(źródło: facebook_1679751656555_7045389092097364129.jpg)
Tytułowe pytanie trzeba stawiać codziennie, aż do
zakończenia wyborów, skoro od ponad trzydziestu lat sprawujący władzę w
resorcie edukacji myślą i działają w imię własnych interesów (wyższe dochody,
autoafirmacja w opinii własnego elektoratu, najwyższe miejsce na liście
wyborczej swojej partii do Sejmu RP lub Europarlamentu itp.), partyjnej gry o
sprawowanie rządów w kraju, ale wszystko to odbywa się kosztem jakości
kształcenia młodych pokoleń i dobrostanu ich nauczycieli.
Kryzysogenne, nieudolne, bo niekompetentne zarządzanie
szkolnictwem pogłębia polityka utrzymywania nauczycielstwa na niskim,
nieadekwatnym do zadań oraz konieczności doskonalenia zawodowego poziomie
wynagrodzenia, co narusza nie tylko poczucie własnej godności części polskiej
inteligencji, ale także uświadamia potencjalnym kandydatom do tej profesji
trwałość stanu „wypalenia przestrzeni zawodowej” (określenie Aleksandra
Nalaskowskiego).
Od czasów PRL aż po marzec 2023 roku poziom płac
nauczycieli rozpoczynających pracę zawodową w szkolnictwie publicznym, bez
względu na stopień ich wykształcenia i posiadanych kwalifikacji, był z krótką
przerwą w latach 1990-1992 i nadal jest poniżej lub w granicach najniższej
płacy w kraju. Utrzymywanie nauczycielskiego stanu na granicy przeżycia sytuuje
ich w roli niewolników w białych kołnierzykach, którzy mają powstrzymywać swoje
ambicje i rezygnować z jakichkolwiek form protestu, gdyż rządzący utrwalają w
społeczeństwie dziewiętnastowieczne przesłanie o posłannictwie, misyjności ich
roli zawodowej.
Opublikowana powyżej tabela zawiera dane dotyczące
wakatów nauczycieli w szkolnictwie publicznym w dniu 24 marca 2023 roku we
wszystkich województwach. Zwracam uwagę na to, że podane liczby dotyczą
nauczycieli w ogóle, bez wskazania na ich kierunkowe wykształcenie, które jest
konieczne do realizacji podstawy programowej wychowania przedszkolnego,
kształcenia ogólnego czy zawodowego.
Dochodzi już do tak absurdalnych sytuacji, jak
mająca miejsce w Łodzi w jednej ze szkół, w której dyrektor prowadzi lekcje z siedmiu
przedmiotów! Jestem pełen uznania dla tego pedagoga, aczkolwiek mało kto zdaje
sobie sprawę z tego, jakim kosztem jego życia osobistego to się toczy i w jakim
stopniu sprzyja efektywności edukacji.
To, że w polskim szkolnictwie quasi publicznym mamy
większość nauczycieli, wcale nie oznacza, że zachodzi w toku zajęć wysokiej
jakości proces kształcenia. Zapewne w minimalnym zakresie, ograniczonym
ktokolwiek ma czas, ochotę na podejmowanie kwestii społeczno-wychowawczych.
Pogłębia się poziom destabilizacji, destrukcji i
deformy szkolnej, które nie poprawi zapowiadana przez - z całym szacunkiem dla
niekompetentnego ministra - zapowiedź zmniejszenia liczby godzin w szkołach
podstawowych czy ponadpodstawowych (?). "Od samego mieszania herbata nie staje się słodsza - pisał Stefan Kisielewski w okresie Polski Ludowej,
a przecież to model z tego czasu jest dzisiaj reprodukowany w rodzimej
edukacji.
To nieprawda, że wszystkie dzieci są nasze, podobnie
jak nie jest prawdą, że centralistycznie i monopartyjnie sterowana polityka
oświatowa jest dobrem wspólnym, bo nie jest. Prawdopodobnie jeszcze długo nie stanie się dobrem ogólnospołecznym, skoro rządy polegają na dzieleniu, konfliktowaniu społeczeństwa i dezawuowaniu nauki.
Nauczyciele twierdzą, że zapowiedziane przez ministra zmniejszenie liczby zajęć w planach kształcenia ma spowodować wyeliminowanie powyższych wakatów. Zapewne tak, bo jak nie ma chętnych do pracy, to w działalności usługowej (szkolnictwo nie jest forpocztą zmian kulturowych, technologicznych, innowacyjnych) redukujemy czas pracy. Wóczas ci, którzy zostaną, zapewnią realizację programu kształcenia. Zapewnią???