Powracam do "Traktatu o złej robocie"
(1974) Krystyny Daszkiewicz, który ukazał się pół wieku temu, a dotyczył
zupełnie innej rzeczywistości ustrojowej państwa i warunków pracy. Jak się
okazuje, pewne zjawiska psychospołeczne są niezależne od ustroju politycznego
państwa.
Autorka
"Traktatu" uchwyciła niepożądane społecznie, profesjonalnie, ale i
gospodarczo zjawiska pozorowania pracy przez osoby, które są zatrudnione w
firmach czy instytucjach publicznych (dawniej tylko państwowych), ale także
tych rzekomo aktywnych społecznie, wolontariacko. Przyglądam się niektórym
fundacjom, podmiotom pozarządowym, które ponoć działają pro publico bono, a w
rzeczywistości stały się dla niektórych kuglarzy świetną okazją do zarabiania
na działalności pozornej.
Możliwość
uzyskiwania środków budżetowych z instytucji rządowych, samorządowych, partii
politycznych, związków zawodowych i pozabudżetowych z instytucji sektora
gospodarczego, w ramach różnego rodzaju grantów, konkursów itp., została po raz
kolejny zdemaskowana przez kolejną formację władzy. Ktoś rzekomo walczy z
patologią w szkolnictwie wyższym, w nauce czy oświacie, ale sam jest jej
klasycznym odzwierciedleniem, odwracając uwagę społeczną od własnej
niekompetencji, pseudooświatowych czy pseudonaukowych "dokonań".
Tym
samym prezesi fundacji zarabiają kosztem cudzych, być może nawet
prawdziwych problemów i strat, cynicznie wykorzystując ich złudną nadzieję w
uzyskanie realnego i kompetentnego wsparcia. Skrywają swoją pozorną działalność
włączając w ten proceder osoby publiczne (polityków, urzędników instytucji
władzy, itp.), którym albo nie wypada odmówić współsprawstwa, bo nie mają
czasu na sprawdzenie, kim jest gospodarz NGO, albo same lubią pozorować
własną aktywność a przy okazji zarobią trochę kasy.
Praca
pozorna jednych wytwarza pracę pozorną kolejnych, generując reakcję łańcuchową
kuglarzy, bo przecież w wyniku takiej aktywności nie chodzi o realną zmianę,
tylko jej pozorowanie. Osoba prowadząca fundację pozoru i zamaskowanego
szalbierstwa będzie maskować swoją niekompetencję, minione czy aktualne
manipulacje, a im bardziej będzie agresywna wobec demistyfikujących jej pozorną
pracę, tym bardziej będzie to sprzyjało pozornej reakcji na interwencje.
Przekonanie o nietykalności takich pozorantów wzmacniają niektóre kancelarie
adwokackie, bo przecież dla nich jest to okazja do zarobienia za ich realną
pracę.
Społeczeństwo
staje się coraz bardziej znieczulone na pozoranctwo, wyłudzaczy pieniędzy,
korzystających z 1,5% odpisu podatkowego korzystających z ludzkiej naiwności
lub czyjegoś zaufania. Nikt nie przygląda się hochsztapler(k)om, bo skoro ktoś
działa legalnie, jest zarejestrowany w KRS, to znaczy, że jest wiarygodny. Aż
nagle okazuje się, że tak nie jest. Najgroźniejsze jest zatem to, że
działalność pozoranta/-ki zawsze jest cudzym kosztem. "Ktoś musi
pracować za trutnia, ktoś przejmuje obowiązki nieroba , na czyjeś barki spada
odpowiedzialność za brak ogniwa w łańcuchu pracy rzetelnej, ktoś cierpi
dlatego, że tylko pozornie naprawiono wyrządzoną mu krzywdę" (s.
58).
Dziennikarze śledczy tropią działalność pozorną niektórych fundacji. Koncentrują się głównie na osobach znanych publicznie, natomiast zupełnie pomijają te, które prowadzą kuglarze, osoby podszywające się pod wydawałoby się wiarygodnie działające instytucje, nazwy/szyldy (najlepiej anglojęzyczne). "(...) bez względu na to, o co toczy się gra, kuglarz tworzy dzięki "rekwizytom" zespoły sojuszników, wspólników, satelitów, pomocników i popleczników, zwalcza wrogów i zapewnia sobie bezpieczeństwo. Chodzi o bezpieczeństwo jego osoby i bezpieczeństwo jego działalności" (s. 61-62).