06 czerwca 2024

O uniwersalizmie pracy ludzkiej na Zamku Królewskim na Wawelu i w UKEN w Krakowie

 


(foto: prof. UKEN Norbert G. Pikuła) 

Piąta edycja Międzynarodowej Konferencji Naukowej, której obrady toczyły się w Krakowie w dn.3-4 czerwca 2024 roku, zapewniła uczestnikom wyjątkową debatę o problemach pracy ludzkiej. Uczestniczyło w niej grono najlepszych ekspertów z zakresu pedagogiki pracy, socjologii zawodu, pracy socjalnej, ekonomii i psychologii społecznej z Polski, Ukrainy, Mołdawii, Szwajcarii, Sri Lanki, Litwy i Czech. Organizatorem Konferencji były dwie jednostki Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, którymi kierują profesorowie Norbert Pikuła (Instytut Zarządzania i Spraw Społecznych) i Andrzej Kozera (Instytut Prawa, Ekonomii i Administracji). 



Znakomita organizacja konferencji, jej przebieg i wsparcie ze strony różnych podmiotów społecznych, samorządowych (Prezydent m. Krakowa), akademickich (m.in. UKEN, Polskie Towarzystwo Pedagogiczne, Polskie Towarzystwo Polityki Społecznej) sprawiły, że do Krakowa przyjechała - na odbywające się co dwa lata obrady - licząca ponad 130 osób społeczność naukowców, doradców zawodowych, ekonomistów i pedagogów, prawników i pracowników służb socjalnych, którzy przedstawili najnowsze raporty z własnych badań, projektów wdrożeniowych czy z analiz porównawczych. Co dwa lata spotykają się oni ze sobą celem wymiany doświadczeń naukowo-badawczych i praktycznych wokół zagadnień związanych ze społecznymi, psychologicznymi, ekonomicznymi i edukacyjnymi uwarunkowaniami aktywności człowieka na rynku pracy, rozwojem karier zawodowych, aktywizowaniem ludzi na rynku pracy i związanych z tym  także problemów egzystencjalno-moralnych.           


Z każdym rokiem wzrasta na całym świecie liczba osób z niepełnosprawnością, toteż nie bez znaczenia jest to, czy mają one szansę na utrzymanie czy znalezienie miejsca pracy. Jak wynika z danych przekazanych przez prof. Larysę Łukjanową z Narodowej Akademii Nauk Pedagogicznych Ukrainy, najlepszą sytuację odnotowuje się w Chinach, gdzie 80 proc. osób z niepełnosprawnością ma zatrudnienie. Na Ukrainie dotyczy to 13 proc. osób z niepełnosprawnością a w Polsce 30 proc. Są wśród nich wysokiej klasy specjaliści - prawnicy, ekonomiści, informatycy itp., którzy nie potrzebują odrębnego miejsca pracy, gdyż mogą ją wykonywać na odległość.        


(Foto: prof. Larysa Łukjanowa z Ukrainy)

Obywatele Ukrainy są w znacznie trudniejszej sytuacji ze względu na wojnę, bowiem w jej wyniku wzrosła w ciągu dwóch lat o 300 tys. liczba osób dotkniętych niepełnosprawnością, których jest dzisiaj 3 mln., z czego ok. 1 mln. osób nie ma zatrudnienia. Konieczna jest zatem ustawa, która regulowałaby możliwości zatrudniania takich osób poza miejscem pracy. 

Bariery architektoniczne, nieprzyjazne rozwiązania komunikacyjne czy problemy z przemieszczaniem się powodują, że wiele osób nie ma nawet możliwości czynnego poszukiwania dla siebie zatrudnienia. Trzeba pamiętać, że w wyniku wojny są zakłócenia w dostawach energii elektrycznej. 




 Jak wspomniała w swoim referacie prof. L. Łukjanowa, konieczne są w każdym państwie rozwiązania polityczne, które będą zachęcały pracodawców do zatrudniania osób z niepełnosprawnością. Należy też rozwijać sieć doradztwa zawodowego, także dla tych osób, udzielać im wsparcia psychologicznego czy animować powstawanie grup wsparcia w realu i w cyberprzestrzeni. Warto także przekonywać pracodawców do zatrudniania w ich firmach osób z niepełnosprawnością, gdyż te, jeśli już uzyskają pracę, są niezwykle lojalne, zaangażowane i kreatywne.     

