23 czerwca 2022

Nie tyko uczniowie czekają na koniec roku szkolnego

 


Jak wynika z nauczycielskiej aktywności w sieci internetowej (zob. powyższy i poniższy mem z Facebooka) tęsknią za końcem roku szkolnego nie tylko uczniowie, ale i ich nauczyciele. Jedni i drudzy nie mogą doczekać się tzw. ostatniego dzwonka, liczą dni, godziny do apelu wieńczącego rok szkolny tak, jak dawniej odbywający obowiązkową służbę wojskową rekruci odcinali od centymetra kolejne odcinki, by podtrzymać na duchu własną odporność na zgromadzone przez ten czas negatywne emocje, odczucia. Inna rzecz, że od wielu dni w szkołach publicznych nie odzywał się dzwonek, bo nauczyciele sami zachęcali swoich podopiecznych, by nie przychodzili do szkoły i nie zawracali im głowy, gdyż muszą wypełniać dokumentację i wypisywać świadectwa szkolne. 

Bywało, że do klasy w szkole przyszedł na lekcje tylko jeden uczeń, bo albo nie wiedział, albo kazali mu iść do niej jego rodzice. Biedak musiał siedzieć w klasie przez kilka godzin, zgodnie z planem lekcji i ze zmieniającymi się przy biurku nauczycielami. Żaden nie prowadził lekcji. To oczywiste. Musiał zatem zadowolić się dostępem do internetu, by przeglądać strony w swoim smartfonie lub grać z kimś w sieci w Simsy. 


Niektórzy nauczyciele mówili wprost swoim uczniom, by nie przychodzili w tym tygodniu do szkoły, bo po co mieliby to robić, skoro i tak zostały im wystawione oceny. Pedagogów zaś czekała sterta różnych dokumentów do wypełnienia. Trzeba rozliczyć się z wszystkiego, co tylko wiąże się z ich pracą, by mogli spokojnie wyjechać na wakacje.            

Od lat formułowane są oczekiwania wobec resortu edukacji, by zmienić organizację roku szkolnego i przestać udawać, że cokolwiek sensownego ma w szkołach miejsce, skoro trzeba na wiele dni przed zakończeniem roku szkolnego wpisać oceny, by zatwierdziła je rada pedagogiczna. Czas nauki w szkole jest w systemie klasowo-lekcyjnym stracony dla wszystkich uczniów z wyjątkiem nauczycieli, bo oni otrzymują za pracę (pobyt) w szkole comiesięczną pensję. 

Uczniowie zaś uczęszczają do szkoły nie po to, by "zarobić" potrzebne im walory (wiedzę - umiejętności - postawy), ale by być niemalże codziennie przyłapywanymi na tym, że czegoś nie umieją, nie potrafią, nie rozumieją, nie wykonali itp. Tak oto jedni są wzmacniani pozytywnie, drudzy zaś przede wszystkim - negatywnie. Od dziesiątek lat toczy się koło nonsensownej edukacji szkolnej, w wyniku której nie tylko uczniowie, ale i niektórzy nauczyciele nabywają chorób, nerwicy, fobii, doświadczają frustracji, itp.                 

Najlepiej mają uczniowie klas początkowych, bo mimo niskich płac trafiają do pracy z nimi wykształceni pedagodzy wczesnej edukacji, dla których ta profesja była przedmiotem pierwszego wyboru, chęci, wysokiej motywacji. Kształcą w tych klasach niemalże w 100 proc. tylko kobiety, więc dla nich koniec roku szkolnego jest mimo wszystko przykrym rozstaniem z dziećmi. Te bowiem są niezwykle wdzięczne, kochane, jeśli obdarzano je serdecznością, wspierano w pokonywaniu trudów uczenia się. Maluchy nie są zachwycone końcem roku szkolnego, gdyż dobrze wspominają czas wspólnie rozwiązywanych zadań, które były realizowane metodą gier i zabaw, w formie różnego rodzaju konkursów, prób, ćwiczeń, itp.      

Szkoła jest instytucją wćwiczania dzieci do pozornej aktywności. Jak poniża się nauczycieli ekonomicznie, społecznie, światopoglądowo, to i w ich środowisku obowiązuje przeświadczenie, że czy się stoi, czy się leży, jakaś płaca się należy.  Jak mówiła przed wielu, wielu laty b. poseł PO Elżbieta Bieńkowska - za 6 tys. to albo złodziej, albo idiota. To jest niemożliwe, żeby ktoś za tyle pracował. 

Nauczyciele nie są idiotami w odróżnieniu od niektórych posłów i polityków, toteż pracują nawet za niską pensję. Pasjonatom wystarczy nawet dzienna miska ryżu, jak postulował były doradca D. Tuska a dzisiaj premier rządu, gdyż fascynuje ich praca z dziećmi czy młodzieżą, a o dochody dba ktoś inny w ich środowisku rodzinnym. 

Niektórzy, jak zostaną posłami zwycięskiej partii, to poprawią swój los, bo nie będą już chodzić do szkoły, tylko obejmą różne funkcje w ministerstwach, w zarządach spółek Skarbu Państwa, a w najgorszej sytuacji obejmą stanowiska w kuratoriach oświaty. Zawsze będą mieli więcej, niż gdyby mieli pracować w szkole. Posłom jest obojętny koniec roku szkolnego.         

 

 


22 czerwca 2022

Czwarta rewolucja przemysłowa w edukacji formalnej i pozaformalnej w Łodzi

 



Od 1996 roku Łódzkie Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia  Praktycznego w Łodzi jest liderem polskiej edukacji zawodowej, bowiem to 26 lat temu została w nim zainstalowana pierwsza obrabiarka numerycznie sterowana dla potrzeb kształcenia młodzieży w zakresie mechatroniki. Wczoraj odbyło się uroczyste otwarcie najnowocześniejszej pracowni Centrum Edukacji Technicznej Haas, w której zostały zainstalowane jako dar firmy Abplanalp dla edukacji młodych pokoleń w systemie zarówno kształcenia praktycznego, jak i poza systemem formalnego szkolnictwa branżowego z możliwością uzyskiwania najwyższej jakości kwalifikacji. 

