08 marca 2023

Naukowczyniom w Dniu Kobiet

 




W Dniu Kobiet załączam życzenia

z bukietem kwiatów wiosennych,

Niech twórczość badaczek świat zmienia 

mimo problemów codziennych.


07 marca 2023

Narodowe Centrum Badań i Rozwoju usunęło publikacje

 

Nie jest to pierwsza afera w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju, która, w kontekście rozpoczętej przez rząd Prawa i Sprawiedliwości kampanii przedwyborczej a straszącej w mediach rzekomym "przymusem jedzenia robaków, noszenia łachmanów jak w Korei Północnej itp. jak wygra wybory opozycja", prawdopodobnie przyczyniła się do usunięcia z portalu tej Agencji publikacji: „Europejski Zielony Alert”. Nie ma też przewodnika dla polskich podmiotów publicznych pt. „Plany Równości Płci (GEP) w Horyzoncie Europa.  

Pozostał tylko ślad ich bycia, ale bez dostępu do treści

Dział Krajowego Punktu Kontaktowego ds. Horyzontu Europa przygotował istotną i oczekiwaną publikację Europejski Zielony Alert. Zrozumieć zieloną politykę UE, aby skuteczniej uczestniczyć w konkursach Horyzontu Europa. Oddajemy w Państwa ręce kompendium wiedzy na temat strategii Unii Europejskiej w zakresie zrównoważonego rozwoju, energii, transportu, Gospodarki o Obiegu Zamkniętym, Nowego Europejskiego Bauhausu, ochrony środowiska, bezpieczeństwa żywnościowego i bioróżnorodności.

Zmiana klimatu i degradacja środowiska stanowią zagrożenie dla Europy i reszty świata. Aby sprostać tym wyzwaniom powstał plan działania Europejski Zielony Ład. Ma on pomóc przekształcić Unię Europejską w nowoczesną, zasobooszczędną i konkurencyjną gospodarkę, która w 2050 r. osiągnie zerowy poziom emisji gazów cieplarnianych netto. Zdrowie ludzi, społeczeństw i planety to jedna i wspólna sprawa. Dlatego też zrównoważone systemy żywnościowe, obok różnorodności biologicznej, stanowią serce Europejskiego Zielonego Ładu.

Polacy już nie dowiedzą się, a zatem i nie zrozumieją, o co chodzi w strategii UE w zakresie ochrony życia ludzkości na Ziemi. Za raport na ten temat ktoś otrzymał pieniądze publiczne. Podobnie jak i za ten drugi raport. Do NCBiR wkroczyła NIK. Oby rzetelnie zbadała zasadność wydatków i ustaliła odpowiedzialność osób za ich marnotrawstwo. 

06 marca 2023

O wypaczeniu funkcji oceny szkolnej – wspomnienia ucznia


Cztery lata temu miałem przyjemność przeczytania książki monograficznej Stefana Łaszyna o Liceum Pedagogicznym Nr 2 w Bartoszycach. Moje ostatnie dwa wpisy poświęcone ocenianiu w szkołach zachęciły do zabrania głosu na ten temat, toteż publikuję Jego wypowiedź: 


Uczęszczałem do dwóch liceów pedagogicznych. W pierwszym byłem jednym z najgorszych uczniów w klasie, w drugim - wyraźnym klasowym prymusem. W pierwszej szkole wśród wystawianych uczniom  ocen znaczne miejsce zajmowaly „niedostateczne”. Ocenianie było  grożnym narzędziem w rękach nauczycieli i postrachem dla uczniów. Przodowała  w tym jedna z polonistek. O jej osobowości nie będę pisał, bo nie wypada. O postępowaniu pedagogicznym chyba można, bo była osobą publiczną. Nie wiem jakie miała przygotowanie metodyczne. Wiem, że nie ukończyła pełnych studiów wyższych (magistersterskich). 

W ciągu kilku kolejnych zajęć dyktowała treść lekcji, a uczniowie wszystko skrzętnie zapisywali w zeszytach.  Potem sprawdzała te notatki. Następnie przez kilka kolejnych lekcji odpytywała uczniów. Musieliśmy prawie dosłownie recytować to, co było w notatkach. Każde odpytywanie wiało grozą. Pamiętam, jak pewnego dnia pani profesor po „odpytaniu” kilku pierwszych uczniów  z listy w dzienniku klasowym orzekła: - Stwierdzam, że klasa nieprzygotowana. Wszystkim stawiam dwa. 