Inauguracja obrad V Międzynarodowej Konferencji Naukowej odbyła się w Sali Senatorskiej Zamku Królewskiego na Wawelu, zaś obrady w sekcjach toczyły się we wtorek w salach dydaktycznych Uniwersytetu KEN w Krakowie. Było to możliwe dzięki  nadzwyczajnemu wsparciu tego wydarzenia przez władze rektorskie uczelni, ale także pracowników powyższych jednostek akademickich i studentów. Nie zapomniano też, dzięki inicjatywie dr Joanny M. Łukasik z UKEN, o kulturze wysokiej, która jest nieodłącznym komponentem nauk humanistycznych i społecznych. Uczestnicy obrad mogli bowiem doświadczyć poruszającego emocje koncertu muzyki filmowej w wykonaniu Pauliny Sobczyk (skrzypce) i Martyny Miodońskiej-Żmiji (wiolonczela) a po obiedzie młodzież studiów II stopnia kierunku "turystyka" zaproponowała zwiedzanie Krakowa w obrębie Starego Miasta czy podróż krakowskim szlakiem świętych.   


Każdy uczestnik konferencji  otrzymał publikację naukową przygotowaną pod redakcją Norberta G. Pikuły i Joanny Madalińskiej-Michalak "Pedagogika (w) nauce i praktyce", której autorzy podjęli m.in. kwestie miejsca pedagogiki pracy, ale i "pedagogiki z marginesu", pedagogiki pograniczy, pedagogki serca czy tak kluczowych problemów dla analiz uniwersalizmu pracy, jak społeczeństwo wiedzy w warunkach globalizacji, potencjał polityki dla praktyki edukacyjnej, kształcenie międzykulturowe, wspólnota narodowa jako mit założycielski narodowo-socjalistycznych Niemiec, prawdy i miłości w socjalizacji dzieci, inkluzja, przywództwo, satysfakcja z pracy ale i wypalenie zawodowe, zarządzanie rozwojem osobistym czy prestiż oraz kształtowanie doskonałości dydaktycznej nauczycieli akademickich. 



O wartości tych rozpraw tak napisał prof. Stefan M. Kwiatowski: "Trud wielowymiarowego ujęcia, a jednocześnie integralnego spojrzenia na pedagogikę  perspektywie dynamicznych zmian i pojawiających się nowych wyzwań pozwolił osiągnąć cele, jakimi są pogłębiona refleksja, odsłonięcie nowych obszarów badawczych, jak również wskazań dla nowych kierunków badań oraz praktycznych rozwiązań sytuacji i problemów generowanych przez to, co nieprzewidywalne i zmienne w edukacji i świecie społecznym.  

Książka jest swoistego rodzaju "białym krukiem", bowiem otrzymali ją jedynie autorzy i uczestnicy konferencji.  Dla mnie ma ona szczególne znaczenie ze względu na wyjątkowych Autorów rozpraw, ich własny wkład w rozwój polskiej myśli i praktyki pedagogicznej w kraju oraz poza granicami oraz odwołania do moich publikacji i wyników badań. Joanna Madalińska-Michalak i Norbert G. Pikuła trafnie podkreślają we wprowadzeniu do niniejszego tomu: 

"Wartością dodaną tej książki jest nie tylko szeroki zakres poruszanych tematów, ale także ich różnorodność oraz interdyscyplinarny charakter. Autorzy artykułów prezentują różne punkty widzenia i podejścia, co pozwala czytelnikowi na uzyskanie kompleksowego obrazu współczesnych wyzwań i perspektyw rozwoju pedagogiki. W ten sposób publikacja staje się niezbędnym źródłem wiedzy dla wszystkich osób, które interesują się edukacją, wychowaniem oraz rozwojem społecznym. Otwiera ona przestrzeń do dialogu, refleksji i współpracy między badaczami, praktykami oraz społecznością edukacyjną, co jest kluczowe dla skutecznego odpowiadania na wyzwania współczesności i przyszłości" (s.14).    

