białymstoku sugerującej konieczność wyeliminowania z życia publicznego takich form afirmacji lewicowych wartości;

- zlekceważeniu przez ministra władz samorządowych wielkich miast; o jego nadziei, że większość nauczycieli nie weźmie udziału w zapowiadanym na wrzesień strajku;

- odrzuceniu przez sejmową komisję anonimowego autorstwa petycji w sprawie ograniczenia prawa do strajku nauczycielom ale także sejmowe komisje odrzuciły projekt ustawy w sprawie rekompensat za strajk nauczycieli; Minister Dariusz Piontkowski nie uczestniczył w posiedzeniu komisji sejmowej ze względu na udział w mszy świętej na Jasnej Górze;

- zapowiadaniu przez totalną opozycję złożenia w Sejmie wniosku o odwołanie ministra edukacji, jakby to miało sens po jednym miesiącu jego "pracy";

- rzekomo trwającej w polskich szkołach rewolucji cyfrowej w związku z zapewnianiem od kilkunastu już lat dostępu szkół publicznych do szerokopasmowego internetu (MEN nie informuje o ukaraniu osób odpowiedzialnych w CODN/ORE za skandaliczne nadużycia finansowe w ramach programu "cyfrowa szkoła");

- Ekstrasubwencji MEN dla szkół wiejskich, bo w nich jest duża część środowiska nauczycielskiego, które nie przeciwstawi się żadnej centralistycznej władzy oświatowej;

- braku w budżecie państwa pieniędzy na pokrycie podwyżek płac nauczycielskich, czyli wypłatę uzgodnionych z rządem przez NSZZ "Solidarność" ochłapów, skoro środki dostanie zaledwie 49 proc. samorządów (głównie w tych środowiskach, w których PiS zwyciężyło w wyborach samorządowych);

- prezesie ZNP Sławomirze Broniarzu, który został po raz kolejny wybrany do władz Education International w czasie 8. Światowego Kongresu Międzynarodówki Edukacyjnej. Odnotuję jedynie, że „cel tej organizacji jest bardzo prosty: "chcą zmienić świat”;

- sensie utrzymywania niskiego progu zaliczenia egzaminu maturalnego w liceach ogólnokształcących, skoro "wskaźniki zdawalności matury nie przekraczają 70%, czyli ponad 30% absolwentów nie może podjąć żadnych studiów i jest nieprzygotowanych do wejścia na rynek pracy";

- stanowisku Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych w sprawie bezprawnego zbierania przez resort edukacji danych o strajkujących nauczycielach (nie wiemy, czy zbierano dane o uczniach z organizacji Strajk Uczniowski, którzy protestowali w lipcu przed MEN w związku z niekorzystną dla nich sytuacją w szkolnictwie i brakiem miejsc w szkołach średnich);

- Kuratorium Oświaty w Rzeszowie (region b. Marszałka Sejmu - Marka Kuchcińskiego), którego władza uważa, że dyrektor przedszkola nie musi zapewnić dzieciom w czasie upałów dostępu do wody, gdyż nie ma wprost takich przepisów;

- dalszych zmianach programowych w szkolnictwie, które - w świetle lipcowych ustaleń na konwencji programowej PiS - mają podjąć (...) działania na rzecz dalszego ograniczania wprowadzania do szkół ideologii sprzecznych z polskim, chrześcijańskim systemem wartości.


Mam nadzieję, że w dniu 2 września 2019 r. pierwszoklasiści przekroczą mury budynku szkolnego z pozytywnymi emocjami, jeżeli byli właściwie przygotowani przez swoich rodziców lub opiekunów prawnych do tego wydarzenia. Tyle było hałasu o miejsca w szkołach ponadpodstawowych, że musiały zejść na dalszy plan problemy uczniów szkoły podstawowej, a nawet przedszkolaków i ich nauczycieli. Dzisiaj nikt już nie upomina się o sześciolatków, by gremialnie szli do szkół, bo o uczniowskim szlifie w tym wieku decydują aspiracje rodziców, akceleracja rozwoju ich dzieci oraz opinia psychologa.

Powód do radości mają nauczycielki przedszkoli, bo socjotechnicznym trikiem poprzednia minister Anna Zalewska odebrała im prawo do 300 zł. dodatku za wychowawstwo. Jej następca dobrotliwie oznajmił, że im tę kwotę daje, a nie, że ją przywraca. Łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Zapewne ucieszą się wszyscy ci nauczyciele, którzy pozostali w przedszkolach i szkołach na swoich stanowiskach mimo sponiewierania ich godności przez politykę A. Zalewskiej.

Nauczyciele nie są dla prawicowej władzy, podobnie zresztą jak i dla poprzednich ekip rządzących - elitą, znaczącą grupą zawodową w kulturze, która zasługuje ze strony rządzących na wsparcie rozwoju osobowego, godnego standardu życia oraz poszanowania ich pracy w zinstytucjonalizowanej edukacji.

Po dwudziestu kilku latach pojawiła się w mediach i nauczycielskim środowisku idea powołania do życia przez nowy Parlament samorządu zawodowego nauczycieli (Izb Nauczycielskich). Projekt ustawy został napisany w 1997 r., ale jak tylko obiecujący jego wprowadzenie w życie rzekomi zwolennicy dostali się do Sejmu, szybko o nim zapomnieli i schowali do szuflad historii. Opublikowałem treść tego projektu w książce: "Jak zmieniać szkołę. Studia z polityki oświatowej i pedagogiki porównawczej" (Kraków: "Impuls" 1998, II wyd. 2008).

14 sierpnia 2019

W imieniu Komitetu Nauk Pedagogiki PAN złożyłem protest do MNiSW w sprawie wykazu czasopism



Komisja Ewaluacji Naukowej powołana przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego skompromitowała się wykazem punktowanych czasopism, który został opublikowany dnia 31 lipca 2019 r. Na szczęście jest to Komunikat a nie rozporządzenie, toteż powinien być bezwzględnie zweryfikowany i zmieniony. To, czego dopuścili się członkowie KEN jest przykładem destrukcji naukowej! Jakim prawem pominęli jakościowe , a nie tylko parametryczne, ekspertyzy profesorów pedagogiki.

Jak się okazuje zlekceważono także opinie i analizy per review profesorów socjologii i literaturoznawstwa. Zapewne i pozostałe dyscypliny zostały tak samo potraktowane! W "Forum Akademickim" piszą o tej arogancji historycy.

To powinien być powód do zdymisjonowania tej Komisji, jeśli tak skandalicznie pozanaukowa ingerencja miała miejsce.