Klasa liczyła około 40 uczniów (pierwsza klasa w pięcioletnim cyklu kształcenia). Wszyscy otrzymali „dwóje”. Nikt nie zaprotestował. Panowało milczenie. Dostało się nawet nieobecnym tego dnia w szkole. Gdy wróciliśmy do internatu, to oznajmiliśmy naszym chorym kolegom (wtedy chorzy przebywali w tzw. izolatkach), że otrzymali dwóje z polskiego. Ci nie chcieli dać temu wiary i skomentowali tę wiadomość niecenzuralnymi słowami,  których tutaj nie mogę przywołać, chociaż dokładnie je pamiętam.  

Moja sytuacja poprawila się radykalnie, gdy zmieniłem liceum. Nowa polonistka była osobą o szerokim horyzoncie intelektualnym. Znała języki obce, m.in. niemiecki  i francuski. Pierwszego uczyła nas w ramach zajęć nadobowiązkowych. Drugim władała dlatego, że przez kilka lat mieszkała we Francji. Wróciła do Polski po wojnie. Pani profesor wykładała, jak to się wtedy mówiło, nowy materiał w sposób przystępny i usystematyzowany. 

Można było zanotować najważniejsze rzeczy. Opracowań podręcznikowych, oprócz wypisów, jakoś wtedy nie było.  W czasie odpytywania uczniowie referowali treść lekcji „swoimi słowami”.i nie doświadczali wielkiego stresu.  Dodam tylko, że było to liceum utrakwistyczne. Pięciu przedmiotów nauczano w niepolskim języku. Wskaźnik odsiewu i odpadu był wysoki. Pomimo to uczniowie do dzisiaj wspominają swoją szkołę z sympatią.

Opisane wyżej doświadczenia ukształtowały mój stosunek do oceny szkolnej, która miała odzwierciedlać stopień opanowania przez uczniów wiadomości i umiejętności wymaganych programem nauczania, a pełniła zupełnie inną rolę.  Przekonały mnie, że oceny szkolne są bardzo subiektywne. Zrozumiałem też, że ocenianie nie musi być dla ucznia katorgą, wyrokiem, walką nauczyciela z uczniem  (walką nierówną),  chociaż pewien niepokój  ze strony ucznia zawsze tej czynności  towarzyszy. 

Pracując w szkole średniej i wyższej starałem się tak prowadzić ocenianie, by nie wywoływało ono nadmiernego stresu u ucznia/studenta  i aby nie naruszało jego godności osobistej. Przyznam, że miałem problemy z wystawianiem ocen. Nigdy nie byłem pewien, czy w sposób adekwatny odzwierciedlają one to, co usłyszałem w czasie odpowiedzi ustnej. Gdy nie byłem pewien, to zawsze wolałem dać jeden stopień w górę, niż w dół. Łatwiej było z pracami pisemnymi. Skategoryzowanych testów raczej nie stosowano na przedmiotach humanistycznych, gdyż uważano, że to pomocnicze narzędzie pomiaru wyników nauczania. Inne było i jest podejście do tej sprawy na Zachodzie. To już jednak odrębny temat. Mam w tym zakresie też pewne doświadczenie. 

Z dwóch liceów wyniosłem odmienne doświadczenia na temat oceniania. Doceniam je, bo pozwoliły zrozumieć, jak skomplikowana i delikatna jest sprawa oceny postępów w nauce ucznia i w ogóle oceny człowieka. Takie oceny określają i decydują niekiedy arbitralnie o życiowym losie jednostki. Pierwsze liceum, które mnie wyeliminowało,  zmusiło mnie abym znalazł  odpowiednią dla siebie szkołę i jestem mu za to wdzięczny. 

Tę drugą szkołę ukończyłem bez trójki na światectwie maturalnym i zostałem wytypowany na studia na Uniwersytecie Łódzkim. Wtedy obowiązywały nakazy pracy i tylko dwóch najlepszych uczniów z klasy mogło podjąć wyższe studia. O dalszym swoim rozwoju naukowym i pracy nauczycielskiej, którą kochałem i której byłem entuzjastą, nie będę już pisał, by objętością wypowiedzi nie wprowadzić w zakłopotanie  Moderatora i nie zanudzić Czytelników.

