16 czerwca 2024

Lot nad kukułczym gniazdem w polskim ośrodku psychoterapii

 


Otrzymałem list od jednego z byłych pacjentów ośrodka rehabilitacji i terapii psychiatrycznej dla osób z podwójną diagnozą. To, czego ta osoba doświadczyła w szpitalu, nie śniło się jej w najgorszych koszmarach. Napisała do mnie z prośbą o jakąś interwencję. 

Nie jestem kompetentny w tym zakresie, toteż zwróciłem się o pomoc do specjalizującej się w tej problematyce dziennikarki. Obiecała zainteresować się problemem, który przypomina jako  żywo sytuację z książki i filmu na jej podstawie pt. "Lot nad kukułczym gniazdem".   

Co jakiś czas pytałem nadawcę, czy ktoś się do niego zgłosił, by podjąć problem przemocy wobec pacjentów. Jednak do dnia dzisiejszego nikt nie zareagował. Publikuję zatem treść listu, co do którego wiarygodności sam nie mogę się wyrazić, gdyż wymaga taktownego sprawdzenia.  Być może wcale tak nie jest, jak zostało to opisane poniżej, jeśli jednak jest to prawdą, to...?  Przeczytajcie sami:

"Nie wiedziałem że jeszcze gdzieś takie średniowieczne zasady obowiązują. Proszę Pana o pomoc. Przez to co tu jest nie chce mi się już żyć. Już krótko piszę co się tam dzieje. Każą nas za wszystko sprężeniem kiedy musimy cały dzień wykonywać ciężkie prace fizyczne, zakładają nam wtedy kamizelki odblaskowe tak aby inni pacjenci się z nas śmiali i nas poniżali. Nie możemy wtedy przez cały dzień do nikogo nic mówić i usiąść. Jak się coś z tego złamie a często bez powodu to dostaje się kolejne dni sprężenia. Pacjenci nie wytrzymują tego.

      Ogranicza nam się kontakt z rodziną, tylko dwa telefony na 5 minut do rodziców w ciągu tygodnia. A jak ma się karę to zero telefonów. A potrzebuje wsparcia bo jest trudno.

·       Jedzenie jest ohydne. Jak kogoś rodziców stać to przysyłają paczki z jedzeniem żeby przetrwać a jak nie mają pieniędzy to głoduje się. Wprowadzają też taką karę CNP - "ciach na przyjemności", czyli nawet jak rodzic coś przyśle do zjedzenia, to nie możemy tego jeść.

·       Jak rodzice dają pieniądze na jedzenie czy inne rzeczy, żeby nam nie zginęły, to zabierają z tego część na potrzeby szpitala. Jak dostałem 200 zł to 50 zł zabrali na szpital. Wpisują do zeszytu to wszystko, co zabiorą.

·       Ludzie tego nie wytrzymują i uciekają. Znęcają się nad nami psychicznie. O wszystkim musimy mówić na społecznościach albo terapeutom. Jak się nie powie a później ktoś doniesie albo wyjdzie to dostaje się sprężenie i grożą wypiską.

 I jeszcze ważne zapomniałem dodać każą szczoteczkami do zębów szorować podłogę i łazienki i pisać kilkaset razy ręcznie - ja pacjent ośrodka rehabilitacji i terapii psychiatrycznej dla osób z podwójną diagnozą (...) nie będę robił tego i tego".

 Co o tym sądzić? Wymyślone? Nieprawdziwe? Czy może jest w tym jakieś ziarno prawdy o stosowanych metodach terapii? 

15 czerwca 2024

Cooltura zawiści zamiast kultury współpracy

 

 

Dlaczego w Niemczech powiodła się oddolna, pozarządowa inicjatywa uruchomienia twórczej rywalizacji szkół wszystkich  typów w ramach zapoczątkowanego w 2006 roku ogólnokrajowego konkursu "Deutscher Schulpreiss", a zupełnie spaliła na panewce po upadku rządu AWS w 2002 roku akcja także pozarządowych podmiotów w Polsce  pod nazwą "Szkoła z klasą"?   W Niemczech  wygranie w konkursie nobilituje nie tylko całą społeczność szkolną, ale także mobilizuje siły społeczne, samorządowe a nawet akademickie do podjęcia wyzwania na rzecz realnych zmian w procesie kształcenia, transformacji infrastrukturalnych, autoedukacyjnych kadr nauczycielskich, których  celem jest wsparcie nauczyieli szkół w kreowaniu oddolnych innowacji. 