05 czerwca 2024

Jubileusz Wydziału Pedagogiki UKW w Bydgoszczy

 


Niestety, niezależne ode mnie okoliczności  sprawiły, że nie mogę uczestniczyć w tak ważnym Jubileuszu, ale mam nadzieję na spotkanie za pięć lat.

04 czerwca 2024

Dyfuzja innowacji

 


Na Uniwersytecie im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie odbywa się V Międzynarodowa Konferencja "Uniwersalizm pracy ludzkiej". Zanim powrócę do treści obrad, w których uczestniczą naukowcy z Ukrainy, Mołdawi, Szwajcarii, Czeskiej Republiki i polskich uniwersytetów oraz uczelni niepublicznych, zachęcam do monografii, którą powinni przeczytać pedagodzy oraz zainteresowani innowacjami w naukach społecznych i Sciences. 

Narodowe Centrum Kultury wydało przekład piątego, zmienionego wydania znakomitej książki Everetta T. Rogersa pod powyższym tytułem. Wstępem do polskiej edycji zostało opatrzone przez Rafała Wiśniewskiego, który rekomenduje monografię badaczom głównie nauk humanistycznych i społecznych, ale także nauk przyrodniczych, technicznych czy medycznych. 

Rogees doktoryzował się z socjologii w 1957 roku na Uniwersytecie Stanu Iowa w USA badając dyfuzje innowacji w rolnictwie. Nabrał przekonania, że "dyfuzja jest ogólnym typem procesu, niezależnie od tego, jaki dokładnie typ innowacji badamy, kim są jednostki przyjmujące czy w jakim miejscu i w jakiej kulturze odbywa się ten proces"(s. 23). Co ciekawe, dokonując wówczas przeglądu literatury na temat innowacji, zainteresował go artykuł Paula R. Morta o dyfuzji innowacji w edukacji przedszkolnej. 

Rogers nie wspomina, jakiej innowacji dotyczył ten tekst. Sądziłem, że może badał dyfuzję pedagogiki Marii Montessori, której podejście do edukacji dzieci w wieku przedszkolnym błyskawicznie rozprzestrzeniało się w zachodnim świecie. Jednak z innej rozprawy P. R. Morta wynika, że zajmował się dyfuzją nowojorskiego systemu publicznej edukacji szkolnej do krajów Afryki Południowej. 

Rogers zaś po zmianie środowiska uniwersyteckiego i zatrudnieniu się na Uniwersytecie Stanu Michigan, kontynuował swoje badania dyfuzji innowacji w dziedzinie zdrowia i planowania rodziny w Indiach oraz dotyczące  szkolnictwa w Tajlandii, by poznać nie tylko zasięg zmian społecznych, ale także wśród wdrażających je ludzi. Istotne zatem było uwzględnienie w tym procesie czynnika różnic kulturowych. Po ponad czterdziestu latach badań Rogers  uwzględnił w ostatnim wydaniu swojej książki najnowsze zmienne niezależne, za jakie uznał w procesie wpływającym na dyfuzję innowacji -  internet, AIDS i globalny terroryzm. 

W książce używa kluczowych pojęć "(...) niepewności i informacji. Niepewność jest stanem dyskomfortowym, przez co motywuje jednostki do szukania informacji. Z kolei informacja jest różnicą na poziomie materii-energii wpływającą na niepewność w sytuacji, kiedy istnieje wybór w obrębie zbioru alternatywnych możliwości. Jednym z rodzajów niepewności  jest ta wywołana przez innowację, którą definiujemy jako deę, praktykę albo przedmiot postrzegane jako nowe przez daną osobę lub inną jednostkę przyjmującą (unit if adoption)" (s. 27-28).

Osobiście  nie jestem zwolennikiem adaptacji innowacji, czemu dałem dowód w swoim podejściu do zmian w edukacji w skali mikro (klasy autorskie), mezo (rady szkół) i makro (zróżnicowanie strategii reform szkolnych). Dyfuzję czyichś rozwiązań w procesie kształcenia, zarządzania edukacją czy reorientowania polityki oświatowej  postrzegam w tak delikatnej przestrzeni, jaką one stanowią, za "przemoc" strukturalną i symboliczną, jeśli są one objęte proceduralnym, administracyjnym czy prawnym nadzorem, by wyegzekwowano zgodność adaptacji innowacji z źródłowym dla niej modelem. 

