02 czerwca 2024

Nie tylko student nie kupi artykułu za 30 dolarów

 


Namawiam magistrantów do czytania literatury zagranicznej. Niech uczą się przy tej okazji także specjalistycznego języka własnej dyscypliny naukowej. Jedna z moich studentek postanowiła zapoznać się z artykułem, który został opublikowany w czasopiśmie Stanford University. Jak czytać, to ponoć tych z rankingowego szczytu. w związku z tym, że sama interesuje się recepcją sztuki wśród uczniów szkół podstawowych natrafiła na artykuł w periodyku The Elementary School Journal ... polskich autorów. 

Ucieszyłem się, że studentka włączy do aktualnego stanu badań tej problematyki wyniki najnowszych badań psychologicznych adiunkt Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II w Lublinie Katarzyny Szubielskiej i asystenta dr. Marcina Wojtasińskiego.  Czasopismo jest dostępne w sieci, a zatem wydawałoby się, że wystarczy kliknąć, by ściągnąć sobie interesujący kogoś tekst. 

Niestety, studentka odstąpiła od tego zamiaru, kiedy otrzymała informację, że za dostęp do artykułu musi zapłacić 30 dolarów. Z artykułu nie skorzystała a ponoć jest ciekawy, bo - jak wynika ze streszczenia: "badano zmiany w recepcji sztuki nowoczesnej/współczesnej przez uczniów w wieku 6–15 lat. Respondenci oceniali obrazy abstrakcyjne i sztukę konceptualną (pomiar uwzględniał dwie grupy kontrolne – oceniające tradycyjne zachodnie obrazy figuratywne i przedmioty codziennego użytku). Badacze przyjęli hipotezę, że sztuka nowoczesna/współczesna będzie niżej ceniona niż tradycyjne malarstwo, a sztuka konceptualna zostanie oceniona niżej niż przedmioty codziennego użytku. 

Ponoć hipoteza została potwierdzona, bowiem ustalono istotny związek między wiekiem uczniów a dokonaną przez nich oceną sztuki współczesnej w zależności od jej gatunku. (...). Badacze wyprowadzili z diagnozy wniosek, który jest ciekawy dla nauczycieli przedmiotów artystycznych w edukacji powszechnej, że dzieła sztuki nowoczesnej wymagają odpowiedniego przygotowania uczniów, skoro nie doceniają ich wartości nawet uczęszczający do starszych klas". 

Pedagodzy nie musieliby prowadzić takich badań, żeby dojść do powyższego wniosku. skoro jednak już są takie dane, a nie wiemy, na jakiej próbie było przeprowadzone to badanie, to mogliby z nich skorzystać. 

To jeden z przykładów na nonsens publikowania artykułów poza granicami kraju w sytuacji, gdy polscy czytelnicy skazani są na ograniczony do nich dostęp. Już pomijam kwestie możliwej weryfikacji poprawności metodologicznej takich badań, skoro w kilkunastostronicowym artykule nie ma do nich pełnego dostępu. Co z tego, że nasi psycholodzy uzyskali wysoką punktację do swojego dorobku, skoro ich badania z funkcją nauk społecznych, a więc mających służyć społeczeństwu, w tym przypadku także polskim nauczycielom, nie mają tu wiele wspólnego. To sztuka dla sztuki. 

Generalnie, wniosek mam taki. Szkoda megabajtów i papieru na artykuły w naukowych czasopismach, jeśli nie ma dostępu do pełnych założeń metodologicznych i narzędzi pomiaru. Wolę czytać książki naukowe, bo te muszą spełniać powyższe kryterium a są o wiele tańsze niż jeden artykuł w periodyku Stanford University.   


01 czerwca 2024

Czy warto wykorzystać AI w edukacji szkolnej?

 


 

Rewolucja informacyjna jest szansą dla naszej przyszłości i polskiej edukacji. Dla jednych jest nośnikiem względnego optymizmu, dla innych wprost odwrotnie. Nie wiadomo, czy będziemy chcieli z niej skorzystać, a jeśli nawet, to czy będziemy potrafili uniknąć jej negatywnych stron. Wielka szansa, jaką niesie z sobą nowa technologia informacyjna, tkwi w tym, że jesteśmy odpowiedzialni za jej zrozumienie, by dzięki temu możliwe było wykorzystanie jej zalet. 

