Przeczytałem książkę, która zapowiadała coś, co
generuje wielki zawód. Nie odpowiada bowiem na pytania, które zostały zawarte w
jej promocji, w tym ujęte na tylnej okładce:
Jak
zostaje się nauczycielem w Polsce? Ile tak naprawdę zarabia nauczyciel i jak
długo trwają wakacje? Czy wszyscy rodzice są roszczeniowi, a dzieci
rozwydrzone? Czym różni się praca w szkole państwowej i prywatnej? I o co
chodzi z tą Finlandią? Na te i wiele innych pytań odpowiadają sami
nauczyciele.
Sądziłem,
że skoro autorka publikacji jest socjolożką i reporterką, to nada swojemu
opracowaniu wywiadów rzeczywiście sensowną treść, którą można byłoby
potraktować jako swoistego rodzaju samoświadomość stanu nauczycielstwa polskiego
A.D. 2022. Tymczasem tak się nie stało. Publikacja zawiera fragmentaryczne
wypowiedzi prawie trzydziestu rozmówców, które nie oddają istoty tej profesji w
skali kraju, chociaż taką nadano im rangę.
Joanna
Sokolińska
cytuje krótkie wypowiedzi swoich interlokutorów w ramach przyjętych przez
siebie kategorii: "Jak zostać nauczycielką; Pierwsza lekcja; Metody i
cele; Pokój nauczycielski; Źli nauczyciele; Kryminalna biurokracja; Bardzo małe
pieniądze; Szkoły publiczne i prywatne; Mężczyźni w oświacie; O co chodzi z tą
Finlandią?; Roszczeniowi rodzice; Nasze rozwydrzone dzieci; Najtrudniejsze
przypadki i jak je ogarnąć; Poziom i program; Trudności i porażki; Szkolna
polityka, polityka w szkole i Na zakończenie: Ginący zwód".
Sądziłem,
że podtytuł "Wielki zawód" odda dwoistość tej profesji, a więc
1)
jego autentyczną wielkość pojmowaną jako wyjątkowa, wymagająca
szczególnych umiejętności bycia kimś znaczącym, osobotwórczym dla
innych;
2)
odczuwany przez samych nauczycieli a degradowany przez władze oraz społeczeństwo
zawód, co skutkuje rozczarowaniem, niespełnieniem się w roli bycia kimś znaczącym dla uczniów.
W
tej profesji są przecież wypaleni, sfrustrowani, a nawet toksyczni nauczyciele,
którym powinno być zabronione wykonywanie tego zawodu. Są też przeciętni wykonawcy resortowych poleceń, "rzemieślnicy" oraz wspaniali, oddani,
zaangażowani i z pasją realizujący się profesjonaliści, których wielkość
zakrywa lub wypierają wymienione wcześniej typy osób.
Jak
podaje GUS:
W
roku szkolnym 2021/22 w placówkach wychowania przedszkolnego i szkołach
wszystkich typów zatrudnionych było łącznie 515,7 tys. nauczycieli (w
przeliczeniu na pełne etaty). Największą grupę stanowili nauczyciele szkół
podstawowych – 52,6%. Większość nauczycieli pracowała na stanowisku nauczyciela
dyplomowanego (55,9%).
Socjolożka
przeprowadziła rozmowy z 23 nauczycielkami i 5 nauczycielami. To oczywiste, że
nie byłaby w stanie rozmawiać z pół milionem nauczycieli, ani nawet
przeprowadzić w tej populacji sondażu diagnostycznego. Dobór rozmówców nie ma
zatem żadnego znaczenia dla uchwycenia i zrozumienia istoty pracy zawodowej
nauczycieli, gdyż nie był przypadkowy. Chodziło przecież o to, by pokazać grupę
rozczarowanych zawodem (zapewne z różnych powodów) lub warunkami pracy nauczycieli w konfrontacji z tym, jak wspaniale mają pedagodzy w Finlandii lub pracujący w Polsce w szkolnictwie niepublicznym.
Absurdalnym jest dla mnie zabieg reporterski polegający na uczynieniu punktem odniesienia do (samo-)oceny sytuacji polskich nauczycieli, warunków pracy fińskich przedstawicieli tej profesji. Czytelnicy nie znają i nie poznają dzięki tej pracy odmienności ustroju państwowego i szkolnego w tym kraju, by można było dokonywać jakichkolwiek porównań.