Wszystkie czasopisma pedagogiczne - uzyskały 20 pkt., z wyjątkiem "Resocjalizacji Polskiej" (70 pkt.). Dla KEN i ministra nie ma to znaczenia, jaka jest rzeczywista jakość czasopism naukowych. Rozgrywa się ukryte interesy, bo swoistego rodzaju "wojna" trwa nie tylko między politycznymi formacjami, ideologiami, ale - jak się okazuje - także między przedstawicielami dziedzin nauk. Jak nie wiadomo , o co chodzi, to wiadomo, że o pieniądze. Tak niszczy się polską humanistykę i nauki społeczne. A członkowie KEN zapewnili pismom, w których sami publikują, nieco więcej niż 20 pkt. Ciekawe.

Oto treść pisma do Ministra Jarosława Gowina:

Łódź, 5 sierpnia 2019

Sz. Pan
Dr Jarosław Gowin
Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego

Szanowny Panie Ministrze,
w związku z opublikowanym wykazem punktowanych czasopism składam jako przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk stanowczy protest wobec nierzetelności członków Komisji Ewaluacji Naukowej w odniesieniu do liczby punktów przyznanych przez KEN czasopismom pedagogicznym. Po co powoływał Pan Minister Zespół ds. Oceny Czasopism w Dyscyplinie Pedagogika, którego zadaniem była merytoryczna ocena jakości polskich czasopism naukowych, skoro tylko jedno z nich, jakim jest „Resocjalizacja Polska”, uzyskało 70 pkt., zaś wszystkie pozostałe 20 pkt. ? Czyżby członkowie KEN, którzy nie są ekspertami w tej dyscyplinie, mieli prawo do tak pozamerytorycznej dyskwalifikacji wielu, znakomitych periodyków i do zlekceważenia propozycji Zespołu Ekspertów MNiSW zróżnicowania niniejszej punktacji? Jak można było doprowadzić do skandalicznej wprost sytuacji zrównania w ten sposób czasopism naukowych Uniwersytetu Warszawskiego, Uniwersytetu Jagiellońskiego czy Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu z periodykami wydawanymi przez nieznaczące naukowo wyższe szkoły prywatne czy uczelnie, których periodyki nie reprezentują wysokiej jakości?

To jest Wykaz kompromitujący nie tylko KEN, ale przede wszystkim Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Oznacza bowiem brak szacunku i uznania dla powołanych przez Pana Ministra Profesorów – członków Zespołu ekspertów ds. oceny czasopism. W dn. 6 maja 2019 r. członkowie tego Zespołu – wybitni profesorowie pedagogiki napisali do Pana, że przyznanie wszystkim polskim czasopismom naukowym tej samej liczby punktów będzie niemoralne i dyskwalifikujące kilkudziesięcioletnią często pracę kilku pokoleń uczonych, którzy wynieśli czasopisma uniwersyteckie na najwyższy poziom.

Także pominięcie w tej ocenie tych czasopism, których redakcje nie zgłosiły ich do wsparcia finansowego w ub. Roku z różnych powodów (np. brak rejestru w KRS) jest równie oburzające, gdyż zawierało ukryte kryterium ich wykluczenia z powyższego wykazu. Tak nie postępuje się w nauce i z naukowymi zespołami redakcyjnymi.
Bardzo proszę o skuteczną interwencję w tej sprawie i dokonanie korekt w wykazie czasopism. Załączam pismo w/w Zespołu z wskazaniem na konieczność zróżnicowania punktacji.

10 sierpnia 2019

Pożegnanie prof. APS Jadwigi Bińczyckiej - wyjątkowej i wspaniałej pedagog korczakowskiej tradycji


W piątek nadeszła z Warszawy niezwykle bolesna wiadomość o odejściu WSPANIAŁEJ POSTACI POLSKIEJ PEDAGOGIKI HUMANISTYCZNEJ - em.profesor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie - dr hab. JADWIGI BIŃCZYCKIEJ.

W czasach tak wielu tragicznych doznań dzieci na całym świecie, traumatycznych i poniżających ich osobistą godność zdarzeń, aktów przemocy, dzieciobójstw - głos i rozprawy naukowe Jadwigi Bińczyckiej w ich obronie był niepowtarzalny. W środowisku akademickiej pedagogiki należała do nielicznych już badaczy spuścizny Starego Doktora - JANUSZA KORCZAKA. Przez wiele lat kierowała Polskim Stowarzyszeniem im. Janusza Korczaka, działała także w jego międzynarodowych strukturach jednocząc wokół Korczaka miłośników jego dokonań i twórczości.

Mimo długotrwałej choroby do ostatnich chwil była w ciągłym kontakcie ze swoimi wychowankami, wypromowanymi doktorami, doktorami habilitowanymi i profesorami - współczesnymi pajdocentrystami, rzecznikami praw dziecka, wychowawcami i nauczycielami placówek oświatowych, które noszą imię Janusza Korczaka oraz autorami rozpraw poświęconych dzieciom, dzieciństwu i ich trudnej codzienności. Żyła i, myślała i działała korczakowską pedagogiką, ale nie tylko tą jej odmianą. Afirmowała w swoich pracach, wykładach i konferencyjnych referatach dzieła i myśli tak wybitnych humanistów i pedagogów humanistycznych jak Martin Buber, Alice Miller, Hubertus von Schoenebeck, ks. Janusz Tarnowski, Stefan Wołoszyn czy Stanisław Ruciński. Potrafiła łączyć myśl naukową z eseistyką pedagogiczną i jakże rzadko wykorzystywana przez uczonych poezją.

Była kochana, uwielbiana i szanowana przez wszystkich tych, których obdarzała własną miłością, przyjaźnią i szacunkiem, gdyż potrafiła w wyjątkowy sposób łączyć pedagogów wokół świata humanum. Jej mieszkanie było zawsze otwarte dla każdego, kto chciał podzielić się swoimi troskami, naukowymi problemami czy uzyskać wsparcie w konstruowaniu własnych projektów badawczych.

Jak mało kto była PEDAGOGIEM AUTENTYCZNEGO DIALOGU, trudnej sztuki inkontrologii i kultury porozumienia w stosunkach międzyludzkich. Nie akceptowała faryzeizmu i hipokryzji w środowiskach edukacyjnych, będąc zawsze po stronie słabszych istot czy osób odczłowieczanych przez ich przełożonych. Bolała nad każdą, nawet najbardziej marginalną patologią w szkolnictwie wyższym, także wśród tych, którzy głoszą pedagogię społeczną zaprzeczając jej swoją postawą w relacjach z młodszymi naukowcami.