Jestem za ocenianiem bez klasycznych stopni szkolnych, wszędzie tam, gdzie to tylko jest możliwe. Jak to osiągnąć, to już jednak oddzielny i niełatwy problem.

Miałbym ogromną satysfakcję, gdyby ktoś z moich klasowych kolegów, i nie tylko, przeczytał moją wypowiedź i potwierdził lub zaprzeczył temu, co wyżej napisałem o mojej pierwszej szkole średniej. Jak stwierdziłem wcześniej, każda ocena jest subiektywna. Tej prawidłowości podlega też moja wypowiedź.

Nie podpisuję się pod  tekstem imieniem i nazwiskiem, chociaż mógłbym to zrobić, ale przecież nie personalia są tutaj ważne. Ważny jest problem, który wyżej starałem się naświetlić w kontekście własnego doświadczenia. Być może ktoś uzna moją wypowiedź za banalną. Ma do tego prawo. Ja po prostu miałem potrzebę wyrzucić z siebie odległe przeżycia  i akurat nadarzyła się okazja, by to zrobić.  Uważam, że moje wyznania wiążą się z problemem oceny szkolnej podjętym przez Profesora i dlatego zdecydowałem się o nich napisać. 


03 marca 2023

Przemoc i dialog w relacjach między nauczycielem a uczniem

 



Do niektórych rozpraw chętnie powracam nawet po wielu latach od ich wydania, gdyż zawarte w nich studia, analizy, projekty wciąż są aktualne. Jedną z takich publikacji jest wydana w 1996 roku monografia pod redakcją Marii Dudzikowej pod tytułem: Nauczyciel - uczeń. Między przemocą a dialogiem: obszary napięć i typy interakcji. Są w niej zawarte referaty z obrad Sekcji XV w trakcie II Ogólnopolskiego Zjazdu Pedagogicznego w Toruniu ("Impuls", Kraków 1996). 

Autorzy podjęli wówczas problem napięć, dylematów i niepokojących nauczycieli zjawisk w obszarze niemalże codziennych ich relacji z uczniami. Referujący adresowali swoje studia do refleksyjnych nauczycieli, teoretyków i praktyków, którzy cenią sobie namysł nad własną wiedzą o edukacji, mają do praktyki szkolnej określony dystans, a przy tym poszukują inspiracji do pracy nad sobą i do doskonalenia własnego warsztatu pracy pedagogicznej.

   W książce są niezwykle interesujące analizy dotyczące m.in.:

· dylematów myślenia pedagogicznego o stosunkach społecznych w procesie edukacyjnym” (S. Mieszalskiego),

· podmiotowości w wychowaniu wobec demokratyzacji stosunków edukacyjnych” (E. Kubiak- Jureckiej),

·   liberalizmu i represjonizmu w wychowaniu (J. Bińczyckiej),

·   dylematów swobody w edukacji” (M. Kuchcińskiej),

·   modelu interakcji w dialogu edukacyjnym (W. Kubiak),

·   negocjowania treści programu kształcenia (J. Dyrdy),

·   potrzeb komunikacyjnego pojmowania edukacji (M. Szybisz),

·   językowego modelu nauczania (B. D. Gołębniak),

·   "wojny" w edukacji pomiędzy nauczycielem a uczniem (W. Komara) czy

·   śmiechu uczniowskiego w kontekście pytań o autorytet nauczyciela (M. Dudzikowej).

 Przyjrzenie się powyższym dylematom stworzyło zarazem „lustrzane” odbicie szkolnej codzienności, w której mogła zadomowić się zarówno troska o wartość kształcenia czy wychowania dzieci i młodzieży, jak i być może zagnieździły się zjawiska patologiczne, niedostrzegalne w tak nieprzejrzystym świecie oświatowych instytucji. Wprawdzie układ treści nie pozwalał na przejście od diagnozy do prognozy, to jednak każdy mógł znaleźć w nim odpowiedź na podstawowe antynomie społeczeństwa zmierzającego ku demokracji.