Zapytałem ChatGPT: Czy warto wykorzystać sztuczną inteligencję w kształceniu uczniów szkół podstawowych? Odpowiedź była po 3 sekundach:  

ChatGPT

"Wykorzystanie sztucznej inteligencji (AI) w kształceniu uczniów szkół podstawowych ma wiele potencjalnych zalet, ale także pewne wyzwania i ograniczenia. Oto kilka kluczowych punktów, które warto rozważyć:

Zalety

1.     Personalizacja nauczania:

·         AI może dostosowywać materiał dydaktyczny do indywidualnych potrzeb uczniów, identyfikując ich mocne i słabe strony, co pozwala na bardziej efektywne uczenie się​.

2.     Natychmiastowa informacja zwrotna:

·         AI może natychmiast oceniać prace uczniów i dostarczać szczegółowej informacji zwrotnej, co przyspiesza proces uczenia się i umożliwia szybką korektę błędów​​.

3.     Wzbogacenie zasobów edukacyjnych:

·         Narzędzia AI mogą tworzyć interaktywne i angażujące materiały dydaktyczne, takie jak quizy, gry edukacyjne, czy wirtualne laboratoria, które mogą uczynić naukę bardziej atrakcyjną dla uczniów​​.

4.     Wsparcie nauczycieli:

·         AI może odciążyć nauczycieli, przejmując rutynowe zadania, takie jak ocena testów, oraz dostarczając narzędzi analitycznych do monitorowania postępów uczniów, co pozwala nauczycielom skupić się na bardziej kreatywnych i interpersonalnych aspektach nauczania​​.

Wyzwania

1.     Zależność od technologii:

·         Nadmierne poleganie na AI może prowadzić do zmniejszenia interakcji międzyludzkich w klasie, co jest istotne dla rozwoju społecznego i emocjonalnego uczniów.

2.     Ochrona prywatności:

·         Korzystanie z AI wiąże się z gromadzeniem dużych ilości danych o uczniach. Ważne jest zapewnienie odpowiednich zabezpieczeń, aby chronić prywatność uczniów i zgodność z przepisami dotyczącymi ochrony danych​.

3.     Równość dostępu:

·         Istnieje ryzyko, że nie wszystkie szkoły będą miały równy dostęp do zaawansowanych technologii AI, co może pogłębiać nierówności edukacyjne między różnymi regionami i grupami społecznymi​ ​.

4.     Koszty wdrożenia:

·         Wdrożenie i utrzymanie technologii AI w szkołach może być kosztowne, co stanowi wyzwanie, zwłaszcza dla szkół z ograniczonym budżetem​​.

Podsumowanie

Wykorzystanie AI w kształceniu uczniów szkół podstawowych może przynieść wiele korzyści, takich jak spersonalizowane nauczanie, natychmiastowa informacja zwrotna, oraz wsparcie dla nauczycieli. Jednakże, aby te technologie były skutecznie wdrożone, konieczne jest rozważenie i odpowiednie zarządzanie wyzwaniami, takimi jak ochrona prywatności, równość dostępu i potencjalna zależność od technologii. Warto również zapewnić, aby AI była wykorzystywana jako uzupełnienie tradycyjnych metod nauczania, a nie ich zastępstwo".



 W Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi powstały pracownie do cyberedukacji. Zanim była pandemia uczniowie szkół podstawowych i ponadpodstawowych mogli rozwijać tu swoje pasje techniczne, poznawcze i społeczne konstruując roboty czy bardzo złożone układy symulowanego sterowania produkcją, usługami itp. Było to możliwe dzięki prospektywnemu zarządzaniu tą placówką przez dyrektora Janusza Moosa i jego kreatywnych współpracowników.        






31 maja 2024

NGO-sowy kuglarz

 


Powracam do "Traktatu o złej robocie" (1974) Krystyny Daszkiewicz, który ukazał się pół wieku temu, a dotyczył zupełnie innej rzeczywistości ustrojowej państwa i warunków pracy. Jak się okazuje, pewne zjawiska psychospołeczne są niezależne od ustroju politycznego państwa. 

