Lokalna prasa Trójmiasta milczy, toteż problemem
zajęli się niezależni dziennikarze, do których udała się młodzież akademicka z
Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego. Władze uczelni kształcącej
m.in. przyszłych pedagogów specjalnych okazały się odporne na apele studentek,
by przerwano stosowaną wobec nich przemoc psychiczną (mobbing) przez jedną z profesorek tak
szacownej uczelni i znakomitego środowiska naukowego.
Nie muszę nikogo przekonywać, że naruszanie czyjejś
godności, obrażanie, stosowanie przemocy psychicznej, nie może mieć miejsca w
życiu społecznym, a co dopiero w instytucji publicznej, która ma przygotowywać
kadry do przeciwdziałania wszelkim aktom dehumanizacji, do kształcenia i
wychowywania młodych pokoleń bez przemocy.
Nic nie usprawiedliwia przemocy. Co z tego, że rzekoma
opresorka nie prowadzi aktualnie zajęć dydaktycznych, skoro wynika to z
przebywania przez nią na urlopie zdrowotnym, a nie na skutek przeprowadzenia
dochodzenia we właściwym dla tego typu spraw organie i zastosowanej sankcji
karnej. Studenci słusznie pytają, co będzie, kiedy mobberka powróci do sal
dydaktycznych?
Kadra naukowa Instytutu Pedagogiki UG wsparła studentów,
zachęcając ich do złożenia stosownego wniosku o zbadanie ich zarzutów przez
odpowiednią komisję. Czy władze uczelni świadomie popełniły błąd, kierując
studencki pozew do Komisji Dyscyplinarnej UG zamiast do Rzecznika ds. Równego Traktowania i Przeciwdziałania
Mobbingowi?
W świetle prawa o szkolnictwie
wyższym i nauce komisja dyscyplinarna nie jest upoważniona do badania tego
typu patoaktywności nauczycieli akademickich. Jak można było dopuścić do
przekazania studentom orzeczenia komisji dyscyplinarnej o umorzeniu
postępowania wobec mobbingującej ich osoby z kadry akademickiej?
Przez ponad rok, na prośbę władz uczelni, sprawa miała być trzymana w
tajemnicy. Dopiero po umorzeniu postępowania przez rzecznika dyscyplinarnego
uczelni, studenci pedagogiki specjalnej zdecydowali się nagłośnić w liście
skierowanym do mediów zachowanie jednej z wykładowczyń. (...)
W skardze opisano m.in. zmuszanie seminarzystów do wizyt w
prywatnym mieszkaniu pani profesor, gdzie np. przez trzy godziny profesor
krzyczała na płaczącą seminarzystkę. Nazywanie ich „debilami",
„idiotami", „niedołęgami", "osobami upośledzonymi",
nieodpowiednie traktowanie studentki z niepełnosprawnością ruchową.
Jak widać, efektywność kształcenia w naukach
społecznych okazała się dla studentów tego kierunku głęboko osobistym
doznaniem. Na przysłowiowej "własnej skórze" przekonali się, jak nie
powinno rozwiązywać się tak poważnych problemów społecznych i
intersubiektywnych.
To co mają teraz uczynić? Może skierować sprawę do
Rzecznika Praw Obywatelskich?