Kształciła tysiące nauczycieli i kandydatów do pedagogicznej profesji korczakowską myślą, swoistą wirtuozerią jej interpretacji i wiedzą na temat uobecniania sztuki kochania dzieci oraz egzekwowania ich prawa do szacunku, a nie tylko mówienia o potrzebie ich ochrony. Wypromowała myślących Korczakiem wbrew natarczywej, a wciąż reprodukowanej w naszym kraju, pedagogice autorytarnej, czarnej pedagogice, afirmowaniu w socjalizacji i wychowaniu przemocy wobec dzieci.


Wieść o śmierci p. Profesor Jadwigi Bińczyckiej powoli domyka pokoleniowy krąg tych uczonych, dla których pedagogika Nowego Wychowania w wydaniu Starego Doktora nie była i nie jest jedynie jedną z kart historii oświaty i biografistyki pedagogicznej, ale wpisuje się w ich codzienną aktywność we wszystkich sferach ich życia. Trzeba mieć w sobie głęboki potencjał dialogiczności oraz empatii oraz zdolność ich eksterioryzacji, by o korczakowskiej pedagogice nie tylko pisać czy mówić, ale także dawać własnym życiem świadectwo jej ponadczasowej aktualności i możliwości włączania w relacje z innymi.

Nie sposób w tak nagłym dla mnie pożegnaniu śp. Jadwigi Bińczyckiej pisać o wszystkim, co wpisało się także w moją biografię rodzinną, nauczycielską, akademicką i społeczną. Jestem w tej chwili zbyt daleko, by móc podzielić się bólem i rozpaczą z Jej ukochanym Synem (wspaniałym aktorem sztuk dla dzieci), rodziną i Bliskimi.

Być może są wśród czytelników tacy szczęśliwcy jak ja, których MISTRZOWIE- AUTORYTETY OSOBOWE, a do takich należała zmarła Jadwiga Bińczycka, traktowali ich jak członków własnej rodziny. To jest jeden z najpiękniejszych DARÓW SPOŁECZNEGO ŻYCIA, bo wzbogacający nasz integralny rozwój na kolejne lata.

Wiele moich rozpraw naukowych powstało niejako z NIEJ i dzięki NIEJ. To dzięki śp. prof. J. Bińczyckiej uczestniczyłem w poprzedzających Letnie Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN, a organizowanych przez Nią na Uniwersytecie Śląskim interdyscyplinarnych konferencjach, które były skoncentrowane na temacie (kluczowej kategorii pedagogicznej). Jako docent Uniwersytetu Śląskiego organizowała je każdego roku udostępniając młodym adeptom nauki kontakt z wybitnymi naukowcami z całego kraju, ale i z zapraszanymi przez Nią gośćmi z zagranicy. To na Jej letnich i zimowych "szkołach" debatowali przez 3 dni pedagodzy wraz z socjologami, filozofami i psychologami dzieląc się wynikami własnych badań i zawzięcie dyskutując o ich możliwych aplikacjach w teorii i praktyce.

Jeszcze w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej im.Marii Grzegorzewskiej w Warszawie (obecnie Akademii Pedagogiki Specjalnej), w trudnych czasach socjalistycznej ortodoksji, spotykaliśmy się w korczakowskich kręgach z naukowcami i wychowawcami, nauczycielami dzieląc się korczakowską pedagogią jako także swoistego rodzaju detoksykacją ówczesnej rzeczywistości edukacyjnej, rozprawiając o humanistycznej myśli pedagogicznej. Mogliśmy rozprawiać tam o źródłach i krytyce zachodniej anty-i postpedagogiki, o pedagogice dialogu, egzystencjalnej, fenomenologicznej, gdyż prof. WSPS (APS) Jadwiga Bińczycka zapraszała na spotkania z tą myślą i praktyką dociekając ich istoty.

Profesor była wszędzie tam, gdzie rzeczywiście interesowano się pedagogiką dziecka, pedagogią Janusza Korczaka i pedagogiką dialogu. Jako pierwsza włączyła do analiz pojęcia wychowanie filozofię spotkań (inkontrologię). W ostatnich latach, mimo ubywających sił, także głosu, zaznaczała swoją obecnością i wystąpieniami sens upominania się o godne życie, rozwój i edukację dzieci.


W nocy z piątku na sobotę pojawiły się pierwsze, jakże bolesne wiadomości o śmierci Jadwigi Bińczyckiej. To towarzyszący Jej do ostatnich dni życia Przyjaciele zamieszczali fotografie ze swoich ostatnich odwiedzin w Jej mieszkaniu. Odejście prof. Jadwigi Bińczyckiej niejako zamyka piękną i mądrą historię Jej życia oraz naukowej twórczości. Nie tylko przesłanie - Non omnis moriar staje się dla nas swoistego rodzaju zobowiązaniem do pisania i tworzenia nowych rozdziałów recepcji i kontynuacji korczakowskiej pedagogiki szacunku, praw, miłości i dialogu.

Jak pożegnać wspaniałą Jadwigę będąc daleko poza krajem, by połączyć się z Najbliższymi w tak bolesnym momencie? Przywołam wiersz o miłości uwielbianej przez Nią poetki śp. Ireny Conti Di Mauro, bo J. Bińczycka była miłością dla INNYCH:

"Miłość -
kiedy odchodzi nagle
i tak z dnia na dzień
przesuwa się na nieznaną
stronę horyzontu
starasz się przedrzeć sam
przez mgłę nieprzygotowanej wyobraźni
by odtworzyć jej obraz jakże niepełny
bez dotyku rąk
z oczami ogołoconymi z widzenia
i szramą ust oniemiałych odejściem
a mgła coraz gęstsza zaciera jej kształt
tak ciepły jeszcze niedawno
i zostawia cię bezradnym
w krainie nietopiejących lodów
z niemą prośbą o zmartwychwstanie
"

(i tylko miłość ... E solo amore, Warszawa: PIW 2002, s.10)











25 lipca 2019

Profesorowie umierają latem



Kiedy rozstawałem się z czytelnikami bloga z ostatnim dniem czerwca, zatytułowałem swój wpis" O czym nie napiszę ze względu na urlop". Nie wiedziałem, że ten okres zostanie przerwany niezwykle smutną dla mnie osobiście, ale przecież najboleśniejszą dla prof. UZ Wielisławy Osmańskiej-Furmanek, śmiercią Marka Furmanka - profesora Uniwersytetu Zielonogórskiego, Jej wspaniałego Męża, pedagoga mediów, dziekana Wydziału Pedagogiki, Psychologii i Socjologii.

