Profesor
Mirosław Józef Szymański z Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii
Grzegorzewskiej w Warszawie wydał kolejną monografię naukową dotyczącą sytuacji
"polskiej szkoły", którą także w tytule ukierunkowuje na czekającą
uczniów przyszłość. Nie jest to podejście prognostyczne, które wynikałoby z
weryfikacji utopijnych modeli szkoły, bo doskonale zdaje sobie sprawę z tego,
że to, co nadejdzie, może rozczarować, zachwycić lub stanowić reprodukcję tego,
co było i jest uniwersalnym komponentem systemów kształcenia bez względu na to,
w jakim przebiega ono czasie i uwarunkowaniach.
Pomysł
na napisanie i wydanie tej monografii jest pochodną wyjątkowej wiedzy
Profesora, który od kilkudziesięciu lat bada procesy selekcji szkolnej,
edukacyjne uwarunkowania stratyfikacji społecznej i problemy analfabetyzmu
wielu pokoleń. Szkoła zawsze była w centrum Jego zainteresowań
badawczych, bowiem nie można dłużej lekceważyć jej negatywnych, toksycznych
funkcji tylko dlatego, że są one oddalone w polityce oświatowej od naukowej
refleksji i wniosków z badań.
Autor
słusznie wyraża zdziwienie z powodu tego, "(...) jak mało uwagi,
szczególnie w szkolnictwie polskim, w całym systemie oświaty i społeczeństwie,
poświęca się problematyce przyszłości edukacji. Co więcej, ta sama bolączka
dotyka też polityków oświatowych i zarządzających oświatą. Dyrektorzy szkół i
nauczyciele na ogół myślenie o przyszłości koncentrują na nadchodzącym
roku szkolnym, polityce i działacze - na czasie ograniczonym do bieżącej
kadencji" (2024, s. 12).
Nie
jestem przekonany, że warto sięgać do rozpraw klasyków polskiej a
socjalistycznej pedagogiki w wydaniu Zygmunta Mysłakowskiego ("Wychowanie
w zmiennym społeczeństwie, 1964) i Bogdana Suchodolskiego "Wychowanie dla
przyszłości", 1959), mimo odtwarzanego w polityce oświatowej przez
formacje rządzące w Ministerstwie Edukacji Narodowej od 1993 roku po dzień
dzisiejszy syndromu homo sovieticus, a więc światopoglądowo-partyjnie
sterowanego szkolnictwa publicznego. Szymański też o to się nie upomina, ale
słusznie zwraca uwagę, że żadna władza nie powinna kierować się w swojej
polityce oświatowej przeszłości i doraźnie znaczącymi dla niej ukrytymi przed
społeczeństwem interesami.
Znakomicie,
że studium Szymańskiego otwiera rozdział zatytułowany "Znaczenie
przyszłości" a więc podejmujący temporalny wymiar edukacji, bowiem myśląc
i kształcąc dla przyszłości nie można pomijać wartości z przeszłości i
teraźniejszości. "To, czy możemy dobrze przygotować przyszłość, zależy od
obecnej kondycji społeczeństwa, stanu nauki, techniki, oświaty i kultury,
mądrości (lub jej niedostatku)rządzących. Przygotowanie przyszłości, które i
tak jest bardzo trudne, staje się problematyczne, gdy społeczeństwo już
współcześnie boryka się z poważnymi problemami" (tamże, s 26).
Szymański
nie pomija dwóch kolejnych wymiarów potencjalnych i realnych "zmian"
w edukacji, a mianowicie zmian zachodzących na podłożu transformacji
społecznych, krytyki szkoły, w której zachodzące procesy nie służą dzieciom i
młodzieży. Konieczna jest - zdaniem M.J. Szymańskiego - zmian w kierunku:
-
uelastycznienia koncepcji szkoły,
-
kształcenia kompetencji niezbędnych w przyszłości, a więc kompetencji
matematycznych, językowych, cyfrowych, uczenia się, społecznych, obywatelskich,
w zakresie innowacyjności oraz świadomości i ekspresji kulturalnej (s.85-87).
Czy szkoła współczesna ma przyszłość? W obecnej wersji, niestety ma, gdyż jest legitymizowana przymusem szkolnym, ale odcina młodzież od jej przyszłości. Postulowanych kompetencji nie posiada większość nauczycieli, bo posiadać ich nie musi. Dysponują nimi tylko ci, którzy są "partyzantami" publicznej edukacji, dokonując w niej zmian na własną odpowiedzialność.
Mirosław J. Szymański dzieli się w zakończeniu swojej książki marzeniem, by uczęszczające do
szkoły dzieci były "(...) na dobrej drodze edukacyjnej, która prowadzi do
sukcesów i udanych karier szkolnych, a po ukończeniu kształcenia szkolnego - do
trafnego wyboru zawodu i pomyślnej całej dalszej drogi życiowej" (s.
160). O tym, co do tego dodać, a co ująć zapewne będą dyskutować nauczyciele i naukowcy, oświatowcy i przechrzczeni urzednicy MEN, żeby wszystkim się wydawało, że następuje zmiana.