Z nieodpłatnych form kształcenia będzie mogła korzystać młodzież także akademicka, z uczelni technicznych, jak i nauczyciele szkół zawodowych czy pracownicy przedsiębiorstw potrzebujących zdobycia nowych kwalifikacji mechatronicznych. Jest to jedyna tego typu placówka w naszym województwie, w której znajdują się stacje dydaktyczne dla mechatroników i automatyków. W laboratorium robotyki działają już stacje techniczno-dydaktyczne z przemysłowymi robotami sześcio- i czteroosiowymi, dzięki którym można nauczyć się w warunkach symulacyjnych sterowania procesami technologicznymi najnowszej generacji.   



Jeśli jeszcze niektórym rodzicom nastolatków edukacja zawodowa kojarzy się z wysiłkiem fizycznym, zanieczyszczeniami, nieatrakcyjnymi działaniami produkcyjnymi, to w tym miejscu przekonają się, że technologie czwartej rewolucji przemysłowej oparte są na pracy w "białych rękawiczkach".  Ich obsługa i innowacyjne zastosowanie do wykonywania specjalistycznych zadań wymaga wiedzy i umiejętności intelektualnych, kreatywnych, związanych ze sztuką programowania, a nie tylko obsługiwania urządzeń sterowanych numerycznie.

Polski przemysł cechuje już światowy standard automatyzacji procesów produkcyjnych, toteż rynek pracy czeka na wykształconych pracowników, którzy posiadają umiejętności w zakresie technik napędowych i stosowania nowoczesnych systemów sterowania maszynami elektrycznymi, podobnie jak i umiejętności programowania oraz obsługi obrabiarek CNC w zakresie toczenia i frezowania z możliwością symulacji 3D i modułem TopCAM dla tokarek programowanych



W ŁCDNiKP można zdobyć kwalifikacje zawodowe w tak pożądanych na rynku pracy obszarach mechatroniki, jak aquatronica, tekstotronica czy instalacje w inteligentnych domach. Uczestnicy kursów, szkoleń uzyskują certyfikaty cenione w krajach Unii Europejskiej. W tym ośrodku doświadczą i zrozumieją, że rywalizacja w globalnym świecie przemysłu wymaga nie tylko umiejętności kognitywnych, ale i społecznych, bowiem konieczna jest w nowoczesnych firmach umiejętność pracy zespołowej.

Uczestnicząc w prezentacji centrum obróbczego i pracowni robotyki mogłem zobaczyć i doświadczyć także praktycznie jak konieczna jest radykalna zmiana w polityce oświatowej naszego kraju. Utrzymywanie powszechnej, ogólnokształcącej edukacji w systemie klasowo-lekcyjnym, opartym na  NiL-u, czyli nudzie i lęku, permanentnej stracie czasu lekcyjnego ze względu na wciąż przeważającą w nim dydaktykę podającą, adaptacyjną, selektywną i restrykcyjną, bezmyślnie determinującą konformizm, uległość, ograniczającą wyobraźnię dzieci i młodzieży,  pozbawiającą młodą generację szans na twórczą, nieantagonistyczną rywalizację w różnych dziedzinach życia, pracy i zabawy (wypoczynku). 



Przyspieszone zmiany technologiczne pod wpływem czwartej rewolucji przemysłowej obejmują świat fizyczny, cyfrowy, ale i biologiczny, co jest widoczne już w postnowoczesnej medycynie, biotechnologii, ale i bezpieczeństwie. Jak pisze w swojej książce "Czwarta rewolucja przemysłowa" (2018) założyciel i prezes Światowego Forum Ekonomicznego Klasu Schwab:

Niewykluczone jednak, że zwiększy się zapotrzebowanie na umiejętności, których maszyny nie będą w stanie opanować, bo mogą wymagać cech i odruchów wyłącznie ludzkich, jak empatia czy współczucie (s.63)To oznacza, że fundamentalną rolę musi spełnić najpierw wychowanie przedszkolne i edukacja powszechna w systemie otwartym, kreatywnym, elastycznym, konstruktywistycznym, by humanizacja edukacji sprzyjała kształceniu elit nowej generacji. 


(fot. Janusz Moos odbiera certyfikat od Dyrektora Dziełau Projektów firmy Abplanalp Andrzeja Łaszczyka uprawniający do kształcenia w zakresie programowania i obsługi obrabiaarek sterowanych numerycznie w ŁCDNiKP) 


Dyrektor ŁCDNiKP Janusz Moos jako jedyny w kraju na tym stanowisku przez okres transformacji wraz ze znakomitym zespołem specjalistów-pasjonatów techniki, ale i kształcenia psychopedagogicznego, dydaktyczno-wychowawczego potwierdza, jak ważna jest ciągłość, kontynuacja optymalizująca z każdym rokiem w procesie kształcenia formalnego i pozaformalnego młodzieży dla potrzeb polskiej gospodarki, przedsiębiorczości, biznesu i usług. Tu także oferuje się kształcenie online. 