Certyfikat najlepszej szkoły danego roku nie dotyczy przecież nonsensownych a występujących w powszechnych rankingach kryteriów osiągnięć szkolnych uczniów, ale wewnątrzszkolnych innowacji, transgresji, dzięki którym uczniowie chcą się uczyć, rozwijać indywidualnie i społecznie, mieć autentyczną radość z uczęszczania do szkoły jako atrakcyjnego środowiska,  a nie tylko rywalizować  intelektualnie czy sprawnościowo z uczniami własnej lub innych szkół.

W polskich szkołach zniszczono pseudoreformą awansu zawodowego nauczycieli ich solidarną, prospołeczną współpracę, której miejsce zajęła zindywidualizowana rywalizacja, zawiść w walce o dostęp do niepodzielnych wartości. Kolejne deformy ustroju, organizacji i programów szkolnych sprawiły, że nauczyciel nie tylko nie jest zainteresowany solidarną współpracą z innymi, transferem wiedzy i umiejętności dydaktycznych, ale też ci, którzy w swej większości wybierają pozoranctwo, cwaniactwo, uzyskiwanie wyższego stopnia bez realnego zaangażowania w jakość kształcenia, podkładają innym przysłowiową "świnię". 

Oj, nienawidzi się w szkolnictwie powszechnym i wyższym tych, którym się chce, którzy potrafią i działają ponadnormatywnie, bo po co się wysilać, skoro można mniej za tyle samo?! Wystarczy, że prorektor ds. nauki poinformuje dziekanów, żeby ci naukowcy, którzy prowadzą liczne projekty badawcze, nie publikowali sami wyników badań, ale dopisywali do swoich artykułów innych, żeby każdy miał co najmniej cztery sloty. W przeciwnym razie jednostki utracą dotychczasową kategorię A+,A lub B+. 

Totalne niszczenie przez rządzących w MEN kodu moralnego nauczycielskiej pracy przenosi i utrwala wrogie podziały między nauczycielami, toteż sprawdza się jedynie zasada: "Ratuj się, kto może i jak tylko potrafi".  Ważne jest, kto ma do kogo dojście, kto załatwi sobie (a pośrednio swoim uczniom lub swojej szkole) grant, dotację, a kto skoncentruje się na zarabianiu w kilku szkołach, kto jest chroniony przez prywatne koneksje z dyrekcją itp.,itd., ten wyjdzie na swoje. Nie wyjdą jdnak na swoje ich uczniowie. 

No i koniecznie trzeba niszczyć tych, którym się chce, bo jeśli sami nie odejdą ze szkoły czy z uczelni lub nie dadzą się zrzucić z drabiny sukcesów, to będzie trzeba brać się do pracy, a po co, skoro można ją pozorować. Mobbing wobec kreatywnych stosują ci, którzy sami nie mają osiągnięć, ale posiadają władzę administracyjną lub wykorzystują w tym celu swoich podwładnych czy inne środowiska wpływu (polityków, media, księży, itp.). Polska karuzela destrukcji, deform, grillowania i mobbingowania kręci się z satysfakcją dla tych, którzy ją uruchamiają.

Zawistnicy są wśród nas. To osoby uzależnione od niszczenia innych, tych, którzy mają sukcesy, osiągnięcia, są cenieni przez swoich klientów, uczniów, studentów i nielicznych współpracowników. Trzeba podkładać im pod nogi przeszkody, by cieszyć się, jak się potkną, przewrócą. Zawistników boli jednak to, kiedy ich ofiary podnoszą się i idą dalej, a nie daj Boże, kiedy ujawniają swoich wrogów. 

Karły moralne, psychopaci skrywający prawdziwe intencje swojej aktywności podszywaniem się pod instytucje, organizacje, pełnione przez siebie role,  itp. Życie człowieka przebiega w warunkach sprzyjających i wrogich jego życiu, rozwojowi, wykształceniu, samorealizacji czy pełnionej misji.   