Mogli zaniepokoić się zwolennicy ideologii konserwatywnych, autokratycznych czy socjalistycznych dość wyraźną preferencją przez autorów tej książki pedagogiką humanistyczną, emancypacyjną, liberalną. Nikt jednak nie oczekiwał, by ktokolwiek rezygnował z własnej pedagogii, z potrzeby pielęgnowania tradycji czy z odpowiedzialności w relacjach społecznych. Przemoc, nieuzasadniona dominacja czy agresja, ale i uleganie opresji nie powinny mieć miejsca w szkole, gdyż podtrzymują one patologiczny podział między generacją dzieci i dorosłych oraz osłabiają szanse na wyjście z zaklętego koła samoodtwarzającego się zła. 

   Wśród podejmowanych zagadnień wiodącymi stały się kwestie rozpoznawania istoty napięć, jakie pojawiają się w relacjach między nauczycielami a uczniami, ich źródeł, kierunków dążeń oraz ich rzeczywistych funkcji. Warto uświadomić sobie przyczyny oporu na wartościowe skądinąd przesłanki oddziaływań pedagogicznych wielu pedagogów, które kończą się porażką wychowanków albo ich reaktywną agresją. Jak się okazuje, trudno jest uniknąć toksycznych zachowań w wielu placówkach oświatowo-wychowawczych, ale można mieć nadzieję, że odsłanianie ich pozwoli na zmniejszenie poziomu ich reprodukcji. 

Warto ratować przed pedagogiczną entropią nauczycieli i ich podopiecznych. Autorzy książki słusznie odeszli w swoich analizach od prymitywnej i dyrektywnej pedagogiki jednej racji, pedagogiki instrumentalnej na rzecz pedagogiki racjonalnej emancypacji. Jakże bliskie jest to podejście tezie Hannah Arendt, że (...) prawdziwe rozumienie nie nuży się nie kończącym się dialogiem i „błędnymi kołami”, ponieważ wierzy ono, że wyobraźnia uchwyci w końcu przynajmniej przebłysk zawsze przerażającego światła prawdy (tamże, s.23).


02 marca 2023

Świadectwa wojny




W związku z tym, że pedagodzy i psycholodzy prowadzą badania naukowe dotyczące sytuacji ofiar wojny w Ukrainie, w tym sytuacji obywateli Ukrainy przebywających w Polsce, odnotowuję w tym miejscu kolejną, niezwykle cenną inicjatywę z tego zakresu. Centrum Historii Miejskiej Europy Środkowo-Wschodniej ze Lwowa zainicjowało projekt naukowo-badawczy, który w Polsce współrealizują naukowcy z Instytutu Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk oraz Centrum Dialogu im. Mieroszewskiego, a dotyczy on nagrywania wywiadów dokumentujących przebieg i następstwa wojny.

Odsyłam do strony dokumentującej realizację projektu, gdyż jest niezwykle cennym źródłem obiektywnej i intrasubiektywnej wiedzy o doświadczanej traumie przez ofiary wojny, którymi są nie tylko dotknięte nią bezpośrednio osoby, ale także świadkowie i wszyscy wspomagający ludzkie życie. Przywołam tylko fragment metodologicznego zamysłu projektu badawczego:    

Wywiady w projekcie nagrywane są według starannie przygotowanego kwestionariusza, wypracowanego wspólnie przez przedstawicieli wszystkich instytucji realizujących projekt. Relacje kładą nacisk na rekonstrukcję faktografii i zmieniające się realia życia codziennego, nie na emocje, co ma przeciwdziałać wtórnej traumatyzacji rozmówców. Kwestionariusz przygotowany został we współpracy z psychologami i psychoterapeutami.

Naszym najważniejszym założeniem metodologicznym jest minimalizacja szkód i zapewnienie maksymalnego komfortu i bezpieczeństwa zarówno osobom nagrywanym, jak i nagrywającym. Rozmawiamy wyłącznie z osobami pełnoletnimi, które znajdują się w bezpiecznym miejscu, mają zapewnione mieszkanie i zaspokojone podstawowe potrzeby bytowe, zaś w Polsce są co najmniej od czterech tygodni. 

W projekcie biorą udział tylko osoby, które są przekonane do podzielenia się z nami swoim doświadczeniem. Rozmowy nagrywane są w języku wybranym przez rozmówcę (rosyjski lub ukraiński). To rozmówca decyduje o tym, na które pytania udzieli odpowiedzi (otrzymuje je wcześniej do wglądu), a także na jakich zasadach jego nagranie będzie archiwizowane i udostępniane. Dotyczy to w szczególności kwestii anonimizacji. Na każdym etapie projektu możliwa jest rezygnacja z uczestnictwa w nim i wycofanie zgody na wykorzystywanie i udostępnianie relacji.