Szczególnie w sytuacji adaptacji rozwiązań systemowych z innych krajów, kultur, ustrojów dochodzić będzie do niepełnej, często  patogennej dyfuzji innowacji, gdyż skazanej na wybiórczość, powierzchowność przejmowanych rozwiązań, które stają w sprzeczności kulturowej, mentalnej, kompetencyjnej z ich realizatorami i adresatami. Innowacje w edukacji nie mają przecież wyłącznie technicznego, proceduralnego, materialnego charakteru, ale zawsze i niezależnie od tych czynników, są ingerencją w kulturę osobistą nauczycieli, uczniów i ich rodziców oraz w kulturę przedszkola czy szkoły. 

Nakłada się na ten proces zjawisko konwergencji lub dywergencji komunikacji między tymi podmiotami a bezpośrednimi czy pośrednimi współsprawcami zmian, które mają nastąpić. 

 "Innowację definiujemy jako ideę, praktykę albo przedmiot postrzegane jako nowe przez daną osobę lub inną jednostkę przyjmującą (unit of adoption). Nie ma tu większego znaczenia- przynajmniej na poziomie ludzkiego zachowania - czy dana idea jest "obiektywnie" nowa w kategoriach upływu czasu od jej odkrycia lub pierwszego wykorzystania. Postrzegana nowość idei determinuje to, jak reaguje na nią jednostka. Jeśli idea wydaje się jej nowa, to jest innowacją. Nowość innowacji nie oznacza tylko związanej z nią nowej wiedzy" (s.46). 

Dla pedagogów taki sposób pojmowania innowacji powoduje, że powstałe nawet sto lat temu innowacyjne podejście do edukacji może być ustawicznie postrzegane jako nowe w różnych miejscach, środowiskach przez kolejne pokolenia. 

Jednak wiemy, że nawet tak odkrywana innowacja, jako rzekomo nowa, nie jest dosłownym jej odtworzeniem, realizacją, gdyż jest mniej lub bardziej (nie-)świadomie zmieniona przez jej użytkowników, zarówno w momencie jej recepcji, jak i wdrożenia. O dyfuzji innowacji decydują media oraz zakres i sposób jej komunikacji. 

"Jednak większość osób opiera się przede wszystkim na subiektywnej ocenie innowacji przekazanej im przez inne, podobne do nich jednostki, które już ją przyjęły. To poleganie na doświadczeniu bliskich znajomych wskazuje, że sednem procesu dyfuzji jest modelowanie i naśladowanie przez potencjalnych użytkowników ich partnerów z sieci interakcji, którzy już wcześniej przyjęli daną innowację. Dyfuzja jest procesem, z gruntu społecznym, wymagającym komunikacji interpersonalnej ( s. 55).

Nie wszystkie cechy innowacji omawianych przez autora tej książki są adekwatne do tych, jakie pojawiają się w procesie kształcenia. Nie ma bowiem szczególnego znaczenia status społeczno-ekonomiczny czy wykształcenie np. nauczycieli, gdyż nawet kosztowne środki dydaktyczne, które są konieczne np. w montessoriańskiej pedagogii, można wykonać we własnym zakresie. Wykształcenie jest objęte standardem. Jedynie w grę wchodzi zbieżność postaw, zbliżone poglądy na edukację, paradygmat kształcenia czy psychologiczne podejście do rozwoju dziecka.

 "Kiedy podzielają oni pewien zbiór znaczeń i posługują się tym samym kodem subkulturowym, a także mają zbliżone cechy osobiste i społeczne, komunikacja nowych idei ma większe szanse doprowadzenia do zdobycia nowej wiedzy, ukształtowania i zmiany postaw oraz widocznych zmian w zachowaniu" (s.55).

 Studium innowacji zachęca do podejmowania badań empirycznych w edukacji, by poszerzyć amerykańskie podejście o środowiska edukacyjne, gdyż tymi Rogers nie był zainteresowany. Znacznie łatwiej jest bowiem badać dyfuzję innowacji w dziedzinie technicznej, medycznej i przyrodniczej.  