              

 

14 czerwca 2024

Powołać Biuro Pomocy Prawnej Profesorom




Powołany do oceny osiągnięć naukowych profesor informuje o tym, że po napisaniu ponad czterdziestostronicowej recenzji publikacji kandydata do awansu naukowego, został pozwany przez niego do sądu rejonowego z powództwa cywilnego o naruszenie  rzekomo jego dobrego wizerunku. Używam określenia - "rzekomo", bowiem w swojej recenzji wykazał jego naukową nieuczciwość.

Kiedy powiedział, że teraz czeka go wieloletnie grillowanie i koszty związane z obroną, po raz kolejny zdałem sobie sprawę z konieczności powołania przy Ministerstwie Nauki czy przy Radzie Doskonałości Naukowej - Biura Pomocy Prawnej Profesorom.  Postępowania awansowe stały się niemalże areną do zastraszania recenzentów przez tych pseudonaukowców, którym wykazano nierzetelność naukową czy oparty na błędach zakres ich dokonań.

Rozumiem, że nie można uzyskać ochrony prawnej w formie "akademickiego immunitetu", gdyż ten mógłby być nadużywany, czemu dowód dają niektórzy posłowie i senatorowie, ale patologiczne postawy wśród części kadr akademickich są coraz częściej wspierane przez niewiele ich kosztujące działania repulsyjne wobec krytyków, byle tylko można było się na nich zemścić.  Tu nie ma mowy o sciences watch tylko o quasi-sciences watch. 

Gdyby uczciwi recenzenci mieli wsparcie resortu nauki czy RDN w dostępie do profesjonalnej pomocy prawnej, to nie dochodziłoby do ich zastraszania wezwaniami przedsądowymi przez akademickich nieuków czy/i psychopatów.  Nie powinno być tak, że działający w imieniu i dla dobra nauki profesorowie są zastraszani nie tylko pozwami sądowymi, ale także wnioskami o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego w ich uczelniach. 

Współczuję tym profesorom, którzy muszą przez kilka lat tłumaczyć się, że nie są wielbłądami, tylko rzetelnie wykonali recenzenckie zadanie. Jeśli zatem ktoś ma garb ignorancji i arogancji, to ten, który chce zaspokoić swoje zdemoralizowane ego.

Prawdą jest, że w niektórych jednostkach akademickich zdarzają się nierzetelne działania recenzentów czy członków rad dyscyplin naukowych, ale w takim przypadku jest to rozpoznawane przez członków zespołów RDN w toku złożonego odwołania przez skrzywdzoną osobę i naprawiane.   

(źródło foto: Grecja - autor)

13 czerwca 2024

Zamknięte koło metodologicznej ignorancji

 


Wraz z kończącymi się zajęciami w semestrze letnim odbywają się w uczelniach konferencje, seminaria i podsumowania prac badawczych młodych naukowców. Nie sposób być wszędzie i uczestniczyć we wszystkim. Zdumiewa jednak dający się zaobserwować pośpiech, koncentracja na ilości prezentacji a nie wnikania w jakość kilku oraz, co gorsza, bezmyślny bezkrytycyzm ze strony prowadzących takie obrady czy sesje. 

Zajrzałem do jednej z sekcji doktorantów, w której niemalże dziesięć osób miało zreferować w ciągu 90 minut własne projekty badawcze - ich założenia teoretyczne, metodologiczne i wyniki. Łatwo można wyliczyć, że na osobę przypadało zaledwie 9 minut. Co można powiedzieć w tak krótkim czasie i po co, skoro z założenia ma być krótko i pobieżnie? 

Prowadząca w ogóle nie reaguje, nie komentuje, nie zwraca uwagi na fundamentalne błędy głównie w części badawczej osób referujących wyniki własnych badań. Muszą zdążyć ze swoją prezentacją, by uznano ich aktywny udział w konferencji dla doktorantów. Owszem, prowadząca obrady była aktywna, ale bez możliwości podzielenia się z referującymi jakąkolwiek informacją zwrotną, bez uczulenia ich na błędy, niedociągnięcia. 