Polskim zespołem badaczy z IFiS, UW, UJ i UP w Krakowie kieruje dr Anna Wylegała.  Przewiduje się w przyszłości poszerzenie zespołu badaczy. 

Ukraine Releases Banksy Mural Stamp To Mark One Year Anniversary of Russia’s Invasion



01 marca 2023

Szkolenia szkoleniom nierówne

 



Kiedy Rada Doskonałości Naukowej organizuje szkolenie poświęcone procedurom awansowym w nauce, to czyni to bezpłatnie, w trosce o kadry akademickie, w tym także o tych uczonych, którym zostaną powierzone funkcje recenzentów czy członków komisji doktorskich lub habilitacyjnych. Zachęcam kadry uczelni, dyrektorów instytutów, przewodniczących rad dyscyplin naukowych do skorzystania z zaproszenia na szkolenie, gdyż będą w jego trakcie poruszane sprawy, które wydają się oczywistymi, a w praktyce takimi nie są. 

Szkolenie odbędzie się z zakresu tematyki dotyczącej postępowań o awans naukowy. Odbędzie się ono dnia 13 marca 2023 r. w Auli Starej Biblioteki Uniwersytetu (Warszawa, ul. Krakowskie Przedmieście 26/28), w godzinach 11:00 – 16:00. W jego ramach przewiduje się m.in.:

Wystąpienie prof. dr. hab. Grzegorza Węgrzyna Przewodniczącego Rady Doskonałości Naukowej na temat procedur w postępowaniach w sprawie nadania stopnia doktora, doktora habilitowanego i tytułu profesora; 

Wystąpienie Artura Woźniaka Kierownika Działu Rozwoju Kadr Naukowych Biura Rady Doskonałości Naukowej na temat zmian w przepisach dotyczących postępowań o awans naukowy oraz regulaminów podmiotów doktoryzujących i habilitujących;

Wystąpienie prof. Bronisława Sitka Sekretarza Rady Doskonałości Naukowej na temat orzecznictwa sądów administracyjnych w sprawach nadawania stopni naukowych i tytułu profesora.

Czasami narzekamy na brak przepływu informacji z tego typu szkoleń czy spotkań z ekspertami, którzy mogą odnieść się do powyższych problemów z racji rozpoznania ich w skali ogólnopolskiej, a nie tylko jednostkowej czy uczelnianej. Brakuje poważnych rozmów, analiz, które skutkowałyby większą samoświadomością proceduralną, ale także merytoryczną (w tym metodologiczną).    

Wprawdzie na tzw. "rynku pozarządowych inicjatyw" pojawiają się szkolenia dotyczące szkolnictwa wyższego czy nauki, ale są one odpłatne, w wielu przypadkach bardzo wysoko, zaś ich zapowiedź niesie z sobą przesadzone obietnice. Prowadzący komercyjne spotkania przedstawiają istotne kwestie tak, jakby one rzeczywiście były oczywiste, niepodważalne. Tytuły takich szkoleń brzmią obiecująco, ale nijak mają się do rzeczywistości, która nie podlega prywatnym wykładniom autorytetów nauki. 

To, o czym będą mówić za wniesioną opłatę szybko rozczaruje uczestników/słuchaczy szkolenia, bowiem nie zdają sobie sprawy z tego, że nie są to ani obowiązujące, ani też powtarzalne, implementowane przez setki osób będących członkami komisji doktorskich, habilitacyjnych czy podejmujących się ocen wniosków profesorskich. One ich nie tylko nie znają, ale też znać nie muszą, a co dopiero mówić o zastosowaniu czyichś prywatnych poglądów. 

Otrzymujemy wówczas usługę, która jest niewiele warta z punktu widzenia intrasubiektywnych postaw i procesów recepcji treści czyichś osiągnięć naukowych oraz nieuchwytnych i niewymiernych uwarunkowań dokonywania ich oceny. Podobnie jest z zapewnieniami o tym, jak przygotowywać wnioski na granty czy publikacje do znaczących wydawców.   