Dla "ludzi w chmurze" - jak pisze K. Schwab - główne korzyści polegają na wolności (mogą pracować albo nie) i niezrównanej mobilności, jaką mogą się cieszyć należąc do globalnej wirtualnej sieci. Niektórzy z niezależnych pracowników widzą w tym idealne połączenie dużej wolności, mniejszego stresu i większego zadowolenia z pracy (s.69). Fascynujące jest to, że skoro część naszych uczniów ma ograniczane możliwości rozwoju w przestarzałym, nieadekwatnym do XXI wieku polskim systemie szkolnym, to chociaż tu może odzyskać wiarę w to, że uczenie się może sprawiać przyjemność a każdy z nich może być architektem własnej wiedzy, umiejętności, które wpisywane są w sztukę współpracy międzyludzkiej, a w przyszłości - także profesjonalnej.

Musimy mieć na względzie również to, że nie chodzi tylko o talent i umiejętności. Technologia umożliwia większą efektywność, czego oczekuje się od ludzi. Zarazem jednak chcą oni czuć, że nie są jedynie pionkami w grze, ale częścią czegoś ważniejszego niż oni sami. (...) Teraz to my, mając do czynienia z kombinacją rosnącego stopnia skomplikowania oraz hiperspecjalizacji, znaleźliśmy się w punkcie, kiedy sensowne zaangażowanie staje się istotną potrzebą (s.70).                          


21 czerwca 2022

"Kula śnieżna" w badaniach społecznych jako synekdocha

 



 

Trwają w Instytucie Pedagogiki KUL w Lublinie obrady VIII Seminarium metodologicznego PTP: „Metodologia pedagogiki – kontynuacja i zmiana”. O konkretnej zmianie w metodologii badań ilościowych mówił na przykładzie własnego warsztatu badawczego prof. UŁ Sławomir Pasikowski. Zapewne w kolejnych dniach będzie równie ciekawie, czego życzę wszystkim uczestnikom. W świetle pierwszych referatów mamy metodologów badań społecznych, w tym pedagogicznych. Gorzej jest z „terenem”, skoro powstają doktoraty i habilitacje odległe od tego, o czym mówili wczoraj prof. Krzysztof Rubacha (UMK) czy dr hab. Sławomir Banaszak (UAM).

Zaprosiłem uczestników debaty na łamy Studiów z Teorii Wychowania, by publikowali krytyczne artykuły o pracach, które nie powinny w ogóle być wydane. Niestety, są z błędami merytorycznymi i metodologicznymi a inni powtarzają je w kolejnych pracach. Wystarczy zajrzeć do biblioteki uniwersyteckiej, by przekonać się, że rozpraw z metodologii badań jest ponad wszelkie potrzeby, tylko kto z nich korzysta?  

Mamy falę upałów, toteż przywołam w tym miejscu rzekomo naukową metodę doboru próbki badawczej w naukach społecznych.  W metodologii badań dla tej dziedziny nauk nie ma metody „śnieżnej kuli” celem pozyskiwania osób do diagnozy ich opinii na określony temat. Niepokojące jest to, że posługują się tą "metodą" socjolodzy, politolodzy, a ostatnio także pedagodzy. W Internecie pojawiają się sprawozdania z quasi diagnoz, raporty, ekspertyzy, których dane - pomimo nawet semantycznych asekuracji autorów - prezentowane są jako znaczące poznawczo. 

Wywołam w tym miejscu RAPORT SCIENCE ZEN: DIAGNOZA SPOŁECZNA DOBROSTANU I KONDYCJI PSYCHICZNEJ MŁODYCH NAUKOWCÓW W POLSCE (BITEH ThinkTank), którego autorzy piszą m.in.: 

Warto jednak zaznaczyć, że badanie przedstawione w poniższym raporcie ma przede wszystkim charakter eksploracyjny i służy rozpoznaniu kluczowych obszarów, wymagających bardziej szczegółowej uwagi w dalszych działaniach badawczych.  

Czy tego typu stwierdzenie usprawiedliwia marność powyższej „metody”, którą posłużył się  ponoć interdyscyplinarny zespół badawczy? Czym jest dla nich badanie społeczne? Cytuję: 

Koncepcja badawcza społeczno-kulturowej diagnozy (...) łączy w sobie narzędzia badawcze wywodzące się z tradycji technik jakościowych i ilościowych. Jest to powszechnie stosowana w metodologii nauk społecznych i humanistycznych praktyka, a jej główne rezultaty nastawione są na uchwycenie charakteru oraz dynamiki występujących zjawisk czy sytuacji (jakościowo), a także próbę pomiaru skali i częstotliwości (ilościowo) czynników prowadzących do ww. okoliczności. W ramach pierwszego etapu działań badawczych przeprowadziliśmy 22. wywiady jakościowe (N=22) oraz uzyskaliśmy wypełnienie 52. ilościowych ankiet online (N=52).

Zastanawiałem się nad tym, co to za tradycja technik ilościowych i jakościowych kryje się za powyższą autoreklamą? Nieco dalej, w części o szumnie sformułowanym tytule - "Metodologia", przeczytamy: 

Badanie ilościowe przeprowadzono za pomocą ankiety internetowej, aktywnej od września do grudnia (...) dla osób zainteresowanych udziałem w badaniu. Dobór próby odbył się za pomocą metody “kuli śnieżnej”czyli za pomocą metody doboru celowego. Rekrutacja została zrealizowana wśród doktorantów posługujących się narzędziami cyfrowymi. Ankieta dystrybuowana była w społecznościowych grupach tematycznych, mediach społecznościowych (...) oraz poprzez indywidualny kontakt z (...).

Dla autorów dobór celowy próbki badawczej polega na przekazaniu ankiety anonimowym respondentom (via Internet), którzy spełniają kryterium pożądanej grupy społecznej, osoby posiadającej określony status społeczny czy pełniącej jednoznacznie dającą się zidentyfikować rolę społeczną, zawodową itp., a zatem mającą związek z pytaniem badawczym. 