W efekcie takiego udziału doktoranci niczego się nie nauczą natomiast nabierają przekonania, że wszystko jest w porządku, skoro nie było żadnych uwag, polemiki, dyskusji. Nie było, bo zabrakło czasu. Czy to ma jednak usprawiedliwiać utrwalanie dobrego samopoczucia referujących, które zostanie zaburzone rzetelną recenzją w czasie postępowania o nadanie stopnia doktora, doktora habilitowanego czy tytułu profesora. Chyba, że w tych postępowaniach recenzujący także nie będą mieli czasu albo zlekceważą czy nie rozpoznają zawartych w pracy błędów. 



 Jak się okazuje, jednostkami akademickimi, które w nazwie i swojej misji mają metodologię badań, zatrudnione są niekompetentne osoby. W uniwersytetach lekceważy się rzetelną ocenę prac naukowych tych, którzy powinni być liderami, przewodnikami dla młodych w opanowaniu przez nich warsztatu badawczego. Skoro sami go nie posiadają, są ignorantami, to zapewne i z tej przyczyny pozytywnie oceniają prace awansowe, które są obciążone poważnymi błędami metodologicznymi.  

Ktoś zamieścił w sieci zdjęcie z podsumowania zajęć w szkole doktorskiej jednego z uniwersytetów badawczych. Widać na nim zadowolone gremium profesorów i doktoranta referującego własny projekt badawczy. Jednak przyglądając się bliżej upublicznionemu slajdowi dostrzeżemy, że błędnie sformułował główny problem badawczy a jeszcze gorzej problemy szczegółowe. Zapewne nie rozumie, że istnieje różnica między pytaniami dopełnienia a pytaniami zależnościowymi i rozstrzygnięcia. Promotorem jest osoba ze stopniem doktora habilitowanego uniwersytetu badawczego. Czyżby w podobnych warunkach uzyskała swój awans? 

  


12 czerwca 2024

Rodzicielska kasa zapomogowa dla szkół publicznych

 



Szkolnictwo publiczne III Rzeczpospolitej niewiele różni się od tego w czasach Polski Ludowej. W przypadku działań rad rodziców nie ma żadnej różnicy. To powtórka z traktowania tego organu jako kasy zapomogowej dla nędzy oświatowej, która jest skutecznie podtrzymywana przez kolejne formacje władz oświatowych i samorządowych. 

RADY RODZICÓW, które kilkadziesiąt lat temu działały pod nazwą KOMITETY RODZICIELSKIE, zostały współcześnie sprowadzone do pozorowania ich wpływu na procesy wychowawcze i społeczne w szkolnictwie publicznym. Ich rola została de facto zredukowana w założeniach i praktyce do podwójnego opodatkowania rodziców na szkołę publiczną. Nie dość, że rodzice płacą podatki, z których szkoły powinny być utrzymywane i rozwijana w nich nowoczesna edukacja, to jeszcze oczekuje się od nich funduszy na pokrywanie kosztów infrastrukturalnych a nawet pedagogicznych, co już samo w sobie jest skandaliczne. 

Rodzice ulegają presji dyrekcji szkół i wychowawców klas szkolnych, by wpłacali daninę na to  wszystko, na co nie stać organu prowadzącego szkołę. Warto zadać pytanie,  dlaczego szkolnictwo publiczne jest tak fatalnie finansowane z budżetu państwa i samorządu lokalnego? Ba, dlaczego rodzice mają po raz wtóry płacić na szkołę, która ma oferować dzieciom i młodzieży bezpłatną edukację? Dlaczego? 

Dlatego, że wybieramy w wyborach samorządowych i parlamentarnych radnych i posłów, którym obojętna jest edukacja publiczna, bo najważniejsze jest dla nich to, by na ich konta indywidualne wpływały wysokie środki finansowe, a nauczyciele niech dalej zabiegają o jałmużnę, a jak nie chcą żebrać, to niech zmuszają rodziców w sposób mniej lub bardziej jawny do kolejnego haraczu.  

