24 stycznia 2024

Populistyczna polityka oświatowa

 


 (źródło -www.gov.pl)

Nowa ekipa kierownictwa Ministerstwa Edukacji Narodowej chyba specjalnie generuje chaos w przestrzeni publicznej, by odwrócić uwagę społeczeństwa od innych spraw. Jeśli bowiem zapowiadane rzekomo kluczowe zmiany w edukacji są rzeczywistym podejściem do niej, to współczuję dalekosiężnej kompromitacji. Pani Barbara Nowacka i Katarzyna Lubnauer powinny unikać wywiadów dla prasy i innych mediów, dopóki nie się nie douczą, by zrozumieć swoistość kształcenia i wychowania dzieci oraz młodzieży w szkołach publicznych.

Rzecz jasna tego nie uczynią, bo ważne jest nakręcanie spirali rzekomej reakcji władz na konieczność spełnienia wyborczych obietnic. Tym samym klarownie potwierdziły, że "Koalicja 15 października/13 grudnia" szła do wyborów po władzę - przynajmniej w dziedzinie edukacji i nauki - a nie po świadomą konieczność dokonania istotnych korekt, skoro już nie chciano wprowadzać poważnych reform oświatowych.       

Obie panie nawet nie wiedzą, jak powinna wyglądać edukacja zintegrowana w klasach I-III szkół podstawowych, skoro uważają, że trzeba nauczycielkom wczesnoszkolnym "zabronić" zadawania do domu prac o charakterze twórczym. Powodem tego jest donos jakiejś części rodziców (sic!), jakoby niektóre dzieci były lepiej oceniane za prace domowe wykonane przez ich rodziców. 

Obie ministrzyce nie wiedzą, że w klasach I-III nie ma ocen, nie wystawia się dzieciom stopni, a jeśli ktoś tak czyni, to narusza prawo oświatowe. Po drugie, wprowadzanie takich zakazów z pozycji MEN świadczy tylko o tym, że są takie szkoły w kraju, w których nauczycielkami wczesnej edukacji są osoby bez kwalifikacji.  Słusznie zatem  w sieci krążą memy wyśmiewające panią B. Nowacką, których autorzy ironizują z zapowiadanych przez nią decyzji, bo dopiero co lewica i platformersi krytykowali poprzednich ministrów za wtrącanie się do metodyki kształcenia. 

Budzi śmieszność wypowiedź ministry na stronie MEN, jakoby odpartyjniono kuratoria oświaty, a zarazem dodaje, że odbędą się konkursy na te stanowiska. Po pierwsze, niczego nie odpartyjniono, bo "nowi" kuratorzy zostali mianowani przez partyjną ministrę, a nie w wyniku merytorycznego konkursu. 

Po drugie, w czasie kampanii wyborczej była zapowiedź likwidacji kuratoriów. Jak widzę, już się paniom ministrzycom i powołanym kuratorom spodobało, że jednak jest to fajna praca z wyższymi zarobkami niż w przedszkolu czy szkole, bez jakiejkolwiek odpowiedzialności i z możliwością pozorowania potrzeby ich "działania".      

Jak widać, nie ma różnicy między prawicą a lewicą.  Mają te same zapędy i napędy do odgórnego sterowania edukacją publiczną. To przewiduję rychły koniec takiej polityki, czego najlepszym sygnałem jest już  ośmieszenie się z rzekomymi podwyżkami płac dla nauczycieli. Jeśli kierownictwo resortu sądzi, że rządzi, to nawet nie współczuję, bo ignorancja ma zawsze negatywne następstwa. 


   

 

23 stycznia 2024

Autorzy artykułów vs procedury redakcji czasopism naukowych

 

Nie wiem, jak pracują redakcje zagranicznych czasopism naukowych. Niektórzy autorzy czekają na informację zwrotną o przyjęciu ich tekstu do recenzji i ewentualnej możliwości jego opublikowania często rok albo nie otrzymują jej wcale. Nie wiedzą zatem, czy ich tekst będzie wydany, a jeśli tak, to kiedy. Podobnie jest z redakcjami wysoko punktowanych periodyków w Polsce. Też mam takie doświadczenie, że o ukazaniu się mojego artykułu dowiaduję się po dwóch, a nawet trzech latach. Jego treść zamieszczam zatem wcześniej, po recenzjach, w innym miejscu.  