W związku z tym, że w czasach moich studiów nikt nie mówił o metodzie "kuli śnieżnej", a znam ją jedynie z warsztatów dla nauczycieli jako metodę aktywizującą ich pracę zespołową czy prezentację jej wyników, postanowiłem sprawdzić, czy to jest ta właśnie NOWOŚĆ METODOLOGICZNA, o której powinno mówić się w czasie seminarium?        

W metodologii badań psychologicznych, socjologicznych i pedagogicznych nie spotkamy się z metodą "kuli śnieżnej". W najnowszym podręczniku Heliodor Muszyński o potrzebie wyłonienia próby badawczej autor jedynie napomyka na s. 196, pozostawiając zapewne tę kwestię do decyzji badaczom. Nic dziwnego, że czytający ów przewodnik nie będą przywiązywać znaczenia do doboru próby badawczej, skoro istotny jest w konceptualizacji projektu: temat badań, cel badań, sformułowanie problemu i hipotezy badawczej, wyłanianie zmiennych, dobór wskaźników itd. Dobór próby jest mniej istotny? 

Na szczęście szeroko odnosi się do kwestii metod doboru próbki badawczej autor akademickiego podręcznika na temat sposobów uprawiania badań oświatowych - Krzysztof Konarzewski. Za naukowe uznaje populacje skończone lub nieskończone ze względu na poziom ogólności wnioskowania, formułowania twierdzeń lub prawidłowości w wyniku uzyskanych danych w określonym miejscu i czasie. Badania skończone prowadzone są wśród wszystkich osób należących do interesującej badacza zbiorowości albo poddając diagnozie tylko jej próbkę na zasadzie reprezentatywności lub doboru losowego. Jak pisze K. Konarzewski, badacze popełniają błąd, kiedy zacierają różnice między populacją a próbką oraz kiedy lekceważą informację o badanej populacji.  

Wprawdzie pedagog pisze o kuli, ale nie śnieżnej tylko jako narzędziu w procesie losowania. Losowanie nazywa się taką metodą wyłaniania próbki, która zapewnia wszystkim możliwym próbkom jednakową szansę realizacji. W podręcznikach teorii prawdopodobieństwa ilustruje się ją za pomocą urny, w której znajduje się populacja jednakowo ponumerowanych kul. Losowanie polega na wyciągnięciu kuli, zapisaniu jej numeru i włożeniu jej z powrotem do urny (Warszawa, 2000, s. 99). Taki operat nie ma nic wspólnego z metodą "kuli śnieżnej". 

Jak się okazuje, ta pseudo naukowa, nielosowa metoda (w sensie statystycznym) obarczona jest błędem, (...) którego nie sposób oszacować (tamże, s. 107). 

Podobnie krytycznie podchodzi do takiego doboru próby socjolog Antoni Sułek, który wskazuje na to, że niepobieranie przez badacza próby ogólnopolskiej czy reprezentatywnej jest niewłaściwe, gdyż ma na celu uzyskanie odpowiedzi zgodnych z jego oczekiwaniami, interesami w wyniku zadowolenia się przypadkową próbką (Warszawa, 2002). 

W przypadku metody "kuli śnieżnej" może pojawić się jeszcze czynnik patogenny, jakim jest stronniczość osób badanych.   

A jednak, jest! Znalazła się metoda "kuli snieżnej" w podręczniku metod badawczych w naukach politycznych J.B. Johnsona, H.T. Reynolds i J.D. Mycoffa, którzy tak o niej piszą (2010, s. 245): 

W doborze próby metodą kuli śnieżnej wykorzystuje się respondentów do określenia innych osób, które mogłyby się kwalifikować do włączenia do próby. Następnie przeprowadza się wywiady z tymi osobami i prosi o wskazanie osób odpowiednich do dalszych wywiadów. Proces ten jest kontynuowany, aż przeprowadzi się wywiady z liczbą osób wystarczającą do tego, by zaspokoić potrzeby relatywnie elitarnych, rzadkich czy trudnych do zlokalizowania, na przykład osób uchylających się od służby wojskowej, uczestników protestów politycznych, osób zażywających narkotyki czy nawet właścicieli ogródków przydomowych, którzy wykorzystują w swoich ogródkach osad kanalizacyjny (...).     

W przypadku tzw. metody "kuli śnieżnej" dobór kolejnych respondentów ma charakter przypadkowy, gdyż ogranicza się do znajomych i znajomych czyichś znajomych, np. followersów w komunikatorze społecznym.  Jak piszą nieco wcześniej wymieni autorzy: (...) próba jest dowolnym podzbiorem jednostek wybranych w jakiś sposób z populacji, ale zarazem dodają: Wielkość próby i to, jak zostali wybrani jej członkowie, przesądza o jakości (a więc trafności i rzetelności) wnioskowania o całej populacji (tamże, s.229).

Pozostanę zatem z wątpliwością co do naukowego statusu tej metody. Na podstawie powyższego doboru próbki badawczej nie wolno wnioskować o populacji, z której została ona w ten sposób pozyskana do badania. Nie ma też sensu formułowanie wniosków natury ogólnej, gdyż mogą się one odnosić tylko do przypadkowej populacji. Ta zaś nie podlega obiektywnej weryfikacji. Jest ona nie tylko niekompletna, ani niereprezentatywna, ale też jest nieprobabilistyczna, a zatem wyklucza możliwości zastosowania teorii statystycznej do wyciągania wniosków. W przywołanym raporcie są statystyczne obliczenia dla próby liczącej 52 osoby (sic!).  

Wprawdzie "badacze" korzystają z powyższej metody ze względu na rzekomą jednolitość populacji, bo badanie dotyczyło doktorantów, ale w przypadku pozyskiwania ich do diagnozy metodą "śnieżnej kuli" możemy z łatwością zauważyć, że stopień homogeniczności próby nie czyni jej wiarygodną. Mogli być bowiem pozyskani w ten sposób doktoranci tylko z jednej uczelni, a w niej - z jednego lub kilku wydziałów, studiujący na innym roku itp., itd.  