Kierował już drugą kadencję najstarszym w tej Uczelni Wydziałem. Nagła choroba, operacja i nieskuteczność terapii sprawiły, że odszedł od nas pedagog, który budował wspólnotę Wydziału z wielką troską o jej przyszłość, a zarazem nadzieją na powrót do niej po wakacjach. Jeszcze w czerwcu powiadomił swoich współpracowników o trudach choroby i koniecznej rezygnacji z pełnienia funkcji dziekana, by nie przyczyniać się swoją nieobecnością do jakichkolwiek problemów. Był niezwykle odpowiedzialny za instytucję i jej pracowników oraz studentów.

Prof. UZ - Marek Furmanek zawsze bardziej troszczył się o rozwój naukowy innych niż o siebie, toteż zarządzał nauką i akademickim środowiskiem w Uniwersytecie Zielonogórskim udrażniając w ramach programu ERASMUS wymianę studentów i naukowców z młodzieżą i uczonymi z europejskich uniwersytetów. Prowadził badania naukowe, wnioskował do Narodowego Centrum Nauki o granty z ukochanej przez Niego dyscypliny, jaką jest edukacja medialna, a nawet szerzej - z pedagogiki mediów.

Był nie tylko promotorem prac dyplomowych w ramach studiów I i II stopnia, ale także promował doktorów nauk społecznych i był cenionym w naszym środowisku recenzentem dysertacji doktorskich oraz habilitacyjnych.


Jako pedagog nigdy nie odmawiał pomocy, wsparcia, gotowości do włączenia się w ciekawe i ważne społecznie projekty dydaktyczne, które miały związek z pedagogiką mediów. Kiedy poprosiłem Go o napisanie rozdziału do międzynarodowego podręcznika akademickiego "Pedagogika" nie odmówił, bo wraz z Małżonką kształcili w tym zakresie studentów. W tomie 3 podręcznika "Pedagogika. Subdyscypliny wiedzy pedagogicznej" (GWP: Gdańsk 2006) ukazał się ich rozdział pt. "Pedagogika mediów".

Marek Furmanek był też w tym czasie założycielem i redaktorem naczelnym czasopisma "Pedagogika Mediów" oraz do ostatnich miesięcy swojego życia członkiem redakcji periodyku "Kognitywistyka i Media w Edukacji". Był Osobą niezwykle skromną, życzliwą, bezinteresownie zaangażowaną w różne działania społeczne, włączającą innych do pracy, a przy tym wysoce odpowiedzialną za kierowaną jednostkę akademicką.

Uczestniczył w najważniejszych dla polskiej pedagogiki zjazdach, konferencjach naukowych, posiedzeniach zespołów specjalistycznych i seminariach naukowych. Należał do grona nauczycieli akademickich, którzy czynili wszystko, by uzyskane przez tę jednostkę akademicką uprawnienia do nadawania stopnia naukowego doktora w dziedzinie nauk społecznych, w dyscyplinie pedagogika można było poszerzyć o kolejny stopień naukowy. Pobudził do działania Oddział Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego.

Od wielu lat współpracował z Komitetem Nauk Pedagogicznych PAN wspomagając m.in. w ubiegłym roku organizację i przebieg XXXII Letniej Szkoły Młodych Pedagogów KNP PAN w Łagowie. Przed siedmiu laty wsparł Komitet Nauk Pedagogicznych udostępniając wydziałową platformę oraz organizując zespół swoich współpracowników do uruchomienia na niej strony internetowej Komitetu. Błyskawicznie stała się za sprawą także dra hab. Mirosława Kowalskiego najważniejszym medium polskiej pedagogiki informując o najważniejszych wydarzeniach nie tylko KNP PAN, ale o różnych osiągnięciach i stratach uniwersyteckich środowisk pedagogicznych.

Nie chce mi się wierzyć, że nie będę już mógł spotkać się z Markiem i rozmawiać o sprawach naszej codzienności, o zmianach legislacyjnych w uniwersytetach, które lepiej ode mnie rozumiał jako zarządzający wydziałem czy o Jego kolejnych pobytach naukowych poza granicami kraju.

Żegnam Marka Furmanka łącząc się w bólu z Wielisławą i Bliskimi. Pozostaje w mojej głębokiej pamięci i wdzięczności za wszelkie DOBRO, którym nas obdarzał. Drogi Marku, Przyjacielu - nie o tym chciałem pisać w czasie urlopu.

Pozostaje ze mną myśl poetki Julii Hartwig ujęta w jednym z jej pięknych wierszy pożegnalnych: "Wspólny jest los, który nas czeka".



(źródło: J. Hartwig (2018). Inna wyspa, Warszawa: PIW, s. 37).

29 czerwca 2019

O czym nie napiszę ze względu na urlop


Początek lipca jest zarazem przerwą w pisaniu bloga do końca sierpnia br. Wiele osób prosi mnie, bym jednak zatroszczył się o siebie i nie poświęcał tak wiele czasu sprawom publicznym - oświacie, szkolnictwu wyższemu i nauce. Mam zatem imperatyw poświęcenie okresu wakacyjnego w większym zakresie rodzinie i sobie.

Ucieszą się wszyscy ci, którzy - w pewnym stopniu zainteresowani zaglądaniem do mojego bloga - też powinni trochę odpocząć ode mnie, od moich komentarzy, recenzji i analiz, by skupić się na własnych problemach i zadaniach.

Może ktoś zechce sięgnąć ponownie do niektórych z moich wpisów i być może zamieści pod nimi swój komentarz czy opinię. Te bowiem będą moderowane w okresie wakacyjnym z wyłączeniem jednak prób zamieszczenia komentarzy, których intencją (explicite czy implicite) i treścią jest naruszenie norm obyczajowych i prawnych.

Wszystkim, a niewidocznym dla mnie czytelnikom bardzo dziękuję za poświęcenie swojego czasu, za zachęcanie mnie do podjęcia ważnej kwestii czy zamieszczenia jakiegoś stanowiska w sprawach edukacji czy nauki. Jestem wdzięczny za dotychczasowe uwagi, korekty czy krytyczne opinie w sprawach, które wymagają szerszych analiz.

Życzę Państwu pięknych dni, nowych doznań, odpoczynku, ale i znaczących spotkań z Bliskimi i Innymi, które wniosą nowe wartości czy pobudzą refleksję. Nie wiem, czy mogę życzyć dużo słońca, skoro czerwcowe temperatury były tak wysokie jak latem w krajach śródziemnomorskich.