Autorzy nie mając żadnej informacji zwrotnej o losach swojego tekstu, kierują go do redakcji innego pisma. Wyniki przeprowadzonych badań powinny ukazać się jak najszybciej, by można było reagować np. w praktyce edukacyjnej na wypływające z nich wnioski. Kiedy otrzymujemy tekst dotyczący sytuacji uczenia się lub związanych z nim zaburzeń w okresie pandemii Covid-19 , ale jest on wydany w 2024 roku, to ma już historyczny wymiar. Nie ma pandemii, nie ma lockdownu. Po co nam teraz taka wiedza? Historykom się przyda.  

Jak ma jednak zareagować redakcja periodyku, do której trafia list autora następującej treści:              

"Właśnie napisałem artykuł naukowy poświęcony (...) , na podstawie autorskich badań porównawczych, przeprowadzonych pośród setek uczniów i studentów. Czy mieści się on w zakresie tematycznym czasopisma "Y" i czy potencjalnie byliby Państwo zainteresowani? Jeśli tak, to ile szacunkowo potrwałyby poszczególne etapy procedowania artykułu? Mam tu na myśli czas oczekiwania na: decyzję o skierowaniu do recenzji, wyniki recenzji, publikację."

Jedynie możliwa odpowiedź powinna brzmieć: "Nie wiemy. Nie ma tekstu, to trudno na podstawie autoopinii wnioskować o możliwości jego wydania". Doskonale rozumiem autora/-kę, że chciał(a)by jak najszybciej wydać swój tekst, skoro przeprowadził(a) jakieś - jej/jego zdaniem - interesujące badania. Musi przecież wykazać się w swojej jednostce slotem. Szybko mogą reagować na takie oczekiwanie redakcje naukowych miesięczników, ale nie kwartalników, półroczników czy roczników. 

System ewaluacji i oceny pracowników naukowych jest nie tylko patologiczny, ale i patogenny.  Ktoś to zmieni? Nie przypuszczam. Nadal są czasopisma, które świetnie zarabiają na tym procederze. 

(źródło foto: The London School of Economics and Political Science - autor)

22 stycznia 2024

Doktoranci nauk społecznych rezygnują ze studiów III stopnia

 


Ciekaw jestem, jaka jest efektywność kształcenia w szkołach doktorskich nauk społecznych w kraju. W mojej uczelni nie ma takich danych, natomiast każdy z promotorów ma wiedzę na temat postępów w przygotowaniu dysertacji doktorskiej ich doktoranta (-ów). Od roku nie deklaruję gotowości przyjęcia doktoranta głównie ze względu na  PESEL a tym samym poczucie odpowiedzialności za zapewnienie jej/jemu odpowiedniego wsparcia.

Jestem zadowolony z wykształcenia tych, którzy po przeprowadzeniu badań przedłożyli odpowiedniej jednostce akademickiej swoją dysertację celem przystąpienia do jej obrony. I obronili swoje rozprawy a 14 z tego grona opublikowało je i realizuje się w nauce czy środowisku oświatowym. To jednak nie oznacza, że wszyscy, którzy rozpoczynali ze mną współpracę, doprowadzili swój projekt do końca.  

Różne były tego powody, chociaż przeważał wśród nich czynnik ekonomiczny i społeczno-zawodowy. Świetnie zapowiadała się nauczycielka wczesnej edukacji, która chciała w latach 90. XX wieku uczynić przedmiotem swoich badań innowacje w szkolnictwie podstawowym. Pracowała w szkole podstawowej w jednym z podłódzkich miast dając się poznać władzom samorządowym jako odpowiedzialna i kreatywna nauczycielka, uwielbiana przez dzieci i ceniona przez ich rodziców. 

Wkrótce awansowała na stanowisko dyrektorki macierzystej szkoły i... skończyły się marzenia o własnym doktoracie. Nie mogła pogodzić obu obowiązków. Odstąpiła od dalszej współpracy pomimo wszczętego przewodu doktorskiego. 

Inna doktorantka, znakomicie zapowiadająca się, a mająca już wydaną książkę z zakresu wychowania bez przemocy, zrezygnowała ze studiów III stopnia, bo nie byłoby jej stać na utrzymanie się przy życiu w Warszawie. Wyjechała do Danii, gdzie świetnie zarabia i realizuje swoją pedagogiczną pasję.      