Oburzający się zatem w mediach społecznościowych na to, że jakiś rodzic jest zbulwersowany faktem niewręczenia jego dziecku nagrody za - jak przypuszczam - szczególne osiągnięcia szkolne, bo jego rodzice nie wpłacili składki na radę rodziców, nie dopuszczają do świadomości słusznej postawy takiego rodzica. Niby dlaczego nagrody mają otrzymywać dzieci tylko i wyłącznie tych rodziców, którzy wpłacili na radę rodziców?  Skoro niektórzy rodzice chcą się dodatkowo opodatkować na szkołę, to niech nie żałują innym dzieciom możiwości obdarowania ich jakimś wyróżnieniem. Czy rzeczywiście nauczyciele nie dostrzegają absurdalności takich działań?  

Proponuję, by do odnowionych i wyremontowanych w czasie wakacji izb lekcyjnych uczęszczały dzieci tylko tych rodziców, którzy wpłacili na radę rodziców (na zakup farb, pędzli itp.)  i którzy włączyli się czynnie do pomalowania ścian, wyremontowania sprzętu szkolnego itp.  Im dłużej rodzice w swej nieświadomości będą godzić się z podwójnym opodatkowaniem na edukację ich dzieci, tym trudniej będzie wyjść z syndromu homo sovieticus w III RP i tym więcej będzie tego typu antywychowawczych paradoksów.  

 

11 czerwca 2024

Szkolna siłownia pokolenia U

 



Uczestnicząc w pracach zespołów akredytacyjnych Polskiej Komisji Akredytacyjnej miałem za zadanie wybrać, przeczytać i ocenić prace dyplomowe studentów studiów licencjackich i magisterskich z pedagogiki. Właściwie nie było takiej jednostki akademickiej, w której studenci nie uczyniliby przedmiotem swoich badań problem uzależnień młodzieży szkolnej. 

Od zaistnienia PKA w 2002 roku powstały na kierunku pedagogika setki prac dyplomowych na powyższy temat. Po co? Zapewne po to, żeby dyrektorzy szkół podstawowych i ponadpodstawowych dowiedzieli się, jak nie radzą sobie z tak poważnym problemem, jakim są utrwalane w szkołach uzależnienia uczniów od alkoholu, nikotyny, seksu i narkotyków. 

Chyba czas przyznawać dyrektorom szkół  i wychowawcom klas nagrodę za niewyciąganie konsekwencji wobec uczniów, którzy mają w czasie zajęć 2 promile alkoholu we krwi. Uczniowie piją, palą, jarają w czasie lekcji, bezceremonialnie, a nauczyciele udają, że tego nie widzą, bo mają takie zalecenie z góry. 

Przetrwać do końca roku. To jest "szkoła" z klasą, bo niektórzy jej uczniowie mają przed sobą cele... więzienne. Nauczyciele ich do tego skutecznie przygotowują.  To nie jest żadne pokolenie Z. Rozrasta się pokolenie U, czyli młodych ludzi uzależnionych (nadużywających substancji psychoaktywnych), którzy uciekają w rzekomą odtrutkę od częściowo  zdemoralizowanego świata dorosłych, także pseudo-nauczycielskiego. 

Zdaniem blogera i nauczyciela Dariusza Chętkowskiego obecny rocznik kandydatów do szkół ponadpodstawowych, mniej liczny od poprzednich, może nęcić taka pokusa jak szkolna sauna, basen, kręgielnia, siłownia czy solarium. Siłownia jest już w każdej szkole, także w tej, w której pracuje ów bloger, a jest to "siłownia uzależnień". 

Co gorsza, ani nauczyciele ani uczniowie nie zrezygnują z jej istnienia. Głód regularności nadużywania alkoholu, tytoniu, narkotyków itp. ma charakter uzależniający, pogłębiający samozniszczenie młodych ludzi. Niektórzy nauczyciele przestali interesować się emocjami swoich uczniów, pogłębiając ich lęki, niszcząc resztki ich poczucia własnej wartości. Czy warto na tym zarabiać? Niech sobie sami odpowiedzą na to pytanie?     