Autorka "Traktatu" uchwyciła niepożądane społecznie, profesjonalnie, ale i gospodarczo zjawiska pozorowania pracy przez osoby, które są zatrudnione w firmach czy instytucjach publicznych (dawniej tylko państwowych), ale także tych rzekomo aktywnych społecznie, wolontariacko. Przyglądam się niektórym fundacjom, podmiotom pozarządowym, które ponoć działają pro publico bono, a w rzeczywistości stały się dla niektórych kuglarzy świetną okazją do zarabiania na działalności pozornej. 

 Możliwość uzyskiwania środków budżetowych z instytucji rządowych, samorządowych, partii politycznych, związków zawodowych i pozabudżetowych z instytucji sektora gospodarczego, w ramach różnego rodzaju grantów, konkursów itp., została po raz kolejny zdemaskowana przez kolejną formację władzy. Ktoś rzekomo walczy z patologią w szkolnictwie wyższym, w nauce czy oświacie, ale sam jest jej klasycznym odzwierciedleniem, odwracając uwagę społeczną od własnej niekompetencji, pseudooświatowych czy pseudonaukowych "dokonań".   

Tym samym prezesi fundacji zarabiają kosztem cudzych, być może nawet prawdziwych problemów i strat, cynicznie wykorzystując ich złudną nadzieję w uzyskanie realnego i kompetentnego wsparcia. Skrywają swoją pozorną działalność włączając w ten proceder osoby publiczne (polityków, urzędników instytucji władzy, itp.), którym albo nie wypada odmówić współsprawstwa, bo nie mają  czasu na sprawdzenie, kim jest gospodarz NGO,  albo same lubią pozorować własną aktywność a przy okazji zarobią trochę kasy.

Praca pozorna jednych wytwarza pracę pozorną kolejnych, generując reakcję łańcuchową kuglarzy, bo przecież w wyniku takiej aktywności nie chodzi o realną zmianę, tylko jej pozorowanie. Osoba prowadząca fundację pozoru i zamaskowanego szalbierstwa będzie maskować swoją niekompetencję, minione czy aktualne manipulacje, a im bardziej będzie agresywna wobec demistyfikujących jej pozorną pracę, tym bardziej będzie to sprzyjało pozornej reakcji na interwencje. Przekonanie o nietykalności takich pozorantów wzmacniają niektóre kancelarie adwokackie, bo przecież dla nich jest to okazja do zarobienia za ich realną pracę. 

Społeczeństwo staje się coraz bardziej znieczulone na pozoranctwo, wyłudzaczy pieniędzy, korzystających z 1,5% odpisu podatkowego korzystających z ludzkiej naiwności lub czyjegoś zaufania. Nikt nie przygląda się hochsztapler(k)om, bo skoro ktoś działa legalnie, jest zarejestrowany w KRS, to znaczy, że jest wiarygodny. Aż nagle okazuje się, że tak nie jest. Najgroźniejsze jest zatem to, że działalność pozoranta/-ki  zawsze jest cudzym kosztem. "Ktoś musi pracować za trutnia, ktoś przejmuje obowiązki nieroba , na czyjeś barki spada odpowiedzialność za brak  ogniwa w łańcuchu pracy rzetelnej, ktoś cierpi dlatego, że tylko pozornie naprawiono wyrządzoną mu krzywdę" (s. 58).      

        Dziennikarze śledczy tropią działalność pozorną niektórych fundacji. Koncentrują się głównie na osobach znanych publicznie, natomiast zupełnie pomijają te, które prowadzą kuglarze, osoby podszywające się pod wydawałoby się wiarygodnie działające instytucje, nazwy/szyldy (najlepiej anglojęzyczne). "(...) bez względu na to, o co toczy się gra, kuglarz tworzy dzięki "rekwizytom" zespoły sojuszników, wspólników, satelitów, pomocników i popleczników, zwalcza wrogów i zapewnia sobie bezpieczeństwo. Chodzi o bezpieczeństwo jego osoby  i bezpieczeństwo jego działalności" (s. 61-62).         

30 maja 2024

"Refleksje nad starością"

 


 

Profesor Elżbieta Dubas z Wydziału Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego wydała trzeci tom "Refleksji nad starością" pod intrygującym tytułem: "Humanistyczny obraz starości. Przesłanki dla gerontologii humanistycznej" (Łódź, 2024). Procesów demograficznych nie da się oszukać, chociaż różnego rodzaju kataklizmy mogą doprowadzić do poważnych zmian w ich strukturze. 