03 czerwca 2024

Reguła Marka Kwieka - 10/50 w polskiej nauce w latach 1992-2021

 



Profesor Marek Kwiek z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu  opublikował wraz z dr. Wojciechem Roszką wyniki analiz Big Data, które tym razem obejmują nie tylko trzy dekady w polskich Sciences, ale związaną z tym liczbę 152 043 naukowców i wydanych przez nich łącznie 587 558 publikacji. Tylko na tak dużej próbie i w tak długim okresie czasu można było uchwycić prawidłowość, która sprowadza się do następującej reguły: 

W rozkładzie produktywności w nauce obowiązuje reguła 10/50, to znaczy, że 10 proc. naukowców 15 dyscyplin STEMM, wytwarza w skali naszego kraju 50 proc. wszystkich publikacji. Ustalenie tej zasady było możliwe dopiero dzięki analizie Big Data obejmującej rozprawy zarejestrowane w Scopus a możliwe do przeprowadzenia obliczeń superkomputerami w ICSR Lab Elsevier. Naukowcy mieli dostęp do surowych danych na mikropoziomie każdej osoby w powiązaniu z danymi jednostkowymi z OPI, co pozwoliło im na zweryfikowanie tej reguły, którą traktowali jako hipotetyczną na podstawie przeprowadzonych dziesięć lat temu dziesięć lat temu badań ankietowych. 



Dzisiaj już wiedzą, że był to właściwy trop, by potwierdzić zjawisko, które powinno pomóc w polityce kadrowej władz uczelni badawczych i ubiegających się o taki status. Jak pisze prof. M. Kwiek:

"Przeprowadziliśmy analizy według czterech typów kalkulacji produkcji naukowej – w tym, po raz kolejny – w ramach produkcji znormalizowanej do prestiżu czasopisma w bazie Scopus (artykuły w dobrych czasopismach o trudnym dostępie - ważą więcej niż w kiepskich czasopismach o prostym dostępie). Ponadto przeanalizowaliśmy cztery grupy najbardziej produktywnych: górnych 10 proc.,  5 proc., 3 proc. i 1 proc. Top performers z pierwszej grupy to 10 000 naukowców, w ostatniej – 1000.

Można wyciągnąć z tych danych ciekawy wniosek niezależnie od tego, że zasada 10/50 obowiązuje bezapelacyjnie w każdym okresie, przy pewnym zróżnicowaniu dyscyplinarnym: 

* W przypadku naukowców publikujących od co najmniej 20 lat (czyli w wieku ok. 50-70 lat), owych 10 proc. naukowców wnosi do puli polskich publikacji 60-70 proc. Im są starsi, tym więcej wnoszą (w stosunku do swoich równie starszych kolegów).

* Górny 1 proc. naukowców pod względem produktywności wnosi do puli polskiej nauki zawsze 10 proc.  publikacji – w każdym okresie z owych 30 lat, w każdej dyscyplinie".          

Niestety, powyższe badania nie obejmują takich dziedzin nauk, jak humanistyczne społeczne, teologiczne i nauki o rodzinie. Jednak przypomnę w czasie dzisiejszej V Międzynarodowej Konferencji Naukowej organizowanej przez Instytut Zarządzania i Spraw Społecznych oraz Instytutu Prawa, Ekonomii, Administracji Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, że z przeprowadzonych przed laty badań przez prof. M. Kwieka a dotyczących korelacji między wiekiem naukowców wszystkich dziedzin nauk a ich naukową "produktywnością" znalazły się także powyższe dziedziny nauk. 

W naukach społecznych najwyższą "produktywnością" naukową wykazywali się naukowcy z grup wiekowych 35-39 rok życia i 60-64 r.ż. W naukach humanistycznych zaś w przedziale wiekowym 35-39 i 40-44. Zapewne w tych dziedzinach nauk można spodziewać się przesunięć granic w jedną lub drugą stronę w zależności od prowadzonej przez władze uczelni polityki kadrowej. Niestety, ale w odróżnieniu do Sciences naukowcy tych dziedzin są narażeni na pozanaukowe intrygi, wykluczenia i zawiści.    