Sondowanie opinii metodą "kuli śnieżnej" wpisuje się w potoczną diagnostykę, która nie ma nic wspólnego z logiką statystyczną, a więc i z poprawnością metodologiczną badań. Tymczasem w metodologii badań jakościowych nie można ograniczać doboru próby  jedynie do tak prowadzonej selekcji respondentów z wskazanej przez badaczy społeczności. Dla zgłębienia badanego zjawiska, zdaniem Uwe Flicka:

(...) większość zaleceń dotyczących doboru próby w badaniach jakościowych wiąże się z pojęciem doboru celowego. Poważne traktowanie samego procesu doboru stanowi dla badaczy jakościowych sposób na zapewnienie zróżnicowania w obrębie próby, dzięki której można jak najlepiej uchwycić zmienność i różnorodność badanego zjawiska (2010, s. 59). 

W świetle powyższego tzw. metoda "kuli śnieżnej" nie spełnia żadnego z warunków nawet minimalnej poprawności metodologicznej, gdyż jest strategią "drugiego", zdecydowanie "gorszego" wyboru ze względu przede wszystkim na wygodę badaczy przez przeniesienie odpowiedzialności za pozyskanie respondentów na nich samych. Nie jest tu ważna potrzeba zdiagnozowania zjawiska, a tym bardziej wyjaśnienia czegokolwiek. 

Nie znajdziemy tej "metody" w podręcznikach do metod badań jakościowych, mimo iż poprawnie, a celowo dobra próba także w tym paradygmacie może (...) język statystyczny właściwy badaniom ilościowym zastąpić teoretyczną siłą przekonywania (Silverman, 2008, s. 179) 

Howard S. Becker określa takie podejście do badań mianem synekdochy, która jest (...) swego rodzaju doborem próby, z tym, że nie służy celom badawczym czy naukowym, ale perswazyjnym (2018, s. 95-96). Tego typu diagnozy są tendencyjne a interpretacja pozyskanego materiału ma charakter subiektywny. Nie można potwierdzić w kategoriach prawdy lub fałszu ustaleń badaczy, gdyż dostarczają nienaukowych wyników. 

W przykładowo wymienionym raporcie z badań doktorantów nie można powiedzieć, że  prowadzący badania nie mieli operatu, z którego można by wylosować listę nazwisk respondentów. Nie ustrzegli się zatem błędu, o którym piszą wspomniani politolodzy - David Marsh i Gerry Stoker. Metoda "kuli śniegowej" (...) na podstawie jednej sieci jednostek o określonych cechach może stwarzać problemy, ponieważ respondenci mogą wskazywać powiązane ze sobą osoby (2006, s. 205), a tym samym pozbawić wiarygodności wyprowadzonych z ankiet czy wywiadów danych. 

Metoda ta zobowiązuje w naukach o polityce do uprzedniego określenia koniecznej dla rozwiązania problemu liczby respondentów. Wymagałoby to jednak teoretycznego uzasadnienia, z czym nie spotkamy się w przywołanym powyżej raporcie. Być może badacze doszli do wniosku, że paradygmat badań jakościowych zwalnia ich z naukowego uzasadnienia własnej strategii doboru próby, skoro są one niepowtarzalne i nieporównywalne, a zatem nie służą formułowaniu nawet probabilistycznych sądów. O tym rodzaju zarzutów mówili wczoraj m.in. profesorowie Stefan M. Kwiatkowski i Krysztof Rubacha. Jak bronić takich badań w naukach społecznych, w tym pedagogicznych, skoro dzięki m.in. "thinktunkerom" wciska się synekdochę?         

 

Źródła: 

Becker H.S. (2018). Triki badawcze w socjologii. Jak w pełni wykorzystać potencjał badań społecznych, Warszawa. 

Fleck U. (2010). Projektowanie badania jakościowego, Warszawa. 

Konarzewski K. (2000). Jak uprawiać badania oświatowe, Warszawa.

Marsh D., Stoker G. (2006). Teorie i metody w naukach politycznych, Kraków. 

Muszyński H. (2018). Metodologiczne vademecum badacza pedagoga, Poznań.  

Silverman D. (2008). Prowadzenie badań jakościowych, Warszawa. 

Sułek A. (2002). Ogród metodologii socjologicznej, Warszawa.

       

 

20 czerwca 2022

XXVIII Tatrzańskie Sympozjum Naukowe

 


W poniedziałek rozpoczyna trzydniowe obrady - już po raz dwudziesty ósmy - Tatrzańskie Sympozjum Naukowe, którego organizatorem jest Wyższa Szkoła Humanitas w Sosnowcu. Współorganizatorami są Uniwersytet Rzeszowski (Instytut Pedagogiki) oraz Akademia Sztuki Wojennej w Warszawie. Ktoś mógłby pomyśleć, że Akadamie Sztuki Wojennej jest współgospodarem TNS ze względu na wojnę na Ukrainie, by jego uczestnicy mogli czuć się bezpiecznie. Rok temu nie przewidywano  tak dramatycznych wydarzeń u naszych sąsiadów. Wśród prowadzących obrady zpowiedziano płk dr hab. Zbigniewa Leśniewskiego, prof. ASzWoj, który jest Zastępcą Dyrektora Instytutu Działań Informacyjnych. Jego obecność będzie znacząca dla osób zainteresowanych problemem edukacji w czasach hybrydowych wojen. 

Przewodniczącym Komitetu Naukowego Sympozjum jest wybitny pedagog - dydaktyk i metodolog badań oświatowych prof. dr hab. Stanisław Palka z Uniwersytetu Jagiellońskiego, zaś Przewodniczącym Komitetu Organizacyjnego jest w imieniu władz WSH w Sosnowcu - dr hab. Piotr Oleśniewicz, profesor AWF. 