Każe państwo ma odrębne uwarunkowania makropolityczne, prawne,
pragmatyczne, ideologiczne, ekonomiczne i dydaktyczne, toteż sprowadzenie ich
do doraźnych obserwacji, które kształtują w czasie krótkiego pobytu niezwykle
atrakcyjny obraz „lepszej szkoły”, jest demagogią i tworzeniem mitów. Jeśli zatem autorce książki marzy się polska odmiana zaadoptowania rozwiązań fińskiej edukacji, to nie ma na co liczyć. Niby dlaczego fińskiej, a nie szwajcarskiej czy niemieckiej, duńskiej lub singapurskiej?
Zdaniem
J. Sokolińskiej strach rządzi życiem nauczycieli szkół publicznych,
chociaż wiemy, że tak zgeneralizowana emocja negatywna nie dotyczy tylko nauczycieli tego typu placówek. Nie ma osób, które nigdy i niczego by się nie bały, nie obawiały.
Natomiast kreowanie obrazu zniewolonych strachem nauczycieli tych szkół i przeciwstawianie im wypowiedzi nauczycieli szkół niepublicznych, którzy są zachwyceni
własną sytuacją zawodową, jest mało wiarygodne, bo pozbawione reporterskiej dociekliwości (samozachwyt dyrektorki
kameralnego zespołu szkół niepublicznych jest przecież uzasadniony ekonomicznym interesem).
Żadne
badania psychologów, socjologów edukacji czy pedagogów szkolnych nie
potwierdzają aż tak negatywnej kondycji zawodowej nauczycieli w Polsce. Ona jest mocno zróżnicowana, zaś tych z syndromem "burn out" jest ok. jedna trzecia. Autorka książki nie zapoznała się z faktycznymi wymaganiami
zatrudnienia nauczycieli w szkolnictwie publicznym twierdząc, że (…) od 1
września 2019 roku w szkole może uczyć tylko osoba, która ma co najmniej tytuł
magistra (zdobyty na studiach jednolitych, czyli pięcioletnich, lub drugiego
stopnia - po studiach licencjackich), odbyła kurs podstaw pedagogiki, psychologii
i metodyki nauczania liczący dwieście siedemdziesiąt godzin i sto pięćdziesiąt
godzin praktyk zawodowych (...). Wcześniej, by uczyć, wystarczało ukończyć
trzyletnie studia licencjackie, kurs pedagogiczny i odbyć praktyki (s.
32).
Nadal
bowiem mogą i będą pracować w szkołach podstawowych nauczyciele, którzy mają tylko
wykształcenie licencjackie. Ba, w tych rejonach kraju, w których nie ma
odpowiednio wykształconych nauczycieli, dyrektor szkoły może zatrudnić osoby
bez owych kwalifikacji. To tylko świadczy o fatalnej polityce kolejnych rządów
III RP.
Niektóre
wypowiedzi rozmówców Sokolińskiej są banalne, powierzchowne, płytkie, toteż
może lepiej by było, żeby dokonać chociaż socjologicznej ich
interpretacji. Tymczasem autorka książki zupełnie pominęła akademicki warsztat,
podsumowując każdą z części równie powierzchownie, bo publicystycznie, chociaż zapewne zgodnie z dziennikarskim podejściem do zagadnienia.
Być może nie chciała, by niektórzy jej rozmówcy nie wypadli
niekorzystnie, skoro już podzielili się z nią swoją opinią na wskazany temat i pozwolili na ujawnienie nazwiska.
Niektórzy wystawili sobie nie najlepszą opinię, toteż nic dziwnego, że chcieli być anonimowi.
Książka nie
jest reportażem, wartościową poznawczo publicystyką.
Natomiast jej fragmenty można wykorzystać jako punkt wyjścia do rozmowy z
nauczycielami, by ich sprowokować, wyprowadzić z równowagi lub wyrazić poczucie
współczucia z powodu opisanych przez niektórych rozmówców fatalnych warunków pracy. Można też
zachęcić do dyskusji studentów, którzy chcieliby podjąć w przyszłości pracę w
tym zawodzie lub zainicjować badania w ramach prac dyplomowych.
Dla
mnie niniejsza książka jest wielkim zawodem, bo spodziewałem się po tytule
jednak czegoś głębszego, bardziej szczerego i refleksyjnego aniżeli
poszatkowane opinie, które tworzą potoczny obraz o polskich nauczycielach i o
rzekomo polskiej szkole. Zapewne mam wypaczoną przez naukę recepcję tego typu publikacji.