(foto: autor - Galeria APS: Praca magisterska Instytutu Edukacji Artystycznej APS z 2019 roku - cykl "Person") 

10 czerwca 2024

Umiłowanie życia w czasie wojny

 



Nadeszła do mnie najnowsza książka Fidela Suchonisa pod tytułem "Przysięgający miłość", która jest poruszającym emocje zbiorem opowiadań o miłości bohaterskich obrońców Mariupola z Brygady Szturmowej "Azow" - Galiny Fiediszin i Mikoły Gricjenjaka. Słowem wstępnym opatrzył ten tomik Anatolij Popowskij - profesor dr nauk filologicznych Dnieprzańskiego Narodowego Uniwersytetu im. Ołesia Honara. Dramat wojennych zdarzeń łączy w sobie codzienne zmagania walczących z ich własnymi doznaniami, emocjami, wspomnieniami z dzieciństwa i marzeniami. "Epilog" otwiera zdanie: "Nie ma nic bardziej strasznego, co jest znane ludzkości, niż wojna" (s. 82). Uciemiężonemu narodowi potrzebna jest literatura ku pokrzepieniu serc, ale nie tylko ona.

O wsparcie dla walczących o wolność trzeba zabiegać także poza granicami kraju. Żanna Basiuk i Stefan Łaszyn przesłali mi relację z charytatywnego koncertu muzycznego pod nazwą „W jedności siła”, który odbył się w dn.  2 czerwca 2024 roku w Uniondale, w Centrum Parafialnym Cerkwi św. Włodzimierza w Hempstead, stan Nowy Jork. Organizatorem wydarzenia był Oddział w Long Island Ukraińskiego Kongresu Komitetu Ameryki (UKKA) a włączyli się doń artyści-żołnierze z Ukrainy. Dzięki temu uczestnicy koncertu mieli okazję i zaszczyt poznać twórczość utalentowanych i znanych ukraińskich muzyków. 

Kulturalny pododdział Sił Zbrojnych Ukrainy, w którego skład wchodzi pięciu muzyków, zorganizował tournée po USA, aby podziękować amerykańskiemu społeczeństwu za ogromne wsparcie dla narodu ukraińskiego w walce z rosyjskim agresorem.  Artyści-żołnierze kręcą również w USA film wspierający wojskowych na froncie.

Przewodnicząca oddziału UKKA Irena Bucza poprosiła o obecnych o uczczenie minutą ciszy pamięci wszystkich poległych w brutalnej wojnie, która trwa w Ukrainie. Wydarzenie pobłogosławili i odmówili krótką modlitwę z obecnymi ks. Wasyl i ks. Filip. Artystyczna część spotkania była wyraźnie podzielona na dwie części.

W pierwszej części z programem artystycznym wystąpili uczniowie lokalnej Szkoły  Ukrainoznawsta i Religii przy Cerkwi św. Włodzimierza w Hempstead  oraz zaproszeni młodzi artyści z zewnątrz. W powyższej szkole działa  zespół taneczny „Mrija” pod kierunkiem artystycznym Romana Lewkowicza i dyrektorki - Natalii Michajłyszyn, który zaprezentował m.in. tańce „Krok za krokiem” oraz „Poltawski kozaczek”. W pierwszej części koncertu, wystąpili z atrakcyjnym repertuarem: 

* Inessa Tymoczko-Dekajło - koncertująca skrzypaczka, uczestniczka licznych konkursów i festiwali, 

* Sofia Soboliwska ze Lwowa, finalistka konkursu „Głos ukraińskiej diaspory – 2024”, która uczestniczy w charytatywnych koncertach na Ukrainie, w Polsce i USA.

* Tatiana Hrybok  z Kijowa, gdzie uczyła się wokalu w szkole jazzu i sztuki estradowej. Jest ona członkinią chóru „Dumka”. Zajęła nagrodzone miejsce w konkursie „Głos ukraińskiej diaspory-2024” i jest kompozytorką.

Druga część koncertu była bardzo bogata i interesująca dzięki występom artystów-żołnierzy z Ukrainy. Tę część programu bardzo sprawnie prowadził Mykoła Serga, który zdobył sympatię i uznanie publiczności nie tylko swoim szerokim zasobem wiedzy, poczuciem humoru, ale także biegłą znajomością języka angielskiego. 