Nic nie jest tu przypadkiem, bowiem od początku powołania sympozjów jego uczestnicy mają w programie pobytu także część aktywizującą ich ruchowo i kulturowo. Zapoczątkował TSN śp. profesor Kazimierz Denek, który był przewodnikiem turystycznym, twórcą, miłośnikiem i propagatorem krajoznawstwa w ramach szeroko pojmowanej edukacji. Jak mówił: Pragniemy edukacji, która spełnia oczekiwania dzieci, młodzieży i dorosłych w naszym kraju. Edukacji nawiązującej do rodzimej tradycji nauk o wychowaniu i uwzględniającej wyzwania społeczeństwa wiedzy.

    Także w tym roku zaplanowano tzw. Dzień Tatrzański, który oznacza, że debaty oświatowe odbędą się także w trakcie wędrówki. 

Uczestnicy będą mieli do wyboru jedną z dwóch tras: 

Trasa I — RUSINOWA POLANA — WIKTORÓWKI, która jest trasą łatwą, przyjemną, ok. 4 h (z dodatkowym wariantem wydłuża się o ok. 1 h). Długość trasy ok. 6 km. Uczestnicy wystartują z parkingu na Wierch Porońcu i dalej łatwym, przyjemnym, częściowo zacienionym szlakiem, kierujemy się w stronę Rusinowej Polany. Jest to ok. 1 h spacer w górnoreglowym lesie. Rusinowa Polana: Przepiękna polana u podnóża Gęsiej Szyi, z niesamowitymi widokami na Tatry Wysokie Słowackie i Tatry Bielskie, na polanie stoją zabytkowe szałasy pasterskie. Odbywa się tam kulturowy wypas owiec. Na polance ławki – można zrobić dłuższy odpoczynek. Bywał w tym miejscu Karol Wojtyła

Dodatkowy wariant – dla chętnych: Wyjście na Gęsią Szyję – bardziej strome podejście i ok. 40 min wysiłek wynagradzają przepiękne widoki na Dolinę Białki w otoczeniu najwyższych szczytów górskich. Powrót tą samą drogą na Rusinową Polanę i dołączenie do grupy. Następnie kierujemy się łatwym zejściem na Wiktorówki do Sanktuarium Maryjnego usytuowanego na śródleśniej polance (10 min od Polany Rusinowej). W tym miejscu znajduje się również symboliczny cmentarz osób związanych z górami. Powrót wygodną ścieżką leśną do parkingu na Zazadniej – ok. 30 min zejścia. 


(fot. Bożena Marzec) 

Trasa II — DOLINA KOŚCIELISKA - to trasa łatwa, dnem doliny. Wycieczka trwa ok. 6h Piękna, duża dolina w Tatrach Zachodnich charakteryzująca się krasowym krajobrazem oraz bogactwem jaskiń. W samym sercu doliny dochodzimy do schroniska turystycznego na hali Ornak. W opcji dla chętnych zwiedzanie Wąwozu Kraków. Jest to jedna z pięciu udostępnionych dla turystów jaskiń w Tatrzańskim Parku Narodowym. Przejście przez jaskinię zajmuje ok. 30 min.

Sympozja naukowe w Zakopanem cieszą się od początku ich zaistnienia ogromną popularnością, gdyż znakomicie łączą rozwój duchowy naukowców z jakże potrzebną aktywnością fizyczną. Nic tak nie służy dalszym planom współpracy naukowej, jak wspólna wędrówka, a nie tylko siedzenie od rana do wieczora w salach konferencyjnych. Patronat kilku czasopism naukowych gwarantuje, że przygotowane przez naukowców referaty zostaną opublikowane, po uprzednim poddaniu ich recenzji. Wszyscy powinni być zadowoleni, tym bardziej że prezentowane wyniki badań łączy od początku TSN wspólny temat: „Edukacja jutra”. 

Prof. Stanisław Palka sformułował kluczowe dla obrad przesłanki: 

Debatowanie na temat „edukacji jutra” ma ograniczenia związane z polityką oświatową wyznaczoną przez politykę elit władzy stosowaną przez kolejne polskie rządy. Ta polityka oświatowa wytycza naczelne idee edukacyjne, ramy treści kształcenia i wychowania, nadzór administracyjny nad dyrektorami szkół i nauczycielami. 

Zygmunt Mysłakowski w opublikowanej w 1936 roku książce pt. „Nauczanie żywe a podręcznik szkolny” (Lwów 1936, Nakładem Księgarni Pedagogicznej we Lwowie, H. Łopieński, R. Spineter) w rozdziale pt. „Pozapedagogiczne czynniki nauczania” napisał, że 

„[…] rzeczywistość szkoły nie jest współrozciągła z autonomiczną teorją wychowania czy nauczania; nakrywają się one tylko częściowo. Praktyczna pedagogja i systemy organizacyjne szkoły nie są obojętne dla takich czynników, jak kościół, państwo, sfery gospodarcze etc. Cały układ stosunków społecznych ciśnie na szkołę, urabia ją w myśl swoich postulatów, będących wyrazem kompromisu różnorodnych interesów grup.” (s. 7). 

Tak się rzecz ma i współcześnie, teoria i praktyka (metodyka) kształcenia i wychowania zderza się z polityką oświatową (nie jest „współrozciągła”) niekiedy zawłaszczającą znaczną część pola edukacji. My na XXVIII Tatrzańskim Sympozjum Naukowym jesteśmy związani z teorią i praktyką a nie z polityką oświatową i z tej pozycji podejmujemy próby wskazania potrzeb i możliwości kształtowania tego, co określamy mianem „edukacji jutra".