Zapewne zmartwią się moją nieobecnością w sieci hejterzy, faryzeusze, cynicy, hipokryci czy pozorni sojusznicy mojej aktywności społeczno-oświatowej, gdyż nie będą mieli "paliwa" do swoich toksycznych manipulacji, podwieszania się pod moje wpisy, by wyłudzać czytanie ich postmodernistycznych wyziewów w Internecie czy lokalnej prasie.

Zmartwi się wyemancypowany teoretyk wychowania, który już zapomniał o swojej aktywności w PZPR na Uniwersytecie Śląskim. Zapewne schował głęboko w domowej szafie Odznaczenie im. Janka Krasickiego, by przygotowywać swoje kolejne publicystyczne "szczucie" na tych, którzy wywołują w nim zawiść, a może i nienawiść z tytułu nieprzyjmowania do wiadomości krytyki jego zaburzeń czy publicystyki. Warto odwiedzić lekarza lub psychiatrę.

Nie będzie pocieszona osoba podszywająca się pod polską naukę, ale kompromitująca ją swoimi pseudonaukowymi rozprawami, w wyniku czego nie otrzymała stopnia doktora habilitowanego na jednym z uniwersytetów. Takich dotkniętych porażką, a nieprzyjmującym do wiadomości braku własnych kompetencji i nierozumiejących popełnianych błędów we własnych rozprawach jest wiele w naszym kraju.

Może powinna powstać Poradnia Kognitywistycznej Terapii Habilitantów, by zamiast tracić czas i energię na kontynuowanie błędów, ucieczkę w mechanizmy obronne, mogli wreszcie douczyć się i zrozumieć, że nauka wymaga spełnienia przynajmniej minimalnych reguł konceptualizowania i prowadzenia badań empirycznych oraz właściwego interpretowania ich wyników.

Akurat ukazało się nowe wydanie podręcznika Jerzego M. Brzezińskiego pt. "Metodologia badań psychologicznych" (Warszawa 2019, ss. 525). Polecam habilitantom i doktorantom, którzy mają niepowodzenie w postępowaniu awansowym, by jednak najpierw przeczytali ze zrozumieniem chociażby ten jeden podręcznik, a następnie podjęli wysiłek naukowy, a nie naukawy.

O czym zatem już nie napiszę? Nie podejmę:

1. kwestii bubla prawnego MEN, który dotyczy sfinansowania pseudopodwyżek płac nauczycieli. Pisze o tym dr Bogdan Stępień, więc mogą Państwo na bieżąco śledzić jego fachowe analizy;

2. kompromitującego państwa Elbanowskich wyniku kontroli NIK wydatkowania środków publicznych, który skutkuje roszczeniem MEN zwrócenia ok. 30 tys. zł. Wstyd. Może powstanie akcja Ratuj 10 Przykazań?

3. problemu oddzielnych rozmów ministra edukacji z władzami nauczycielskich czy oświatowych związków zawodowych. Podobnie jak nie napiszę o ministrze Michale Dworczyku, który prowadzi negocjacje ze związkowcami, a teraz okazało się, że nie jest osobą działającą zgodnie z prawem i etyką. To zdumiewające, że ktoś taki ma w swojej biografii bycie harcmistrzem w ZHR;

4. wiadomosci o utrzymaniu przez działaczy NSZZ "Solidarność" na funkcji przewodniczącego Krajowej Komisji Oświaty i Wychowania p. Ryszarda Proksy, który okazał się najsłabszym ogniwem i łamistrajkiem w proteście niemalże całego środowiska nauczycielskiego. Niech nauczyciele tego Związku nie upominają się o własną godność, bo ta została złamana przez ich związkowego szefa, a on utrzymuje się z ich składek;

5. problematyki strukturalnych (instytucjonalnych i kadrowych) zmian w państwowym szkolnictwie wyższym i polityki MNiSW w zakresie nauki.

6. informacji na temat zmiany systemu kształcenia nauczycieli przedszkola i klas I-III szkoły podstawowej oraz nowych rozporządzeń oświatowych.

7. dyskusji z treścią rozporządzenia MEN z dnia 26 czerwca 2019 r. w sprawie ustanowienia Pełnomocnika Rządu do spraw wspierania wychowawczej funkcji szkoły i placówki, gdyż jest to ten sam zabieg, jaki stosowała PO w czasach kierowania resortem przez min. Joannę Kluzik-Rostkowską. Tworzy się stanowisko pełnomocnika, by obejść prawne ograniczenia tworzenia stanowisk podsekretarzy stanu (wiceministrów). Tak kroi się publiczną kasę na zbyteczne etaty. Równie dobrze można powołać Pełnomocnika Rządu do podlewania kwiatów doniczkowych w MEN.


Do zobaczenia we wrześniu - jak nie w blogu, to na łamach naukowych czasopism, w nowych monografiach czy pracach zbiorowych. W tym ostatnim przypadku zapowiadam najnowsze, radykalnie zmienione i zaktualizowane wydanie podręcznika akademickiego Pedagogika, nad którym pracujemy z prof. Zbigniewem Kwiecińskim od ponad roku ze znakomitym zespołem uczonych trzech pokoleń i profesjonalną redakcją Wydawnictwa Naukowego PWN.

Także po wakacjach ukaże się w Oficynie Wydawniczej Impuls książka autorstwa K. Maliszewski, D. Stępkowski i B. Śliwerski pt. "Istota i sens wy-kształcenia". W przygotowaniu zaś jest moja rozprawa o kontrrewolucji oświatowej w Polsce. Będzie się zatem działo... .

Zobaczymy się na X Jubileuszowym Zjeździe Pedagogicznym w Warszawie, gdzie będę miał możliwość podzielenia się z Państwem analizą powodów zanikającego zaufania w środowisku nauk pedagogicznych, które dotknięte jest grą pozorów, środowiskowymi manipulacjami, fenomenem zdrad i zanikającej etyki recenzowania publikacji. Wierność nauce jest odwagą w uniwersytetach handlujących stopniami naukowymi, gdzie niektórzy profesorowie wolą tracić godność i własną wiarygodność.

Będzie też okazja do podzielenia się z Czytelnikami krytyczną lekturą najnowszych rozpraw naukowych, które mogą być ważne dla polskiej edukacji, szkolnictwa wyższego i nauk społecznych oraz humanistycznych.


Znakomita rozprawa Elżbiety Czykwin o uwarunkowaniach wstydu i przemocy


Są autorzy, po których książkę sięgnę i przeczytam natychmiast, bez względu na zakres akademickich i społecznych obciążeń. Ostatnio dużo podróżuję koleją, toteż mogłem przeczytać najnowsze dzieło pedagog społecznej i socjolog kultury pani profesor Elżbiety Czykwin z Wydziału Pedagogicznego Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie.

