28 września 2023

O utrzymaniu matury w obecnej postaci

 


Cieszę się, że jest komentarz do mojego wpisu na temat egzaminu maturalnego, o którym wypowiedział się na łamach "Polityki" profesor Krzysztof Konarzewski.  Zamieszczane bowiem na Facebooku lajki, krótkie komentarze czy przekierowania do tego wywiadu szybko znikają w zalewie setek czy nawet tysięcy różnych wpisów. Dlatego publikuję wypowiedź pedagoga, profesora Stefana Łaszyna - autora omawianej także w blogu książki p.t. "Klasy ukraińskie w Liceum Pedagogicznym Nr 2 w Bartoszycach w latach 1956-1970". 

Profesor pisze:     

Jestem za utrzymaniem matury Egzamin dojrzałości, zwany maturą, budzi sentyment, i to przez długie lata, u każdego kto go zdawał. Prof. K. Konarzewski stwierdza, że po licznych dyskusjach „Przeważył pogląd, żeby utrzymać maturę, bo to ona zamyka okres kształcenia w szkole średniej, a tym samym podnosi jej prestiż i poziom nauczania”. Dziennikarka przeprowadzająca wywiad uważa, że „Współtwórca polskiego systemu egzaminów zewnętrznych nie widzi sensu w masowej maturze...”. Swego czasu toczyła się ożywiona dyskusja na ten temat, która teraz straciła na sile.

Jednak temat jest nadal ważny i aktualny. Matura, która jest poddawana krytyce, ulega cały czas niby pewnym modyfikacjom, nadal ma się dobrze. Opowiadam się za utrzymaniem matury, dalszą dyskusją na jej temat i doskonaleniem tego egzaminu. 

Oto tylko niektóre argumenty:

1. Matura ma tradycję, chociaż nie nobilituje, co miało miejsce po wojnie. Mówiono podobno wtedy z dumą, że „ktoś ma przedwojenną maturę”. Pewnie zaświadczało to o wysokiej jakości średniego wykształcenia w przedwojennej Polsce. Dzisiaj, w kapitaliźmie i studia nie budzą podziwu, przynajmniej niektóre, bo liczy się przedsiębiorczość, by nie powiedzieć życiowy spryt.

2. Prof. K. Konarzewski stwierdza; że „Dziś maturę zdaje ok. 80 proc. uczniów liceów i techników, a na studia idzie połowa z nich. Po co drugiej połowie ten papier?”. Wydaje mi się, że może się on przydać przy różnych okazjach, np. wyjeździe za granicę (gdy podobny egzamin obowiązuje w docelowym kraju), w staraniach o przyjęcie do szkół pomaturalnych, a przecież są takie w Polsce.

3. Jeżeli uczelnie wyższe organizowałyby egzamin na wzór matury, czy też taki egzamin miałyby organizować inne szkoły o przyjęciu do których wymagana byłaby matura? Czy, aby podjąć w nich naukę wystarczyłoby ukończenie szkoły średniej? To należałoby ustalić. Dzisiaj w Polsce są jeszcze szkoły policealne w których podjęcie nauki nie wymaga matury.

4. Wydaje się, że matura pozwala szkołom średnim w jakimś stopniu „kontrolować” poziom edukacji i ewentualnie próbować go modyfikować w kierunku pozytywnym. Teraz takim miernikiem jest pewnie zdawalność na studia, ale tutaj mankament polega na tym, że – jak stwierdziliśmy wyżej - wszyscy absolwenci na studia nie zdają. Oprócz tego przepływ takich informacji nie jest łatwy.

5. Wydaje się, że lepiej, że egzamin życiowy, jak go często i chyba nie bez powodu nazywają „dojrzałości”, odbywa się w macierzystej szkole, w placówce, w której uczeń spędził 4 lata swego pracowitego życia. Są to dla niego warunki bardziej naturalne, a więc i mniej stresujące, a stres, jak wiadomo, od pewnego poziomu jest raczej paraliżujący.

6. I argument, który pewnie nie da się obronić. Oceny wiedzy i umiejętności kandydatów na studia w uczelniach niekiedy dokonują nauczyciele akademiccy, który niezbyt dobrze orientują się w programie szkoły średniej. Wiadomo, że nie tylko te dwa komponenty są oceniane, ale chyba przede wszystkim. A taki egzamin w uczelni byłby dla absolwenta LO, czy technikum jedynym poważnym sprawdzianem po szkole średniej. 

Pamiętam jakie „spustoszenie” na kierunkach wychowanie przedszkolne i nauczanie początkowe, kiedyś były takie dwa odrębne, sieli wybitni specjaliści z różnych wydziałów, którzy uczyli nauki o języku, matematyki, muzyki, plastyki i nie rozumieli, że przyszli na tzw. usługówkę i nie są na swoim macierzystym wydziale. Można powiedzieć, że powinni byli trzymać się programu. To prawda, ale nie zawsze im się to udawało. Nie chodziło o to, by zaniżać poziom, ale dostosować wymagania do aktualnej sytuacji.

Rozumiem, że to jest inny problem i pewnie nie powinien być tutaj podnoszony. Swoje uwagi do wywiadu prof. K. Konarzewskiego wysyłam z opóźnieniem, bo okresowo przebywam za granicą i dopiero teraz dotarła do mnie papierowa wersja „Polityki” z tym ważnym, interesującym i godnym przestudiowania wywiadem.

Jeżeli Pan Profesor B. Śliwerski pozwoli, korzystając z okazji, chciałbym serdecznie pozdrowić prof. K. Konarzewskiego, z którym w latach 70.XX wieku funkcjonowaliśmy razem na Wydziale Pedagogicznym UW, pełniąc wprawdzie różne role (asystent, doktorant). Bardzo mile wspominam nasze kontakty.

Stefan Łaszyn"