Ponoć Mariusz Janicki (publicysta) i Wiesław
Władyka (profesor historii) wprowadzili do polskiego języka politycznego
pojęcie SYMETRYZMU, którym szafują na lewo publicyści, ale i niektórzy
naukowcy. Redaktor Jerzy Baczyński pisząc wstęp do książki "Symetryści.
Jak się pomaga autokratycznej władzy" (Warszawa, 2023) wyraża
niezadowolenie, że w Wikipedii definiuje się symetryzm jako postawę
ideologiczną "(...) zakładającą, że każdemu negatywnemu zjawisku
zawinionemu przez dany obóz polityczny należy spróbować przeciwstawić
analogiczne negatywne zjawisko zawinione przez jego przeciwników"
(s.9).
Nie
wiedziałem, że są osoby, które albo są oskarżane o symetryzm albo mają poczucie
dumy, niezadowolenia z powodu bycia symetrystami lub identyfikowanymi jako symetryści. W
populistycznej polityce uwielbia się etykietować, naznaczać, stygmatyzować
INNYCH, a tym samym wykluczać postawy, poglądy tych, których się nie akceptuje,
nie szanuje, nie toleruje. Dożyłem czasów wykluczania każdego, kogo nie lubimy,
nie akceptujemy, obawiamy się, komu zazdrościmy, nie ufamy, a więc kto jest
obdarzany negatywnymi emocjami (emotikonami), określeniami, byle tylko odsunąć
od siebie jego/jej prawo do bycia sobą.
Po
przeczytaniu wstępu J. Baczyńskiego można już nie czytać tej książki,
skoro został przekonany przez autorów, że: "[C]hyba wszyscy, którzy
bywają symetrystami - uważają się za szczerych demokratów, często deklarują się
jako zwolennicy opozycji, krytycy rozmaitych błędów, nadużyć i brutalnego stylu
uprawiania polityki przez obecną władzę. Ale jednocześnie na sto sposobów tę
władzę usprawiedliwiają, tłumaczą, traktują jako normalnego, tyle że
sprytniejszego od innych politycznego gracza. Potrafią "obiektywnie"
ocenić sukcesy Zjednoczonej Prawicy (zwłaszcza na tle „neoliberalnych"
rządów poprzedników), podziwiają sprawność wyborczych kampanii Prawa i
Sprawiedliwości, społeczną intuicję Jarosława Kaczyńskiego - który, niestety,
ma też skłonności autorytarne" (s.9-10).
Autor
wstępu do książki już wykluczył każdego, kto myśli i postępuje racjonalnie, niezależnie od własnych preferencji ideowych, światopoglądowych, kto ośmiela
się dostrzegać i analizować fakty, wydarzenia, oceniać czyjeś dokonania (sukcesy
i porażki) zgodnie z ich faktycznymi a nie deklarowanymi intencjami, skoro są rzekomo (nie)poprawne politycznie.
Publicyści
wprowadzili w obieg pojęcie, które ma służyć do walki politycznej z
środowiskiem - ponoć nie tylko - politycznej prawicy, "(...) by ostrzegać przed banalizowaniem
niebezpieczeństwa, jakim byłaby kontynuacja obecnych rządów. (...) Za moment
możemy się znowu różnić, spierać, ale najpierw trzeba wygrać z tymi, którzy
demokracji chcą użyć do jej niszczenia. Tu Autorzy są na pewno stronniczy:
między autorytaryzmem i demokracją nie ma żadnej symetrii"
(s.10-11).
Baczyński
przypomniał mi swoim słowem wstępnym wydarzenia z czasów prezydentury Lecha Wałęsy, w
czasie której ustawicznie atakowano go - także na łamach "Polityki" -
jako autokratę, antydemokratę, dyktatora, toteż należało pozbawić go szans na
reelekcję. Wałęsa miał być tym, przed którym należało ostrzec naród, by nie
stał się jego reżimowym przywódcą. Kto sięgnie do artykułów sprzed lat, także
autorów tej książki, to dostrzeże, jak polska polityka została w ciągu 34 lat
zdegradowana do stronniczej walki o władzę, a nie do racjonalnej,
merytokratycznej służby na rzecz troski o dobro wspólne, dobro całego narodu,
społeczeństwa, kraju.
Polskie
społeczeństwo nie jest w swej całości ani tylko neolewicowe, ani tylko neoprawicowe,
ani tylko neoliberalne, ani tylko neonacjonalistyczne, ani ...,
ani... . To nieprawda, że po przegranych wyborach parlamentarnych przez PiS w
2007 roku Platforma Obywatelska zaproponowała "(...) inną opowieść: o
nowoczesnej, europejskiej, odideologizowanej Polsce" (s.13). Semantycznym
wybiegiem Janickiego i Władyki o "zaproponowaniu", ale już
ukrywającym częściowe nierealizowanie owych intencji przez ówczesną władzę
antydemokratycznych ustaw i działań, nie ukryje się tego, wykluczając z dyskursu
politycznego tych, którzy to dokumentowali nie tylko publicystyką, ale także
licznymi raportami z badań naukowych.