Politycy AWS usunęli z tabeli nauczycielskich płac kategorię "nauczyciel ze stopniem naukowym doktora". Tak oto rozpoczął się kurs na trzymanie nauczycieli na "ministerialnej smyczy". Po co zachęcać ich do rozwoju, samodoskonalenia, skoro wymagało to przyznania im nieco, choć niewiele wyższej płacy. 

Reforma AWS zmiotła z systemu szkolnego nauczycielskie innowacje, bo sprawujący władzę chcieli mieć wyłączność na ich wprowadzanie. Od tej pory, a więc już ponad 25 lat, politycy resortu edukacji kierują się wyłącznością wprowadzania reform, zmian je wycofujących czy wprowadzaniem absurdalnych korekt programowych, organizacyjnych a nawet metodycznych. 

Dlatego mamy i nadal mieć będziemy do czynienia z głębokim kryzysem w szkolnictwie publicznym, bowiem nic nie zapowiada odejścia od tej toksycznej polityki.                      

Kolejny z moich Doktorantów pisze: 

"Podjąłem trudną dla mnie decyzję o rezygnację z kształcenia w szkole doktorskiej. Żeby utrzymać rodzinę pracuję już w 3 szkołach (w sumie 40 godzin przy tablicy). Po prostu brakuje mi czasu i sił, żeby sfinalizować to, co było moim marzeniem. 

Temat, który podjąłem (…), jest bardzo ważny (…). Niestety zawód nauczyciela, jest na tyle niedoceniany w naszym społeczeństwie, że musimy pracować non- stop, w kilku placówkach, żeby jakoś sobie radzić, nie zapominając o wychowaniu własnych dzieci.

Żeby jakoś pogodzić wychowanie syna, pracę i swoje marzenie od lat, widzę na dzień dzisiejszy tylko jedno rozwiązanie dla mnie: rezygnacja z kształcenia w szkole doktorskiej i sfinalizowanie rozprawy już w trybie "z wolnej stopy". Wiem, że za doktorat "z wolnej stopy" trzeba będzie zapłacić za całą procedurę". 

Czy rzeczywiście znajdzie czas na doktorat? Czy zarobi w szkolnictwie na pokrycie jego kosztów? Wystarczy zobaczyć, jak niskie były i nadal będą płace w szkolnictwie publicznym, pomimo propagandowej narracji o rzekomo wysokich podwyżkach. Wysokich? Dla kogo? Niech lepiej politycy rządzącej koalicji wraz ze związkami nauczycielskimi nie wprowadzają w błąd opinii publicznej! 

    

 

21 stycznia 2024

Kierunek studiów "praca socjalna" w ocenie Polskiej Komisji Akredytacyjnej

 


Kształcenie w szkołach wyższych profesjonalistów służb społecznych w zakresie "pracy socjalnej" nie cieszy się najwyższym zainteresowaniem wśród absolwentów szkół ponadpodstawowych. Są uczelnie które mimo posiadanej kadry nie mają naboru na ten kierunek studiów. 

Postanowiłem przyjrzeć się tej sytuacji analizując raporty Polskiej Komisji Akredytacyjnej, której członkowie oceniali jakość kształcenia w latach 2010-2023 na tym kierunku w 45 jednostkach akademickich. Niestety, na stronie PKA są dostępne tylko 24 raporty z akredytacji na tym kierunku, ale dotyczą ostatnich lat, więc zawierają aktualne fakty i ich ocenę. 

Poniżej zamieszczam tabelę zawierającą w pierwszej kolumnie liczbę studentów przyjętych na studia stacjonarne I stopnia, a jeśli także na studia II stopnia , to odpowiadająca im liczba jest po znaku + .  Analogicznie w drugiej kolumnie są liczby przyjętych na studia niestacjonarne studentów na kierunek "praca socjalna".  W kolejnych kolumnach zaznaczam, która z akredytowanych jednostek prowadzi studia I i/lub także II stopnia  oraz  jaki jest ich profil: "ogólnoakademicki" czy/i "praktyczny".  Nie podaję nazw uczelni, bo nie jest to istotne z punktu widzenia zjawiska, które jest przedmiotem moich zainteresowań poznawczych.   


