Z TAK sformułowaną tezą Zbigniewa Kozy, Roberta Lwa, Emanuela Kulczyckiego i Piotra Steca przez autorów artykułu "Who Controls the National Academic Promotion System: An Analysis of Power Distribution in Poland"(SAGE Open April-June 2023) nie zgodził się prof. Grzegorz Węgrzyn - Przewodniczący Rady
Doskonałości Naukowej. Opublikował do niej polemikę w artykule pt. "Were academic promotions in biochemistry and other research disciplines improperly controlled in Poland between 2011 and 2020? A response to the recently published “Who controls the national academic promotion system” article" (Acta ABP Biochimica Polonica. Epub: No 6873. Paper in Press. https://doi.org/10.18388/abp.2020_6873), która w swej treści jest druzgocąca dla "czterech pancernych".
Jak mówił G. Węgrzyn w czasie Zgromadzenia Ogólnego RDN w czerwcu 2023 roku - wszyscy członkowie dawnej Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, a obecnie RDN ciężko pracowali po to,
żeby oceny wniosków o nadanie tytułu profesora jak i w komisjach habilitacyjnych
były jak najbardziej merytoryczne. Z tego też powodu Przewodniczący RDN opublikował artykuł, w
którym wykazał błędy merytoryczne, jakie popełnili czterej autorzy artykułu ze
stopniami doktora i doktora habilitowanego, co tylko potwierdza, że nie mając odpowiedniej wiedzy usiłowali odwrócić uwagę od własnej niedoskonałości.
Każdy może przeczytać
replikę G. Węgrzyna, bo trudno jest akceptować sytuację, w ramach
której z błędnych przesłanek usiłuje się wyprowadzić rzekomo poprawne wnioski.
Oj, brakuje w naszych uczelniach logiki, a grzeszą jej brakiem osoby ze
stopniami naukowymi, kształtując w środowisku akademickim fałszywą świadomość. Nie znamy ich rzeczywistej motywacji.
Jest to o tyle
niepokojące, że pseudonaukową krytyką wzmacniają osoby, którym odmówiono awansu naukowego ze względów merytorycznych, jednak osłaniających je rzekomą niesprawiedliwością, nierzetelnością czy brakiem obiektywizmu w ocenie ich rozpraw.
Być może czynią to po to, by podważając autorytet członków dawnej Centralnej
Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, a obecnie członków także Rady Doskonałości
Naukowej, doprowadzić do tego, by w kolejnej kadencji RDN zasiadali niedouczeni?
Nikt z czytelników ich artykułu nie kwestionuje
danych dotyczących liczby składanych w CK wniosków habilitacyjnych oraz o
nadanie tytułu profesora, ani też nikt nie kwestionuje danych dotyczących
składów komisji habilitacyjnych czy liczby i danych o recenzentach w tym drugim
postępowaniu (autorzy artykułu przeanalizowali ponad 12,5 tys. wniosków o
habilitację i ponad 3 tys. wniosków o tytuł profesora). Trzeba jednak znać
prawo o nauce, obowiązujace i rzeczywiście stosowane w niej procedury oraz wewnętrzne zalecenia najwyższych
władz organów centralnych (CK, a teraz RDN), żeby dane liczbowe analizować jeszcze jakościowo adekwatnie do powyższych czynników.
W przeciwnym razie
interpretacja liczb oparta jest na insynuacjach, przypuszczeniach, które w
dodatku formułowane są jako rzekomo obiektywne. Nic dziwnego, że G. Węgrzyn odniósł się nie tyle do podanych liczb, ale do wyciąganych przez
autorów wniosków. Co ciekawe, autorzy nie raczyli sięgnąć do rozpraw zarówno
socjologów, jak i moich, które zawierają szczegółowe dane oraz ich analizy
adekwatnie do obowiązujących w kraju procedur, bo mogłoby się okazać, że ich
manipulacja interpretatywna jest niewiele warta.
To typowy błąd
metodologiczny, jaki jest popełniany w ramach pseudonaukowych analiz określany
mianem samosprawdzającej się hipotezy. Już sformułowany "problem
badawczy" w postaci pytania rozstrzygnięcia jednoznacznie wskazuje, że
"badacze" koniecznie chcieli potwierdzić swoją tezę, zamiast
dociekać, jaka jest w istocie prawda o awansach naukowych w naszym kraju. To
jest znacznie trudniejsze, bo wymaga wysiłku intelektualnego, a nie tylko
"bawienia się" statystyką. Ta bowiem "mieli" to, co zawiera, ale nie uwzględnia tego, co kryje się za tysiącami liczb. Tego już zbadać nie zamierzano.
Z wielkich liczb scjentometryści wyprowadzili następujący wniosek:
Profesorowie będący
członkami Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów mieli praktycznie
całkowitą kontrolę nad procedurą awansów naukowych w postępowaniach
habilitacyjnych, a dotyczyło to takich dyscyplin naukowych jak biochemia
(100%), elektronika (99%), chemia (98%), biologia (94%), ekonomia (93%) i
językoznawstwo (91%). Zapewne byli rozczarowani, kiedy z liczb dotyczących wniosków profesorskich nie mogli wyprowadzić żadnych dowodów na rzekomo niezwykłą koncentrację władztwa
członków CK.