Nuży,
męczy mnie ta poppolityczna narracja twórców uciekających od naukowych
dociekań, racji popartych wynikami badań na rzecz podtrzymywania właśnie
antydemokratycznej polityki, bo podporządkowanej interesom tych, którzy mają
wygrać. Wyjątkowo zgadzam się z wypowiedzią dra hab. Marka Migalskiego, jakiej
udzielił Michałowi Szułdrzyńskiemu w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej"
(Plus Minus 39/2023), że
"(...)
jest zapotrzebowanie na komentatorów, ale tylko tych, którzy kibicują jednej ze
stron. Oni są oklaskiwani, oni mają posłuch, są zapraszani tam, gdzie ich głosy
brzmią dobrze, natomiast dla tych, którzy starają się pełnić
rzeczywistą rolę arbitrów, miejsca nie ma" ("W polityce czeka nas
fizyczna agresja", s.8).
Niestety,
wpisują się w tę stronniczość także niektórzy naukowcy, utytułowani
profesorowie, członkowie centralnych gremiów, którzy dla celów
ideologiczno-politycznej walki zaprzeczają swojemu powołaniu dążenia do prawdy
naukowej i jej upowszechniania. Czeka zatem nasze społeczeństwo pozytywna
resocjalizacja kulturowa, reedukacja obywatelska, by przerwać pasmo rządzenia
państwem na podstawie sondaży, inżynierii społecznej, cynicznej gry o władzę i
uwłaszczanie się na majątku i finansach publicznych.
Książka
Janickiego i Władyki wpisuje się w kształtowanie fałszywej świadomości
społecznej kontynuując i konsekwentnie rozmywając kontury sporu nie tyle o
ustrój państwa, gdyż ten jest zapisany w Konstytucji III RP, ale o to, która
frakcja polityczna ma prawo do sprawowania w nim władzy. Oni także wybaczają
autokratycznym działaniom lewicy, AWS-owskim populistom i liberałom koncentrując
swoją "obiektywną" ocenę na rządzącej od 2015 roku prawicy z
odniesieniem także do jej polityki w latach 2005-2007.
Wszystkie
formacje uzyskały w postsocjalistycznej Polsce status ugrupowań, których
praktyk rządzenia nie wolno krytykować, jeśli wyłamywały się z demokratycznych
standardów. Także recenzowana tu książka nie jest bezstronną oceną walki
politycznej, gdyż jej autorzy nie opisują z równym dystansem (bo gdzie on był w
poprzednich dekadach?) naruszania reguł demokratycznej walki politycznej także
przez poprzednie formacje, w tym wybiórczego nieprzestrzegania przez wszystkich
graczy Konstytucji RP.
Presymetryzm
wcale nie pojawił się wraz ze zwycięstwem w wyborach prezydenckich Andrzeja
Dudy. Dość dziwną mają pamięć społeczno-polityczną autorzy tej tezy, skoro nie
chcą dostrzec tego zjawiska począwszy od słynnej "falandyzacji"
prawa. Nie będę wypominał im braku obiektywizmu i nierzetelności
dziennikarskiej, gdyż publicyści już dawno temu przypisali sobie prawo do bycia
stronniczymi obserwatorami i komentatorami sceny politycznej.
Swoją
publikacją, opartą na samopotwierdzającej się hipotezie, potwierdzają, że są
stronniczymi symetrystami, którzy nie raczą zajrzeć do raportów PAN czy
podmiotów akademickich, bo musieliby przestać manipulować opinią publiczną.
Polskie społeczeństwo nie jest biało-czarne, ale ma wiele kolorów i ich
odcieni. Tymczasem M. Janicki i W. Władyka chcą koniecznie wmówić czytelnikom,
że Polacy dzielą się jedynie na pisowców lub platformersów, przy czym
symetrystami są ci, którzy uważają, że "(...) obie partie mają "swoje
za uszami", obie chcą władzy i wpływów, a różnica między nimi jest co
najwyżej ilościowa (np. w liczbie afer, awantur, ludzi umieszczanych w
państwowych spółkach i w kwestiach rozmaitych przewin wobec państwa)"
(s.23).
Wolę
czytać rozprawy naukowe, bo to, jak komentują politykę publicyści, oddala nas
od racjonalnego rządzenia, opartego na racjonalności parlamentaryzmu i
sądownictwa. Niektórzy są ofiarami podtrzymywania takiego sposobu opisywania i
komentowania rzeczywistości politycznej, administracyjnej i prawnej, bazującej
na stronniczym symetryzmie i populizmie, na myśleniu upartyjnionym i/czy
podporządkowanym światopoglądowi.
Może
stać będzie W. Władykę na to, by napisać choć jeden artykuł naukowy, w którym wykaże,
co odróżnia podejście naukowe do badanej rzeczywistości od publicystycznej postawy profesora wobec symetryzmu. Brak
takiej analizy powoduje, że czynnie uczestniczy w grze o dominację w polityce
symetrystów i autokratów.