Tabela: Liczba przyjętych studentów na studia na kierunku "praca socjalna" z uwzględnieniem trybu, stopnia i profilu kształcenia (źródło: opracowanie moje na podstawie danych z raportów PKA)


Z niniejszej tabeli możemy odczytać: 

1) które jednostki nie mają w ogóle naboru na ten kierunek na studia stacjonarne, ale mają na studia niestacjonarne; które nie przyjęły żadnego studenta mimo uruchomionej rekrutacji;  

2) które jednostki uruchamiają studia mimo bardzo niskiej liczby przyjętych studentów, co czyni proces kształcenia jakościowo atrakcyjnym, ale ekonomicznie nieopłacalnym;  

3) który profil studiów przeważa w ofertach kształcenia - ogólnoakademicki vs praktyczny;

4) który poziom kształcenia cieszy się większym zainteresowaniem - licencjacki vs uzupełniający magisterski;   

5) ile osób studiowało na tym kierunku. Niestety, nie wiemy, jakie są ich losy edukacyjne (czy ukończyli studia na tym kierunku) oraz zawodowe (czy podjęli pracę w tym zawodzie). 

Powyższe dane dotyczą kształcenia na kierunku "praca socjalna" w nastęujących uczelniach: 

     Uniwersytety: UKSW, UJD, UG, UWM, UTH Radom, UŚ, URz, KUL, UE Poznań, UJK, UŁ, UAM, UKEN, UKW.
     PWSZ/Akademie: Piła, Łomża, Jarosław, Konin, Sanok, Płock, Leszno.
    
Uczelnie prywatne: Akademia Nauk Stosowanych w Tarnowie, WSH TWP w Szczecinie, Kujawsko-Pomorska Szkoła Wyższa w Bydgoszczy, Akademia Polonijna Częstochowa, Wyższa Szkoła Nauk Społecznych w Lublinie, Wielkopolska Wyższa Szkoła Społeczno-Ekonomiczna w Środzie Wielkopolskiej, Społeczna Akademia Nauk w Łodzi, Wyższa Szkoła Inżynieryjno-Ekonomiczna w Rzeszowie.

Interesujące jest to, że wszystkie z wyróżnionych tu jednostki, prowadząc kształcenie na kierunku "praca socjalna", uzyskały ocenę pozytywną. Zdziwili się profesorowie kształcący na tym kierunku, bo sądzili, że niektóre szkoły reprezentuą niski poziom, gdyż nie mają specjalistycznych kadr. 

Bywa przecież tak, że Zespół Nauk Społecznych I rekomenduje Prezydium PKA ocenę negatywną lub warunkową, ale ten organ to pomija i przyznaje ocenę pozytywną. Być może tak stało się i w którymś z tych przypadków. Nikt przecież nie kontroluje w PKA zgodności wnioskowanych ocen między zespołami kierunków kształcenia a decyzjami prezydium PKA.

Jeśłi rzeczywiście wszystkie z wyżej odnotowanych jednostek w pełni zasłużyły na ocenę pozytywną, to warto to docenić. Brakuje bowiem w kraju profesjonalistów przygotowanych do tak odpowiedzialnej służby społecznej. 

To, co niewątpliwie może osłabiać zainteresowanie tym kierunkiem studiów, to bardzo niskie płace po ich zakończeniu. Absolwenci "pracy socjalnej" otrzymują bowiem płacę minimalną w kraju, a poziom ich wykształcenia wymagałby jednak wyższej gratyfikacji. 

(foto: autor) 

20 stycznia 2024

Konserwa po 500 zł

 


W rozdziale 2 Kodeksu Etyki Pracownika Naukowego przyjętym przez Polską Akademię Nauk zostały ujęte m.in. uniwersalne zasady i wartości etyczne w pracy badawczej. Następująco uzasadnia się konieczność ich przestrzegania:

"Podstawowe, uniwersalne zasady i wartości etyczne, na których opiera się integralność i wiarygodność nauki odnoszą się do przedstawicieli wszystkich, bez wyjątku, dyscyplin naukowych. Ich przestrzegania należy wymagać od naukowców, od instytucji, w których prowadzą oni badania, a także tych, które finansują badania, zajmują się ich publikacją i organizacją życia naukowego, zarówno w ich wzajemnych relacjach, jak i w kontaktach ze światem zewnętrznym." (podkreśl. moje) 

Wśród tych zasad i wartości znajduje się imperatyw nr 10, który brzmi:    

"niewykorzystywanie swojego naukowego autorytetu przy wypowiadaniu się na tematy z poza obszaru własnych kompetencji" (Załącznik do uchwały Nr 2/2020 Zgromadzenia Ogólnego PAN z dnia 25 czerwca 2020 r., s.5 – pisownia oryginalna, to nie mój błąd). 