Ma rację M. Kwiek, że Top performersi muszą funkcjonować w tworzeniu im przez sprawujących władzę przyjaznego otoczenia, by pozostała kadra akademicka, w tym taże dydaktyczna mogła dzięki nim i przy nich rozwijać się oraz funkcjonować. Do niektórych rektorów jeszcze to nie dotarło? Może zatem zainteresują się tą regułą w nowej kadencji?              


02 czerwca 2024

Nie tylko student nie kupi artykułu za 30 dolarów

 


Namawiam magistrantów do czytania literatury zagranicznej. Niech uczą się przy tej okazji także specjalistycznego języka własnej dyscypliny naukowej. Jedna z moich studentek postanowiła zapoznać się z artykułem, który został opublikowany w czasopiśmie Stanford University. Jak czytać, to ponoć tych z rankingowego szczytu. w związku z tym, że sama interesuje się recepcją sztuki wśród uczniów szkół podstawowych natrafiła na artykuł w periodyku The Elementary School Journal ... polskich autorów. 

Ucieszyłem się, że studentka włączy do aktualnego stanu badań tej problematyki wyniki najnowszych badań psychologicznych adiunkt Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie Katarzyny Szubielskiej i asystenta dr. Marcina Wojtasińskiego.  Czasopismo jest dostępne w sieci, a zatem wydawałoby się, że wystarczy kliknąć, by ściągnąć sobie interesujący kogoś tekst. 

Niestety, studentka odstąpiła od tego zamiaru, kiedy otrzymała informację, że za dostęp do artykułu musi zapłacić 30 dolarów. Z artykułu nie skorzystała a ponoć jest ciekawy, bo - jak wynika ze streszczenia: "badano zmiany w recepcji sztuki nowoczesnej/współczesnej przez uczniów w wieku 6–15 lat. Respondenci oceniali obrazy abstrakcyjne i sztukę konceptualną (pomiar uwzględniał dwie grupy kontrolne – oceniające tradycyjne zachodnie obrazy figuratywne i przedmioty codziennego użytku). Badacze przyjęli hipotezę, że sztuka nowoczesna/współczesna będzie niżej ceniona niż tradycyjne malarstwo, a sztuka konceptualna zostanie oceniona niżej niż przedmioty codziennego użytku. 

Ponoć hipoteza została potwierdzona, bowiem ustalono istotny związek między wiekiem uczniów a dokonaną przez nich oceną sztuki współczesnej w zależności od jej gatunku. (...). Badacze wyprowadzili z diagnozy wniosek, który jest ciekawy dla nauczycieli przedmiotów artystycznych w edukacji powszechnej, że dzieła sztuki nowoczesnej wymagają odpowiedniego przygotowania uczniów, skoro nie doceniają ich wartości nawet uczęszczający do starszych klas". 

Pedagodzy nie musieliby prowadzić takich badań, żeby dojść do powyższego wniosku. skoro jednak już są takie dane, a nie wiemy, na jakiej próbie było przeprowadzone to badanie, to mogliby z nich skorzystać. 

To jeden z przykładów na nonsens publikowania artykułów poza granicami kraju w sytuacji, gdy polscy czytelnicy skazani są na ograniczony do nich dostęp. Już pomijam kwestie możliwej weryfikacji poprawności metodologicznej takich badań, skoro w kilkunastostronicowym artykule nie ma do nich pełnego dostępu. Co z tego, że nasi psycholodzy uzyskali wysoką punktację do swojego dorobku, skoro ich badania z funkcją nauk społecznych, a więc mających służyć społeczeństwu, w tym przypadku także polskim nauczycielom, nie mają tu wiele wspólnego. To sztuka dla sztuki. 

Generalnie, wniosek mam taki. Szkoda megabajtów i papieru na artykuły w naukowych czasopismach, jeśli nie ma dostępu do pełnych założeń metodologicznych i narzędzi pomiaru. Wolę czytać książki naukowe, bo te muszą spełniać powyższe kryterium a są o wiele tańsze niż jeden artykuł w periodyku Stanford University.   


01 czerwca 2024

Czy warto wykorzystać AI w edukacji szkolnej?

