Cieszę się, że jest komentarz do mojego wpisu na temat egzaminu maturalnego, o którym wypowiedział się na łamach "Polityki" profesor Krzysztof Konarzewski. Zamieszczane bowiem na Facebooku lajki, krótkie komentarze czy przekierowania do tego wywiadu szybko znikają w zalewie setek czy nawet tysięcy różnych wpisów. Dlatego publikuję wypowiedź pedagoga, profesora Stefana Łaszyna - autora omawianej także w blogu książki p.t. "Klasy ukraińskie w Liceum Pedagogicznym Nr 2 w Bartoszycach w latach 1956-1970".
Profesor pisze:
Jestem
za utrzymaniem matury Egzamin dojrzałości, zwany maturą, budzi sentyment, i to
przez długie lata, u każdego kto go zdawał. Prof. K. Konarzewski stwierdza, że
po licznych dyskusjach „Przeważył pogląd, żeby utrzymać maturę, bo to ona
zamyka okres kształcenia w szkole średniej, a tym samym podnosi jej prestiż i
poziom nauczania”. Dziennikarka przeprowadzająca wywiad uważa, że „Współtwórca
polskiego systemu egzaminów zewnętrznych nie widzi sensu w masowej maturze...”.
Swego czasu toczyła się ożywiona dyskusja na ten temat, która teraz straciła na
sile.
Jednak temat jest nadal ważny i aktualny. Matura, która jest poddawana krytyce, ulega cały czas niby pewnym modyfikacjom, nadal ma się dobrze. Opowiadam się za utrzymaniem matury, dalszą dyskusją na jej temat i doskonaleniem tego egzaminu.
Oto tylko niektóre argumenty:
1.
Matura ma tradycję, chociaż nie nobilituje, co miało miejsce po wojnie. Mówiono
podobno wtedy z dumą, że „ktoś ma przedwojenną maturę”. Pewnie zaświadczało to
o wysokiej jakości średniego wykształcenia w przedwojennej Polsce. Dzisiaj, w kapitaliźmie
i studia nie budzą podziwu, przynajmniej niektóre, bo liczy się przedsiębiorczość,
by nie powiedzieć życiowy spryt.
2.
Prof. K. Konarzewski stwierdza; że „Dziś maturę zdaje ok. 80 proc. uczniów
liceów i techników, a na studia idzie połowa z nich. Po co drugiej połowie ten
papier?”. Wydaje mi się, że może się on przydać przy różnych okazjach, np.
wyjeździe za granicę (gdy podobny egzamin obowiązuje w docelowym kraju), w
staraniach o przyjęcie do szkół pomaturalnych, a przecież są takie w Polsce.
3.
Jeżeli uczelnie wyższe organizowałyby egzamin na wzór matury, czy też taki
egzamin miałyby organizować inne szkoły o przyjęciu do których wymagana byłaby
matura? Czy, aby podjąć w nich naukę wystarczyłoby ukończenie szkoły średniej?
To należałoby ustalić. Dzisiaj w Polsce są jeszcze szkoły policealne w których
podjęcie nauki nie wymaga matury.
4.
Wydaje się, że matura pozwala szkołom średnim w jakimś stopniu „kontrolować” poziom
edukacji i ewentualnie próbować go modyfikować w kierunku pozytywnym. Teraz
takim miernikiem jest pewnie zdawalność na studia, ale tutaj mankament polega
na tym, że – jak stwierdziliśmy wyżej - wszyscy absolwenci na studia nie zdają.
Oprócz tego przepływ takich informacji nie jest łatwy.
5.
Wydaje się, że lepiej, że egzamin życiowy, jak go często i chyba nie bez powodu
nazywają „dojrzałości”, odbywa się w macierzystej szkole, w placówce, w której
uczeń spędził 4 lata swego pracowitego życia. Są to dla niego warunki bardziej
naturalne, a więc i mniej stresujące, a stres, jak wiadomo, od pewnego poziomu
jest raczej paraliżujący.
6. I argument, który pewnie nie da się obronić. Oceny wiedzy i umiejętności kandydatów na studia w uczelniach niekiedy dokonują nauczyciele akademiccy, który niezbyt dobrze orientują się w programie szkoły średniej. Wiadomo, że nie tylko te dwa komponenty są oceniane, ale chyba przede wszystkim. A taki egzamin w uczelni byłby dla absolwenta LO, czy technikum jedynym poważnym sprawdzianem po szkole średniej.
Pamiętam jakie „spustoszenie” na kierunkach wychowanie
przedszkolne i nauczanie początkowe, kiedyś były takie dwa odrębne, sieli
wybitni specjaliści z różnych wydziałów, którzy uczyli nauki o języku,
matematyki, muzyki, plastyki i nie rozumieli, że przyszli na tzw. usługówkę i
nie są na swoim macierzystym wydziale. Można powiedzieć, że powinni byli
trzymać się programu. To prawda, ale nie zawsze im się to udawało. Nie chodziło
o to, by zaniżać poziom, ale dostosować wymagania do aktualnej sytuacji.
Rozumiem,
że to jest inny problem i pewnie nie powinien być tutaj podnoszony. Swoje uwagi
do wywiadu prof. K. Konarzewskiego wysyłam z opóźnieniem, bo okresowo przebywam
za granicą i dopiero teraz dotarła do mnie papierowa wersja „Polityki” z tym
ważnym, interesującym i godnym przestudiowania wywiadem.
Jeżeli Pan Profesor B. Śliwerski pozwoli, korzystając z okazji, chciałbym serdecznie pozdrowić prof. K. Konarzewskiego, z którym w latach 70.XX wieku funkcjonowaliśmy razem na Wydziale Pedagogicznym UW, pełniąc wprawdzie różne role (asystent, doktorant). Bardzo mile wspominam nasze kontakty.
Stefan
Łaszyn"