Niektórzy członkowie PAN, ale i profesorowie spoza tego gremium zapisali się „etycznie” w dziejach polskiej polityki publicznej, pobierając z budżetu TVP (legalnie, a jakże, na umowę) po 500 zł za każdy komentarz, jakiego udzielili na każdy niemalże temat. Jeden z profesorów to nawet wybiegał przed Pałac Kultury i Nauki, opuszczając obrady ważnego gremium, byle tylko zaistnieć w "Wiadomościach" TVP.  Teraz rozumiem powód takiego zachowania.

Doświadczyłem już skutków pseudonaukowej współpracy niektórych naukowców w okresie rządów PO-PSL, ale jak się okazuje tzw. Zjednoczona Prawica poszła jeszcze dalej, bo opłacała naukowe autorytety pieniędzmi, które - gdyby nie środki na propagandową "szczujnię" - mogłyby uratować wiele ludzkich istnień, chociażby dzieci chore na raka. Uratowały dochody profesorów, bo ci są fatalnie wynagradzani wraz z pozostałą kadrą akademicką i pracownikami administracji. Taka to była komentatorska konserwa po 500 zł od wypowiedzi, bo oni byli „z poza”.        

 


19 stycznia 2024

Degradowanie przez polityków III RP pracy socjalnej pozostałością bolszewickiej praktyki

 


W wydanej przez profesora Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie Arkadiusza Żukiewicza książce dotyczącej etyki pracy socjalnej, której okładką otwieram dzisiejszy wpis, jest poruszony wątek naukowego sporu o nazwę PRACA SOCJALNA. Jego zdaniem to w PRL nastąpiła zmiana w terminologii i podstaw teoretycznych pedagogiki społecznej, w tym metodycznych w zakresie służby społecznej, pracy społecznej oraz pracowników społecznych na rzecz bolszewickiego modelu i kategorii „praca socjalna”, którą podporządkowano poprawności politycznej i ideologii socjalistycznej. 

W czasach stalinizmu w Polsce Ludowej zastępca komendanta Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego ds. politycznych Adam Uziembło skrytykował Helenę Radlińską za to, że nie uwzględniła w swojej koncepcji pracy społecznej konieczności podporządkowania jej pracy politycznej i partyjnej w państwie.  Tym samym peerelowska praca socjalna była określana mianem terenowej służby społecznej jako kategorii zawodowej pracowników socjalnych. 

O przesłankach zawodu pracownika socjalnego pisał profesor Wiesław Theiss przywołując korespondencję między A.O. Uziembło a Aleksandrem Kamińskim: „Mieli to być realizatorzy usług socjalnych. Zabieg ten miał na celu wyodrębnienie „nowej grupy zawodowej” z szeregu pracowników politycznych, gospodarczych oraz innych usługodawców socjalnych, jak w szczególności lekarzy, nauczycieli itp. Propozycja ta nie zawierała jednak opisu kompetencji, funkcji, celu czy zakresu zadań przypisanych „nowej” grupie zawodowej” (za: A. Żukiewicz, s.59). 


(źródło: tamże, za: A. Uziembło, s. 57)

W następstwie przyjętych zmian w języku polskiej pedagogiki społecznej pojawiła się kategoria „praca socjalna”, która sukcesywnie zastępowała źródłową dla tej nauki kategorię „praca społeczna”. Doktrynalne przekształcenie w pedagogice społecznej zostało upełnomocnione aktem prawnym w 1966 roku , kiedy to minister oświaty wprowadził do języka prawnego pojęcie „praca socjalna” i zawód „pracownik socjalny” , zamykając tym samym tradycję pracy społecznej, która była od samego początku swojego rozwoju podstawową kategorią pedagogiki społecznej.