Według prognoz Eurostatu w 2030 roku stosunek liczby osób w wieku 65 lat i więcej do liczby osób w wieku 15–64 lat ma ponoć wynieść w Polsce 36%, a w 2050 – 56% (w 2010 roku wynosił 19%). Nie ulega zatem wątpliwości, że to, jak żyją osoby w starszym wieku będzie rzutować na życie społeczeństwa jako całości. Jak informuje GUS (2024, s. 16):

 "Niezmiennie rośnie grupa osób w wieku 65 lat i więcej - w 2023 r. zwiększyła się o 197 tys. osób do wielkości ponad 7,5 mln. Udział ludności tej grupy wieku w ogólnej populacji jest określany wskaźnikiem starości, który w 2023 r. wyniósł 20,1% (w 1990 r. osoby w starszym wieku stanowiły 10% ludności). 

Obserwowany z roku na rok wzrost tej populacji wynika z zasilania grupy w starszym wieku przez coraz liczniejsze roczniki osób urodzonych w latach 50. ub. wieku. Z powodu tych przesunięć w strukturze wieku ludności od kilku lat zmniejsza się liczba i odsetek osób w tzw. wieku dorosłym (15-64 lata)".

Podjęcie przez łódzką geragog problematyki starości jest słuszne i potrzebne nie tylko do prowadzenia badań naukowych, ale także w kształceniu kadr pedagogicznych i pracowników socjalnych.   

(źródło: tamże, s.18) 

Niektórzy lubią idealizować przynajmniej jeden z wcześniejszych okresów swojego życia - dzieciństwo, młodość, wczesną dorosłość, założenie rodziny itp., toteż Autorka niniejszego studium koncentruje swoją refleksję na tej fazie życia, która wprawdzie sprzyja wspomnieniom, ale ma swoje trudne do zaakceptowania oblicza. Z tego też powodu, jak pisze: 

"To opracowanie jest pewną próbą prezentacji starości, taką jaka ona jest. Bez zbędnego upiększania, ale z odnajdowaniem jej niezaprzeczalnych wartości. (...). Starość jest immanentnym składnikiem ludzkiego życia, jeśli jest człowiekowi dane przeżyć drugie życie" (s.7). 

Otóż to. Każda generacja ma swój czas wzrastania, dojrzewania i odchodzenia z tego świata, toteż dobrze jest zdać sobie sprawę z tego, jak(ą) dzisiaj jawi się ludzka starość w tej subdyscyplinie naukowej, jaką jest geragogika czy gerontologia pedagogiczna. Łódzka szkoła badań w tym zakresie, którą ukształtowała prof. Olga Czerniawska a kontynuuje i rozwija Elżbieta Dubas w paradygmacie badań jakościowych, biograficznych, a więc skoncentrowanych na subiektywnych wymiarach (życia w) starości (aktywność, role życiowe, zdrowie, sytuacja materialna, bilans życia, czas, edukacja, pasje i zainteresowania).

Mimo tego, że o starości wiele już wiemy, to jednak geragodzy starają się odczarować przypisywany jej nekrofilny charakter, skoro nie jest to jednorodny okres życia. Psycholodzy rozwoju wyróżniają trzy okresy: * lata wieku podeszłego/wczesnej starości (60-74 rok życia),

* lata wieku starczego/późnej starości (75-89 rok życia) i

* okres długowieczności (powyżej 90 roku życia). 

Biorąc jednak pod uwagę kondycję ludzką, którą określa sprawność i samodzielność osoby starszej, to każda z tych faz może mieć cechy niezależności lub starości zależnej. Starość jest tym okresem istnienia człowieka, który domyka dynamiczny i coraz bardziej przechodzący w statyczny cykl życia na Ziemi. 