 


 

Rewolucja informacyjna jest szansą dla naszej przyszłości i polskiej edukacji. Dla jednych jest nośnikiem względnego optymizmu, dla innych wprost odwrotnie. Nie wiadomo, czy będziemy chcieli z niej skorzystać, a jeśli nawet, to czy będziemy potrafili uniknąć jej negatywnych stron. Wielka szansa, jaką niesie z sobą nowa technologia informacyjna, tkwi w tym, że jesteśmy odpowiedzialni za jej zrozumienie, by dzięki temu możliwe było wykorzystanie jej zalet. 

Zapytałem ChatGPT: Czy warto wykorzystać sztuczną inteligencję w kształceniu uczniów szkół podstawowych? Odpowiedź była po 3 sekundach:  

ChatGPT

"Wykorzystanie sztucznej inteligencji (AI) w kształceniu uczniów szkół podstawowych ma wiele potencjalnych zalet, ale także pewne wyzwania i ograniczenia. Oto kilka kluczowych punktów, które warto rozważyć:

Zalety

1.     Personalizacja nauczania:

·         AI może dostosowywać materiał dydaktyczny do indywidualnych potrzeb uczniów, identyfikując ich mocne i słabe strony, co pozwala na bardziej efektywne uczenie się​.

2.     Natychmiastowa informacja zwrotna:

·         AI może natychmiast oceniać prace uczniów i dostarczać szczegółowej informacji zwrotnej, co przyspiesza proces uczenia się i umożliwia szybką korektę błędów​​.

3.     Wzbogacenie zasobów edukacyjnych:

·         Narzędzia AI mogą tworzyć interaktywne i angażujące materiały dydaktyczne, takie jak quizy, gry edukacyjne, czy wirtualne laboratoria, które mogą uczynić naukę bardziej atrakcyjną dla uczniów​​.

4.     Wsparcie nauczycieli:

·         AI może odciążyć nauczycieli, przejmując rutynowe zadania, takie jak ocena testów, oraz dostarczając narzędzi analitycznych do monitorowania postępów uczniów, co pozwala nauczycielom skupić się na bardziej kreatywnych i interpersonalnych aspektach nauczania​​.

Wyzwania

1.     Zależność od technologii:

·         Nadmierne poleganie na AI może prowadzić do zmniejszenia interakcji międzyludzkich w klasie, co jest istotne dla rozwoju społecznego i emocjonalnego uczniów.

2.     Ochrona prywatności:

·         Korzystanie z AI wiąże się z gromadzeniem dużych ilości danych o uczniach. Ważne jest zapewnienie odpowiednich zabezpieczeń, aby chronić prywatność uczniów i zgodność z przepisami dotyczącymi ochrony danych​.

3.     Równość dostępu:

·         Istnieje ryzyko, że nie wszystkie szkoły będą miały równy dostęp do zaawansowanych technologii AI, co może pogłębiać nierówności edukacyjne między różnymi regionami i grupami społecznymi​ ​.

4.     Koszty wdrożenia:

·         Wdrożenie i utrzymanie technologii AI w szkołach może być kosztowne, co stanowi wyzwanie, zwłaszcza dla szkół z ograniczonym budżetem​​.

Podsumowanie

Wykorzystanie AI w kształceniu uczniów szkół podstawowych może przynieść wiele korzyści, takich jak spersonalizowane nauczanie, natychmiastowa informacja zwrotna, oraz wsparcie dla nauczycieli. Jednakże, aby te technologie były skutecznie wdrożone, konieczne jest rozważenie i odpowiednie zarządzanie wyzwaniami, takimi jak ochrona prywatności, równość dostępu i potencjalna zależność od technologii. Warto również zapewnić, aby AI była wykorzystywana jako uzupełnienie tradycyjnych metod nauczania, a nie ich zastępstwo".



 W Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi powstały pracownie do cyberedukacji. Zanim była pandemia uczniowie szkół podstawowych i ponadpodstawowych mogli rozwijać tu swoje pasje techniczne, poznawcze i społeczne konstruując roboty czy bardzo złożone układy symulowanego sterowania produkcją, usługami itp. Było to możliwe dzięki prospektywnemu zarządzaniu tą placówką przez dyrektora Janusza Moosa i jego kreatywnych współpracowników.        






31 maja 2024

NGO-sowy kuglarz

 


Powracam do "Traktatu o złej robocie" (1974) Krystyny Daszkiewicz, który ukazał się pół wieku temu, a dotyczył zupełnie innej rzeczywistości ustrojowej państwa i warunków pracy. Jak się okazuje, pewne zjawiska psychospołeczne są niezależne od ustroju politycznego państwa. 