Wprawdzie prof. UWM Ewa Kantowicz uważa, że pojęcie praca socjalna pochodzi z tradycji anglosaskich nauk społecznych "social work", to jednak dobrze pamiętamy, że w tamtym ustroju wprost zakazane było sięganie do burżuazyjnych teorii naukowych. Tym samym chyba rację ma A. Żukiewicz co do bolszewickich korzeni pojęcia "praca socjalna" w naszej rzeczywistości.     

W III RP kształcimy w szkołach wyższych na kierunku "praca socjalna" kontynuując socjalistycznie zdeterminowaną przez politykę partii władzy tradycję podporządkowania tej profesji dualistycznej polityce władzy: etatystycznej polityce władz państwowych (Ministerstwo Rodziny i Polityki społecznej) oraz władzom samorządowym.     

Nowa Przewodnicząca Polskiego Stowarzyszenia Szkół Pracy Socjalnej - prof. dr hab. Anna Kanios w grudniu ub. roku zaprosiła mnie z wykładem dla członków szacownego gremium na temat kształcenia pracowników socjalnych w naszym kraju. Zimowe warunki nie sprzyjają podróżowaniu po kraju, toteż uratowała nas możliwość spotkania się z zainteresowanymi osobami w formie online na platformie Teams. W Instytucie Pedagogiki UMCS w Lublinie jest wiodący w kraju zespół naukowców-pedagogów, którzy wyspecjalizowali się w badaniach terenowych w środowisku służb publicznych publikując wyniki swoich badań w niezwykle ważnych dla tej problematyki monografiach i czasopismach naukowych. 

Pracownicy Katedry Pedagogiki Społecznej sprawują opiekę merytoryczną i organizacyjną nad kształceniem i doskonaleniem zawodowym pracowników socjalnych prowadząc studia licencjackie i uzupełniające magisterskie na kierunku "Praca socjalna" (stacjonarne i niestacjonarne).  Ten kierunek kształcenia ma już długą tradycję. Jak piszą na swojej stronie:  

"Rozpoczęło się w roku akademickim 1991/1992 uruchomieniem na kierunku pedagogika specjalności pedagogika kulturalno-socjalna, w roku akademickim 1994/95 nastąpiła zmiana nazwy specjalności na pedagogikę pracy socjalnej, a w roku 2004/2005, ze względu na zmiany ustawowe wprowadzono nazwę specjalności praca socjalna. Wówczas prawo dopuszczało jedynie istnienie pracy socjalnej jedynie jako studia licencjackie.

W roku akademickim 2008/2009 (jako jedna z pierwszych uczelni w Polsce) w UMCS uruchomiono nowy kierunek studiów Praca socjalna. Zaś w roku 2012/2013 – powołano do życia studia II stopnia, kierunek praca socjalna. Katedra Pedagogiki Społecznej posiada doświadczenie w realizacji kształcenia podyplomowego. Realizowano wysokospecjalistyczne studia z zakresu: "Interwencji kryzysowej w pracy socjalnej", "Menedżer w instytucjach pomocy społecznej" czy "Zarzadzanie instytucjami pomocy społecznej".

Pracownicy Katedry sprawowali nadzór nad Kolegiami Pracowników Służb Społecznych. Należy tu wymienić: Niepubliczne Kolegium Pracowników Służb Społecznych w Zamościu (prof. dr hab. Anna Kanios), Kolegium Pracowników Służb Społecznych w Skarżysku-Kamiennej (dr Lucyna Adamowska)".     

Mam nadzieję, że Stowarzyszenie podejmie współpracę z władzami Ministerstwa Rodziny i  Polityki Społecznej, by w znowelizowanym budżecie państwa została wprowadzona podwyżka płac dla pracowników socjalnych.    