Książka nosi tytuł "ANDERS BREIVIK. MIĘDZY DUMĄ A WSTYDEM". Ukazała się dzięki Wydawnictwu Naukowemu SCHOLAR dosłownie przed tygodniem. Jestem pewien, że ten tytuł rozejdzie się natychmiast i trzeba będzie robić dodruk, bowiem mamy pierwszą tego typu poważną, naukową analizę tak postaci zabójcy 77 nastolatków w Norwegii na wyspie Utøya, jak i szeroko pojmowanego kontekstu politycznego, społecznego, oświatowego, kulturowego a nawet psychologicznych przesłanek możliwej motywacji mordercy w dn. 22 lipca 2001 r.

Polska opinia publiczna była wówczas nie mniej wstrząśnięta od innych na naszym kontynencie, gdyż przeprowadzenie z zimną krwią zamachu terrorystycznego przez Norwega w stolicy własnej ojczyzny, by w chwilę później udać się na miejsce letniego obozu szkoleniowego młodzieży skupionej przy liberalno-lewicowej Norweskiej Partii Pracy (AUF), gdzie w przebraniu stróża prawa strzelał do bezbronnych młodych ludzi.

Autorka książki odsłania zupełnie nowe perspektywy odczytania zdarzeń i zaangażowanych w nie sprawców, współsprawców, przeciwsprawców, ale i mediów czy władz państwowych, w wyniku podporządkowanym naukowym rygorom i kryteriom badaniom dyskursu publicznego, literatury przedmiotu, w tym z psychologii klinicznej i psychiatrii, socjologii, nauk o polityce, pedagogiki ("czarnej pedagogiki") oraz nauk o prawie (w tym kryminalistyki). Otrzymujemy dzięki temu monografię z zakresu pedagogiki resocjalizacyjnej, ale i "czarnej pedagogiki", kiedy E. Czykwin reprodukuje ustalenia dotyczące pierwotnej i wtórnej socjalizacji incela, czyli mizogina odrzuconego przez kobiety, w tym przez własną matkę.

Przypomina ta książka studia z "czarnej pedagogiki" szwajcarskiej psychoanalityk polskiego pochodzenia Alice Miller, która już przed półwieczem opisywała syndrom maltretowanego fizycznie dziecka, który per analogia dotyczy w tym przypadku syndromu poniżanego psychicznie dziecka, młodzieńca i dorosłego zmagającego się z własnym poczuciem wstydu. Profesor Czykwin prowadzi do zrozumienia, jak za pomocą narastającej w Breiviku potrzeby wzmocnienia poczucia własnej wartości i w wyniku nieadekwatnej samooceny wzbijać się w dumę, by móc odegrać się na innych stosując wobec nich najbrutalniejszą formę przemocy fizycznej.

O ile dla wielu postać zabójcy i terrorysty jest odrażająca i wywołująca pogardę, o tyle dla uczonej te uczucia nie mają w ogóle miejsca. Potrafi bowiem niejako na chłodno, w zdystansowany sposób analizować wiedzę na temat dostępnych jej uwarunkowań wstrząsającego wydarzenia.

Jest to o tyle istotne, że nie osądza podmiot swoich badań, ale stara się na tyle, na ile to jest w ogóle możliwe, zrekonstruować postać Breivika z biegu jego życia. W tej książce nie chodzi o samego zabójcę, ale o dostrzeżenie tych czynników codzienności dzieci i młodzieży w ponowoczesnym świecie, zanurzonych w świecie równoległym, cyfrowym, jak i patologicznie socjalizowanych w realu, które skutkują nieuświadamianym sobie przez sprawców zła mechanizmem kwestionowania wstydu i uwolnienia się od niego przez szeroko pojmowaną przemoc wobec innych.

Mamy tu głęboko humanistyczne zobowiązanie do zastanowienia się nad tym, czy aby obok nas, wśród nas, w środowiskach i miejscach w żadnej mierze nie dających się powiązać z zewnątrz z jakąś patologią, dysfunkcją czy niedorozwojem, nie wyrastają kolejni przestępcy, osoby z zaburzoną osobowością, których poczucie dumy i wstydu możne znaleźć ujście w kolejnych, a tragicznych zdarzeniach. Nie tylko mogą one mieć miejsce w Norwegii, Holandii czy w Niemczech, ale także w Polsce, o której pisze się i mówi jako zielonej wyspie bezpieczeństwa.

Niech nauczyciele przedszkoli i w szkołach podstawowych zaczną uważniej obserwować swoich podopiecznych przede wszystkim z tzw. "dobrych domów" i niech nie zamiatają pod przysłowiowy dywan przejawów nawet najmniejszej z ich strony agresji, przemocy, złości czy opresyjnych wobec innych reakcji, bo w ten sposób sprzyjają rozwijaniu się patologicznych, nekrofilnych postaw. Breivik już ma swoich naśladowców, zapatrzonych w niego jak w idola ortodoksyjnych nacjonalistów.

Możemy porównać studium E. Czykwin z rozprawą Jonathana Haidt'a pt. "Prawy umysł. Dlaczego dobrych ludzi dzieli religia i polityka?" (Sopot 2014) czy książką syna Alice Miller - Martina Millera pt. Prawdziwy "Dramat udanego dziecka" (Kraków 2014). Zagrożenia terrorystyczne mogą mieć różne przesłanki, ale wspólnym dla nich mianownikiem zawsze jest traumatyczne dzieciństwo sprawców zła lub starających się tłumić je w sobie.

Nie zdradzę w tym miejscu odsłon weryfikowania własnej hipotezy badawczej przez Elżbietę Czykwin, bo trzeba samemu odkrywać źródła przemocy wraz z każdą kartą tej książki, której treść niewątpliwie wzbudzi podziw wśród wielu badaczy nauk społecznych, ale i może uruchomić silny dysonans poznawczy, kiedy zacznie się odnosić pewne determinanty do sytuacji społecznych, edukacyjnych i politycznych także w naszym kraju.

Autorka odpowiada bowiem na pytanie: Jak to jest możliwe, że do tak niebywałej tragedii doprowadził w kraju chrześcijańskim z wzorowo funkcjonującym systemem socjalizacji i wychowania "(...) Norweg, one of us, a nie ekstremista muzułmański, jak sądzono w pierwszych godzinach po wybuchu w Oslo. Sprawca wychował się w kulturze, gdzie uczony był szacunku dla innych, pacyfizmu, empatii... (s. 17).