Niniejsze studium doskonale wzmacnia sens działalności uniwersytetów trzeciego wieku, które od lat działają w naszym kraju w ramach szkolnictwa wyższego. Rozwijają one bowiem wartość uczenia się przez całe życie, także to w jego finalnych okresach, gdyż podtrzymują i pogłębiają sens codziennej aktywności intelektualnej, duchowej, ale i kulturowej osób starszych. Autorka pięknie nawiązuje do idei Stefana Szumana, byśmy zatroszczyli się także o estetyzację starości, a więc odnajdywanie i nasycanie jej pięknem bycia sobą, na które być może nie było czasu czy miejsca we wcześniejszych okresach życia.                  

 Humanizacja starości chyba najmocniej wybrzmiewa w rozdziale, któremu E. Dubas nadała jakże wyrazisty tytuł: "Towarzyszenie w drodze". Podążanie razem".  O ile w tak bogatych gospodarczo państwach,  jak Szwajcaria, Niemcy, Austria czy kraje Skandynawskie troskę o osoby starsze zwieńczyło tworzenie coraz bardziej powszechnych, a tym samym dostępnych placówek opiekuńczych, o tyle w naszym kraju podtrzymuje się kulturę "towarzyszenia", bycia razem ze starszym członkiem rodziny lub w pobliżu dopóki jest jeszcze samodzielny. 

"Kategoria towarzyszenia społecznego odnosi się przede wszystkim do równoważenia relacji. Postrzeganie pomocy w rozwoju  z perspektywy relacyjnej  pozwala  mówić o towarzyszeniu w rozwoju zamiast pomocy w rozwoju" (s. 85).    

Kiedy jednak pojawia się choroba Alzheimera, splatają się ze sobą troski egzystencjalne z potrzebą podtrzymania relacji i solidarności społecznej, których doświadczają osoby sprawujące pieczę nad  dotkniętą tym schorzeniem osobą. Zdaniem E. Dubas doświadczenie tej choroby staje się zarazem niezwykle trudną i wymagającą sytuacją uczenia się jako dojrzewania w dramacie.

Znakomicie, że humanistyczny obraz starości został dopełniony o kontekst równoległego świata, w którym można przebywać niezależnie od wieku, ucząc się i korzystając z dobrodziejstw komunikacyjnych technologii cyfrowej. Dzięki cyfryzacji życia osoby starsze unikają osamotnienia  mając kontakt z oddalonymi od siebie członkami rodziny, znajomymi czy przyjaciółmi a zarazem mogą biernie i/lub aktywnie uczestniczyć w życiu społecznym i kulturowym, korzystać z dostępu do informacji oraz usług publicznych.

Rozprawę zamyka przesłanie, które może uświadamiać każdemu z nas autoteliczną wartość starości. Jej humanistyczny obraz "(...) to "otwarcie" na człowieka i jego życie - dostrzeganie w egzystencjalnym trudzie całego jego bogactwa i tajemnicy. To zarazem także "ochrona" człowieka, także najsłabszego, przed okrutnym losem, również losem społecznym. To też przekonanie, że każdy człowiek we wspólnocie ludzi jest wartością, choć dziś często tę wartość trzeba odgruzowywać. W dobie niepokojących  cywilizacyjnych zwrotów, zachłystywania się zmianą, nowością, warto pozostać przy sprawdzonej przez wieki nadziei na ludzką starość pełną człowieczeństwa" (s. 159).       

 

29 maja 2024

Studenci korzystają z transparentności danych o pracownikach naukowych

 



Jeden ze studentów uczelni publicznej okazał się niezwykle dociekliwą osobą, bowiem przysłał do mnie informację ze strony swojej szkoły wyższej i zapytanie, czy praca socjalna jest w Polsce dyscypliną naukową? Chyba sam zamierza rozwijać swoją naukową pasję, skoro interesuje się kwalifikacjami i stopniami naukowymi swoich nauczycieli akademickich.  

Dobrych dziesięć lat temu pisałem o tym, że "praca socjalna" jest  nie tylko w naszym kraju ważnym kierunkiem kształcenia. O tym, co jest dziedziną, a co dyscypliną naukową decyduje minister nauki, a nie Rada Dyscypliny Naukowej. Już prof. Barbara Kudrycka odebrała prawo w tym zakresie środowisku uczonych w 2011 roku przypisując resortowemu ministrowi prerogatywę w powyższej kwestii. 