Serga jest starszym porucznikiem brygady zmechanizowanej, znanym ukraińskim prezenterem telewizyjnym, muzykiem i producentem. Jak stwierdził w czasie koncertu, na różnych odcinkach frontu - w bunkrach, okopach, transzejach, centrach rehabilitacyjnych, szpitalach powstało i działa osiem zespołów muzycznych. To najlepsi artyści - muzycy kraju. Po udziale w najcięższych walkach i po odzyskaniu zdrowia na skutek odniesionych ran, wrócili oni do muzykowania. Jednym z zadań kulturalnego desantu jest pokazanie światu, że w skład ukraińskiej armii wchodzą intelektualiści, którzy są nauczycielami, lekarzami, księżmi, artystami, poetami czy muzykami.

Każdy z uczestników kulturalnego desantu to osoby obdarowane wyjątkowym talentem, profesjonaliści w swoim fachu:

*Mychajło Oliynyk, szeregowy 59. samodzielnej brygady zmechanizowanej, kompozytor i pianista, absolwent Kijowskiej Miejskiej Akademii im. Głiera oraz Lwowskiej Narodowej Akademii Muzycznej im. Łysenki. W czasie powyższego koncertu wykonał dwa własne utwory muzyczne oraz solo piosenki „Mamo, nie płacz”.

* Jurij Iwaszkiewicz, sierżant, piechur, pomocnik operatora granatnika 110. oddzielnej brygady, wokalista i solista zespołu pieśni i tańca „Zaporożcy” przy Filharmonii Zaporożskiej. Mykoła Serga powiedział o nim: „Utalentowana dusza i wojownicze ciało”. W pierwszych dniach wojny wstąpił on do obrony terytorialnej Zaporoża. Jego brygada broniła Zaporoża na kierunku południowym. Latem 2023 roku stracił nogę. W czasie powyższego koncertu wykonał trzy operowe utwory.

* Olha Rukawisznikowa, szeregowa, zwiadowczyni, operator granatnika 112. samodzielnej brygady, absolwentka Narodowej Akademii Muzycznej, skrzypaczka i dyrygentka, laureatka międzynarodowych konkursów muzycznych. Olha posiada czarny pas w karate, zaś w pierwszych dniach wojny wstąpiła do obrony terytorialnej Kijowa doznając pięciu ran, w tym tracąc oko. 

* Taras Stoljar, szeregowy, zwiadowca 112. oddzielnej brygady, absolwent Czerniowieckiej Szkoły Muzycznej oraz Narodowej Akademii Muzycznej, laureat pierwszej nagrody Międzynarodowego Konkursu Instrumentów Ludowych im. Hnata Chotkiewicza. Taras jest solistą orkiestry NAONI, zasłużonym artystą Ukrainy. Taras wykonał wspaniałe utwory na bandurze - ludowym instrumencie muzycznym należącym do rodziny chordofonów.

* Mykoła Serga piosenkarz wykonał dwa własne utwory: 

 - „Do domu”, który  rozbrzmiewa na stacji kolejowej w Kijowie za każdym razem, gdy odjeżdża pociąg z wojskowymi do strefy działań wojennych. Widział, jak matki żegnają synów, żony - mężów, dzieci - ojców, jak bliscy się obejmują świadomi tego, że mogą to być już ostatnie uściski, gdyż pociąg, do którego wsiadają ich najbliżsi, jedzie do piekła... 

- Druga piosenka Mykoli opowiada o miłości do życia przez pryzmat wojny. Łatwo kochać życie w czasie pokoju. Na wojnie „zaczynasz cenić życie i miłość w zupełnie inny sposób”. Muzyk poruszył bardzo ważne i delikatne struny ludzkich dusz.

Mimo bólu, okrucieństwa, jakie niesie ze sobą wojna, straty i zniszczenia, nie została złamana psychika tych ludzi. Ich historia życia inspiruje i dodaje odwagi, gdyż są oni uosobieniem siły ducha, patriotyzmu i człowieczeństwa. W Jedności Siła - to hasło, które towarzyszyło temu wydarzeniu i które przypomina nam, że w trudnych czasach musimy być razem, wspierać się nawzajem i nieść pomoc potrzebującym. 

Dlatego tak ważne jest wspieranie walczącego o wolność ukraińskiego narodu w każdym zakątku świata, przez ludzi rozumiejących dramat dokonywanych tam zbrodni na ludności cywilnej i niszczenia infrastruktury do funkcjonowania tych, którzy nadzieją na pokój, wolność i humanitarną pomoc.