 

18 stycznia 2024

Osiem lat destrukcji także w przedszkolnej edukacji i postawach części rodziców wobec niej

 



Nauczycielka wychowania przedszkolnego podzieliła się swoją opinia na temat zdumiewających postaw rodziców wobec edukacji przedszkolnej ich dzieci i skutkami w jej placówce jednej z reform Zjednoczonej Prawicy, która dotyczyła edukacji włączającej. Pisze do mnie, a przecież także do czytelników bloga, wśród których są nauczyciele, rodzice, politycy, dziennikarze itp.: 

"Panie profesorze, oczywiście, jak w każdym przedszkolu czy w szkole, również u nas funkcjonują dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, wokół których kręci się cały system, praca, dostosowania, zatrudnienie kadry itd. wypełniamy, również te zalecenia, niemniej jednak ja się z nimi nie zgadzam. Pomijam już to, że współpraca jaka ma miejsce pomiędzy nauczycielami a rodzicami jest utrudniona, ta współpraca (szczególnie w pierwszym okresie) polega na wydobywaniu od rodziców strzępków informacji, na proszeniu o informację (a rodzic powie tyle ile chce i żąda pomocy). 

 

Jak pomóc komuś kto stawia taką blokadę pomimo starań i prób podejmowania działań. Dalsze etapy współpracy rodzic - nauczyciel to działania powiedziałabym pozorowane po stronie rodziców, a czasami i nauczycieli, (ale tutaj powiedziałabym raczej z braku kompetencji czy czasu, niż zupełnie świadomie, nauczyciel jest bezradny. 

 

Wiem że z braku wiedzy nikt nikogo nie zwalnia z odpowiedzialności, ale aktualnie jesteśmy na etapie przepisów które nakazują dyrektorom zatrudnienie wykwalifikowanej kadry, tylko skąd dyrektor ma ta kadrę wziąć?)  Rodzic podpisuje dokumenty przy opiniach czy ipetach czy wopfu i na tym jego praca się kończy, nie robi nic, aby własnemu dziecku pomóc i winę zrzuca na przedszkole, a my przecież tylko wspieramy rodziców w rozwijaniu dzieci. 

To rodzic jest odpowiedzialny za wychowywanie dziecka. Przedszkole wspiera rodzica. Czyżby rodzice tylko chowali dzieci, a nie wychowywali? Pani profesorze, rodziców nie interesuje rozwój intelektualny dzieci, ważne jest tylko to czy dziecko: jadło, piło, spało i było na podwórku. - podstawowe potrzeby są spełnione to prawda, ale mamy jeszcze inne założenia podstawy programowej. Pamiętam jeszcze na studiach czytałam o chowie, ale nie pamiętam już kto tak napisał.

 

Unia Europejska dała nam (Polsce) pieniądze na wdrożenie edukacji włączającej, ale czy nie lepiej byłoby najpierw dostosować infrastrukturę, przygotować kadry itd. a dopiero wdrożyć działania. To, co teraz się dzieje, zaprzecza założeniom edukacji włączającej. Sytuacja, w której dzieci z orzeczeniami znajdują się w przedszkolach i szkołach powoduje, że: rodzice składają skargi, w których domagają się od dyrektorów przeniesienia ich dzieci do innych (normalnych - jak mówią) klas, nauczyciele skupiając się na rozwiązywaniu zaistniałych problemów w grupie nie realizują podstaw programowych, które mówią o całościowym rozwoju wszystkich dzieci, w efekcie mamy zaległości pojawiające się trudności. 

 

Nauczyciel skupiając się na dzieciach ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi nie ma czasu rozwijać zainteresowań, uzdolnień dzieci, (zaniedbuje je), nie mówiąc już o tworzeniu środowiska do działania, bo w tym tworzeniu musi uwzględniać dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych. Sama pracuję z grupą na trzech poziomach, mam dzieci z opiniami i kilkoro jeszcze nie zdiagnozowanych, jest to bardzo trudne, aby móc odpowiedzieć na wszystkie potrzeby dzieci, ponieważ wypełniając potrzeby jednej grupy zaniedbują inne. 

 

Czy ktoś to przewidział, wiem bardzo łatwo jest powiedzieć zza ministerialnego biurka, Pani musi dostosować działania, tylko moim obowiązkiem jest w pierwszej kolejności zapewnić bezpieczeństwo dzieci, wszystkich dzieci) jeżeli takiego bezpieczeństwa nie ma, ja nie zrobię żadnych działań. Minister powinien wiedzieć, że na nauczycielu ciąży odpowiedzialność karna za złe decyzje i wydając przepis powinien wiedzieć czemu on ma służyć. 