Polecam tę lekturę na wakacje nie tylko naukowcom, psychologom, pedagogom, prawnikom, politologom, ale każdemu spoza akademickich profesji, by móc przewidywać traumatyczne zdarzenia, do których może dojść także w naszej codzienności. Znajdziemy w tej rozprawie także niezwykle interesujące podejścia do zdarzeń kryzysowych i ich traumatycznych następstw.

Młodzi badacze w naukach społecznych znajdą w tej książce znakomity warsztat rekonstruowania biografii pretekstowej z różnych powodów znaczących postaci. Jak pisze E. Czykwin:

"Niniejsza praca jest przede wszystkim biografia pretekstową, w której tytułowa osoba i jej czyn stają się punktem wyjścia, pretekstem do rozważań i interpretacji dotyczących kondycji społecznej współczesności. Z góry przyjmuje się tu założenie, że każda biografia pozostawia przestrzeń tajemnicy i otwiera pole do dyskusji i samodzielnych eksplikacji" (s. 66)

Do rzadkości należy wciąż odniesienie się autora książki do własnego warsztatu badawczego. Łatwiej jest osłonić jego słabości lub brak cytatami z rozpraw metodologicznych, ktorych się nie przepracowało, ale służą wielu za alibii własnej ignorancji. Prof. E. Czykwin jest wzorem uczonej nie tylko w wymiarze metodycznym, ale także jako osoby samoświadomej metodologicznie. W rozdz. IX daje temu dowód:

"Zaprezentowana w tej pracy analiza przypadku ABB jest próbą postawienia diagnozy przypominającą tomografię komputerową. Poprzez poszczególne rozdziały książki - przekroje - starałam się pokazać jego wielowarstwowy obraz. Wielowarstwowość badania wykraczała poza sam osobowy kazus, zależało mi bowiem na tym, żeby ukazać ten jednostkowy przypadek jako osadzony we współczesnej trudnej, bo złożonej i dynamicznej, rzeczywistości społecznej, a więc raczej analizować go z perspektywy socjologicznej niz psychologicznej, jako swoisty "produkt" naszej rzeczywistości i jej skomplikowanego charakteru" (s.254).

Warto przeczytać tę książkę nie tylko z naukowego punktu widzenia. Jej treść stanowi swoistego rodzaju dla nas wszystkich ostrzeżenie, byśmy nie byli obojętni na nawet najdrobniejsze przejawy patologii w relacjach rodzinnych, edukacyjnych, społecznych itd.

Cierpiących na psychozę jest wielu. Niektórzy rekompensują sobie własne porażki okazywaniem w różnych formach pogardy wobec tych, którym się powiodło. Chcą w ten sposób, bez własnej refleksji nad sobą, bez własnej pracy nad sobą, bez otwarcia się na prawdę podtrzymywać w sobie nieadekwatną samoocenę i brnąć w swoim pieniactwie do granic absurdów.






28 czerwca 2019

Okruchy pamięci tamtych dni i lat


Urząd Miasta Łodzi wydał wczoraj podwójny numer "Kwartalnika miasta Łodzi" (1-2/2019) poświęcony transformacji ustrojowej symbolicznie datowanej na dzień 4 czerwca 1989 r. Jak zapraszają w sentymentalną podróż w czasie redaktorzy numeru - Dorota Ceran i Arkadiusz Grzegorczyk: "Młodzi ludzie, którzy nie pamiętają, skąd przyszliśmy, dostają dzisiaj do ręki mapę, która tę drogę im uświadomi, pozwoli zrozumieć doniosłość przemian i ich istotę w sferze życia społecznego, kultury, religii, obyczajów i spraw codziennych."

W Klubie Nauczyciela odbyło się wczoraj spotkanie łodzian z autorami artykułów "Kroniki...", które otworzyła osobistymi wspomnieniami z tego okresu prezydent m. Łodzi - Hanna Zdanowska. Byli wśród autorów zarówno ówcześni działacze ruchu oporu, twórcy kultury, dziennikarze, jak i twórcy oddolnych reform oświatowych lat 90.XX w.

W rok 1989 - jako początek transformacji wprowadza czytelników profesor nadzwyczajny w Katedrze Historii Polski i Świata po 1945 r. Uniwersytetu Łódzkiego dr hab. Krzysztof Lesiakowski ilustrując swoją historyczną narrację materiałami archiwalnymi z własnych zbiorów jak np. Odezwa do Katolickiej Społeczności Ziemi Łódzkiej do mieszkańców miasta, by w wyborach do Senatu poparli łodzian: Karola Głogowskiego, Jana Keplera, Andrzeja Kerna, Jerzego Nagórskiego i Stefana Myszkiewicza-Niesiołowskiego.


Obecny na wieczorze wspomnień senator RP obecnej kadencji Ryszard Bonisławski podzielił się z nami swoimi zapiskami, które prowadził od początku lat 70. XX w. w notesach a zawierającymi najważniejsze fakty z życia miasta i województwa. Stanowią one znakomitą "mapę" doby przełomu (1980-1999), która także została zilustrowana biało-czarnymi zdjęciami Stefana Sztrotmajera.

Helena Ochocka - publicystka telewizyjna wspomina czasy swojej pracy w Łódzkim Oddziale Telewizji Polskiej dzieląc je na trzy etapy: romansu, wielkiej miłości i małżeństwa. Redaktor Michał Fajbusiewicz przywołuje w "Kronice"fragmenty wspomnień o profesorze Janie Karskim, które wiążą się z uwolnieniem świata mediów państwowych od cenzury, a tym samym stworzenie warunków do realizacji materiałów dokumentalnych o tym bohaterze.

Znany szerszej publiczności ze swojego Magazynu Kryminalnego "997" redaktor M. Fajbusiewicz zacytował nam fragment ze swojej najnowszej książki, który odsłania ówczesne mechanizmy manipulacji kierownictwa telewizji państwowej, jakże zresztą wiernie przypominające współczesne nam czasy.


Dziennikarz Jerzy Witaszczyk wspominał czasy zmian w redakcjach łódzkiej prasy, kiedy to wraz z tocząca się transformacją gospodarki rynkowej, w tym środowisk medialnych znikały takie tytuły, jak "Odgłosy", "Dziennik Łódzki", "Głos Robotniczy", "Karuzela", "Głos Poranny" czy "Nowy Świat z Piotrkowskiej". Swoje wspomnienia zamyka prognozą redaktora naczelnego amerykańskiego "New York Timesa", że drukowane media ostaną się na rynku jeszcze przez ok. 10 lat. Potem zerwiemy z szeleszczącymi gazetami na rzecz internetowej prasy.