Bogaty program obrad i piękna pogoda wzmocnią poziom satysfakcji z udziału w tegorocznym Tatrzańskim Sympozjum Naukowym. Szkoda, że nie mogę w nim uczestniczyć ze względu na liczne obowiązki akademickie.  

19 czerwca 2022

Podróże koleją ciągle kształcą


Jadę pociągiem do stolicy. W przedziale są cztery osoby. Każda jest czymś zajęta. Chciałem poczytać, ale nie mogę się skupić. Na wprost siedział pan w wieku wskazującym na ześlizgiwanie się w starość. Cały czas rozmawiał z kimś przez telefon komórkowy, przy czym zachowywał się tak, jakby sam był w przedziale. Nie czuł się skrępowany obecnością pozostałych podróżnych. 

Mówił tak głośno, że jak połączył się z przychodnią zdrowia, żeby opowiedzieć o swoim problemie, to wszyscy usłyszeli, jak dyktował swój numer PESEL. Narzekał, że skierowali go dwa tygodnie temu na wizytę telefoniczną, ale lekarz nie odebrał od niego telefonu. Nie oddzwonił do swojego pacjenta. Chyba rozgadany pasażer uzyskał zapewnienie, że może liczyć na ponowienie próby, bo rozłączył się usatysfakcjonowany odpowiedzią.

Jednak nie był to koniec rozmów, bo zdążył jeszcze zadzwonić do kogoś znajomego, by złożyć mu kondolencje z powodu śmierci mamy. Życzył mu, by "się trzymał" i zapewnił, że jest razem z nim. Ledwo się rozłączył, musiał koniecznie kogoś powiadomić, że Januszowi zmarła mama i całe szczęście, bo po co miała się tak męczyć. Co innego, gdyby miała wypadek i nagle straciła życie - dodał. Wówczas byłby tym porażony, a skoro i tak nie było dla niej terapii, to dobrze, że zmarła.

Już myśleliśmy, że będzie chwila ciszy, jednak ktoś zadzwonił do niego i zaczęło się: 

...

- Gęsi muszą mieć agregat, bo jak wyłączą prąd, to się poduszą. 

...

- Wiesz, dzisiaj 500+ , to tylko 371 zł. 

... 

- A ona była na plaży, kąpała się.

...

- Co? Byleś gdzieś popić?

...

Krzyśka widziałeś?

...

Mhm

...

- Nie jedzie robić zaćmę? To oko dostaje..., To co może zrobić.

...

- Jak można zrobić to oko.

...

- To wariat.

...

- No dobra, ruszyliśmy, to może być zasięg... Jak tam zegary?

...

Ehhhh.

Spoglądaliśmy na siebie z współczuciem, że pasażer nie ma zamiaru przestać gadać przez telefon. Ten zresztą był cały czas ładowany. Pochwalił się jednemu ze swoich rozmówców, że jak tylko przesiądzie się do autobusu, to sobie pogadają. Współczuję jadącym wraz z nim, gdyż wysłuchają kolejnych relacji, wyrwanych z kontekstu zdań i ani nie pośpią, ani nie poczytają.  

Teraz rozumiem, dlaczego niektórzy podróżujący koleją, jak tylko wejdą do przedziału,  to zaczynają telefoniczną konwersację, a inni zakładają słuchawki na uszy i zatapiają się w świecie sztuki (literackiej lub muzycznej). Muszę kupić sobie takie słuchawki, tylko powinny być na bluetootha. 

 

18 czerwca 2022

Ranking samonapędzającej się w szkolnictwie selekcji strukturalnej

 


Przyznam szczerze, że od lat nie emocjonują mnie wyniki rankingów szkół ponadpodstawowych. Właśnie upowszechniono kolejny kicz rzekomej jakości (wy-)kształcenia w szkołach średnich, który został wytworzony (...) w oparciu o wyniki egzaminów maturalnych z poszczególnych przedmiotów na poziomie podstawowym oraz rozszerzonym. Dodatkowym kryterium branym pod uwagę, były wyniki z ogólnopolskich olimpiad przedmiotowych oraz wskaźniki Edukacyjnej Wartości Dodanej (EWD) z lat 2019-2021.

Wystarczy bowiem skonfrontować próg punktowy przyjęć do szkół najwyżej ulokowanych w rankingu, ale biorąc pod uwagę dane sprzed rozpoczęcia przez uczniów edukacji w tych szkołach, by przekonać się, że mamy do czynienia z samonapędzającym się procesem selekcji strukturalnej. Skoro szkoły z górnej strefy ponadpodstawowych zwycięzców przyjmowały absolwentów gimnazjów/szkół podstawowych z najwyższą punktacją (po przeliczeniu wyników ich końcowego egzaminu), to trudno spodziewać się po cyklu ich uczenia się w tych placówkach, że osiągną najsłabsze wyniki maturalne.

 Ranking nie jest wskaźnikiem najlepszych szkół. Warto zadać sobie pytanie, co rozumiemy przez najlepszą szkołę? Jeśli najlepszą szkołą jest ta, która ma największą liczbę olimpijczyków i laureatów konkursów przedmiotowych, to w istocie ranking jest tylko dla tych szkół, w których jest największy odsetek uczniów wybitnie zdolnych. 

Tak jak pieniądz robi pieniądz, także wysokie wyniki na świadectwie ukończenia szkoły podstawowej (wcześniej - gimnazjum) robią wysokie wyniki na maturze. Ilu Polaków miało w ubiegłym roku na koncie 4,5 mln złotych, żeby mogło kupić obligacje skarbu państwa? O pospolitej patologii w polskim systemie szkolnym piszę w książce "Kultura rywalizacji i współpracy w szkole" (Warszawa, 2022). Jeśli ktokolwiek jeszcze sądzi, że osiągnięcia uczniów są wynikiem pracy z nimi tylko ich nauczycieli, to się myli. 