      

28 lutego 2023

Rozczarowanie książką o nauczycielach

 



Przeczytałem książkę, która zapowiadała coś, co generuje wielki zawód. Nie odpowiada bowiem na pytania, które zostały zawarte w jej promocji, w tym ujęte na tylnej okładce: 

Jak zostaje się nauczycielem w Polsce? Ile tak naprawdę zarabia nauczyciel i jak długo trwają wakacje?  Czy wszyscy rodzice są roszczeniowi, a dzieci rozwydrzone? Czym różni się praca w szkole państwowej i prywatnej? I o co chodzi z tą Finlandią? Na te i wiele innych pytań odpowiadają sami nauczyciele. 

Sądziłem, że skoro autorka publikacji jest socjolożką i reporterką, to nada swojemu opracowaniu wywiadów rzeczywiście sensowną treść, którą można byłoby potraktować jako swoistego rodzaju samoświadomość stanu nauczycielstwa polskiego A.D. 2022. Tymczasem tak się nie stało. Publikacja zawiera fragmentaryczne wypowiedzi prawie trzydziestu rozmówców, które nie oddają istoty tej profesji w skali kraju, chociaż taką nadano im rangę. 

Joanna Sokolińska  cytuje krótkie wypowiedzi swoich interlokutorów w ramach przyjętych przez siebie kategorii: "Jak zostać nauczycielką; Pierwsza lekcja; Metody i cele; Pokój nauczycielski; Źli nauczyciele; Kryminalna biurokracja; Bardzo małe pieniądze; Szkoły publiczne i prywatne; Mężczyźni w oświacie; O co chodzi z tą Finlandią?; Roszczeniowi rodzice; Nasze rozwydrzone dzieci; Najtrudniejsze przypadki i jak je ogarnąć; Poziom i program; Trudności i porażki; Szkolna polityka, polityka w szkole i Na zakończenie: Ginący zwód".  

Sądziłem, że podtytuł "Wielki zawód" odda dwoistość tej profesji, a więc 

1) jego autentyczną wielkość pojmowaną jako wyjątkowa, wymagająca szczególnych umiejętności bycia kimś znaczącym, osobotwórczym dla innych;

2) odczuwany przez samych nauczycieli a degradowany przez władze oraz społeczeństwo zawód, co skutkuje rozczarowaniem, niespełnieniem się w roli bycia kimś znaczącym dla uczniów.

W tej profesji są przecież wypaleni, sfrustrowani, a nawet toksyczni nauczyciele, którym powinno być zabronione wykonywanie tego zawodu. Są też przeciętni wykonawcy resortowych poleceń, "rzemieślnicy" oraz wspaniali, oddani, zaangażowani i z pasją realizujący się profesjonaliści, których wielkość zakrywa lub wypierają wymienione wcześniej typy osób.  

Jak podaje GUS:     

W roku szkolnym 2021/22 w placówkach wychowania przedszkolnego i szkołach wszystkich typów zatrudnionych było łącznie 515,7 tys. nauczycieli (w przeliczeniu na pełne etaty). Największą grupę stanowili nauczyciele szkół podstawowych – 52,6%. Większość nauczycieli pracowała na stanowisku nauczyciela dyplomowanego (55,9%).     

Socjolożka przeprowadziła rozmowy z 23 nauczycielkami i 5 nauczycielami. To oczywiste, że nie byłaby w stanie rozmawiać z pół milionem nauczycieli, ani nawet przeprowadzić w tej populacji sondażu diagnostycznego. Dobór rozmówców nie ma zatem żadnego znaczenia dla uchwycenia i zrozumienia istoty pracy zawodowej nauczycieli, gdyż nie był przypadkowy. Chodziło przecież o to, by pokazać grupę rozczarowanych zawodem (zapewne z różnych powodów) lub warunkami pracy nauczycieli w konfrontacji z tym, jak wspaniale mają pedagodzy w Finlandii lub pracujący w Polsce w szkolnictwie niepublicznym. 

Absurdalnym jest dla mnie zabieg reporterski polegający na uczynieniu punktem odniesienia do (samo-)oceny sytuacji polskich nauczycieli, warunków pracy fińskich przedstawicieli tej profesji. Czytelnicy nie znają i nie poznają dzięki tej pracy odmienności ustroju państwowego i szkolnego w tym kraju, by można było dokonywać jakichkolwiek porównań. 