 

Faktem jest, że minister zasięga opinii w gremiach akademickich i w korporacji uczonych, jaką jest PAN, ale nie jest zobowiązany do rozstrzygania kierując się względami naukowymi, tylko ... no właśnie - politycznymi, osobistymi, lobbujących podmiotów gospodarczych itp. Tak też stało się w ciągu ostatnich kilkunastu lat z klasyfikacją dziedzin i dyscyplin naukowych. 

 

To, że nie miała i nadal nie ma ona w części nie tylko logicznego, ale przede wszystkim kulturowego/naukowego uzasadnienia, nikogo to gronie sprawujących władzę w ogóle nie obchodzi. Mieliśmy nawet przez pewien okres nie tylko dziedziny nauk, ale nawet obszary nauk.  Jak powiadał jeden z członków PAN: "ROLNICTWO umysłowe" władzy. 

 

Obszary nauk zlikwidował minister Jarosław Gowin, ale także - za co  mu wielka chwała - unieważnił dwustronną umowę między rządem Rzeczpospolitej a Republiki Słowacji o rzekomej równoważności słowackiego stopnia docenta i profesora. Przywołana przez studenta prof. uczelni publicznej uzyskała tytuł docenta na Słowacji z kierunku kształcenia, jakim tam jest "praca socjalna". Co ciekawe, owa osoba nie raczy nawet w bazie Nauka Polska poinformować o miejscu uzyskania habilitacji słowackiej, zaś nie ma tam także informacji, że jest doktorem habilitowanym z pracy socjalnej. Podała, że jest pedagogiem społecznym. 



Może jednak ta osoba uwiarygodni dane o sobie. Po co tak kręcić, skrywać prawdę? Jak się tak wstydzi swojej słowackiej hailitacji, to czemu pracuje w Polsce? Ci, ktorzy uzyskali uczciwie docenturę u południowych sąsiadów, nie ukrywają tego przed swoim środowiskiem akademickim. Czyżby coś było na rzeczy?       

 

Habilitowani czy posiadający tytuły profesorskie nauczyciele akademiccy w naszym kraju będąc pedagogami społecznymi, ekonomistami czy socjologami prowadzą znakomite skądinąd badania naukowe, których przedmiotem jest praca socjalna, jej uwarunkowania, problemy kształcenia kadr itp. Nie przypisują sobie nieistniejącej dyscypliny naukowej, ale taką która wynika z obowiązujacego w RP prawa. Mają znaczące osiągnięcia naukowe, które są słusznie lokowane w dziedzinie nauk społecznych. Chętnie czytam i cenię ich rozprawy. 

 

Może obecny minister nauki dopisze do wykazu dyscyplin naukowych "pracę socjalną" jako odrębną dyscyplinę naukową i przywróci zarazem suwerenność socjologii jako nauce, bo określanie jej częścią jakichś nauk socjologicznych woła o pomstę do nieba. August Comte, Florian Znaniecki czy Stanisław Ossowski przewracają się w grobie.                


28 maja 2024

O koniecznym powrocie do myślenia o przyszłości edukacji

 



Profesor Mirosław Józef Szymański z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie wydał kolejną monografię naukową dotyczącą sytuacji "polskiej szkoły", którą także w tytule ukierunkowuje na czekającą uczniów przyszłość. Nie jest to podejście prognostyczne, które wynikałoby z weryfikacji utopijnych modeli szkoły, bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że to, co nadejdzie, może rozczarować, zachwycić lub stanowić reprodukcję tego, co było i jest uniwersalnym komponentem systemów kształcenia bez względu na to, w jakim przebiega ono czasie i uwarunkowaniach.

Pomysł na napisanie i wydanie tej monografii jest pochodną wyjątkowej wiedzy Profesora, który od kilkudziesięciu lat bada procesy selekcji szkolnej, edukacyjne uwarunkowania stratyfikacji społecznej i problemy analfabetyzmu wielu pokoleń. Szkoła zawsze była w centrum Jego zainteresowań  badawczych, bowiem nie można dłużej lekceważyć jej negatywnych, toksycznych funkcji tylko dlatego, że są one oddalone w polityce oświatowej od naukowej refleksji i wniosków z badań. 