Anna Przewieś - teatrolog, pracownik Biblioteki Uniwersytetu Łódzkiego dzieli się z czytelnikami wynikami lektury łódzkich gazet tamtych czasów w ich dziale kulturalnym, a oddającym oferty i niezwykle trudne warunki pracy łódzkich teatrów, Filharmonii Łódzkiej czy prasy poświęconej kulturze. Wspomnienia zamyka niezwykle pięknym, lirycznym wierszem Rafała Orlewskiego pt. "Zapis w deszczu", który tak bardzo przydałby się nam dzisiaj:

"Zapisać by cię w deszczu
Kiściem wierzby płaczącej
Gdyś nie była jeszcze
A we mnie rósł
Wschód słońca

Zapisać nutą zieloną
W niemodnej zadumie
Że w oczach płacz utonął
A wierzba
Płakać nie umie
" (...)

Dziennikarz motoryzacyjny - Marek Perczak miał ułatwione zadanie, bo jednak po 1989 roku w motoryzacji wszystko już było inne. Niezwykle interesujące są jego wspomnienia jednak czasów siermiężnego PRL-u: "Młodym ludziom pewnie trudno będzie uwierzyć w to, że kupno nowego samochodu w PRL-u przez normalnie pracującego człowieka było niemożliwe. " (s. 67)


Dziennikarz sportowy Wojciech Filipiak przyznał się w czasie spotkania do tego, że będąc w dniu wyborów 4 czerwca 1989 r. w Londynie głosował na "naszych", zaś po przylocie do Łodzi zdążył jeszcze "załapać się" na ponowne oddanie głosu w Komisji Wyborczej, gdyż nie posiadano wówczas wiedzy na temat tego, kto głosowa już poza granicami kraju.


Redaktor Piotr Wesołowski, a w czasach PRL kierownik klubu "Balbina" w II Domu Studenta UŁ wspomina w kwartalniku czas studenckich strajków z 1981 r., bojkot w Studium Wojskowym UŁ i swoją działalność opozycyjną w NZS. Przywołuje Galerię Działań Niekonwencjonalnych Pod Prąd z udziałem Skiby, czyli oryginalne akcje o charakterze happeningu, performance, parateatralne widowiska i koncerty. Jak pisze: "Na ulotkach zachęcaliśmy:" Resztki Twojej inteligencji pytają się o Ciebie. Udowodnij, że jesteś. Być, jeść, spać i wydalać to jeszcze nie wszystko, dołącz, chłoń, kontempluj i wibruj". (s. 86)

Wspomnienia Wiesława Kołka zapisała Dorota Ceran także ilustrując je archiwalnymi fotografiami z czasów PRL przypominającymi nam okres komitetów kolejkowych, pustych sklepów i wycieczek z całego kraju na zakupy do Spółdzielczego Domu Handlowego "Central", w którym tuż niemalże codziennie była zbita szybka w drzwiach wejściowych, kiedy wpuszczano doń pierwszych klientów."Ostatnia szyba została zbita w 1989 roku".(s. 101)

Sławomir Macias - dziennikarz muzyczny i muzyk rockowy wspomina powstanie i próby oraz występ pierwszego łódzkiego zespołu punk rockowego "Phantom", który pierwsze koncerty miał w Domu Kultury na ul. Żubardzkiej. W tej samej placówce działał także pierwszy kabaret harcerski pod kierownictwem mojego brata.

Znana w łódzkim środowisku dziennikarka zajmująca się tematyką filmową w TVP Iwonna Łękawa-Kaczanowska pisze o trudach transformacji, czyli wzlotach i upadkach filmu łódzkiego. Przypomina, jak to z ponad 2500 kin w Polsce ostało się w wyniku transformacji niewiele ponad 800. Łódź miała (...) Oddział Filmów Kukiełkowych, potem Studio Filmów Lalkowych, a wreszcie od 1960 roku Studio Małych Form Filmowych "SeMaFor". To w naszym mieście Marek Żydowicz prowadził w l. 2000-2009 Międzynarodowy Festiwal Sztuki Autorów Zdjęć Filmowych "Camerimage".

Nie mógł być na wieczorze wspomnień abp. Władysław Ziółek, gdyż wczoraj obchodził swoje imieniny, ale opublikowane w kwartalniku wspomnienia poświęcił największemu wydarzeniu w dotychczasowych dziejach Kościoła łódzkiego, jakim była trwająca zaledwie 8 godzin wizyta Jana Pawła II w dn. 13 czerwca 1987 r. Jak pisze: "Dziś po ponad trzydziestu latach możemy bez cienia wątpliwości powiedzieć, że papieska homilia z łódzkiego lotniska, że krótki adres do świata nauki i kultury w katedrze, że wreszcie przemówienie w hali fabrycznej do włókniarek o "geniuszu kobiecym" były drogowskazami na czas obecny. "(s. 123)

Kwartalnik zamykają dwie rozprawy - moja poświęcona szkolnictwu publicznemu wobec szans na innowacyjność w okresie transformacji ustrojowej, w tym ruchowi klas i szkół autorskich, który został zniszczony przez władze polityczne i formacje rządowe od 1993 r. do 2019, a także relacja Janusza Moosa - dyrektora Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego dotycząca łódzkiej edukacji zawodowej w okresie przełomu.

Dyrektor J. Moos- człowiek-instytucja, oddany nie tylko łódzkiej oświacie wybitny menadżer i afirmator ruchu innowacyjnego w szkolnictwie - co także potwierdziła wczoraj prezydent Hanna Zdanowska - wspominał w czasie biesiady wielki sukces, jakim stało się wdrożenie do szkolnictwa zawodowego nowego typu szkoły "liceum techniczne", który przekształcił się w porażkę, kiedy Mirosław Handke wprowadzał reformę "top-down" w 1999 r.

Łódź się zmieniła w ciągu minionych 30 lat należąc do najczęściej odwiedzanych miast w naszym kraju. Zmieniła się architektura, infrastruktura kulturalno-oświatowa, handlowa i akademicka, zaś renowacja starych fabryk i kamienic wzbudza podziw wśród odwiedzających nasze miasto. Znajdziemy w Kwartalniku piękne zdjęcia z Łodzi A.D. 2019.

Czy okruchy naszej pamięci zainteresują młodzież? Wątpię, bo ta będzie wspominać swoją młodość za 30 lat, a nie przejmując się wspomnieniami swoich rodziców czy znajomych. Jak śpiewa Jaromir Nohavica - każde pokolenie ma swoją kontestację.