Każe państwo ma odrębne uwarunkowania makropolityczne, prawne, pragmatyczne, ideologiczne, ekonomiczne i dydaktyczne, toteż sprowadzenie ich do doraźnych obserwacji, które kształtują w czasie krótkiego pobytu niezwykle atrakcyjny obraz „lepszej szkoły”, jest demagogią i tworzeniem mitów. Jeśli zatem autorce książki marzy się polska odmiana zaadoptowania rozwiązań fińskiej edukacji, to nie ma na co liczyć. Niby dlaczego fińskiej, a nie szwajcarskiej czy niemieckiej, duńskiej lub singapurskiej?   

Zdaniem J. Sokolińskiej strach rządzi życiem nauczycieli szkół publicznych, chociaż wiemy, że tak zgeneralizowana emocja negatywna nie dotyczy tylko nauczycieli tego typu placówek. Nie ma osób, które nigdy i niczego by się nie bały, nie obawiały. Natomiast kreowanie obrazu zniewolonych strachem nauczycieli tych szkół i przeciwstawianie im wypowiedzi nauczycieli szkół niepublicznych, którzy są zachwyceni własną sytuacją zawodową, jest mało wiarygodne, bo pozbawione reporterskiej dociekliwości (samozachwyt dyrektorki kameralnego zespołu szkół niepublicznych jest przecież uzasadniony ekonomicznym interesem).       

Żadne badania psychologów, socjologów edukacji czy pedagogów szkolnych nie potwierdzają aż tak negatywnej kondycji zawodowej nauczycieli w Polsce. Ona jest mocno zróżnicowana, zaś tych z syndromem "burn out" jest ok. jedna trzecia. Autorka książki nie zapoznała się z faktycznymi wymaganiami zatrudnienia nauczycieli w szkolnictwie publicznym twierdząc, że (…) od 1 września 2019 roku w szkole może uczyć tylko osoba, która ma co najmniej tytuł magistra (zdobyty na studiach jednolitych, czyli pięcioletnich, lub drugiego stopnia - po studiach licencjackich), odbyła kurs podstaw pedagogiki, psychologii i metodyki nauczania liczący dwieście siedemdziesiąt godzin i sto pięćdziesiąt godzin praktyk zawodowych (...). Wcześniej, by uczyć, wystarczało ukończyć trzyletnie studia licencjackie, kurs pedagogiczny i odbyć praktyki (s. 32). 

Nadal bowiem mogą i będą pracować w szkołach podstawowych nauczyciele, którzy mają tylko wykształcenie licencjackie. Ba, w tych rejonach kraju, w których nie ma odpowiednio wykształconych nauczycieli, dyrektor szkoły może zatrudnić osoby bez owych kwalifikacji. To tylko świadczy o fatalnej polityce kolejnych rządów III RP. 

Niektóre wypowiedzi rozmówców Sokolińskiej są banalne, powierzchowne, płytkie, toteż może lepiej by było, żeby dokonać chociaż socjologicznej ich interpretacji. Tymczasem autorka książki zupełnie pominęła akademicki warsztat, podsumowując każdą z części równie powierzchownie, bo publicystycznie, chociaż zapewne zgodnie z dziennikarskim podejściem do zagadnienia.

Być może nie chciała, by niektórzy jej rozmówcy nie wypadli niekorzystnie, skoro już podzielili się z nią swoją opinią na wskazany temat i pozwolili na ujawnienie nazwiska. Niektórzy wystawili sobie nie najlepszą opinię, toteż nic dziwnego, że chcieli być anonimowi.  

Książka nie jest reportażem, wartościową poznawczo publicystyką. Natomiast jej fragmenty można wykorzystać jako punkt wyjścia do rozmowy z nauczycielami, by ich sprowokować, wyprowadzić z równowagi lub wyrazić poczucie współczucia z powodu opisanych przez niektórych rozmówców fatalnych warunków pracy. Można też zachęcić do dyskusji studentów, którzy chcieliby podjąć w przyszłości pracę w tym zawodzie lub zainicjować badania w ramach prac dyplomowych. 

Dla mnie niniejsza książka jest wielkim zawodem, bo spodziewałem się po tytule jednak czegoś głębszego, bardziej szczerego i refleksyjnego aniżeli poszatkowane opinie, które tworzą potoczny obraz o polskich nauczycielach i o rzekomo polskiej szkole. Zapewne mam wypaczoną przez naukę recepcję tego typu publikacji.