Autor słusznie wyraża zdziwienie z powodu tego, "(...) jak mało uwagi, szczególnie w szkolnictwie polskim, w całym systemie oświaty i społeczeństwie, poświęca się problematyce przyszłości edukacji. Co więcej, ta sama bolączka dotyka też polityków oświatowych i zarządzających oświatą. Dyrektorzy szkół i nauczyciele na ogół myślenie o przyszłości  koncentrują na nadchodzącym roku szkolnym, polityce i działacze - na  czasie ograniczonym do bieżącej kadencji" (2024, s. 12). 

Nie jestem przekonany, że warto sięgać do rozpraw klasyków polskiej a socjalistycznej pedagogiki w wydaniu Zygmunta Mysłakowskiego ("Wychowanie w zmiennym społeczeństwie, 1964) i Bogdana Suchodolskiego "Wychowanie dla przyszłości", 1959), mimo odtwarzanego w polityce oświatowej przez formacje rządzące w Ministerstwie Edukacji Narodowej od 1993 roku po dzień dzisiejszy syndromu homo sovieticus, a więc światopoglądowo-partyjnie sterowanego szkolnictwa publicznego. Szymański też o to się nie upomina, ale słusznie zwraca uwagę, że żadna władza nie powinna kierować się w swojej polityce oświatowej przeszłości i doraźnie znaczącymi dla niej ukrytymi przed społeczeństwem interesami. 

Znakomicie, że studium Szymańskiego otwiera rozdział zatytułowany "Znaczenie przyszłości" a więc podejmujący temporalny wymiar edukacji, bowiem myśląc i kształcąc dla przyszłości nie można pomijać wartości z przeszłości i teraźniejszości. "To, czy możemy dobrze przygotować przyszłość, zależy od obecnej kondycji społeczeństwa, stanu nauki, techniki, oświaty i kultury, mądrości (lub jej niedostatku)rządzących. Przygotowanie przyszłości, które i tak jest bardzo trudne, staje się problematyczne, gdy społeczeństwo już współcześnie boryka się z poważnymi problemami" (tamże, s 26).           

Szymański nie pomija dwóch kolejnych wymiarów potencjalnych i realnych "zmian" w edukacji, a mianowicie zmian zachodzących na podłożu transformacji społecznych, krytyki szkoły, w której zachodzące procesy nie służą dzieciom i młodzieży.  Konieczna jest - zdaniem M.J. Szymańskiego - zmian w kierunku:

- uelastycznienia koncepcji szkoły, 

- kształcenia kompetencji niezbędnych w przyszłości, a więc kompetencji matematycznych, językowych, cyfrowych, uczenia się, społecznych, obywatelskich, w zakresie innowacyjności oraz świadomości i ekspresji kulturalnej (s.85-87).

Czy szkoła współczesna ma przyszłość? W obecnej wersji, niestety ma, gdyż jest legitymizowana przymusem szkolnym, ale odcina młodzież od jej przyszłości. Postulowanych kompetencji nie posiada większość nauczycieli, bo posiadać ich nie musi. Dysponują nimi tylko ci, którzy są "partyzantami" publicznej edukacji, dokonując w niej zmian na własną odpowiedzialność. 

Mirosław J. Szymański dzieli się w zakończeniu swojej książki marzeniem, by uczęszczające do szkoły dzieci były "(...) na dobrej drodze edukacyjnej, która prowadzi do sukcesów i udanych karier szkolnych, a po ukończeniu kształcenia szkolnego - do trafnego wyboru zawodu i pomyślnej całej dalszej drogi życiowej" (s. 160). O tym, co do tego dodać, a co ująć zapewne będą dyskutować nauczyciele i naukowcy, oświatowcy i przechrzczeni urzednicy MEN, żeby wszystkim się wydawało, że następuje zmiana.  


27 maja 2024

Samozachwyt nie tylko diagnostów kompetencji cyfrowych

 

 


 

Prof. dr Jarosław Janio z Santa Ana College w Kalifornii połączył się z USA z uczestnikami niezwykle ważnej konferencji, jaka odbyła się w ub. tygodniu w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, by podzielić się własnym projektem kształcenia nauczycieli w zakresie wykorzystywania sztucznej inteligencji w edukacji szkolnej. W odróżnieniu od polskiego ciemnogrodu, w którym ustawicznie straszy się społeczeństwo patologiami jako rzekomo powszechnym przejawem i skutkiem nowych technologii, opowiada się po raz n-ty wyniki sondaży opinii wśród młodzieży na temat korzystania przez nią z internetu i AI, by zbijać na tym kasę, nie włącza się AI do procesu edukacyjnego. 