Autorka "Traktatu" uchwyciła niepożądane społecznie, profesjonalnie, ale i gospodarczo zjawiska pozorowania pracy przez osoby, które są zatrudnione w firmach czy instytucjach publicznych (dawniej tylko państwowych), ale także tych rzekomo aktywnych społecznie, wolontariacko. Przyglądam się niektórym fundacjom, podmiotom pozarządowym, które ponoć działają pro publico bono, a w rzeczywistości stały się dla niektórych kuglarzy świetną okazją do zarabiania na działalności pozornej. 

 Możliwość uzyskiwania środków budżetowych z instytucji rządowych, samorządowych, partii politycznych, związków zawodowych i pozabudżetowych z instytucji sektora gospodarczego, w ramach różnego rodzaju grantów, konkursów itp., została po raz kolejny zdemaskowana przez kolejną formację władzy. Ktoś rzekomo walczy z patologią w szkolnictwie wyższym, w nauce czy oświacie, ale sam jest jej klasycznym odzwierciedleniem, odwracając uwagę społeczną od własnej niekompetencji, pseudooświatowych czy pseudonaukowych "dokonań".   

Tym samym prezesi fundacji zarabiają kosztem cudzych, być może nawet prawdziwych problemów i strat, cynicznie wykorzystując ich złudną nadzieję w uzyskanie realnego i kompetentnego wsparcia. Skrywają swoją pozorną działalność włączając w ten proceder osoby publiczne (polityków, urzędników instytucji władzy, itp.), którym albo nie wypada odmówić współsprawstwa, bo nie mają  czasu na sprawdzenie, kim jest gospodarz NGO,  albo same lubią pozorować własną aktywność a przy okazji zarobią trochę kasy.

Praca pozorna jednych wytwarza pracę pozorną kolejnych, generując reakcję łańcuchową kuglarzy, bo przecież w wyniku takiej aktywności nie chodzi o realną zmianę, tylko jej pozorowanie. Osoba prowadząca fundację pozoru i zamaskowanego szalbierstwa będzie maskować swoją niekompetencję, minione czy aktualne manipulacje, a im bardziej będzie agresywna wobec demistyfikujących jej pozorną pracę, tym bardziej będzie to sprzyjało pozornej reakcji na interwencje. Przekonanie o nietykalności takich pozorantów wzmacniają niektóre kancelarie adwokackie, bo przecież dla nich jest to okazja do zarobienia za ich realną pracę. 

Społeczeństwo staje się coraz bardziej znieczulone na pozoranctwo, wyłudzaczy pieniędzy, korzystających z 1,5% odpisu podatkowego korzystających z ludzkiej naiwności lub czyjegoś zaufania. Nikt nie przygląda się hochsztapler(k)om, bo skoro ktoś działa legalnie, jest zarejestrowany w KRS, to znaczy, że jest wiarygodny. Aż nagle okazuje się, że tak nie jest. Najgroźniejsze jest zatem to, że działalność pozoranta/-ki  zawsze jest cudzym kosztem. "Ktoś musi pracować za trutnia, ktoś przejmuje obowiązki nieroba , na czyjeś barki spada odpowiedzialność za brak  ogniwa w łańcuchu pracy rzetelnej, ktoś cierpi dlatego, że tylko pozornie naprawiono wyrządzoną mu krzywdę" (s. 58).      

        Dziennikarze śledczy tropią działalność pozorną niektórych fundacji. Koncentrują się głównie na osobach znanych publicznie, natomiast zupełnie pomijają te, które prowadzą kuglarze, osoby podszywające się pod wydawałoby się wiarygodnie działające instytucje, nazwy/szyldy (najlepiej anglojęzyczne). "(...) bez względu na to, o co toczy się gra, kuglarz tworzy dzięki "rekwizytom" zespoły sojuszników, wspólników, satelitów, pomocników i popleczników, zwalcza wrogów i zapewnia sobie bezpieczeństwo. Chodzi o bezpieczeństwo jego osoby  i bezpieczeństwo jego działalności" (s. 61-62).