Owszem, część nauczycieli z wielkim zaangażowaniem oddaje się swojej pracy dydaktycznej z młodzieżą. Niestety, są też i tacy, którzy wiedzą, że im mniej się wysilają, tym większe koszty będą musieli ponieść rodzice ambitnych dzieci, uczniów z aspiracjami.  Mamy zatem w szkolnictwie nie tylko samonapędzający się procesestrukturalnej selekcji, ale i samoutrwalająca się reprodukcja wygodnictwa części nauczycieli. Czy się stoi, czy się leży, sukces ich uczniów im się należy.      

 

17 czerwca 2022

Wyniki ewaluacji dyscyplin naukowych dostępne są tylko niektórym




W serwisie Ministerstwa Edukacji i Nauki czytamy: 

Kwestie związane z ewaluacją są kluczowe w całym systemie szkolnictwa wyższego i nauki. Jakie są założenia nowego modelu oceny jakości działalności naukowej?

  • Ewaluację przeprowadza się w ramach dyscyplin uprawianych w danym podmiocie.
  • Przy ocenie bierze się pod uwagę indywidualne osiągnięcia pracowników reprezentujących daną dyscyplinę.
  • Poszczególnym dyscyplinom przyznawane będą kategorie naukowe: A+, A, B+, B albo C.
  • Od uzyskanej oceny zależą uprawnienia do prowadzenia studiów, szkół doktorskich, nadawania stopni i tytułów. A także kwota subwencji, czyli środków finansowych, które jednostki naukowe otrzymują z budżetu państwa.

Wprowadzenie limitu osiągnięć zgłaszanych do oceny przez pracowników naukowych spowoduje to, że na ocenę dyscypliny będzie miała wpływ działalność wszystkich pracowników naukowo-dydaktycznych. O poziomie nauki nie będą mogły decydować tzw. "lokomotywy punktowe", a więc publikacje niewielkiego odsetka uczonych tworzących dorobek w danej dyscyplinie. Postanowiono zmoblizować w ten sposób pozostałych nauczycieli akademickich, którzy dotychczas publikowali niewiele lub wcale, skoro z analiz scjentometrystów wynikało, że ok. 20% pracowników naukowych nie miało publikacji przez 4 lata w okresie obejmującym poprzednią ewaluację. 

Od przyznajej kategorii naukowej będą zależeć uprawnienia do prowadzenia studiów, szkół doktorskich, nadawania stopni i tytułów, a także kwota subwencji. Pierwsza ewaluacja jakości działalności naukowej wg nowych zasad miała zostać przeprowadzona w 2021 roku, ale na jej wyniki trzeba czekać.  

Minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek obiecywał, że do połowy czerwca 2022 roku środowiska akademickie poznają wyniki ewaluacji dyscyplin naukowych. Tak się jednak nie stanie. Komisja Ewaluacji Nauki została zobowiązana do podjęcia uchwały w sprawie proponowanych kategorii naukowych  w terminie do 15 czerwca 2022 roku. Ostatecznym terminem, w którym minister wyda decyzje w sprawie przyznania kategorii naukowej dyscyplinom upływa 31 lipca br. Upublicznienie wyników ewaluacji nastąpi zatem wówczas, kiedy nauczyciele akademiccy będą na urlopach.

Tylko w okresie przerwy wakacyjnej akademicy mogą odpocząć od codziennej pracy dydaktycznej i organizacyjnej, bo przecież nie od aktywności naukowo-badawczej. Każdy, kto poważnie, odpowiedzialnie i z pasją traktuje naukę nie wyszukuje okazji czy możliwości, by od niej odpocząć, gdyż żyje nią z nadzieją na upowszechnienie uzyskanych wyników.        

Niestety, dla większości uczonych z jednostek akademickich brak w czerwcu wiedzy na temat tego, jaki będzie status akademicki reprezentowanej przez nich dyscypliny naukowej w nowym roku akademickim, budzi niepokój, frustrację. Nie wiadomo bowiem, czy zatrudniająca ich jednostka akademicka czy naukowo-badawcza zachowa lub uzyska co najmniej kategorię B+, by móc prowadzić kształcenie doktorantów i postępowania na stopnie naukowe. 

Po raz kolejny okazuje się, że dla sprawujących nadzór nad szkolnictwem wyższym i nauką nie ma to znaczenia, co sądzą, czego oczekują i czym się niepokoją uczeni. Ewaluacja nauki już za rządów PO i PSL straciła swoją wiarygodność, więc w gruncie rzeczy nie ma to dla mnie znaczenia i nie uruchamia we mnie żadnych emocji. Doskonale wiemy, że nie od rzeczywistych osiągnięć zależy to, jakie środki finansowe uzyskują naukowcy na swoje badania. 




Minister podróżuje do niektórych uczelni, by w ramach kampanii przedwyborczej poinformować władze o wynikach ewaluacji. Mógłby je ogłosić publicznie, ale...  nie, nie, nie. To nie byłby ten sam efekt. W końcu to minister daje i odbiera.


Przypominam MEiN, że należy zmienić ustawę o Narodowym Centrum Nauki, skoro ewaluacji poddawane są dyscypliny naukowe a nie jednostki akademickie czy względnie "jednorodne" grupy dyscyplin. Jeśli sprawującym władzę zależy na tym, żeby rozwijały się adekwatnie do własnych paradygmatów badawczych poszczególne dyscypliny naukowe, to trzeba wprowadzić w NCN odrębne panele dla dyscyplin. Wówczas aplikujący o środki finansowe na badania będą mogli realnie konkurować ze sobą w porównywalnym środowisku naukowym.