 

Następna rzecz- sytuacje konfliktowe w grupach, dziecko z nadpobudliwością psychoruchową pobiło inne dziecko w wyniku czego dziecko pobite nie chce uczestniczyć w zabawie z dzieckiem z nadpobudliwością, unika tego dziecka, rodzice unikają relacji prosząc dziecko, aby bawiło się z "dziećmi normalnymi" to kolejny przykład.

 

Fikcja w dokumentach tworzona na potrzeby kontroli kuratorów oświaty jakich doświadczamy, tam rzeczywiście musimy pisać to co trzeba a nie to co jest., ale myślę że to jeszcze inny problem. Najbardziej razi mnie to zatracanie dzieci mających talenty, uzdolnienia przy okazji skupiania uwagi na dzieciach ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi bo dla nich robimy działania itd. 

 

Następnie, skargi nauczycieli ze szkół o nieprzygotowaniu dzieci przedszkolnych do klas pierwszych. Nauczycielki klas pierwszych przyzwyczajone w swoich klasach mieć dzieci umiejące czytać i pisać dziś zgłaszają, że dzieci z przedszkoli nie potrafią czytać i pisać. Nie wiem, ile w tym wszystkim jest nieznajomości podstawy programowej wychowania przedszkolnego po stronie nauczycieli klas pierwszych, a ile złości.

 

To prawda w przedszkolach uczyliśmy te dzieci (które wykazywały chęć i posiadały predyspozycje) czytania i pisania, ale o tym mówi podstawa, tymczasem teraz nie robimy tego z braku czasu, nawet w sytuacji, kiedy mamy dziecko z takimi predyspozycjami ponieważ jesteśmy na pracy bieżącej z dzieci o specjalnych potrzebach edukacyjnych.

 

Tak to wygląda Panie profesorze to tylko kilka rzeczy. które zawracają mi głowę, nie wiem czy tylko z mojej perspektywy, kiedy czytam wypowiedzi innych nauczycieli i nie tylko. Mam nadzieję, że nie".


Poprosiłem o komentarz znakomitą ekspertkę w naszym kraju od edukacji właczającej prof. UAM Beatę Jachimczak, która - mimo ogromnych obciążeń zawodowych, akademickich - zgodziła się, chociaż krótko, odnieść do treści niniejszego listu-autorefleksji nauczycielki wychowania przedszkolnego, za co bardzo dziękuję, bo nie jest to moja specjalność: 

"1. edukacja grup zróżnicowanych jest faktem od lat i trafiają się bardzo różnorodne grupy

2. nieporozumieniem jest przełożenie zainteresowania nauczyciela na dziecko ze SPE, w centrum zainteresowania powinna być tak zwana grupa "środka" a dostosowania dla tych zdolnych i tych z trudnościami rozwojowymi jako działanie uzupełniające

3. ponieważ głównym problemem wydają się dzieci z zaburzeniami zachowania i/lub funkcjonowania społecznego to warto zadbać o szkolenie rady pedagogicznej z zakresu terapii poznawczo-behawioralnej

4 warto skorzystać z bezpłatnych studiów z zakresu wwr (dla nauczycieli przedszkoli) prowadzonych przez wiele uczelni w Polsce na zlecenie MEN

5 może w otoczeniu Pani jest SCWEW, który wspiera nauczycieli w pracy z grupami zróżnicowanymi

6 trudno w ostatnich czterech latach  powiedzieć, że systemowo nie szuka się wsparcia dla nauczycieli w zakresie edukacji włączającej a nawet z mojego punktu widzenia podjęto wiele działań na rzecz przygotowania do pracy (ocena funkcjonalna, narzędzia skriningowe, materiały i szkolenia z uniwersalnego projektowania edukacyjnego, platforma ZPE z pomysłami pracy, projekt UNICEF - IBE z konsultacjami dla nauczycieli i inne)

7 nikt nie wprowadza nagle edukacji włączającej, nie mamy jej dlatego że UE daje pieniądze , unia daje i dzięki temu możemy poprawiać jakość tej edukacji, edukacji, którą wybrali rodzice

8 nie jestem za odebraniem praw wyboru rodzicom

9 problem współpracy i zaufania rodzic i nauczyciel od lat nierozwiązany

pozdrawiam"

Beata Jachmiczak   

 (rys. "Świeczka, która nie chce być lampą", archiwum domowe)