Wielokrotnie pisałem w
swoich monografiach i artykułach poświęconych awansom naukowym w pedagogice, że
nie ma w kraju pozaakademickiej instytucji, która prowadziłaby badania
ilościowo-jakościowe, poprawne metodologicznie, gdyż ani CK, ani obecnie RDN
nie mają takiej możliwości. Sam prowadziłem takie badania uważając, że skoro
zostałem wybrany do CK, a obecnie do RDN przez środowisko naukowe (profesorów
tytularnych), to moim obowiązkiem jest udzielanie wszelkich informacji i
opracowań, dzięki którym można troszczyć się o jak najwyższą, merytoryczną
jakość w ocenie tych postępowań.
CK i RDN zostały powołane
m.in. do rekomendowania jednostkom akademickim recenzentów do postępowań
awansowych (w przypadku habilitacji 2 recenzentów spoza danej jednostki,
przewodniczącego i członka komisji habilitacyjnej, a w przypadku wniosku
profesorskiego CK powoływała 5 spośród rekomendowanych przez rady
jednostek 10 kandydatów), które - w przypadku ustawy z 2003 roku prowadzone
były w jednostkach dysponujących uprawnieniami do nadawania stopnia doktora
habilitowanego i wnioskowania o poparcie uchwały senatu o nadanie tytułu
profesora.
Gorąco polecam moje
szczegółowe analizy procedury, ale i problemów etycznych z tym związanych,
które nie są pochodną jedynie liczb. Gdyby nie CK a teraz RDN, to rzeczywiście
niektóre wnioski habilitacyjne czy profesorskie mogłyby być rozpatrzone
negatywnie ze względów pozamerytorycznych. Dzięki temu, że tego typu organ
sprawuje podporządkowaną kpa funkcję odwoławczą od odmów kandydatom nadania stopnia
doktora habilitowanego czy rekomednowania wniosku o tytuł profesora, można było uratować wiele osób
odwołujących się od nierzetelnych, nieobiektywnych recenzji oraz uchwał rad jednostek akademickich, a nie CK. Tego autorzy
zmanipulowanego interpretacyjnie artykułu już nie raczą dostrzec, bo same
liczby są w swej treści znaczeniowo "martwe".
O tym, z jakimi
problemami spotykają się socjolodzy pisał w czasopiśmie PAN
"Nauka"" Łukasz Remisiewicz (2019, nr 4). W mojej książce pt.
"Wprowadzenie do teorii krytykoznawstwa. Krytyka naukowa (nie tylko) w
pedagogice" (Kraków 2021) opisuję problemy z recenzowaniem wniosków
naukowych w psychologii, naukach prawnych, językoznawstwie, ale też w
bibliologii i informatologii.
Jakie kardynalne błędy
odsłonił statystycznym "diagnostom" w ich artykule G.
Węgrzyn?
po pierwsze, autorzy
informują, że członkowie CK byli wybierani przez 'starszą profesurę",
chociaż nie analizowali danych wyborców pod tym kątem. Pomijają fakt, że
członkowie CK zostali wybrani przez innych uczonych w procedurze
demokratycznych wyborów. W każdym dyscyplinie naukowej głosować mogli wszyscy
naukowcy posiadający tytuł naukowy profesora, dlatego należy założyć, że
zostali uznani za liderów w badaniach dyscyplin naukowych. Są zatem w stanie
obiektywnie oceniać procesy awansów naukowych. Innymi słowy, uzyskali
mandat zaufania jako naukowcy, którzy zostali wybrani w celu zapewnienia
poprawności procedur.
po drugie, błędnie piszą
o tym, że CK powoływała do komisji habilitacyjnej pięciu samodzielnych
pracowników naukowych. Ba, nie wiedzą, że przesyłana jednostkom uchwała
prezydium CK w tej sprawie podlegała weryfikacji przez rady wydziałów czy instytutów,
których członkowie mogli zgłosić zastrzeżenia co do członka komisji powołanego przez CK, jeśli mieli wiedzę na temat istniejącego
konfliktu interesów z wnioskodawcą o stopień naukowy albo z członkami rady
naukowej. W mojej dyscyplinie zdarzały się takie przypadki, ale i inne, które wynikały np. z sytuacji losowych (śmierć członka komisji, choroba,
nieplanowany wyjazd na staż zagraniczny itp.). W takiej sytuacji podejmowano uchwałę w CK o zmienia członka komisji habilitacyjnej.
po
trzecie, poważnym błędem autorów tej pseudo diagnozy jest jednak brak
informacji że każdy członek komisji habilitacyjnej, niezależnie od przypisanej
mu funkcji, miał jeden równoważny pozostałym głos, który tak samo decydował o poparciu
wniosku, zakwestionowaniu lub wstrzymaniu się od głosu. Na jakiej
podstawie piszą, że "praca przewodniczącego komisji habilitacyjnej i dwóch
pozostałych członków nie będących recenzentami sprawiała, że byli oni jedynie
dodatkowo głosującymi członkami komisji”?