Wszystkie krajowe badania, które były prowadzone pod auspicjami uniwersytetów i podmiotów oświatowych na ten temat są dziś tyle warte, co papier lub bajty rejestrujące ich wyniki. Najłatwiej jest narzekać, biadolić, straszyć, bo w ten sposób wprawdzie poprawia się własną sytuację materialną, ale powstrzymuje procesy koniecznych zmian w polskiej edukacji. 

Jaroslaw Janio nie narzeka tylko prowadzi zdalnie (za pośrednictwem aplikacji ZOOM) zajęcia ze studentami i nauczycielami akademickimi, nie tylko  w USA, ale i za granicą, spotkania, wykłady, dyskusje, konferencje, w trakcie których uczy ich, w jaki sposób kształcić u ich przyszłych lub obecnych uczniów kompetencje w zakresie wykorzystywania AI w procesie uczenia się. Ma za sobą tysiące godzin rozmów, analiz, wymiany doświadczeń pogłębionych o własną praktykę akademicką. 

Jeszcze półtora roku temu nie rozmawiano o sztucznej inteligencji, ale dzisiaj nie wolno unikać nie tylko pozytywnych debat na jej temat, ale czas przejść do ofensywy, by przekonać się, że AI może być znakomitym wsparciem dzieci i młodzieży w ich rozwoju indywidualnym i społecznym a zarazem sprzyjać skutecznemu przeciwdziałaniu nie tylko możliwym patologiom, ale przede wszystkim może realnie wzmocnić motywację do uczenia się, rozwój zainteresowań młodych pokoleń, odkrywanie i wspomaganie ich pasji poznawczej, talentów, zainteresowań.

Nie będę tu referował wykładu prof. J. Janika, bo zapewne będzie dostępny na portalu Zespołu Pedagogiki Medialnej, którym kieruje przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN prof. APS Maciej Tanaś wraz z zespołem współpracowników własnej uczelni oraz Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Rzeszowskiego.  

Rewolucja edukacyjna trwa, toteż jej powstrzymywanie, by wzmacniać procesy wykluczenia społecznego, analfabetyzmu informacyjnego, kulturowego, ekonomicznego, technicznego itp. jest niczym innym jak sabotażem z udziałem polskiej szkoły, jej nauczycieli i władz oświatowych. Naukowcy koncentrujący się na diagnozach wiedzy i umiejętności zamiast na łączeniu wszystkich możliwych sił społecznych i politycznych, by wyrwać polską edukację z "rąk staroświeckich cyników", sami uczestniczą w powiększaniu zjawisk patologii cyfrowej w środowiskach socjalizacyjnych i edukacyjnych. 


Od 2011 roku wydatkowano z budżetu państwa miliony złotych na diagnozy, cyfrową szkołę, hybrydowe kształcenie, rozdawnictwo sprzętu elektronicznego uczniom klas czwartych i ich nauczycielom, a przy okazji dochodziło do malwersacji pieniędzy publicznych, o czym świadczą liczne afery za rządów PO/PSL, Zjednoczonej Prawicy i obawiam się, że nadal ten proces będzie miał miejsce, bo kolejne środowiska czekają na swoje zyski.

Tymczasem w skali powszechnej nie ma żadnej strategii rozwoju młodych pokoleń oraz koniecznej zmiany w edukacji szkolnej. Uciekają nam sąsiadujący z Polską młodzi Czesi, Niemcy, Ukraińcy, Litwini, że nie wspomnę o absolwentach szkół z nieco odleglejszych państw. Z przerażeniem konstatuję narcystyczny zachwyt nad własnymi badaniami sondażowymi, także longitudinalnymi diagnostów kompetencji cyfrowych, których wnioski powinny służyć przede wszystkim politykom i władzy wykonawczej a nie ignorantom i cynicznym populistom do utrzymania się u władzy kosztem trudnych do odrobienia strat w (wy-)kształceniu polskiej młodzieży.