Gdzie tu jest jakieś władztwo? Dlaczego postponują konieczny wkład pracy każdego członka
komisji, także nie będącego recenzentem, który także musiał zapoznać się z wszystkimi
osiągnięciami habilitanta i je ocenić? Dlaczego autorzy sugerują,
że głos przewodniczącego/-j komisji habilitacyjnej czy któregoś z recenzentów
był decydujący, narzucający niemerytoryczną konkluzję?
Jak pisze G.
Węgrzyn: "Twierdząc, że członkowie komisji „byli tylko dodatkowymi
członkami z prawem głosu w komisji” pokazuje jakże wysoki poziom ignorancji
autorów na temat analizowanego przez nich systemu awansów naukowych. Moim
zdaniem nigdy nie powinni podejmować się tego typu diagnoz, skoro nie potrafią
ich analizować".
Zwracałem
na to uwagę, że na mocy poprzedniej ustawy nie tylko recenzenci, ale także
pozostali trzej członkowie komisji habilitacyjnej musieli przedłożyć pisemnie
lub werbalnie w czasie obrad komisji swoją ocenę osiągnięć habilitanta.
Wszystko było protokołowane. Niestety, ustawa z 2018 roku wyeliminowała ten
obowiązek, toteż pisemną formę mają jedynie cztery recenzje. Jednak w
głosowaniu w sprawie o nadanie stopnia naukowego każdy głos ma tę samą
wagę.
po czwarte, jest w tym
artykule "kolejna śmieszna sugestia, że wybór członków CK na
przewodniczących komisji habilitacyjnych „może mieć związek z finansami”. To
prawda - stwierdza G. Węgrzyn - że wszyscy członkowie komisji habilitacyjnej
otrzymali wynagrodzenie finansowe za swoją pracę (kilkaset euro za wniosek).
Było to jednak wynagrodzenie za tzw. dodatkową pracę, którą należało
wykonać i - jak wskazano powyżej - nie była ona ani łatwa, ani nie wymagająca
poświęcenia czasu.
Każdy członek komisji
habilitacyjnej był zobowiązany do przeanalizowania wszystkich osiągnięć
kandydata, co zwykle zajmuje co najmniej kilka godzin, a nawet kilka dni w
przypadku bardziej złożonego lub spornego wniosku, a potem kilka godzin na
udział w posiedzeniu komisji. Sugerowanie, że były to „pieniądze za nic”
lub „łatwe pieniądze” jest po prostu absurdalne".
Pamiętam z czasów mojej działalności recenzenckiej w CK, że był przypadek profesora nauk technicznych, który będąc członkiem CK postępował nieuczciwie. Niewłaściwa postawa została nie tylko napiętnowana, ale skutkowała usunięciem tego profesora z gremium członków CK. O tym autorzy artykułu nie mogli wiedzieć, bo z liczb to nie wynika. Ówczesny przewodniczący CK reagował na każde naruszenie prawa czy norm obyczajowych. To jednak wymagałoby od autorów pseudonaukowego artykułu np. analizowania wszystkich protokołów prezydium CK. Tego jednak nie uczynili, bo nie mieli czasu lub nie chcieli, a było to przecież konieczne do eksplikacji surowych danych liczbowych.
Wyciąganie wniosków jedynie z danych statystycznych bez znajomości wszystkich procedur, procesów i ich zróżnicowanych uwarunkowań kompromituje autorów takich pseudodiagnoz, gdyż obliczenia metodami statystycznymi wymagają jeszcze merytorycznej interpretacji. Jedno jest pewne, wzrośnie im cytowalność, a ta nie musi mieć wiele do czynienia z naukową analizą.
Niezależnie od wszystkiego, warto docenić wieloletnie zaangażowanie Marka Wrońskiego, który ujawnia wszelkie matactwa, plagiaryzm i inne formy nieuczciwości akademickiej na łamach "Forum Akademickiego". Postępowania awansowe są w Polsce jawne. Każdy może przeczytać recenzję, a jeśli ta jest nierzetelna, to najwyższy czas podjąć z nią polemikę, także na łamach czasopism naukowych.
Stopnie doktora i doktora habilitowanego nadawały rady jednostek akademickich, a nie Centralna Komisja czy RDN. Czyżby w tle tego rzekomo demaskatorskiego artykułu kryły się czyjeś osobiste frustracje lub problemy? Doprawdy, nie naprawią polskiej nauki statystyczne obróbki danych liczbowych. Czas najwyższy, by każdy zaczął te zmiany od siebie.
(źróło ilustracji: paradaopornych.pl - zakupiona przez Oficynę Wydawniczą "Impuls" dla potrzeb blogera)